0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.plFot. Grzegorz Celeje...

Odmedykalizować aborcję

Magdalena Chrzczonowicz, OKO.press: Aborcja w idealnym świecie po wyborach…

Kamila Ferenc, prawniczka Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (FEDERA): W idealnym świecie uchylamy ustawę, która jest teraz i przyjmujemy nową, która w ogóle inaczej reguluje i “ustawia” sprawę aborcji. Dekryminalizujemy aborcję, wykreślamy ją z kodeksu karnego. Znika ryzyko odpowiedzialności karnej dla matek, sióstr, przyjaciółek czy partnerów chcących pomóc swoim bliskim w realizacji decyzji o przerwaniu ciąży. Odchodzimy od aborcji jako wyjątku od zakazu – aborcja jest po prostu osobistą decyzją, nie trzeba się z niej tłumaczyć. Ustawa natomiast ma na celu nie moralną ocenę aborcji, ale wskazanie, w jakich sytuacjach państwo tę aborcję finansuje.

Do 12. tygodnia?

Ta cezura jest najbardziej znana, oswojona, pojawiała się w projektach obywatelskich, w sondażach opinii, jest minimalnym europejskim standardem, więc tak – na ten moment do 12. tygodnia bez podania powodów, po 12. tygodniu w przypadku ciąży powstałej w wyniku czynu zabronionego, wad płodu (większości nie da się wykryć wcześniej) i oczywiście zagrożenia dla zdrowia i życia pacjentki.

Ale to nie koniec. Aborcję trzeba też “odmedykalizować”. Nie może być tak, że kobieta, która chce przerwać ciążę, zawsze leży w szpitalu i jest pod kontrolą (nie mylić z opieką) lekarza. Jeżeli nie ma szczególnych uwarunkowań lub przeciwwskazań, może przyjąć tabletki w domu, zrobić to sama.

W placówce medycznej powinna jednak dostać darmowe leki do aborcji, instrukcję przyjmowania i zapewnienie, że w każdej chwili może zadzwonić lub przyjść po poradę lub sprawdzić, czy wszystko jest ok. Polscy ginekolodzy muszą zacząć być uczeni nowoczesnych metod przerywania ciąży – od metody próżniowej przez farmakologiczną po chirurgiczną i łyżeczkowanie – stosowane w ostateczności. Tak jak mówi WHO. Zastosowanie w sprawie przerywania ciąży powinna znaleźć telemedycyna.

Część z tych zagadnień będzie można wprowadzić rozporządzeniem.

Dekryminalizacja aborcji

A co można zrobić od razu, zakładając, że liberalizacja chwilę potrwa?

Dekryminalizacja aborcji. Przeprowadzenie aborcji i pomoc w aborcji nie mogą być karane, sankcje muszą raczej dotyczyć tych, którzy nie chcą wykonać legalnego zabiegu.

Trzeba też zlikwidować instytucję klauzuli sumienia w opiece zdrowotnej. Dobro pacjenta/pacjentki, wiedza medyczna i prawo nie mogą być zastąpione przez światopogląd lekarza.

Można też poluzować niektóre wymogi, które mamy dzisiaj. Na przykład zaświadczenie, które przy dzisiejszej ustawie pozwala wykonać aborcję z powodu zagrożenia zdrowia pacjentki, musi wydać lekarz specjalista na przykład psychiatrii. Można za pomocą rozporządzenia ustalić, że takie zaświadczenie może wydać po prostu lekarz POZ lub ten, który prowadzi ciążę.

Myślimy też szerzej o prawach reprodukcyjnych. Bardzo ważne jest zniesienie recepty na antykoncepcję awaryjną. Można ustanowić strefy bezpieczne pod szpitalami – żeby osoby, które leżą w szpitalu, nie musiały słuchać protestujących pod oknem przeciwników aborcji.

Można już dzisiaj, także nie zmieniając ustawy, wprowadzić rzetelną edukację seksualną do szkół. Można rozszerzyć program badań prenatalnych, objąć nim wszystkie pacjentki, więcej badań refundować. Należy w końcu, projektując system opieki zdrowotnej, zacząć dbać o potrzeby osób z niepełnosprawnościami czy osób migranckich.

Badamy teraz w FEDERZE prawną możliwość wprowadzenia do obrotu w Polsce misoprostolu nawet przed liberalizacją ustawy aborcyjnej oraz ułatwienia dostępu do leków do aborcji, np.za pomocą programu zdrowotnego. Oczywiście to przy założeniu, że aborcja nie jest karana, czyli najpierw dekryminalizacja.

Ale najlepiej by było, gdybyśmy po prostu zmienili ustawę o aborcji.

Przeczytaj także:

Właśnie, posłanki Lewicy mówią sporo o ustawie o dekryminalizacji aborcji. Przyjrzałam się jej i ona nie znosi całkowicie kar za aborcję. Zamiast kary 3 lat więzienia za wykonanie aborcji po 12. tygodniu mamy grzywnę lub karę więzienia do roku.

To prawda. Wydaje mi się, że to był taki “kompromis” ze strony Lewicy, która uznała, że będzie to łatwiej przyjąć. Ten projekt był faktycznie ratunkowy, chodziło o to, żeby kobiety nie umierały w szpitalach – głównie przy przesłankach embriopatologicznych. Bo projekt ustawy ratunkowej stwierdza, że “nie popełnia przestępstwa, kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę, jeżeli od początku ciąży nie upłynęło więcej niż 12 tygodni i że nie podlega karze, kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę, jeżeli badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”.

Uważam, że dzisiaj nie trzeba się już ograniczać i należy przyjąć ustawę, która całkowicie znosi karalność. Czyli uchylić art. 152 i 157a kodeksu karnego.

Art. 152. Kodeksu karnego

§ 1. Kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę z naruszeniem przepisów ustawy, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

§ 2. Tej samej karze podlega, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania.

§ 3. Kto dopuszcza się czynu określonego w § 1 lub 2, gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

Projekt ustawy ratunkowej:

Art. 1. W ustawie z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz.U. z 2020 r. poz. 1444) w art. 152 wprowadza się następujące zmiany:

1) w § 1 wyrazy „karze pozbawienia wolności do lat 3” zastępuje się wyrazami „grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”;

2) uchyla się § 2 w całości;

3) w § 3 skreśla się wyrazy „lub 2”;

4) dodaje się § 4 i 5 w brzmieniu: „§ 4. Nie popełnia przestępstwa, kto za zgodą

kobiety przerywa jej ciążę, jeżeli od początku ciąży nie upłynęło więcej niż 12 tygodni.

§ 5. Nie podlega karze, kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę, jeżeli badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.”.

Kompromis nikomu niepotrzebny

Przyznam, że nie wszystko rozumiem. Jak to możliwe, że aborcja w ustawie o ochronie płodu będzie dozwolona tylko w dwóch przypadkach (zakładając, że najpierw wejdzie ustawa ratunkowa, a liberalizacji nie będzie), a jednocześnie będzie wykreślona z Kodeksu karnego. To możliwe? To jest przestępstwo, czy go nie ma?

Nie ma. Jeżeli wykreślimy karalność z KK, to przestępstwa nie będzie.

Chodzi o to, że aborcji nie będzie można zrobić w szpitalu na NFZ. Aborcja nie byłaby zatem przestępstwem, ale nie byłaby też objęta finansowaniem państwa. Państwo nie karze cię za aborcję (a więc w niej nie przeszkadza), ale też w niej nie pomaga. Czyli poza systemem państwowej ochrony zdrowia możesz swobodnie zrobić aborcję, tylko że na własny koszt.

Dekryminalizacja to jest połowiczny sukces, który pozwala działać swobodnie poza systemem, bez strachu, że policja będzie cię inwigilować, wzywać, dopytywać i bez tego strachu, że każde poronienie będzie podejrzane. Chodzi o sytuacje, gdy dzwonisz po pomoc lekarską po poronieniu lub aborcji i natychmiast jest wszczynane postępowanie karne – może nie ty jesteś podejrzana, ale przesłuchują twoją rodzinę, wypompowują szambo itp. Bo skoro była/mogła być aborcja, to ktoś mógł w niej pomóc i machina organów ścigania rusza. Bez istnienia takiego przestępstwa w kodeksie karnym aborcja nie powinna ich już interesować.

Dzięki temu też lekarze nie będą się bali przerywać ciąży, co może uratować życie pacjentce.

Ale ustawa ratunkowa nie zapewni z kolei tego, że państwo powinno się aborcją interesować w dobrym tego słowa znaczeniu – finansować to świadczenie zdrowotne, podnosić kwalifikacje lekarzy, podnosić standardy opieki okołaborcyjnej. Nie może być tak, że jeśli nie mam pieniędzy na aborcję, to muszę się pogodzić z tym, że moje życie wywróci się do góry nogami wbrew mojej woli. Albo co gorsza – coś mi się stanie.

Jest prawdopodobne, że nowy Sejm najpierw wróci do znanego nam tak zwanego kompromisu, czyli restrykcyjnej ustawy z 1993 r. Uważasz, że to ma jakikolwiek sens, jeżeli miałoby być tylko etapem?

Nie, to nie ma sensu. Po pierwsze, to będzie miało znaczenie symboliczne i przyniesie rozczarowanie wśród Polek, które liczyły na więcej, a nie na powrót do czegoś, co nie działało i nie odpowiadało na ich potrzeby.

Po drugie, dla polityków to będzie taka furtka, unik i pokusa, by tak sprawy zostawić i ten praktyczny zakaz aborcji zostanie z nami na zawsze.

Politycy powiedzą – w sumie jest, jak było przez 30 lat, to było może niezbyt dobre prawo, ale przynajmniej był święty spokój. A to nieprawda – to pod rządami tamtego prawa umarła Agata Lamczak, próbowano zmusić nastolatkę do urodzenia dziecka z gwałtu (sprawa P. i S. przeciwko Polsce), zlekceważono zdrowie Alicji Tysiąc i ryzyko utraty przez nią wzroku (sprawa Tysiąc przeciwko Polsce), zmuszono kobietę do urodzenia dziecka z ciężką wadą genetyczną, pozbawiając ją prawa do badań prenatalnych (sprawa R.R. przeciwko Polsce). A to tylko te nagłośnione sprawy.

Po trzecie, z praktycznego punktu widzenia sama ustawa z 1993 r. jest nikomu niepotrzebna. Przy użyciu przesłanki zdrowia psychicznego umożliwiamy dostęp do aborcji w polskich szpitalach. Aborcja Bez Granic pomaga wyjechać do klinik zagranicznych. Wymaga to ciężkiej pracy przy każdym przypadku. Ale przywrócenie tamtego przepisu wcale nie ułatwi nam pracy, bo i tak trzeba będzie pilnować jego przestrzegania, tak jak to było w latach 1993-2020. Wolimy poczekać na normalną ustawę, która uczyni aborcję legalną i dostępną.

Jest jeszcze jeden wątek: skład Trybunału Konstytucyjnego, który zaostrzył prawo antyaborcyjne (usunął przesłankę embriopatologiczną) w 2020 r. był wadliwy, a więc nie był sądem w rozumieniu prawa europejskiego (odsyłam do wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka Xeroflor przeciwko Polsce). Więc to, co wydał, nie jest wyrokiem – nie powinno rodzić skutków prawnych. Można zatem uznać, że ta przesłanka w polskim prawie ciągle jest. Ale jak w praktyce przekonać do tego, wytłumaczyć to lekarzom, policjantom, urzędnikom?

My w tym czasie nauczyłyśmy sobie same radzić z systemem. Oczywiście, w sensie godnościowym to jest upokarzające, że tłumaczysz się komuś, dlaczego chcesz lub musisz przerwać ciążę. I przekonywać go, że naprawdę to zagraża twojemu zdrowiu.

I ciągle natrafiamy na mnóstwo przeszkód i problemów. Są szpitale, które odmawiają aborcji z przesłanki zdrowia psychicznego. Pacjentki wybierają sprawdzone ośrodki. Powoli udaje nam się rozszerzać tę mapę. Gdy napotykamy na opór, składamy sprawę u Rzecznika Praw Pacjenta. Wygrywamy sprawy.

Mogliśmy je uratować

Jasne wytyczne z ministerstwa pewnie ułatwiłyby sprawę, ale sławny zespół ds. opracowywania wytycznych w zakresie procedur związanych z zakończeniem ciąży chociaż powstał, to nie wydał z siebie nic od czerwca.

Zamiast tego były przekazy antyaborcyjne ze strony polityków PiS, które sprawiały, że lekarze uważali – wbrew prawu – że płód jest ważniejszy od kobiety. Przepisy, które mamy nie skazywały na śmierć Izabeli z Pszczyny czy Doroty z Nowego Targu. Mogliśmy je uratować. Ale lekarze woleli czekać. Woleli nie narazić się władzy, niż zastosować prawo.

Minister Niedzielski mówił o tym, że zdrowie, które jest przesłanką do aborcji, to także zdrowie psychiczne. To było tuż po śmierci Doroty z Bochni.

Tak, powiedział to dopiero, gdy wywalczyłyśmy u Rzecznika Praw Pacjenta taką decyzję [OKO.press pisało o tym tutaj]. Byli już pod ścianą. Teoretycznie w listopadzie 2021 r. po śmierci Izabeli z Pszczyny także wydali takie wytyczne dotyczące zagrożenia życia, ale one były bardzo wąskie, nieprecyzyjne, bardzo zachowawcze [można je zobaczyć tutaj]. Właściwie ciągle antyaborcyjne.

Czekamy na normalne, konkretne wytyczne i jasny sygnał z góry, że życie kobiety jest najważniejsze, że jej zdanie na temat własnego zdrowia czy przyszłości ciąży jest wiążące.

Teraz już chyba od nowego ministra?

I to jest coś, co, jak pytałaś, można zrobić jeszcze przed liberalizacją ustawy. Jasny, proaborcyjny sygnał dla lekarzy. I szkolenia, bo lekarze dzisiaj nie wiedzą, jak się te aborcje robi. A jeżeli jeszcze dopiszemy sankcję za niewykonanie koniecznej czy legalnej aborcji, to okaże się, że lekarze przestaną bać się konsekwencji wykonania aborcji, a zaczną się obawiać tego, co się stanie, gdy jej nie zrobią.

Nowy rząd powstanie zapewne przed końcem roku, zaprzysiężono nowych posłów i posłanki. Jak chcecie zabiegać o nowe prawo w tym nowym rozdaniu?

Mamy przed sobą takie dwie fazy. Pierwsza faza, która się już rozpoczęła, to jest identyfikacja problemów do zmiany i research, jak można je rozwiązać w obecnej sytuacji, jakie są do tego środki prawne – oprócz oczywistej ścieżki legislacyjnej. Potem będzie faza pisania projektów ustaw, rozporządzeń. 90 proc. mamy zresztą już opracowanych.

Kolejna faza to będą spotkania rzecznicze z parlamentarzystami i sprawdzania poparcia dla różnych projektów, nakłaniania ich do różnych projektów. Tak żeby jak najwięcej udało się przyjąć i zrealizować przez te cztery lata.

Oczywiście, jak będą nowi szefowie resortów, to im dostarczymy projekty rozporządzeń, podpowiemy ścieżki, procedury.

Ważne jest też działanie, które zmienia sposób myślenia o aborcji. To będziemy kierować głównie do polityków, bo oni mają często stereotypowy sposób myślenia o przerywaniu ciąży, jako czymś zawsze trudnym i niebezpiecznym, tragicznym. A to jest zwykły zabieg medyczny lub podanie bezpiecznej tabletki.

Może udałoby się nawet rozpocząć edukowanie lekarzy w tym zakresie – organizować szkolenia. Mamy nadzieję, że uda się wejść z rzetelną, dopasowaną do wieku edukacją seksualną do szkół, gdy zmieni się minister edukacji i kuratorzy.

Prawo i praktyka do zmiany

Obawiam się jednej rzeczy, o której tu zresztą rozmawiamy. Że politycy poprzestaną na takim miękkim przyzwoleniu, czyli po prostu nie będą ścigać aborcji, ale też nie zmienią prawa. Po prostu polityczna wola będzie taka, żeby nie ścigać i tyle. I powiedzą – zobaczcie, nie ścigamy, po co wam ustawa.

Jest taka obawa, ale jest mocny argument przeciw. Władza może się znowu zmienić i co wtedy? Wtedy ten brak prawa, to dogadanie “na gębę” znowu sprawi, że kobiety będą zagrożone. Najlepiej gdyby te dwa aspekty – prawo i praktyka – zmieniały się jednocześnie, obok siebie i razem. Jedno bez drugiego nie będzie działać. Do tego dochodzi niezbędna zmiana mentalności, wzrost świadomości społecznej. U wyborców i wyborczyń już go widać [Zob. sondaż Ipsos dla OKO.press], czas na ginekologów, jeden z bardziej konserwatywnych zawodów, jaki znam…

Kilka dni temu minęły trzy lata od pseudowyroku TK. Jakie są wasze statystyki aborcyjne?

Przez trzy lata, od 22 października 2020 r. udzieliłyśmy 20 tys. porad dotyczących aborcji. Pytania dotyczyły absolutnie wszystkiego – jak zrobić aborcję, gdzie dostać tabletki, co się dzieje podczas aborcji farmakologicznej, czy skoro krwawię, to dzieje się coś złego i trzeba do szpitala, ile tabletek zażyć itp. Towarzyszyłyśmy też (telefonicznie) kobietom podczas aborcji w domu.

2,6 tys. aborcji w polskich szpitalach, na NFZ. W tylu udało nam się pomóc, wymóc, pokierować pacjentki i w tylu sprawach mamy informację zwrotną, że się udało. Nie ma tych aborcji w oficjalnych statystykach. Lekarze wpisują “poronienie w toku”, czy coś innego i jest.

56 osób od początku 2023 r. objęłyśmy bezpłatną opieką prawną, czyli napisałyśmy wnioski do szpitala o przerwanie ciąży.

Na zdjęciu: 14.06.2023 r. Gliwice. Protest ''Ani jednej więcej'' po śmierci ciężarnej Doroty w szpitalu w Nowym Targu.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze