Coraz wyraźniej widać, że nie mamy pojęcia kto, i jak przekracza granicę. Zestawienie statystyk Straży Granicznej z danymi Bundespolizei pozwala wyciągnąć dwa wnioski: polska Straż Graniczna widzi dużo, dużo mniej niż służby niemieckie. I jej wzrok pogarsza się z każdym rokiem.
7 sierpnia, podczas wspólnej konferencji, Komendant Główny Straży Granicznej Tomasz Praga i wiceszef MSWiA Maciej Wąsik mówili o eskalacji kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Prób jej przekroczenia jest coraz więcej; od początku roku było ich już ponad 18 tysięcy, a tylko w lipcu – 4 tysiące.
Straż Graniczna zawnioskowała o wsparcie wojskowe na granicy, a wiceminister Wąsik zapowiedział oddelegowanie tam 2 tysięcy żołnierzy.
Szlak migracyjny z Białorusi do Europy Zachodniej funkcjonuje już dwa lata. Warto byłoby więc wiedzieć ilu osobom udaje się nim przejść. OKO.press poprosiło rzeczniczkę SG por. Annę Michalską o podanie dokładnych statystyk. Michalska udostępniła dane na temat dwóch zjawisk: liczby „prób przekroczeń granicy” oraz „zatrzymań/ujawnień osób, które przekroczyły, lub próbowały przekroczyć granicę”.
Michalska podała, że w 2021 roku „prób przekroczeń” było ok. 40 tysięcy, w 2022 roku – 16 tysięcy; a od początku 2023 roku – ponad 18 tysięcy. Łącznie przez dwa lata odnotowano ich ok. 75 tysięcy.
Osób zatrzymanych było łącznie 5170: w 2021 roku – 3480; w 2022 roku – 990; a w bieżącym – 700.
Co więc stało się z dziesiątkami tysięcy „osobo-prób?”
Jak pisze por. Michalska, „pozostałe próby udaremniono – cudzoziemcy otrzymali postanowienia o opuszczeniu terytorium Polski, lub sami na widok polskich patroli wrócili na Białoruś”.
Z wypowiedzi rzeczniczki można by wnioskować, że osoby te wciąż są na Białorusi, lub wróciły do swoich krajów.
Jednak pracownicy humanitarni spotykają po polskiej stronie setki migrantów. Przykładowo, Grupa Granica poinformowała, że tylko w okresie 25-31 maja po pomoc zgłosiło się do niej 269 osób; w tym 78 z Syrii, 32 z Jemenu, 23 z Afganistanu i 21 z Somalii.
W maju rzeczniczka SG, w rozmowie z dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, Maciejem Chołodowskiem, podważała relacje aktywistów: „Myśmy tych osób nie widzieli. Czy takie osoby rzeczywiście przekroczyły granicę? Mamy monitoring na całej długości granicy. Czy to przy pomocy urządzeń stałych, czy mobilnych. A więc ewidencjonujemy przekroczenia, a tu aktywiści mówią o osobach, których oprócz nich nikt nie widział”.
A jednak ktoś jeszcze widział: służby niemieckie.
Od lipca do grudnia 2021 roku, Bundespolizei zarejestrowała 11 213 osób, które wjechały do Niemiec przez Polskę, a wcześniej przez Białoruś. W 2022 roku, gdy na Podlasiu trwał jeszcze stan wyjątkowy i budowano mur, takich osób było 8315 osób. Obie te liczby dotyczą tylko osób z tzw. „śladem białoruskim”, czyli takich, które na pewno podróżowały przez Białoruś i Polskę, a czasem również – Litwę lub Łotwę.
Od początku 2023 roku Bundespolizei zarejestrowała 14 303 osoby, które przekroczyły granicę polsko – niemiecką. Tegoroczne dane nie określają jeszcze jasno, ile osób ma „ślad białoruski”, jednak zdecydowana większość to obywatele krajów Bliskiego Wschodu, Afryki czy Azji Południowej.
Odejmując od tej liczby obywateli Ukrainy i Gruzji, którzy do Polski nie wjeżdżają przez Białoruś, wciąż pozostaje ponad 13 tysięcy.
Przez dwa lata kryzysu na granicy z Białorusi do Niemiec dotarło więc co najmniej 33 tysiące osób. To jednak tylko dane Bundespolizei – nie wiemy, ile osób tylko przejechało przez Niemcy i zostało zarejestrowanych dopiero we Francji, Wielkiej Brytanii, w krajach Skandynawii czy Beneluksu.
Aktywiści mają kontakt z wieloma takimi osobami; w OKO.press opisywaliśmy też historie Kurdów, którzy po przejściu polskiej granicy pojechali do Anglii; czy Kubańczyków, którzy dziś są w Hiszpanii.
A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej – znamy głównie losy ludzi, którzy przez jakiś czas przebywali w polskich ośrodkach strzeżonych, czyli uwzględnionych w statystyce 5170 „zatrzymań”. O tysiącach innych nie wiemy nic.
Zestawianie tysięcy „udaremnionych prób” z niewielką liczbą „zatrzymanych” to zabieg mający przekonywać nas o skuteczności służb. W rzeczywistości te dane nic nam nie mówią.
Nie wiemy, czy za 75 tysiącami „prób przekroczenia” stoi 60 000, 45 000, czy 30 000 osób. I dla ilu były to próby pierwsze, czwarte, lub dwudzieste. Nie wiemy, ilu z tych 33 000 osób, które dotarły do Niemiec, było wcześniej przez polskie służby zauważone i ile razy; ani czy wjechały do Polski bezpośrednio przez Białoruś, czy może przez Litwę.
Sposób gromadzenia danych przez Straż Graniczną nie mówi nam nic o skali i specyfice migracji przez Polskę. Dostarcza nam tylko niezbyt przydatnej informacji, ile razy służby zauważyły w lesie jakichś ludzi. Nie wiemy nawet, czy „nowych”, czy wielokrotnie tych samych.
Zestawienie statystyk Straży Granicznej z danymi Bundespolizei pozwala nam właściwie na wyciągnięcie dwóch wniosków: Straż Graniczna widzi dużo mniej niż służby niemieckie. I jej wzrok pogarsza się z każdym rokiem.
Łącznie przez 2 lata, na każde 100 prób przekroczenia granicy zauważonych przez służby przypadło 44 osób, które niezauważone dotarły do Niemiec. W 2021 proporcja ta wyniosła 28, rok później – 53, a od początku tego roku – 75.
Znacznie mniej osób Straż Graniczna dostrzega nie tylko na wschodzie, ale też na granicy polsko-niemieckiej.
Bundespolizei zarejestrowała w tym roku 14 303 osoby, które wjechały do Niemiec przez Polskę, a Straż Graniczna zatrzymała na zachodniej granicy 632.
„Zauważyła” więc tylko 4 proc. ze wszystkich, które próbowały tę granicę przekroczyć.
W poprzednich dwóch latach polskie służby powstrzymywały niewiele więcej, bo ok. 6 proc. osób próbujących dotrzeć do Niemiec.
Tylko w tym roku Bundespolizei odnotowała wjazd do Niemiec 3339 Afgańczyków, 3279 Syryjczyków, 726 Jemeńczyków, a także sporo obywateli Turcji (567), Indii (538) i Egiptu (534).
Straż Graniczna również zatrzymywała najczęściej osoby o akurat tych narodowościach. Tyle że wielokrotnie rzadziej. Na 100 próbujących dostać się do Niemiec Afgańczyków, Syryjczyków i Jemeńczyków; polska SG „widzi” średnio 4. Zauważa na zachodniej granicy nieco więcej Egipcjan (7/100) i znacznie więcej obywateli Turcji (14/100).
A liczba osób dostających się do Niemiec wzrasta z każdym miesiącem. W lutym było ich 1040, w kwietniu – 2551, a w czerwcu – 2909.
Czy coraz większa liczba osób przejeżdżających swobodnie do Niemiec świadczy o zupełnej nieskuteczności 5,5-metrowej zapory i tysięcy patrolujących granicę służb?
Tego również nie możemy do końca ocenić, bo nie wiemy, ile osób aktualnie wjeżdża do Polski bezpośrednio z Białorusi, a ile bez problemu przekracza otwarte granice z Litwą i Słowacją.
Od początku kryzysu migracyjnego na granicy z Litwą zatrzymano ponad 1300 osób, głównie z Syrii, Iraku i Afganistanu. W ostatnich miesiącach przemytnicy operujący na Białorusi coraz częściej zachęcają ludzi do wybierania drogi „naokoło” i przekraczania granicy z Łotwą, skąd jadą dalej przez Litwę i Polskę do Niemiec.
Granica polsko-litewska jest otwarta, więc liczba osób zatrzymanych przez służby jest pewnie tylko wierzchołkiem góry lodowej
W ostatnich miesiącach coraz bardziej widoczne jest jeszcze inne zjawisko: szlak bałkański, który w poprzednich latach prowadził głównie przez Bośnię i Chorwację, coraz bardziej „skręca” w stronę Słowacji i Polski.
Mur na granicy serbsko-węgierskiej wydawał się przez lata blokować tę drogę, ale w zeszłym roku tysiące osób przedostało się z Węgier do Słowacji, następnie do Czech, które jesienią 2022 roku czasowo przywróciły z tego powodu kontrole graniczne.
W 2022 roku na granicy polsko-słowackiej Straż Graniczna zatrzymała 164 osoby – w tym 43 Syryjczyków i 19 Afgańczyków. W pierwszej połowie 2023 roku – 80 Syryjczyków i 22 Turków.
Praktycznie w każdym miesiącu pojawiają się też informacje o zatrzymaniu migrantów podróżujących szlakiem bałkańskim w pobliżu granicy polsko-niemieckiej i przekazywaniu ich w ramach readmisji do Słowacji. Oficjalne liczby nie są duże, ale podobnie jak granicę z Litwą, granicę polsko-słowacką większość osób przejedzie, nie natykając się na żadne kontrole.
Powtarzany przez aktywistów slogan „mur nie działa” jest nie do końca precyzyjny – trudno zaprzeczyć, że z 5,5-metrową zaporą granica polsko-białoruska jest dziś dużo trudniejsza do przekroczenia, niż latem 2021 roku.
Informacje podawane przez aktywistów pokazują tylko wycinek rzeczywistości, bo większość osób przejeżdżających do Niemiec nie zgłasza się do nich z prośbą o pomoc. Dane gromadzone przez Straż Graniczną są natomiast tak nieprecyzyjne, że nie pozwalają na wskazanie żadnych trendów.
Badania przeprowadzane na innych granicach europejskich oraz meksykańsko-amerykańskiej jasno pokazują, że wznoszenie murów i płotów nie zamyka szlaków migracyjnych, tylko zmienia ich specyfikę: pojawia się na nich więcej sprofesjonalizowanych grup przemytniczych; rośnie korupcja i współpraca przestępców ze służbami; szlaki staja się bardziej niebezpieczne i droższe.
Zmienia się także profil osób migrujących – na takich granicach pojawia się mniej dzieci, kobiet i osób starszych, a więcej mężczyzn. Doświadczenia z granicy marokańsko-hiszpańskiej, grecko-tureckiej i ze szlaku libijsko-włoskiego pokazują też, że najdroższe i najbardziej wymyślne metody kontroli migracji zawodzą, jeśli druga strona nie współpracuje.
A działania służb białoruskich stają się coraz bardziej agresywne. Otwarcie współpracują z przemytnikami, uczestniczą w niszczeniu płotu, a według informacji podawanych przez Wąsika i Pragę[restrict_content paragrafy=„6”] na zeszłotygodniowej konferencji – w ostatnich tygodniach gromadzą grupy ludzi próbujących dostać się do Europy w przygranicznych placówkach i koordynują próby przekraczania zapory.
Coraz wyraźniej widać, że nie mamy pojęcia kto, i jak przekracza granicę.
Fakt, że służby codziennie pochwalą się zauważeniem kilkudziesięciu osób, nie wpłynie jakoś znacząco na nasze bezpieczeństwo. Podobnie jak widowiskowe trzymanie pod płotem zapłakanych dzieci, czy wywożenie do lasu nastolatek bez butów.
[restrict_content paragrafy=„7”]
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Komentarze