Opozycja porównuje aferę KNF do afery Rywina - wielkiego skandalu korupcyjnego z początku ubiegłej dekady, który zatopił rząd SLD i utorował drogę do rządów PO i PiS. Porównujemy oba skandale: afera KNF może sięgać głębiej, ujawniając prowadzone przez PiS partyjno-rodzinne korupcyjne biuro karier. Także poparcie dla SLD nie spadło od razu
O podobieństwie afery KNF do afery Rywina chętnie mówią politycy opozycji. W Polsat News 15 listopada mówił o tym Grzegorz Schetyna, lider PO. Dodawał:
„Konsekwencje będą bardzo podobne. PiS boi się tego i wpycha sprawę do prokuratury. Konsekwencje polityczne dla grupy trzymającej władzę będą. W przyrodzie nic nie ginie”.
Tego samego dnia użył podobnego porównania poseł Adam Szłapka (.Nowoczesna) w programie „Kropka nad i” Moniki Olejnik w TVN24. Szłapka mówił: „Domniemana oferta korupcyjna ze strony szefa Komisji Nadzoru Finansowego jest nieporównywalnie większą aferą niż afera Rywina”.
Czy to prawda? Przypomnijmy najpierw, o co chodziło w obu aferach (opierając się na publicznie dostępnych informacjach).
13 listopada 2018 r. biznesmen Leszek Czarnecki ujawnił w „Wyborczej” nagranie rozmowy z marca z szefem Komisji Nadzoru Finansowego Markiem Ch. Według Czarneckiego Ch. złożył mu propozycję korupcyjną.
W zamian za przychylność KNF dla jego banków, które znalazły się w trudnej sytuacji, Czarnecki miał zatrudnić wskazanego przez Ch. prawnika
z wynagrodzeniem opartym na prowizji od wartości banków Czarneckiego.
W rozmowie nie pada kwota (ani procent), ale Czarnecki twierdzi, że chodziło o 1 proc. - nawet 40 mln zł w ciągu trzech lat. To zależy od wyceny biznesów Czarneckiego, które ostatnio dołują; według kalkulacji „Dziennika Gazety Prawnej” w grę z pewnością nie wchodziło 40 mln złotych, tylko mniej - ale i tak dużo.
W lipcu 2002 roku producent filmowy Lew Rywin złożył redaktorowi naczelnemu „Gazety Wyborczej” Adamowi Michnikowi propozycję korupcyjną w imieniu „Grupy Trzymającej Władzę”. W zamian za 17,5 mln dolarów Agora miała otrzymać korzystne dla siebie zmiany w przygotowywanej właśnie ustawie medialnej. (Agora planowała wówczas przejęcie stacji telewizyjnej).
27 grudnia 2002 roku „Gazeta Wyborcza” ujawniła aferę w artykule „Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika” (można go przeczytać tutaj, polecamy, to bardzo ciekawa lektura po latach).
W obu wypadkach, dodajmy, w grę wchodziła tylko sama propozycja korupcyjna - ani Michnik nie zapłacił 17,5 mln dol., ani Czarnecki nie zatrudnił wskazanego przez szefa KNF prawnika z Częstochowy.
Złożenie propozycji korupcyjnej jest jednak przestępstwem i z tego powodu producent Lew Rywin został prawomocnie skazany (dokładnie: za pośrednictwo w płatnej protekcji) na dwa lata więzienia, do którego po wielu perypetiach w końcu trafił. Jego błyskotliwa do tego momentu kariera w biznesie filmowym całkowicie się załamała.
Wyliczmy najpierw podobieństwa obu skandali.
„Chcieliśmy się czegoś dowiedzieć, zrozumieć” - pisał w artykule ujawniającym aferę dziennikarz „Wyborczej” Paweł Smoleński w 2002 roku.
Leszek Czarnecki twierdził, że musi „przygotować” swoje spółki na wstrząs, który wywołałoby ujawnienie nagrania, i dlatego złożył zawiadomienie do prokuratury 7 listopada.
W obu wypadkach część opinii publicznej uznała te wyjaśnienia za nieprzekonujące i sugerujące nieczystą grę osób, którym złożono propozycję korupcji - a więc tych, które formalnie były pokrzywdzone. Np. w przypadku Czarneckiego politycy PiS i sprzymierzone z nimi media sugerowały, że próbował „zaszantażować” KNF, które w listopadzie szykowało się do podjęcia kroków godzących w interesy biznesmena.
I sprowadzały się do wykorzystania urzędów sprawowanych w imieniu publicznym w zamian za pieniądze.
W obu wypadkach osoby składające propozycję korupcyjną powoływały się nie tylko na swoje osobiste wpływy, ale także na pozycję w szerszym aparacie władzy. Rywin występował jako posłaniec „grupy trzymającej władzę”, Chrzanowski sugerował swoje wpływy w jednym z „obozów” wśród rządzących (można to przeczytać w pełnym zapisie rozmowy przygotowanym przez „Dziennik Gazetę Prawną”, tutaj).
Te podobieństwa nie powinny nam jednak przysłaniać różnic pomiędzy aferą Rywina i aferą KNF — a te są zasadnicze.
W przypadku afery Rywina korupcja musiałaby sięgać najwyższych politycznych władz RP, a Polska byłaby krajem, w którym za 17,5 mln dol. można kupić ustawę. Rywin nie powiedział, kto wchodzi w skład „grupy trzymającej władzę”. Raport komisji śledczej w sprawie Rywina stwierdzał, że żadnej „grupy” nie było, a Rywin działał sam — w co jednak nie uwierzyła ani ówczesna opozycja, ani duża część opinii publicznej.
Po latach można już stwierdzić, że istnienia „grupy trzymającej władzę” jednak nie udowodniono. Poza samym Rywinem nikt w ostatecznym rachunku nie został ani o nic oskarżony, ani skazany.
Odpowiedzialność - polityczną - ponieśli liderzy SLD, którzy utracili władzę, a popularność ich partii dramatycznie się załamała. Komisja śledcza powołana przez parlament do zbadania sprawy Rywina odegrała ogromną rolę w wypromowaniu PO i PiS.
Np. gwiazdą komisji w sprawie afery Rywina był debiutujący wówczas polityk Zbigniew Ziobro, później minister sprawiedliwości w latach 2005-2007 oraz, jak wiemy, w ostatnim rządzie PiS.
Skala propozycji złożonej przez szefa KNF jest zupełnie inna: teoretycznie mógł działać sam i nie wymagałoby to współpracy całej grupy osób stojących wysoko we władzach. Rządzący próbują więc więc jest twierdzić, że był to tylko grzech jednego urzędnika, a „państwo działa sprawnie” - co do upadłego powtarzają po wybuchu afery politycy PiS w mediach.
Próbują też, jak donosi „Gazeta Wyborcza” 26 listopada, przeczekać aferę. Według „Newsweeka” pierwsze dni po jej ujawnieniu były bardzo nerwowe w partii prezesa Kaczyńskiego - obawiano się wycieku kolejnej taśmy, tym razem z rozmową szefa KNF Chrzanowskiego i prezesa Getin Noble banku Czarneckiego z prezesem banku centralnego, Adamem Glapińskim.
To jeden z najwierniejszych towarzyszy Jarosława Kaczyńskiego, bliski współpracownik od samego początku istnienia Porozumienia Centrum - partii Kaczyńskiego założonej w 1990 roku. To z niej wywodzą się jego najbliżsi i najbardziej zaufani współpracownicy.
Tymczasem afera KNF zatacza coraz szersze kręgi. Chrzanowski, spisany przez partię na straty były szef KNF (zatrzymany 27 listopada), był protegowanym Glapińskiego. Przy okazji wyszło na jaw, że Glapiński zatrudnił w Banku Światowym Kacpra Kamińskiego, syna koordynatora ds. służb i wiceprezesa PiS. W NBP pracuje także była żona Mariusza Kamińskiego.
W sprawę zamieszany jest również pośrednio - jak twierdzi „Wyborcza” - Grzegorz Bierecki, senator PiS i szef SKOK, ważna postać w partii.
Media zaczęły się też przyglądać sytuacji w samej KNF. OKO.press opisało, że dyrektorem w KNF został jeden z najbliższych współpracowników Biereckiego. I to on ma teraz kontrolować SKOK-i.
Nauczony doświadczeniem SLD, PiS na pewno nie dopuści do powołania komisji śledczej. Już 15 listopada rzeczniczka PiS Beata Mazurek mówiła w Sejmie, że nie widzi takiej potrzeby. Potencjalne skutki dla PiS mogą więc być porównywalne z aferą Rywina.
Według sondażu IBRiS dla Onetu (wyniki opublikowano 26 listopada) tylko niecałe 20 proc. Polaków „nie słyszało nic o wydarzeniach związanych z rozmową Leszka Czarneckiego z byłym już szefem KNF Markiem Chrzanowskim". Większość interesuje się sprawą, a blisko 40 proc. twierdzi, że ujawnienie nagrań „zmieniło ocenę obozu rządzącego".
W dodatku obóz rządzący popełnia kolejne błędy wizerunkowe. Jednym z nich jest wystąpienie NBP do Sądu Okręgowego w Warszawie z sześcioma wnioskami o zabezpieczenie, w których domaga się tymczasowego usunięcia szeregu artykułów prasowych na temat afery w Komisji Nadzoru Finansowego.
Żądanie obejmuje zakazanie wskazanym dziennikarzom „rozpowszechniania bezpodstawnych wypowiedzi naruszających dobra osobiste NBP, sugerujących niezgodne z prawem działania organów NBP przez insynuowanie, że prezes NBP uczestniczył w tzw. aferze KNF.
To na pewno nie wyciszy afery KNF, skutek będzie wprost przeciwny.
OKO.press sprawdziło, jak wyglądały notowania SLD po ujawnieniu afery Rywina. Wyniki można znaleźć w raporcie CBOS (tutaj całość) „Dynamika poparcia dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej w latach 1997-2011". Jak można zobaczyć na wykresie (który reprodukujemy za dokumentem CBOS), poparcie dla SLD spadało systematycznie od czasu wyborów na jesieni 2001, w których partia dostała 41 proc. głosów. Ustabilizowało się na chwilę na pułapie ok. 30 proc. w drugiej połowie 2002 roku. Od ujawnienia afery Rywina zaczął się jednak szybki i gwałtowny spadek - do poziomu poniżej 10 proc. w 2004 roku.
Afera Rywina była jednak tylko jednym z wielu powodów spadku poparcia dla rządów SLD. Raport CBOS wylicza wśród przyczyn tej wizerunkowej katastrofy kłótnie w koalicji i „liczne afery” - wśród których afera Rywina była tylko najbardziej znana (w 2003 roku ujawniono np. „aferę starachowicką”, w której działacze SLD również byli oskarżeni o korupcję).
Czy PiS powtórzy drogę SLD po ujawnieniu afery Rywina? Zobaczymy wkrótce. Na razie Polacy zaczynają się martwić o bezpieczeństwo swoich pieniędzy w bankach.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze