0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

W umowie koalicyjnej nie znalazło się słowo „aborcja” – jak widać, ciągle nie przechodzi politykom przez usta. Nie ma w niej nie tylko deklaracji o legalizacji zabiegu przerywania ciąży do 12. tygodnia, ale nawet kompromisowej zgody ws. ustawy o dekryminalizacji. Wiemy, że weto postawiła Trzecia Droga, szczególnie PSL. Panowie Hołownia i Kosiniak-Kamysz konsekwentnie zapowiadali, że na takie zapisy się nie zgodzą. A panowie z Koalicji Obywatelskiej i Lewicy najwyraźniej zbyt mocno ich do takich rozwiązań nie przekonywali.

Przeczytaj także:

Panowie, dogońcie wreszcie własny elektorat (i XXI wiek)

Cały zapis ezopowo odnoszący się do przerywania ciąży zawiera się (jeśli trafnie odczytujemy ogólnikową metaforę) w punkcie szóstym umowy i brzmi następująco:

„Wzmocnimy prawa kobiet, które będą kluczowym obszarem działań, Koalicji. Unieważnimy wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku. Kobiety mają prawo decydowania o sobie”.

Czyli dwa ogólniki i jeden niejasny konkret, oznaczający de facto powrót do radykalnie konserwatywnej na tle Europy ustawy z 1993 roku.

Już chyba lepiej, by tego punktu w ogóle nie było, a aborcja (lub chociaż jej dekryminalizacja) została po prostu szybko przegłosowana na najbliższym posiedzeniu Sejmu. Ale słowa o prawie kobiet do decydowania o sobie kompromituje tę koalicję. Bo co to znaczy? To tak jakby z dumą napisać, że kobieta jest człowiekiem. No jest, ale wydawałoby się, że w 2023 roku jednak nie trzeba umieszczać tego w żadnych umowach politycznych.

Kobiety 15 października głosowały w dużej części po prostu za legalną aborcją. W listopadzie 2022 za prawem do przerwania ciąży do 12. tygodnia opowiadało się 70 proc. badanych. W elektoracie PSL było to 78 proc., w elektoracie Polski 2050 – 84 proc.:

Tusk się uparł?

Z deklaracji polityków w Sejmie wynikało, że na jakimkolwiek zapisie dotyczącym przerywania ciąży zależało nie tylko Lewicy (co oczywiste), ale także Donaldowi Tuskowi. Agata Szczęśniak pisała w swoim tekście, że lider KO jest w stanie dużo oddać za aborcję w umowie. Wie, że to obiecał wyborczyniom i nie chce już na samym początku narazić się na zarzut łamania tak wyraźnie obietnic wyborczych. Z przecieków sejmowych wynikało także, że z kolei Trzecia Droga, chociaż nie chce aborcji w umowie, nie chce jej też w protokole rozbieżności, żeby nie wyjść na całkowicie zacofaną i na hamulcowego ugody:

Szczęśniak pisała natomiast, że do ostatniej chwili toczyły się boje o wpisanie do umowy ustawy ratunkowej, czyli dekryminalizacji aborcji. Decyzję mieli podjąć w ostatniej chwili czterej panowie.

Chodzi o projekt tzw. ustawy ratunkowej, złożony przez Lewicę w Sejmie na początku 2021 roku. Jest krótki, zawiera tylko dwa artykuły, w których zapisano, że:

  • przerwanie ciąży do 12. tygodnia za zgodą kobiety nie jest przestępstwem;
  • nie byłaby w ogóle karana pomoc w przerwaniu ciąży;
  • w przypadku wykonania aborcji naruszającej przepisy, karę pozbawienia wolności do lat trzech projekt zastępuje grzywną, ograniczeniem lub pozbawieniem wolności, ale do roku;
  • nie byłoby też karane wykonanie aborcji po 12. tygodniu, jeżeli „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”.

To ważne szczególnie dla lekarzy, którzy przestaliby się bać ratowania kobiety. Co ona oznacza wyjaśniała w rozmowie ze mną Kamila Ferenc:

Jednak efekt końcowy pokazuje, że najwyraźniej za korytarzowymi deklaracjami nie szły realne działania i determinacja.

„Sprawa światopoglądowa”

W umowie koalicyjnej żadnych spraw światopoglądowych – zapowiadali panowie z PSL i Polska 2050. I słusznie, bo aborcja nie jest sprawą światopoglądową, jest życiem.

Działaczki z Aborcyjnego Dream Teamu i Federy, które wspierają kobiety w przerywaniu ciąży od lata pokazują historie aborcyjne.

To nie historie debat i opinii, ale sytuacji tak samo życiowych jak szkoła, podatki, inflacja, czy pobyt w szpitalu.

To historie nie tylko osób, które po wyroku TK nie mogły przerwać ciąży, gdy płód był uszkodzony. To także osoby, które nie chciały być w ciąży z bardzo wielu powodów: bo nie były na to gotowe, nie miały pieniędzy, nie miały pracy, nie miały mieszkania, dopiero studiowały. Albo nie chciały. I te osoby, jak wskazują statystyki organizacji takich jak ADT czy Federa, aborcję zrobiły niezależnie od poglądów – własnych lub innych. Bo niechciana lub zagrażająca ciąża nie ma nic wspólnego z opinią czy światopoglądem.

To oczywiste, ale słowo wytrych – światopogląd – pozwala od lat bagatelizować prawa kobiet i prawa reprodukcyjne. Obniża ich rangę, a jednocześnie zatyka usta oponentom, bo przecież nie można na nikim (pośle) wymusić zmiany światopoglądu.

Panowie, aborcja to życie, a nie światopogląd, a osoby, które poszły do wyborów nie poszły tam, by słuchać waszych opinii. Poszły, bo chciały zmiany prawa aborcyjnego. I nie zadowolą się ani „kompromisem”, ani „bezpieczeństwem kobiet”.

Druga szansa

Co więcej, bagatelizowanie tej „sprawy światopoglądowej” kosztowało PiS władzę. Nagle Mateusz Morawiecki i inni politycy PiS zostali zwolennikami przesłanki embriopatologicznej. Politycy Prawa i Sprawiedliwości przyznają to, co OKO.press pisało od początku – ich zła passa zaczęła się 22 października 2020 roku po orzeczeniu Trybunału Przyłębskiej, a ich wyniki sondażowe później już nigdy się nie odbudowały do poziomu sprzed decyzji TK.

Dziś opozycja straciła pierwszą szansę, by tę lekcję odrobić wcześniej, zanim porażka zaboli. Jest jednak jeszcze druga szansa, czyli przyjęcie dwóch ustaw najszybciej jak się da. Z rozmów sejmowych wiemy, że w nowej kadencji Sejmu KO i Lewica mają zamiar złożyć ustawę legalizująca aborcję do 12. tygodnia, a do tego Lewica również ustawę ratunkową. Kiedy? Nie wiadomo, ale im szybciej, tym lepiej.

Zanim zaufanie wyborczyń stopnieje do końca.

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze