0:00
0:00

0:00

"Mateusz, odwiedziłem dziś (wkrótce po Twojej rozmowie) p. Julię P. Omówiłem z panią prezes 3 tematy" — pisze Michał Dworczyk do Mateusza Morawieckiego 7 stycznia 2019 roku w mailu zatytułowanym "TK".

Z treści wiadomości wynika, że Dworczyk odwiedził Julię Przyłębską w celu omówienia zbliżających się w TK rozstrzygnięć. Szef KPRM wymienia w mailu trzy sprawy, podając daty, przewidywanych przewodniczących składu oraz szacowane koszty dla budżetu państwa.

"1. rocznik 53 — na razie odroczone (Kieres, 250 mln — 1,5 mld) 2. Świadczenie opiekuńcze na razie odroczone (Muszyński) do 19 lutego (ok. 5 mld) 3. Służebność gruntów dot. przesyłu na razie odroczone (Muszyński) (kilkanaście mld) Numerem 2 zajmuje się podobno już Tomek Fill więc wejdę z nim w kooperacje".

Poufna Rozmowa, publikująca wiadomości wykradzione z prywatnej skrzynki szefa KPRM, zamieściła materiał w poniedziałek 4 lipca. Po południu Julia Przyłębska została zaproszona do radiowej "Trójki", gdzie zapewniała, że "z nikim nigdy nie omawiała żadnych orzeczeń" (w mailu jest mowa o uzgadnianiu terminów rozpraw, a nie o ustalaniu wyroków) i ubolewała, że ktokolwiek może stawiać takie tezy w momencie, gdy "jest wojna z Ukrainą".

Rzecznik rządu Piotr Müller również zaprzeczył tym doniesieniom, stwierdzając, że "nic nie wie o takich rozmowach". Dodał też, że nie będzie komentował "rosyjskich działań wywiadowczych". Choć analitycy wskazują, że za wyciekiem maili rzeczywiście stać mogą służby rosyjskie, nie podważa to jednak prawdziwości ich treści. Tylko w ostatnich miesiącach ich autentyczność potwierdzali już m.in. Jacek Sasin, Joachim Brudziński, czy Robert Mazurek.

Media niejednokrotnie donosiły także o spotkaniach polityków PiS (Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego) z prezes TK Julią Przyłębską, co stanowi jeden z wielu dowodów na upolitycznienie tej instytucji. Trybunał Konstytucyjny regularnie potwierdza te tezy wydając orzeczenia zgodne z aktualną linią partii rządzącej — czy to próbując w trybie ekspresowym blokować niewygodne uchwały Sądu Najwyższego, czy to orzekając o niezgodności z polską konstytucją przepisów unijnych traktatów.

Przeczytaj także:

Jak państwo oszczędza na słabszych?

Sprawy, które wymienia w mailu Michał Dworczyk należą jednak do innego typu. Nie były kwestiami politycznymi, za to ich rozstrzygnięcia pociągać miały za sobą konkretne koszty dla budżetu państwa. Jedno z kosztownych "odroczeń" wymienianych w wiadomości trwa do dziś.

Trybunał dostał do rozstrzygnięcia sprawy, w których dziesiątki tysięcy ludzi zostało poszkodowanych w czasie reform i porządkowania państwa po czasach PRL. Część z nich to były ewidentne błędy prawne — raczej nie wchodziło w grę, że TK orzeknie, że te przepisy są zgodne z Konstytucją.

Chodziło o to, by orzekł to jak najpóźniej — żeby nie powielał się skandal, jakim jest np. niewykonany przez rząd wyrok TK z 2014 roku w sprawie świadczeń pielęgnacyjnych.

W 2014 roku Trybunał Konstytucyjny uznał za niekonstytucyjne przepisy, zgodnie z którymi opiekun osoby z niepełnosprawnością stwierdzoną w dzieciństwie dostaje trzy razy wyższe wsparcie niż opiekun osoby, która straciła sprawność w późniejszym wieku. Powstały one w sposób charakterystyczny dla naszego państwa: świadczenia dla opiekunów były drastycznie niskie i niewaloryzowane, aż w końcu zbuntowały się matki dzieci z niepełnosprawnościami. Protestowały w Sejmie — i rząd Tuska poprawił ich sytuację podwyższając świadczenia. Ale tylko im. Sprawa pozostałych opiekunów miała być załatwiona "później". Przepisy trafiły do TK — a ten uznał różnicowanie wypłat za niezgodne z konstytucyjną zasadą równości (art 32). Rząd dostał wytyczne, żeby zmienić prawo. Nie zrobił tego do dziś. Opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnościami mogą domagać się wyższych świadczeń przed sądami. Jeśli się na to zdecydują, wygrywają, bo sądy orzekają zgodnie z Konstytucją. Ale nie każdy opiekun ma na to siły — a na tym państwo korzysta.

Trzy sprawy Dworczyka do "prezes Julii P." są z tej samej kategorii.

„Rocznik 1953 – na razie odroczone”. Tysiące kobiet dostaje niższe emerytury

To jest sprawa, która - wedle szacunków rządowych - dotyczyć może nawet 140 tys. kobiet, od lat dostających pomniejszone o kilkaset złotych emerytury.

Manewr z opóźnieniem wyroku TK (wniosek czekał na rozpatrzenie trzy lata) powiódł się - bo, mimo że TK Julii Przyłebskiej uznał 6 marca 2019 (sygn. akt P 20/16) niekonstytucyjność tych przepisów emerytalnych, to w wielu wypadkach nie dało się błędu naprawić bez specjalnej ustawy (a ta znowu rządowi PiS zajęła dwa lata - państwo na tym zarabiało, a kobiety traciły).

O co chodzi? Próbując domknąć reformę emerytalną rząd PO-PSL od 2012 roku wprowadził zasadę, że jeśli ktoś przechodzi na wcześniejszą emeryturę, to po osiągnięciu wieku emerytalnego z kapitału emerytalnego odlicza mu się wypłacone świadczenia i pomniejsza o to emeryturę. Ten przepis w 2013 roku dotknął wyłącznie kobiety z rocznika 1953, bo to one osiągały wtedy wiek emerytalny – a na wcześniejszą emeryturę miały prawo przejść od 2008 roku. Nie miały pojęcia wtedy, że to im obniży pełną emeryturę. Mężczyźni, którzy w 2013 osiągali wiek emerytalny (65 lat), nie byli objęci tym przepisem – bo byli urodzeni przed 1949 rokiem, więc w ogóle nie objęła reforma emerytalna uzależniająca wysokość emerytury od wypracowanego kapitału.

To był, jak mówią prawnicy, ewidentny błąd prawodawcy.

Pytanie prawne w tej sprawie zadał Trybunałowi Konstytucyjnemu Sąd Okregowy w Szczecinie, a w 2016 r. dołaczył do tej sprawy Rzecznik Praw Obywatelskich. A wniosek leżał sobie w Trybunale.

Tymczasem nieświadome niczego kobiety składały wnioski o przeliczenie wcześniejszej emerytury na normalną. I dostawały z ZUS decyzję, że... nowe świadczenie nie tylko nie będzie wyższe — tak jak w przypadku kobiet np. z rocznika 1952. Będzie jeszcze niższe. Bo takie jest prawo.

ZUS wydawał tu decyzje administracyjne, które po pięciu latach stają się niewzruszalne (generalna zasada dająca nam pewność w obrocie prawnym).

Dla większości kobiet, które wystąpiły o przeliczenie, stało się to w 2018 roku.

Kiedy więc w 2019 TK Julii Przyłębskiej uznał przepisy z 2012 roku za niekonstytucyjne, nie zmieniło to wysokości ich emerytur. Dalej były niskie, choć wyliczono je w sposób niekonstytucyjny. Wyrok TK pomógł tylko tym kobietom, które nie wystąpiły do ZUS o przeliczenie (bo nie wiedziały, że trzeba, albo zostały ostrzeżone, że na tym stracą). Da też szansę tym, które decyzję ZUS zaskarżyły do sądu — tu TK dał pewne, ograniczone prawo do wznowienia postępowania przed sądem.

Ten, kto nie wpadł w pułapkę niewzruszalnej decyzji administracyjnej, dostawał od 2019 r. emeryturę nawet o 1/3 wyższą (jak raportował RPO przykładowo emerytura rosła z 2400 do 3200 zł). Przez działania Julii Przyłębskiej i Michała Dworczyka krąg tych osób został pomniejszony.

W czasie kampanii prezydenckiej w 2020 roku problem znów stał się głośny — rząd doprowadził do przyjęcia ustawy, która części pominiętych dzięki tempu prac TK Przyłębskiej dała szanse na wyższą emeryturę. Ale znowu – nie wszystkim.

„Świadczenie opiekuńcze na razie odroczone". Renciści sprawujący opiekę nad osobami z niepełnosprawnością pozostają bez wsparcia

We wrześniu 2016 roku do TK wpłynęła skarga konstytucyjna na przepisy wyłączające prawo do świadczenia pielęgnacyjnego w stosunku do osób pobierających rentę z tytułu niezdolności do pracy, sprawujących opiekę nad osobą z niepełnosprawnością.

Sprawa była wyjątkowo dotkliwa - w starzejącym się społeczeństwie opieka nad tracącymi sprawność seniorami spada na rodziny. Państwo godzi się pomagać, ale pod warunkiem porzucenia pracy zarobkowej i tylko wtedy, kiedy dochód na członka rodziny jest niski. Uznanie, że renta to zwykły dochód, a nie wsparcie dla kogoś, kto nie może pracować, a z powodu niepełnosprawności ma wyższe wydatki kończyło się tym, że schorowany opiekun miał do wyboru: albo renta albo świadczenie na utrzymanie dwóch osób, w tym jednej wymagającej stałej opieki.

Warto zwrócić uwagę, że mail Dworczyka pochodzi z 7 stycznia 2019 roku. 10 stycznia miała odbyć się rozprawa, ale jej termin odwołano. To samo zrobiono z kolejnym terminem wyznaczonym 19 lutego.

Ostatecznie TK wydał wyrok w czerwcu 2019 roku, stwierdzając, że przepisy te są niezgodne z Konstytucją. Zgodnie z decyzją składu orzekającego (przewodniczącym był Mariusz Muszyński) miały stracić moc obowiązującą po upływie sześciu miesięcy od ogłoszenia wyroku.

„Służebność gruntów - na razie odroczone". Rolnicy nie dostają pieniędzy za słupy energetyczne na polu

"Służebność gruntów dot. przesyłu", o której pisze w mailu Michał Dworczyk, dotyczy zmian Kodeksu cywilnego z 2008 roku, wprowadzających obowiązek przedsiębiorcy, którego własnością są np. słupy wysokiego napięcia albo rury pod ziemią, by zawarł umowę o ustanowienie służebności z właścicielem gruntu, na którym znajdują się te obiekty.

Przepisy są jednak dziurawe i obywatele, na których działce podobny słup stanął na przykład 50 lat temu, nie są w stanie uzyskać żadnej zapłaty od firm energetycznych. W sądach ukształtowała się bowiem linia orzecznicza mówiąca, że Skarb Państwa, jako poprzednik prawny przedsiębiorstwa energetycznego, zdążył zasiedzieć prawo do słupa.

W sadach - jak raportował RPO w chwili, gdy Dworczyk pisał maila (czyli w raporcie RPO za 2018 rok) - jest wiele procesów dotyczących spraw sprzed 2008 roku, w których obywatele występują przeciwko przedsiębiorstwom energetycznym, podnosząc argument, że przed tą datą nie istniała możliwość ustanowienia takiej służebności, ani tym bardziej zasiedzenia jej, jeśli nie wydano decyzji administracyjnej ograniczającej prawa właściciela do gruntu. Skarżący uważają, że niekorzystne decyzje dla właścicieli gruntów rozstrzygnięcia sądowe wynikają z błędnej wykładni w uchwale Sądu Najwyższego z 2003 roku.

W październiku 2018, czyli trzy miesiące przed mailem Dworczyka, Trybunał Konstytucyjny umorzył postępowanie po tym, jak poznański sąd zwrócił się z pytaniami, czy przepisy pozwalające w ten sposób nabywać służebności są zgodne z Konstytucją. Sędziowie stwierdzili, że odpowiedź jest niedopuszczalna, bo wymuszałaby na Trybunale dokonanie oceny wykładni funkcjonalnej przepisu, do czego uprawnienia ma jedynie Sąd Najwyższy.

Jednocześnie TK wydał postanowienie, w którym sygnalizował Sejmowi i Senatowi istnienie luki w prawie i ostrzegał, że jeśli nie zostanie ona legislacyjnie załatana, to prędzej, czy później dojdzie do merytorycznego rozstrzygnięcia. W postanowieniu mówi się o "powszechności stanowiącego zaszłość historyczną problemu" oraz "konieczności uwzględnienia interesu publicznego oraz interesu osób, które bezskutecznie dochodziły wcześniej roszczeń".

TK jak dotąd nie spełnił swojej "groźby", choć na rozpatrzenie czeka skarga konstytucyjna, która wpłynęła w styczniu 2018 roku, a do systemu została wprowadzona w grudniu 2019 roku. Od czterech lat pozostaje zatem "odroczona". Z maili Dworczyka wynika, że to "odroczenie" warte jest kilkanaście miliardów złotych.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze