Michał Dworczyk usłyszał dziś zarzuty niedopełnienia obowiązków i utrudniania śledztwa w tzw. aferze mailowej. Jak ujawniliśmy już w lutym, śledczy zarzucają mu wydanie polecenia usunięcia około 800 tysięcy maili ze skrzynki, na którą dokonano włamania. Dworczyk zaprzecza
Europoseł PiS, były szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk 19 grudnia usłyszał dwa zarzuty w postępowaniu dotyczącym utrudniania śledztwa dotyczącego tzw. afery mailowej. Chodzi o niedopełnienie obowiązków oraz utrudnianie postępowania karnego.
Polityk na konferencji prasowej, zorganizowanej przed jego wizytą w prokuratury stwierdził, że zarzuty są „kuriozalne”.
„Przez blisko pięć lat prokuratura nie znalazła tych, którzy dokonali tego włamania, tych, którzy popełnili to przestępstwo. […] Natomiast dzisiaj jednej z osób poszkodowanych, czyli mi, prokuratura ma postawić zarzuty” – mówił.
Nie wspomniał, że większość śledztwa toczyła się za czasów rządów PiS, że było ono przesuwane do różnych prokuratur oraz zasadniczo niewiele się w nim działo.
Podczas konferencji Dworczyka bronił jego były szef – były premier Mateusz Morawiecki. Zapewniał, że Michał Dworczyk to „służba Rzeczpospolitej bez kalkulacji”.
„To jest człowiek, który naprawdę po pierwsze bardzo dobrze przygotowuje się, analizuje, czyta ekspertyzy po to, żeby wypracować odpowiedni plan działań. [...] A potem to, co tak często jest deficytem niestety w polityce, potrafi to wszystko zrealizować” – mówił Morawiecki.
Zaraz po wyjściu z prokuratury Michał Dworczyk podkreślił raz jeszcze, że nie zgadza się z treścią stawianych mu zarzutów. Wyjaśnił, że
odmówił składania wyjaśnień do czasu zapoznania się z aktami sprawy.
„To ja jestem najbardziej zainteresowany, żeby przestępcy, którzy dokonali szeregu włamań hakerskich na szereg skrzynek polskich polityków, zostali odnalezieni” – podkreślał jednocześnie.
Następnie zamieścił drugie już tego dnia (pierwsze zamieścił rano, po konferencji prasowej) oświadczenie na platformie X. Napisał w nim: „Jest to kolejny atak upolitycznionej prokuratury i nieudolna próba przykrycia prawdziwych problemów rządu Donalda Tuska. […] Naprawdę myślicie, że nas zastraszycie i przestaniemy mówić o waszej niekompetencji i nieróbstwie? Nic bardziej mylnego!”.
Wyjaśnijmy wszystko po kolei. Afera mailowa wybuchła w czerwcu 2021 roku. Właśnie wtedy nieznane osoby zaczęły publikować, najpierw na platformie Telegram, potem na stronie internetowej korespondencję z prywatnej skrzynki Michała Dworczyka. Korespondencja była o tyle istotna, że dotyczyła spraw państwowych.
Dworczyk używał bowiem prywatnej skrzynki do korespondencji służbowej.
Prawdopodobnie właśnie tego wyjątkowo „niefrasobliwego” podejścia do służbowych informacji dotyczy pierwszy zarzut prokuratorski: o niedopełnieniu obowiązków.
W czerwcu 2021 r. śledztwo wszczęto natychmiast. Od początku istniało podejrzenie, potwierdzone następnie przez wiele doniesień, że włamanie mogło zostać zrealizowane na rzecz rosyjskich służb. Ślady cyfrowe, zbadane między innymi przez amerykańską firmę Mandiant, prowadziły na Białoruś, a pośrednio do Rosji.
Odkryte przez OKO.press cyfrowe tropy także wskazywały na udział Białorusi i Rosji w całej aferze.
Nie oznaczało to, że fizycznie do skrzynki włamali się Rosjanie, bo nie wiadomo, na jakim etapie sprawy włączyły się w nią wschodnie służby.
Nie ma natomiast wątpliwości, że pierwszym okresie, jeszcze przed wybuchem afery w Polsce, korespondencja Dworczyka publikowana była na rosyjskim kanale na Telegramie oraz w białoruskich i rosyjskich mediach.
W trwającym wówczas postępowaniu Dworczyk miał status pokrzywdzonego. Tyle że w prokuraturze, kierowanej wówczas przez Zbigniewa Ziobro, praktycznie nie zajmowano się śledztwem. Nic dziwnego więc, że nie ustalono sprawców. Nie znaleziono nawet ich współpracowników (istnieje podejrzenie, że w sprawę musiał być zaangażowany ktoś z Polski).
Dopiero po zmianie władzy sprawa drgnęła. Jesienią 2024 roku do sądu trafił nawet akt oskarżenia przeciw trzem osobom, które nielegalnie dostały się do maili Dworczyka – ale one włamały się do niej już po wybuchu afery. Nie o takich sprawców więc w całej sprawie chodziło.
W nowej odsłonie śledztwa prokuratorzy odtworzyli przebieg zdarzeń z pierwszych dni po wybuchu afery mailowej.
I ustalili, że właśnie wtedy Michał Dworczyk miał zwrócić się do kogoś (tożsamości tej osoby prokuratura nie ujawnia), by wykonał on kopię zapasową skrzynki do osobnego pliku. A następnie zlikwidował wszystkie zasoby poczty. W efekcie ze skrzynki zniknęło prawie 800 tysięcy wiadomości. Nie było ich także w dostarczonej prokuraturze kopii zapasowej.
Chociaż funkcjonariusze ABW dzień wcześniej dokonali wstępnego przeglądu skrzynki, to jednak zgrali wówczas tylko te maile, które mogły służyć do phishingu, czyli oszustwa nastawionego na kradzież danych dostępu do skrzynki. Reszty wiadomości nie zachowali.
Funkcjonariusze zanotowali jednak, ile plików z mailami znajdowało się wtedy w skrzynce: 843 380. Natomiast 29 czerwca, gdy Dworczyk udostępnił swoją skrzynkę mailową śledczym, plików było już tylko 46880.
Jak pisaliśmy w OKO.press w lutym 2025 roku: „Zniknęły niemal wszystkie wiadomości wychodzące, czyli napisane przez Dworczyka. Zachowały się jedynie te, które były częścią rozmowy i można je było znaleźć w zapisie szerszej korespondencji.
Ponadto nie znaleziono korespondencji:
Wyglądało to tak, jak gdyby kasowano korespondencję z konkretnych dni. Według śledczych o tym, które wiadomości usunąć, miał decydować Michał Dworczyk”.
Według śledczych w trakcie usuwania maili zniknęły także niektóre maile phishingowe oraz te, które wysłano w odpowiedzi na phishing. W efekcie nie można było ich zbadać, by stwierdzić, czy pochodziły od sprawców. Zniszczono dowody w sprawie.
Na dodatek śledczy nie wiedzieli, jaką korespondencję wykradziono i jak dalece niebezpieczny był fakt, że dostęp do niej uzyskały prawdopodobnie wschodnie służby specjalne. Przypomnijmy, że Dworczyk ze swojej prywatnej skrzynki mailowej korespondował na temat obronności państwa, uzbrojenia polskich wojsk, działań służb specjalnych czy niepublicznych działań międzynarodowych Polski.
Tę sprawę wyłączono do odrębnego postępowania i już w 2024 roku prokuratura poinformowała, że zamierza postawić zarzuty Michałowi Dworczykowi. W tym celu zwróciła się do Parlamentu Europejskiego o uchylenie mu immunitetu. Procedura trwała długo, ale ostatecznie immunitet uchylono i dlatego śledczy mogli wreszcie postawić zarzuty politykowi. Natomiast w drugim, głównym śledztwie dotyczącym włamania się na skrzynkę, Dworczyk wciąż jest osobą pokrzywdzoną.
Michał Dworczyk w porannym oświadczeniu, opublikowanym na platformie X 19 grudnia, odniósł się do zarzutu utrudniania śledztwa. Napisał: „Prokurator stawia tezę, jakobym miał zlecić usunięcie maili. Nie potwierdzają tego ani dowody, ani zeznania świadków.
Gdybym rzeczywiście chciał to zrobić, nie miałbym z tym żadnego kłopotu, ponieważ to ja byłem właścicielem i dysponentem swojej skrzynki.
[…] To ja zgłosiłem do ABW i Prokuratury przestępstwo hakerskie, od pierwszego dnia współpracując w tej sprawie ze służbami i Prokuraturą”.
Dalej powtórzył wyjaśnienie, które przedstawiał już w 2024 roku, kiedy prokuratura po raz pierwszy poinformowała, że prowadzi śledztwo przeciwko Dworczykowi. Napisał: „Kolejnego dnia okazało się, że hakerzy wciąż są aktywni. Ze skrzynki zaczęto wysyłać obsceniczne wiadomości. Dlatego po dwóch dniach, w trakcie których funkcjonariusze nie mogli odzyskać kontroli nad moją skrzynką, poleciłem wykonanie kopii binarnej jej zawartości oraz usunięcie materiałów z serwerów Wirtualnej Polski. Kopia binarna z zawartością mojej skrzynki trafiła do prokuratury. Nie kasowałem ani nie polecałem kasować żadnych maili”.
Tyle że w kopii, którą posiada prokuratura, nie ma wiadomości wychodzących.
Janusz Cieszyński, wówczas minister cyfryzacji, w 2024 roku informował, że problem polega wyłącznie na tym, iż błędnie wykonano ową kopię skrzynki.
„Tak jak napisałem – została źle wykonana kopia zapasowa (tylko wiadomości przychodzące). To o tyle ważne, że większość z nich i tak jest dostępna w formie oryginalnej wiadomości, na którą udzielono odpowiedzi” – napisał 17 lipca na platformie X Janusz Cieszyński.
Efekt jest taki, że prawie 800 tysięcy maili zniknęło. Chyba że mają je rosyjskie służby. Tym, kto za to odpowiada, będzie zajmował się sąd.
Afery
Policja i służby
Michał Dworczyk
Prokuratura
Afera mailowa
hakerzy
maile Dworczyka
Rosja
zarzuty dla Dworczyka
Analityczka mediów społecznościowych, ekspertka. Specjalizuje się w analizie zagrożeń informacyjnych, zwłaszcza rosyjskiej dezinformacji i manipulacji w sieci. Autorka książki „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie” oraz dwóch poradników na temat zwalczania dezinformacji. Z OKO.press współpracuje jako autorka zewnętrzna. Pisze o dezinformacji, bezpieczeństwie państwa, wojnie informacyjnej oraz o internetowych trendach dotyczących polityki. Zajmuje się też monitorowaniem ruchów skrajnie prawicowych i antysystemowych.
Analityczka mediów społecznościowych, ekspertka. Specjalizuje się w analizie zagrożeń informacyjnych, zwłaszcza rosyjskiej dezinformacji i manipulacji w sieci. Autorka książki „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie” oraz dwóch poradników na temat zwalczania dezinformacji. Z OKO.press współpracuje jako autorka zewnętrzna. Pisze o dezinformacji, bezpieczeństwie państwa, wojnie informacyjnej oraz o internetowych trendach dotyczących polityki. Zajmuje się też monitorowaniem ruchów skrajnie prawicowych i antysystemowych.
Komentarze