"Udało się przywrócić zabiegi m.in. w Białymstoku, Bełchatowie, Warszawie, Łodzi, Rudzie Śląskiej" - mówi OKO.press Kamila Ferenc, prawniczka Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Opowiada o obronie prawa kobiet do gwarantowanego zabiegu aborcji po orzeczeniu TK
"Stan wyższej konieczności" - tak rząd uzasadnia brak publikacji wyroku TK Julii Przyłębskiej w sprawie zakazu aborcji. Dopóki wyrok nie jest opublikowany, zabiegi w szpitalach państwowych są legalne, chociaż szpitale zaczęły się z nich wycofywać już dzień po wyroku. Jak sytuacja wygląda 4 grudnia? W rozmowie z OKO.press mówi o tym Kamila Ferenc, prawniczka Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Magdalena Chrzczonowicz, OKO.press: Tuż po decyzji TK Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji szpitale zaczęły odwoływać zaplanowane zabiegi przerwania ciąży. Z dnia na dzień.
Kamila Ferenc: 22 października wszystko się zmieniło. Szpitale – m.in. w Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu, Bielański w Warszawie – zwróciły się do kancelarii prawnych obsługujących szpitale z prośbą o opinię, czy należy dalej realizować zabiegi. Warto przypomnieć, że aborcja w trzech przypadkach dozwolonych prawem jest świadczeniem medycznym realizowanym przez NFZ.
Kancelarie prawne doradziły, żeby szpitale na wszelki wypadek wstrzymały się z wykonywaniem zabiegów. Pacjentki, które miały zaplanowaną aborcję, nagle dowiedziały się, że szpital odwołuje zabieg. Kobiety zaczęły do nas dzwonić i pisać – były przerażone, bo miały już wyznaczony termin – a wiadomo, że w Polsce nawet ustawową aborcję nie jest prosto uzyskać – i zostały wypisane ze szpitala.
Wiem, że w wyniku waszej interwencji udało się to częściowo zahamować. Jak to wyglądało?
Zaczęłyśmy dzwonić do szpitali i przedstawiać nasze opinie prawne. Mamy opinię radcy prawnego Marcina Górskiego i opinię Zespołu Ekspertów Prawnych Fundacji Batorego. W obydwu jest jasno powiedziane, że dopóki wyrok nie jest opublikowany, aborcje mogą być wykonywane. Jest to zresztą obowiązek szpitala, bo aborcja, jak wspomniałam, jest świadczeniem gwarantowanym.
Aborcje szpital może wykonywać do dnia opublikowania wyroku. Co więcej, nawet jeżeli wykonasz aborcję w dniu, w którym wyrok zostanie opublikowany, nie popełniasz przestępstwa (mimo że wyrok obowiązuje od północy danego dnia, nieważne, o której został opublikowany).
Jeżeli więc lekarz przeprowadzi zabieg o 12:00, a o 14:00 wyrok pojawi się w dzienniku ustaw, lekarz nie popełnia przestępstwa, nie może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej.
Czasami interweniowałyśmy przy pomocy polityków, tzn. głównie polityczek, czasem lokalnych organizacji np. Dziewuchy Dziewuchom w Łodzi.
W kilku szpitalach takie interwencje się udały. Pacjentki jechały powtórnie do szpitala i zabieg został wykonany, mimo że wcześniej odesłano je z kwitkiem. Ale jednocześnie szpitale nie chciały potwierdzić na piśmie, że wznawiają zabiegi. Kilka razy prosiłyśmy o takie potwierdzenie i nic nie dostałyśmy. Po prostu wiemy od pacjentek, że aborcja została wykonana.
Najszybciej swoją działalność wznowił Szpital Bielański w Warszawie i tak naprawdę jest dzisiaj takim bezpiecznikiem dla kobiet w tej trudnej sytuacji. Gdy w jakimś innym szpitalu egzekwowanie zabiegu aborcji trwałoby zbyt długo, na co nie chcemy pacjentek narażać, my je zapraszamy do Warszawy do Bielańskiego i tam bezpiecznie, bez dodatkowej stygmatyzacji mają aborcję.
Ile kobiet się do Was zgłosiło przez ten miesiąc?
Samych telefonów było już około stu. Część to były po prostu pytania: co teraz, co wyrok zmienia, co ze mną będzie? Część kobiet nie miała jeszcze decyzji o terminacji, były dopiero w trakcie diagnostyki.
Natomiast część z tej setki – kilkadziesiąt – to były telefony właśnie z powodu odmowy lub wstrzymania zabiegu. Czasami szpitale nie odwołują zabiegu wprost, tylko zaczynają przeciągać, kluczyć. Pacjentka żyje w zawieszeniu, nie wie, co się dzieje, bo nikt z nią nie rozmawia, lekarza nie ma, ordynatora nie ma. Cisza. Takie telefony też miałyśmy.
Albo szpital, tak zrobił np. ten w Bydgoszczy, wpada na pomysł, żeby stwierdzić, że już na aborcję jest za późno. Tylko że w tym samym przypadku w Bydgoszczy jest za późno, a w Warszawie nie jest za późno. Składamy wtedy sprzeciw do komisji lekarskiej, która najczęściej, bo tak miałyśmy dotychczas, potwierdza, że nie został przekroczony czas na aborcję, tylko lekarz źle ocenił wiek ciąży, stwierdził arbitralnie, że aborcje można przeprowadzać tylko do 22. tygodnia ciąży, zamiast ocenić indywidualnie, czy płód jest zdolny do samodzielnego przeżycia poza organizmem kobiety w ciąży.
Moim zdaniem celowo, żeby mieć pretekst do odmowy.
Dla kobiet, które potrzebują aborcji, to musi być koszmar.
Tak, to jest koszmar. Prawda jest taka, że dzisiaj ten system nie działa. On działa tylko wtedy, gdy jest ręcznie sterowany, ktoś się zgłosi na przykład do Federy, pacjentka jest zdeterminowana i przyjdzie jej do głowy, że coś jest nie tak, zasięga informacji.
Najpierw staramy się wyegzekwować aborcję w szpitalu, który jest najbliższy miejsca zamieszkania pacjentki. Jeśli ona sama nie chce tam wracać, to znajdujemy pacjentce inny szpital, a skarżymy ten, który odmówił. W każdym momencie pacjentki mają też możliwość wyjazdu do kliniki za granicą, a Women on Web wysyła za darmo zestawy poronne do aborcji w II trymestrze z powodu wad płodu.
Te informacje znajdują się na naszej stronie w zakładce „Potrzebuję pomocy”. W rezultacie najczęściej kobieta nie jest zmuszona do donoszenia ciąży, ale tylko dlatego, że drążyła, szukała pomocy.
A teraz wyobraźmy sobie, że kobieta nie wie, gdzie szukać pomocy, jest zupełnie sama. Jestem pewna, że nie decyduje się na urodzenie, szuka możliwości na własną rękę. Na pewno kosztuje ją to bardzo dużo stresu. Co ma powiedzieć takiemu lekarzowi, który mówi: tu jest już za późno, tutaj nie ma takiego dokumentu, tu nie taka faza, tu coś tam. Jak ona ma to zakwestionować bez wiedzy specjalistycznej? A przecież często jest to pierwsze jej zetknięcie się z tematem aborcji.
A w ilu szpitalach interweniowałyście?
To może być w sumie kilkanaście szpitali. Na pewno udało się przywrócić zabiegi m.in. w Białymstoku, Bełchatowie, Warszawie, Łodzi, Rudzie Śląskiej.
Często jest niestety tak, że interwencja się udała, pacjentka miała aborcję, ale zgłasza się kolejna i mamy ten sam problem. Każdy przypadek musimy rozwiązywać indywidualnie.
Mogę natomiast powiedzieć, że wszystkie pacjentki, które się do nas zgłosiły, ostatecznie miały tę aborcję w Polsce. Bo mamy też szpitale, które od dawna z nami współpracują – to takie, które robią aborcje. Nie będę wymieniać nazw i miast, bo tam są lekarze, których znamy i boimy się, że ktoś się nimi zainteresuje i przestaną to robić. I wtedy, gdy interwencja w danym szpitalu nie uda się, kierujemy pacjentki do szpitali, które nie odmawiają zabiegów.
Są też szpitale, które wymyślają dodatkowe utrudnienia, żeby nie wykonywać aborcji za całą Polskę, np. wymagają zameldowania w danym mieście. To nie ma podstaw prawnych, ale te szpitale chcą uniknąć demonstracji fundamentalistów pod drzwiami.
Oczywiście, w ostateczności kierujemy pacjentki za granicę. To wyjście awaryjne.
Pisałyście na waszej stronie, że inne kraje zaczęły rozważać pomoc Polkom w tej sytuacji. To już pewne?
Politycy i polityczki z Danii, Islandii, Norwegii i Szwecji zapowiedzieli oficjalnie, także podczas debaty nad rezolucją Parlamentu Europejskiego z 26 listopada na temat aborcji, że zaczynają w swoich krajach proces zmiany prawa tak, żeby Polki mogły przeprowadzić u nich aborcję za darmo.
W Danii taki projekt jest już w parlamencie.
Prawo się tam jeszcze nie zmieniło, ale mamy mocną deklarację, że chcą je zmienić właśnie w taki sposób. My z kolei jesteśmy na etapie tworzenia w tych krajach sieci wparcia dla kobiet z Polski.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze