Jaki sens ma trzymanie w ośrodku strzeżonym rodziny z 12-letnim dzieckiem, które w ciężkim stanie trafia do szpitala psychiatrycznego, a po hospitalizacji znowu wraca do ośrodka? I z czego wynika automatyzm sądów w wydawaniu takich postanowień o detencji?
Ta scena musiała zrobić na dr Hannie Machińskiej, byłej zastępczyni RPO, duże wrażenie, bo przytaczała ją kilkakrotnie. W grudniu 2021 roku tuż przed świętami odwiedziła Strzeżony Ośrodek dla Cudzoziemców w Białej Podlaskiej.
“Warunki bardzo złe, rozmawiamy z tymi osobami, widzimy, że to straszne miejsce”, opowiada, „W pewnym momencie komendant zaprasza te osoby, mówi, że »jakieś paczki przyszły«. To było tuż przed Bożym Narodzeniem. A to nie były paczki. To były masowe postanowienia sądowe o przedłużeniu detencji… Zobaczyłam zbiorowy płacz, lament".
To właśnie wtedy Machińska po raz pierwszy zwróciła uwagę na rolę sądów w gehennie, jaką Polska zgotowała migrantom i uchodźcom. Owszem, ludzie, którzy trafili do ośrodków detencji, mieli więcej szczęścia niż ci wypchnięci do lasu. Ale długie miesiące i lata w zamknięciu, w wieloosobowych pokojach, bez dostępu do normalnej opieki medycznej i psychologicznej, rujnują ich zdrowie fizyczne i psychiczne.
Postanowienia o umieszczeniu w detencji wydają sądy powszechne. To one decydują także o przedłużeniu jej, czasem o wiele miesięcy. Owszem, robią to na wniosek komendanta Straży Granicznej. Ale mają też wszelkie narzędzia, by podjąć inną decyzję. I z jakichś powodów prawie nigdy tego nie robią.
Wniosek o zastosowanie detencji i jej późniejsze przedłużenie składa Komendant Straży Granicznej. Sprawy rozpatrywane są przez wydziały karne sądów rejonowych, a ewentualne zażalenia – przez sądy okręgowe.
Osoby przekraczające granicę polsko-białoruską i proszące o ochronę międzynarodową trafiają do ośrodków strzeżonych niemal automatycznie – najpierw na 6 miesięcy; potem okres ten często jest przedłużany.
Zgodnie z przepisami europejskimi, detencja cudzoziemców, a zwłaszcza dzieci, powinna być stosowana jako ostateczność, a nie reguła. W 2014 roku w polskich przepisach wprowadzono rozwiązania alternatywne. To tzw. środki wolnościowe, np. wpłatę kaucji, konieczność zdeponowania dokumentów podróży, czy obowiązek regularnego stawiania się do organów np. Straży Granicznej. Zdaniem prawników, niewiele to jednak zmieniło.
„W postanowieniach sądów decydujących o detencji pytanie o możliwość zastosowania środka wolnościowego często jest podsumowane krótkim »nie można«” – mówi Marcin Sośniak z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – „Sąd nie wyjaśnia, dlaczego »nie można«, co takiego dzieje się w sprawie tego cudzoziemca, że akurat tylko detencja zabezpieczy jego pobyt w Polsce”.
Choć detencja powinna być ostatecznością, to praktyka pokazuje, że stała się regułą. Najczęściej uzasadnia się ją „ryzykiem opuszczenia kraju w trakcie trwania procedur”.
To prawda, że celem większości osób wjeżdżających do Polski przez Białoruś jest Europa Zachodnia (statystyki pokazują zresztą, że tysiące osób dostały się do Niemiec zupełnie niezauważone przez polskie służby).
Jednak umieszczenie ludzi w detencji wcale tym wyjazdom nie zapobiega.
Większość z nich nie zostanie deportowana i prędzej czy później wychodzi na wolność. Tracą kilka-kilkanaście miesięcy z życia, a nierzadko zdrowie fizyczne i psychiczne, ale na Zachód i tak wyjeżdżają.
Tworzy się więc błędne koło i iluzja kontroli, zamiast faktycznej polityki migracyjnej:
po pierwsze, ludzie i tak opuszczają Polskę, po prostu trochę później.
Po drugie, miesiące spędzone w zamknięciu, w traumatyzujących warunkach skłaniają do wyjazdu nawet tych, którzy wcześniej planowali zostać w Polsce.
Po trzecie, fakt wyjazdów za granicę po zwolnieniu z detencji staje się dla sądów argumentem, żeby ludzi w strzeżonych ośrodkach dalej zamykać. Stosują więc odpowiedzialność zbiorową.
„Założenie, że »ludzie wyjadą z Polski na Zachód, bo inni tak robią« nie może być argumentem w rozpatrywaniu indywidualnych przypadków konkretnych osób” – mówi Sośniak. – „Bo jakie znaczenie, z punktu widzenia prawa, ma dla konkretnej syryjskiej rodziny fakt, że inne osoby w podobnej sytuacji wyjechały kiedyś do Niemiec?”.
W każdym przypadku należy ocenić specyficzną sytuację danej osoby lub rodziny i indywidualnie decydować, czy można w ich przypadku zastosować środki wolnościowe.
Takiej oceny nie może zastąpić twierdzenie, że „przecież inni wyjeżdżają". Chyba nikt nie wyobraża sobie postępowania przed polskim sądem lub organem, w którym orzeczenie, czy decyzja, zapadałyby nie na podstawie oceny indywidualnej sytuacji, ale statystyk zachowania innych osób.
Radca prawny Albert Kuźmiński prowadził sprawy 20 Irakijczyków, którzy dostali się do Polski przez granicę z Białorusią i trafili do ośrodków strzeżonych. Opowiada, że zadziwiał go bezduszny formalizm sędziów. O detencji i jej przedłużeniu decydowali niemal automatycznie. I to nawet gdy mieli wszelkie przesłanki, by zastosować środki wolnościowe.
„Wyglądało to jak pisane według wzorca” – mówi.
„Jakby do wszystkich decyzji kopiowane było to samo uzasadnienie, na przykład »Cudzoziemiec nie może być zwolniony, bo nie ma miejsca zamieszkania w Polsce«. Nawet gdy w aktach było oświadczenie właściciela lokalu, Polaka, że zapewnia cudzoziemcowi pracę i zakwaterowanie. Tak, jakby sąd nawet się z tym nie zapoznał”.
Większość prowadzonych przez Kuźmińskiego spraw rozstrzygał sąd rejonowy w Krośnie Odrzańskim, któremu podlegały dwa ośrodki strzeżone dla mężczyzn – Krosno i niesławny Wędrzyn.
„Wnioski wpływały tam na ostatnią chwilę i były procedowane błyskawicznie. Gdy komuś kończył się okres detencji, to Straż Graniczna dzień wcześniej pisała wniosek o przedłużenie, a sąd już po dwóch godzinach ten pobyt przedłużał” – mówi Kuźmiński.
„Na posiedzeniu niejawnym, często bez rozprawy i nie dając nam żadnej możliwości odniesienia się. To było jak bicie głową w mur. Nie mieliśmy żadnej możliwości, by pomóc tym ludziom”.
O powszechnym automatyzmie sądów przy umieszczaniu ludzi w detencji mówi mi także Marcin Sośniak:
„Umieszczenie w ośrodku strzeżonym i odstąpienie od środków wolnościowych bywa zupełnie arbitralne, przez co detencja staje się niemal automatyczna” – mówi.
"Często w postanowieniach sądów praktycznie nie widać wysiłku analitycznego. Nie ma prób zbadania sytuacji konkretnych osób, na przykład, czy pobyt w strzeżonym ośrodku nie wpłynie negatywnie na psychikę dziecka lub osób, które mogły w przeszłości doświadczyć tortur lub innych form przemocy.
Automatyzm widać także w przedłużaniu detencji – Straż Graniczna wnioskuje o maksymalny możliwy okres, a sądy się do tego przychylają. Tym sposobem ludzie siedzą w ośrodkach strzeżonych przez wiele miesięcy".
Nieuzasadnione umieszczenie w detencji może być podstawą do ubiegania się potem o odszkodowanie od państwa polskiego. Zwłaszcza jeśli pobyt w ośrodku pogorszył stan zdrowia cudzoziemca.
„Polska ma już zakomunikowane kolejne sprawy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka” – mówi Sośniak. – "Na przykład przypadek cudzoziemki, która trafiła do ośrodka strzeżonego z dwójką dzieci. Była w ciąży, poroniła, ale nawet to nie skłoniło sądu do wypuszczenia jej na wolność.
Gdy sąd postanawiał o umieszczeniu rodziny w detencji, argumentował, że nie można zastosować wobec niej „środków wolnościowych”, bo kobieta nie ma pieniędzy i nie miejsca zamieszkania w Polsce. A wystarczyłoby wiedzieć, że jeśli rodzina jest w procedurze uchodźczej, to przysługuje jej pomoc socjalna i zakwaterowanie w ośrodku otwartym. Ale sąd nawet nie podjął takiego rozumowania".
Obaj prawnicy podkreślają, że zdarzają się sądy, które przeprowadzają rzetelne analizy i podejmują inne decyzje. Takie historie należą jednak do rzadkości.
"Rośnie świadomość tego, że przepisy pozwalające na przedłużanie detencji bywają nadużywane. Większą uwagę zwraca się też na stan psychofizyczny cudzoziemca albo na dobro dziecka. Ale takie głosy częściej słychać na konferencjach i szkoleniach niż na salach sądowych.
Raz sąd w Przemyślu odrzucił argumenty Straży Granicznej, że detencję należy przedłużyć, bo nie zakończono jeszcze procedur sprawdzania i zbierania informacji o cudzoziemcu" – opowiada Albert Kuźmiński.
„Sędzia zdecydował, że ten człowiek spędził już w zamknięciu dużo czasu i nie jest jego winą, że procedury wciąż trwają. To była dla nas miła niespodzianka – sędzia wreszcie dokonał pogłębionej analizy. Niewiele było takich wyjątków, zawsze uznawaliśmy je za sukces”.
„Często myślę o tej dziewczynce, którą spotkałam w lesie” – opowiadała Hanna Machińska podczas Nocy Bez Granic w Jazdowie. – "Mówiła, że przyjechała do Polski, że będzie się tutaj uczyć. A potem zobaczyłam ją dwa miesiące później w Białej Podlaskiej i pomyślałam: Boże, czy to jest ta dziewczynka? Była w strasznym stanie, to był strzęp dziecka. Mówię do komendanta: przecież to dziecko nie może tutaj być, to jest więzienie, a on na to »to jest symulantka, doskonała symulantka«”.
Nie wiadomo, ile dokładnie dzieci przeszło przez polskie ośrodki strzeżone. W pierwszych miesiącach kryzysu na granicy rodziny trafiały do czterech ośrodków: w Białej Podlaskiej, Białymstoku, Kętrzynie i Lesznowoli.
Pod koniec 2021 roku w detencji znajdywało się ponad 500 dzieci. Wiele z nich spędziło w zamknięciu 6 miesięcy.
Europejskie przepisy jasno mówią, że detencja małoletnich powinna być wyjątkiem, a Konwencja Praw Dziecka – że we wszystkich procedurach dobro dziecka powinno być traktowane priorytetowo. Czemu więc polskie sady odbierają kilkuletnim dzieciom wolność na wiele miesięcy?
„Sądy często argumentują, że detencja jest zgodna z najlepszym interesem dziecka, bo działa na rzecz integralności rodziny: dziecko będzie razem z rodzicami” – mówi Marcin Sośniak.
„A przecież zastosowanie środka wolnościowego w stosunku do całej rodziny również sprawi, że wszyscy będą razem. Jaki sens, z perspektywy humanitarnej i z prawnego punktu widzenia ma trzymanie w ośrodku strzeżonym rodziny z 12-letnim dzieckiem, które w ciężkim stanie trafia do szpitala psychiatrycznego, a po hospitalizacji znowu wraca do ośrodka?”.
Pamiętajmy, detencja nigdy nie jest zgodna z interesem dziecka, narusza jego dobro i dlatego nie powinna być stosowana wobec dzieci i ich rodzin czy opiekunów.
A jeśli już prawodawca z detencji dzieci nie chce zrezygnować, to należy wprowadzić takie rozwiązania prawne, aby detencja stosowana była tylko w ostateczności, w przypadkach szczególnie uzasadnionych i aby trwała możliwie jak najkrócej.
Z czego wynika automatyzm sądów w wydawaniu postanowień o detencji?
„Sam się nad tym zastanawiałem” – przyznaje Albert Kuźmiński. – „Może w mniejszych sądach, takich jak w Krośnie, gdzie wydział karny jest stosunkowo mały, sędziowie są po prostu przytłoczeni sprawami?”.
Marcin Sośniak również podejrzewa, że kluczową rolę gra tutaj czas.
Jeśli sąd ma pełną wokandę spraw, to będzie starał się je sprawnie, to jest szybko, rozstrzygnąć, a postanowienia o detencji można wydać stosunkowo szybko – mówi.
To efekt konstrukcji samych przepisów. Wprowadzają w zasadzie jedną przesłankę niezastosowania środka wolnościowego: środków wolnościowych nie stosuje się, gdy nie jest to możliwe.
To bardzo uznaniowa przesłanka i jednocześnie trudna do zakwestionowania, jeśli już sąd chciałby swoją decyzję wyczerpująco uzasadnić. A zwykle nie uzasadnia.
Jeszcze w pierwszych miesiącach kryzysu na granicy zespół Biura RPO przeprowadzał kontrole w wielu Strzeżonych Ośrodkach dla Cudzoziemców. Pod koniec roku wysłał list do 22 prezesów sądów okręgowych.
„Chcieliśmy im uświadomić, do czego doprowadzają ich decyzje, do czego prowadzi ten automatyzm” – mówi Hanna Machińska. – „Sędziowie odpowiedzieli »Ale my mamy w referacie 500-600 spraw, jesteśmy bardzo zajęci«. Byliśmy w szoku”.
Bo co to znaczy – że podejmują takie decyzje, bo nie mają czasu się zastanawiać? Przecież oni decydują o ludzkim zdrowiu i życiu.
Na przykład tego mężczyzny, który zmarł w Przemyślu; czy tego, który zaszył sobie usta i rozpoczął głodówkę. 18 miesięcy w detencji? To sąd nie pomyślał, jak kolejny raz ją przedłużał?
„Gdyby sądy wnikliwiej analizowały wnioski Straży Granicznej o zastosowanie detencji i w efekcie częściej je odrzucały to i samych wniosków byłoby mniej” – mówi Marcin Sośniak. – „Teraz uznawalność wniosków jest wysoka”.
O automatycznej detencji i relacjach sądów ze Strażą Graniczną czytam w ekspertyzie „Strzeżone ośrodki dla cudzoziemców w Polsce jako kultura organizacyjna”, przygotowanej na zlecenie Komitetu Badań nad Migracjami PAN w 2021 roku, tuż przed kryzysem na granicy polsko-białoruskiej:
“Na podstawie wywiadów przeprowadzonych z funkcjonariuszami ośrodków wysnuć można wniosek, że sądy (…) nie przykładają odpowiedniej wagi do dogłębnego rozpoznania wniosków o umieszczenie [w detencji]; jako że ten typ spraw jest jedynie wycinkiem ich kognicji, ustępującym w codziennej praktyce orzekania sprawom karnym i cywilnym, sądy wykazują tendencję do podążania za ocenami przedstawianymi we wnioskach kierowanych przez SG”.
„Rozmawiałam z wieloma sędziami, którzy mówili »Jeśli komendant wnosi o przedłużenie, to widocznie tak ma być«” – mówi mi Hanna Machińska. – „Jakby niektóre sady i niektórzy sędziowie stali się przedłużonym ramieniem służb. Zapominają o swojej roli niezawisłych sędziów”.
W ekspertyzie czytam dalej: “Niektórzy funkcjonariusze podkreślali wręcz w wywiadach, że to oni „uczą” sądy problematyki cudzoziemskiej. W połączeniu z luźno sformułowanymi przesłankami umieszczenia, w części opartymi na logice sekurytyzacji oraz ocenie prawdopodobieństwa, taki stan rzeczy pociąga dużą skuteczność wniosków o umieszczenie. Zdarza się jednak, że dociekliwi sędziowie skrupulatnie analizują przesłanki umieszczenia, znajdując nierzadko luki w prawie, które to odkrycia przekładają się na późniejsze wytyczne KG SG”.
Relacje między funkcjonariuszami Straży Granicznej a sądami odzwierciedlają też wypowiedzi tych pierwszych, cytowane anonimowo w ekspertyzie:
“(…) mamy wypracowane ścieżki swoje, które w dużej mierze opierają się na znajomościach po prostu, bo przez te lata…, więc dogadujemy się na zasadzie, że bardziej wiemy, gdzie zadzwonić, do kogo, i poprosić po prostu, żeby to było sprawniej”.
“Wytyczne to w wielu przypadkach nie pokrywają się z tym, co my robimy. Bo wytyczne mówią co innego, a KPA [Kodeks Postępowania Administracyjnego] mówi co innego. I co jest ważniejsze? (…) To jeszcze mamy dobry kontakt z sądem naszym, że te wytyczne, które my mamy, to zawozimy co jakiś czas, żeby oni mniej więcej widzieli, co my powinniśmy, bo nam tak mówi komendant. Ale wydaje mi się, że nie każdy sąd by na to poszedł”.
„Wcześniej jeździliśmy do sądów, teraz nie bardzo mam taką możliwość, ale jeszcze znajdę furtkę” – obiecuje Hanna Machińska. – „Musimy ich przekonać, że ten automatyzm, ten brak zindywidualizowanego podejścia do ludzi, skutkuje naruszaniem polskiej konstytucji i prawa międzynarodowego. Widzimy erozję standardów, brak myślenia analitycznego i często brak wrażliwości. Ten trend musi być zatrzymany. Tylko że dziś nie ma co liczyć na państwo, a jedynie na organizacje sędziowskie. Mam nadzieję, że one się tym zajmą”.
Zdaniem Machińskiej, kluczowe są szkolenia dla sędziów, by mieli świadomość, jak wyglądają ośrodki strzeżone i jak pobyt w nich wpływa na zdrowie i psychikę cudzoziemców. Sędziowie muszą też umieć identyfikować osoby z grupy wrażliwej – dzieci, kobiety w ciąży i ofiary tortur i przemocy. Takie osoby nigdy nie powinny znaleźć się w detencji.
Machińska kilkakrotnie porusza też wątek lekarzy – nie decydują oni o detencji, ale sąd może wziąć pod uwagę ich opinię, np. o złym stanie zdrowia cudzoziemca. Takie zaświadczenie może też wystawić lekarz lub psycholog pracujący w ośrodku albo w szpitalach, do których czasem trafiają uchodźcy w czasie pobytu w detencji.
Niestety, większość wydaje się ignorować ewidentne problemy i opiniuje w sposób zupełnie niezrozumiały.
„A wystarczyłoby, gdyby wypuszczając kogoś ze szpitala po próbie samobójczej lub strajku głodowym, napisali wyraźnie »dalszy pobyt w strzeżonym ośrodku spowoduje uszczerbek na zdrowiu«” – mówi Machińska. – ”Pamiętam też przykład Kongijki w 9 miesiącu zagrożonej ciąży, której lekarz napisał w zaświadczeniu po prostu „stan dobry”. Ale zapomniał dodać, że pobyt w ośrodku strzeżonym zagraża jej zdrowiu i życiu. Świadczy to o dramatycznym niedouczeniu, o braku wiedzy czym są ośrodki strzeżone".
„Czasem mam wrażenie, że jak ktoś ubierze się w mundur, weźmie broń, skuje tego człowieka i takiego bezbronnego zaprowadzi do szpitala, to lekarze jakby też zaczynali przyjmować tę narrację: »to musi być jakiś przestępca«” – mówiła prowadząca spotkanie z Machińską psycholożka Maria Książak. – ”Jak my możemy to zmienić? Czasem myślę, że powinniśmy wyszkolić jeszcze raz wszystkich lekarzy, może interweniować u Rzecznika Praw Pacjenta".
Szkolenia dla lekarzy są konieczne – odpowiada Machińska. – Tylko znowu – nie możemy teraz liczyć ani na państwo, ani na Naczelną Izbę Lekarską. To zadanie organizacji pozarządowych. Gdyby jakiś psycholog zewnętrzny albo student medycyny pojechał do ośrodka w Przemyślu i zobaczył, w jakim stanie są ci ludzie, to od razu wiedziałby, że nigdy nie powinni się tam znaleźć. A jeśli nawet – to na dwa miesiące, a nie dwa lata.
Aktywiści pomagający uchodźcom często mówią o bezradności, odbijaniu się od ściany i szukaniu wyjścia z prawnego labiryntu. Piszą podania i odwołania; zewnętrzni lekarze i psychologowie wystawiają opinie – a człowiek i tak siedzi w detencji 20 miesięcy.
Albo: ma dowody na prześladowania w swoim kraju, ale Polska odmawia mu azylu i nagle deportuje. Pełnomocnikom odmawia się udzielenia informacji o sytuacji cudzoziemca, procedury są utrudniane i w wielu przypadkach nie ma nawet gdzie się odwołać.
„Dziś jesteśmy w sytuacji klinczu” – przyznaje Machińska. – "Trudno więc mówić o jakiejś strategii, pomagamy sprawa po sprawie, „człowiek po człowieku”. Złe prawo, złe praktyki. Ale trzeba szukać pomysłów, grać na różnych fortepianach, cały czas próbować. Bo kiedyś usłyszymy: „no, dobrze, ale czy wy coś zrobiliście? Podjęliście jakieś działania w sferze prawnej?”.
Do takich działań należą głównie procedury sądowe, zarówno na poziomie sądów administracyjnych, jak i powszechnych. Te pierwsze analizują, czy sama czynność – na przykład push-back – były zgodne z prawem polskim i międzynarodowym. Do sądów powszechnych można złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa oraz ubiegać się o odszkodowanie, zarówno za wywózkę do Białorusi, jak i za szkody poniesione w związku z detencją.
„Najlepiej jakby zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa składała osoba, która przestępstwa doświadczyła” – mówi Marcin Sośniak. – „Mamy kontakty z cudzoziemcami, których sprawy prowadziliśmy i prowadzimy. Jeśli będą chcieli i będą ku temu przesłanki, to będziemy takie zawiadomienia składać”.
„Uważam, że cudzoziemcy, a zwłaszcza rodziny z dziećmi, kobiety w ciąży, ofiary tortur umieszczeni w ośrodkach strzeżonych powinni występować do polskich sądów o odszkodowanie” – mówi Hanna Machińska. – „Najpierw w sądach polskich, a jeśli nie przyniesie to skutku – to w Europejskim Trybunale Praw Człowieka”.
Kilka takich spraw zakończyło się już sukcesem na poziomie krajowym.
W kwietniu sąd przyznał jednej rodzinie zadośćuczynienie w wysokości 12 000 zł za 5 miesięcy detencji.
W marcu podtrzymany został wyrok o przyznaniu innej rodzinie 75 500 zł za 2,5 miesiąca w strzeżonym ośrodku. Sąd, powołując się na orzecznictwo ETPCz, uznał, że detencja dziecka była niezgodna z jego najlepszym interesem i prawem do edukacji oraz negatywnie wpłynęła na stan psychiczny całej rodziny.
Uwzględnił też fakt, że rodzinę umieszczono w ośrodku, by zebrać informacje do procedury uchodźczej, jednak mężczyznę przesłuchano dopiero po miesiącu, a jego żonę wiele miesięcy później. Dodatkowo cudzoziemcy mówili, że są ofiarami przemocy, jednak sąd rejonowy nawet tego nie zbadał.
Zapadły już też co najmniej cztery wyroki ETPCz w sprawie detencji. Trybunał rozstrzyga w nich na dwie strony: określa środki indywidualne, czyli odszkodowanie dla osoby pokrzywdzonej, i środki generalne – wytyczne dotyczące zmiany prawa lub praktyki.
„Jednym z takich środków generalnych wyznaczonych przez EPTCz było wprowadzenie zasady, aby stosowanie wobec dzieci i ich rodzin środków wolnościowych było regułą, a umieszczenie w detencji ostatecznością” – mówi Sośniak. – „Teraz rząd Polski stara się przekonać Trybunał, że Polska zastosowała się do wytycznych, bo do przepisów wprowadzono środki wolnościowe, a warunki w ośrodkach strzeżonych się polepszyły”.
Trudno do końca zgodzić się z jednym i drugim argumentem. Dostęp do opieki medycznej i psychologicznej w ośrodkach nadal jest iluzoryczny, a organizacja zajęć dydaktycznych nie realizuje konstytucyjnego prawa do edukacji.
Niestety, sprawy przed ETPCz toczą się latami, potem kolejne lata Polska wdraża orzeczone przez Trybunał środki generalne, o ile oczywiście w ogóle rząd jest zainteresowany ich wdrożeniem. Nie zawsze wpływ samego orzeczenia Trybunału na praktykę postępowania sądów lub organów krajowych jest wystarczająco szybki i skuteczny.
„Jest możliwość przyspieszenia” – mówi Hanna Machińska. – „Kiedyś z RPO Adamem Bodnarem pojechaliśmy do Strasbourga, nieco zdenerwowani, że sprawy dotyczące łamania praworządności ciągną się po 7-8 lat. I wtedy Trybunał nadał im priorytet. Uważam, że dziś sprawy granicy powinny mieć absolutny priorytet”.
Prawnicy nie mają wątpliwości, że zmiana przepisów jest teraz niemożliwa. Skarżenie ich do Trybunału Konstytucyjnego nie ma sensu; żadna regulacja powstrzymująca push-backi lub skracająca detencję nie przejdzie – politycznej woli brakuje nawet ze strony opozycji. Jedyną furtką pozostają sądy administracyjne.
„Fundacja Helsińska i inne NGO-sy skarżyły do sądów administracyjnych konkretne przypadki push-backów” – mówi Marcin Sośniak. – „Można powiedzieć, że utrwaliła się już linia orzecznicza, która jest druzgocąca dla procedury push-backu i służb, które ją stosują”.
W co najmniej 10 przypadkach WSA stwierdzały, że Komendanci Placówki SG dopuścili się naruszenia prawa międzynarodowego, w tym Konwencji genewskiej o statusie uchodźców, prawa unijnego, ale też Konstytucji RP.
Te wyroki są korzystne z punktu widzenia ochrony praw człowieka. W tych przypadkach sądy administracyjne oceniają nie tylko postępowanie organów, ale też konstytucyjność przepisów, które stanowią podstawę tego postępowania. To naprawdę wyroki godne lektury – warto, żeby znali je też funkcjonariusze Straży Granicznej.
Co istotne, sama Straż Graniczna nie składa od tych wyroków skarg kasacyjnych, czyli – formalnie rzecz biorąc – nie kwestionuje ich treści. Jednocześnie nie zmienia swojej praktyki.
„To są przykłady znakomitych orzeczeń” – mówi Hanna Machińska. – „Powiedziałam sędziom, że będę je pokazywać moim studentom. Uzasadnienia orzeczeń zawierają dogłębną analizę prawa międzynarodowego i prawa polskiego. Istnieją więc sędziowie, którzy ratują reputację wymiaru sprawiedliwości”.
W kwestii nielegalności wywózek sądy administracyjne wydają się jednomyślne; podobnie jak sądy powszechne w sprawie postanowień o detencji. Czym właściwie różnią się sędziowie automatycznie umieszczający rodziny na wiele miesięcy w detencji od tych, którzy nie zostawiają suchej nitki na rozporządzeniu o wywózkach?
„Trudno powiedzieć, to zupełnie inne procedury” – mówi Sośniak. – „Być może wynika to z tego, że WSA musi rozstrzygnąć wszystkie postawione przez skarżącego zarzuty, przeprowadzić głęboką analizę; a sprawy o detencję są prostsze i łatwiej je »zautomatyzować«? Sądy administracyjne mogą być też bardziej skłonne, by uwzględniać prawo i standardy międzynarodowe”.
Wyroki powoli stają się prawomocne. Pytanie tylko, co dalej? Orzeczenia WSA są wiążące tylko w konkretnych sprawach, nie mają przełożenia na całą procedurę.
„Jeśli jakaś procedura jest kilkakrotnie uznawana za niekonstytucyjną, to należałoby się spodziewać, że organ ją zmieni” – mówi Sośniak. – „Niestety, póki co nie ma tu żadnego przełożenia na przepisy i praktykę. Ale mimo to wyroki są bardzo ważne – mogą np. stanowić podstawę do złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, czy do ubiegania się o odszkodowanie. I są podstawą do zadania pytania o ewentualną odpowiedzialność dyscyplinarną komendantów placówek SG”.
Obserwując kryzys na granicy polsko-białoruskiej można zwątpić, że służby kiedykolwiek zostaną pociągnięte do odpowiedzialności za swoje działania. Ale Hanna Machińska nie ma żadnych wątpliwości – ten moment nadejdzie.
„Od początku powtarzałam najwyższym dowódcom: pamiętajcie, że za łamanie prawa będziecie ponosili indywidualną odpowiedzialność” – mówi. – „Wzruszali ramionami: »wykonujemy rozkazy«, »mamy rozporządzenie MSWiA«. A ja jestem przekonana, że ten proces zindywidualizowanej odpowiedzialności nastąpi. Jeszcze nie teraz, nie w obecnym układzie politycznym. Ale nie możemy też czekać zbyt długo”.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Policja i służby
Sądownictwo
Uchodźcy i migranci
Hanna Machińska
Rzecznik Praw Obywatelskich
Helsińska Fundacja Praw Człowieka
ośrodek dla cudzoziemców
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Komentarze