0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

W połowie czerwca redaktor naczelny portalu Onet Bartosz Węglarczyk napisał, że „ważna osoba związana z władzą” zaproponowała, by na wicenaczelnego Onetu wziął człowieka, który reprezentowałaby punkt widzenia rządu i podlegał bezpośrednio zarządowi. Emisariusz PiS miał proponować „nazwiska znanych pracowników mediów ściśle związanych z władzą”.

Tekst Węglarczyka przeszedł prawie bez echa. Nie ujawniono w nim człowieka, który składał dziennikarzowi propozycję w imieniu rządzących.

(Rozmowa z Węglarczykiem w dalszej części tekstu).

Tydzień później o podobnej sytuacji – nacisków rządzących na media – napisał Paweł Kapusta, redaktor naczelny Wirtualnej Polski.

Kapusta ujawnił, że jedna ze spółek skarbu państwa chciała kupić WP. Jaka to firma, za ile, kto składał propozycje? Nie ujawnił. „Gdy propozycja została kategorycznie odrzucona, pojawiła się inna: robienia wspólnych interesów” – napisał naczelny Wirtualnej Polski.

„Pojawiły się konkretne nazwiska i stanowiska, w tym konkretny kandydat na wicenaczelnego” – ujawnił Kapusta. Następnie prezes państwowej instytucji wysłał do WP kolejne ostrzeżenie, tym razem z jasną zapowiedzią „ataku” i niezadowolenia z linii redakcyjnej portalu.

Przeczytaj także:

UOKiK na tropie

Po kilku dniach ten atak nadszedł – w czerwcu br. w ciągu tygodnia od „krajowego regulatora” wpłynęło siedem wezwań do niemal wszystkich spółek właściciela Wirtualnej Polski. Później Press.pl ujawnił, że chodzi o Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów – prowadził minimum 10 spraw dotyczących podmiotów powiązanych z holdingiem WP.

To nie koniec.

28 czerwca Andrzej Stankiewicz, wicenaczelny i publicysta Onetu, ujawnił, że propozycje, jakie dostał Bartosz Węglarczyk, „wyszły z kręgu premiera Mateusza Morawieckiego – tak szef rządu pojmuje wolność mediów, by jego człowiek trzymał je za twarz”.

Stankiewicz dodawał, że „planem A" było przejęcie Onetu – bliski współpracownik premiera Michał Dworczyk miał próbować skłonić amerykański fundusz KKR (pośrednio, poprzez niemiecki koncern Axel Springer, jest współwłaścicielem Onetu) do sprzedaży portalu spółce państwowej.

Stankiewicz ujawnił również, że żona Zbigniewa Ziobry, Patrycja Kotecka, próbowała go zwolnić z pracy „w każdej redakcji, w której pracowałem w ciągu ostatnich 15 lat". Przypominał, że Kotecka, gdy weszła do zarządu kontrolowanej przez państwo firmy ubezpieczeniowej Link4, „wykorzystywała swoje stanowisko do nacisku na media poprzez dowolne decydowanie, które redakcje dostaną pieniądze z kampanii reklamowych jej firmy”.

Dworczyk zaprzecza

Trzy godziny po tej publikacji, późnym wieczorem zareagował Michał Dworczyk. Na Twitterze napisał „Dziś p. A. Stankiewicz podaje kolejną, całkowicie fałszywą informację. Nigdy nie uczestniczyłem w żadnych rozmowach dotyczących sprzedaży jakiegokolwiek portalu. Żądam sprostowania – w przeciwnym razie spotkamy się w sądzie”.

Stankiewicz odpowiadał, że jest spokojny o wynik proces, bo ma świadków tych wydarzeń.

Oprócz udanego przejęcia Grupy Polska Press – tj. ok. 600 serwisów internetowych i 54 tytułów prasowych, w tym największą sieć regionalnych dzienników – rządzący PiS i kontrolowane przez niego spółki skarbu państwa, czy prorządowe firmy/ instytucje miały już kilka prób przejęcia wolnych mediów.

  • W 2021 roku Grzegorz Hajdarowicz, właściciel Gremi Media wydającej „Rzeczpospolitą” i „Parkiet", mówił: „spotkałem się z próbą wrogiego przejęcia praw do tytułów, pod absurdalnym pretekstem. Na szczęście, próba się nie udała”. Według Press.pl, to PKN Orlen chciał wykupić ten dziennik. I działo się to tuż po przejęciu sieci dzienników Polska Press.
  • W 2018 „Fratria” – wydawnictwo braci Jacka i Michała Karnowskich (tygodnik Sieci, wPolityce.pl) – chciała kupić Radio Zet za 51 mln zł kredytu z Pekao SA.
  • w 2017 Jarosław Kaczyński spotkał się z przedstawicielami amerykańskiego koncernu – właściciela TVN, bo PiS rozważał odkupienie TVN 24 i stworzenie z niego angielskojęzycznej wersji à la Russia Today – pisał Newsweek.

List 45 redaktorów naczelnych

Wykupywanie mediów na rosyjski wzór to fakt. Stąd po publikacjach WP i Onetu 45 redaktorów naczelnych podpisało się pod publicznym listem. Ostrzegali w nim: „Deklarujemy, że w przypadku kolejnych prób wpływania władzy na media, zarządzane przez nas redakcje będą solidarnie i konsekwentnie informować społeczeństwo o tym fakcie oraz bronić niezależności polskiego dziennikarstwa”.

W tym gronie zabrakło m.in. naczelnych Polsatu i Interii.

Spróbowaliśmy spytać najistotniejsze persony w prorządowych mediach, co sądzą o próbach nacisków politycznych na Onet i Wirtualną Polskę. Zadzwoniliśmy m.in. do Krzysztofa Skowrońskiego, prezesa prorządowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, braci Michała i Jacka Karnowskich z portalu wPolityce.pl i tygodnika „Sieci”.

A także do Jolanty Hajdasz, dyrektorki Centrum Monitoringu Wolności Prasy, kontrolowanego przez prorządowe SDP, Krzysztofa Ziemca, jednego z główny prezenterów TVP, długo prowadzącego główne wydanie „Wiadomości”.

Nie odbierali telefonów, nie odpisywali na SMS-y i zostawione na sekretarce informacje. Rozmawiała z nami tylko Dorota Kania – członkini zarządu i redaktor naczelna w centrali Polska Press. Ale bardzo krótko – po prośbie o komentarz oznajmiła: „Nie rozmawiam z państwem”. I rozłączyła się.

W rankingu „Wskaźnik wolności prasy”, publikowanym przez Reporterów bez Granic, Polska zajęła w 2022 roku dopiero 66 pozycję, co stanowi spadek o 48 miejsc w porównaniu do 2015 roku, kiedy PiS przejmował władzę.

Węglarczyk: Inni na pewno też dostają takie propozycje

Krzysztof Boczek, OKO.press: Kto zaproponował panu układ, w którym Onet miałby zatrudnić wicenaczelnego reprezentującego stanowisko rządu w ramach portalu?

Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onetu: Dla opisu mechanizmów nacisku na media wystarczy wiedza, że była to bardzo ważna osoba z kręgu obozu władzy, a nie jakiś gminny, mało istotny działacz PiS, który coś tam sobie wymyślił.

Nie mogę ujawnić nazwiska, bo była to rozmowa prywatna, a nas obowiązują standardy dziennikarskie wobec wszystkich. Ale to nie był Michał Dworczyk, pana Dworczyka nigdy nie spotkałem, słowa z nim nie zamieniłem, nawet przez telefon. Chyba raz jakiś list oficjalny z nim wymieniłem.

Andrzej Stankiewicz (wicenaczelny Onetu – red.) sugeruje jednak, że to Michał Dworczyk stał za próbą wykupienia Onetu. Tak też to odebrał były minister, bo groził sądem Stankiewiczowi.

Nie będę się wypowiadał za innych.

A kiedy ta propozycja padła?

Nie wyciągnie pan ze mnie w tej sprawie nic więcej, niż napisałem w tekście. Mogę powiedzieć, że te naciski są na wielu poziomach, my opisaliśmy jeden przykład, w TVN24 opisałem drugi. Metody nacisku na media są rozmaite – mniej lub bardziej aksamitne, brutalne, bezpośrednie…

To czasami jest trudne do uchwycenia. Jako redaktor naczelny codziennie spotykam się z tymi naciskami. Każdego dnia. Czasami da się je opisać, czasami nie. A standardy dziennikarskie obowiązują nas wobec wszystkich.

Ludzie z obozu władzy nie składają oficjalnie i publicznie tych propozycji, to jest dużo bardziej skomplikowane. I jeśli zostałbym podany do sądu, to ci wszyscy ludzie, którzy teraz żądają ode mnie podania nazwiska tego człowieka, nie stawiliby się w sądzie, by zrzucić się na odszkodowanie. Oni się wtedy schowają.

Mój apel: niech każdy będzie odważny we własnym zakresie i nie wyznacza standardów odwagi innym.

„Polityka” napisała o dziennikarzu Onetu, który dostał propozycję pracy w spółce skarbu państwa.

To informacja ode mnie.

O kogo chodziło?

To inny przykład nacisków. Nie powiem ani kto dostał tę propozycję, ani kto ją złożył, bo dla sprawy nie ma to żadnego znaczenia. Człowiek dostał taką propozycję i od razu przyszedł mi o tym zameldować.

Wiadomo jakie pieniądze na tym stanowisku wchodziły w grę?

Nie. Oni nie wchodzili w takie szczegóły. To nie jest sprzedawanie mieszkania, tego się nie robi w taki sposób. Najpierw było sondowanie, czy dziennikarz wyrazi zainteresowanie. Gdyby się pojawiło, to potem pojawiłyby się pieniądze w tej propozycji. Ale ucięliśmy to natychmiast. Inna sprawa, że jeżeli Onet i WP dostają takie propozycje, to jestem przekonany, że inni też takie dostają.

Kto?

Nie wiem. Trzeba naczelnych pytać.

Wiele osób zakłada, że obóz władzy to bez wyjątku głupi ludzie. Tak nie jest. Oni wiedzą, że gdyby teoretycznie wykupili w Polsce wszystkie media, to im to nie posłuży. Bo mieliby problem międzynarodowy.

Więc nie o to chodzi, by je kupić, tylko o to, by większość mediów odpuściła patrzenie władzy na ręce. I to już wystarczy. Bo oni mają swoje media, które atakują opozycję propagandowo, a reszta niech stoi z boku i się przygląda. To, moim zdaniem, plan maksimum dla PiS.

Które media wymieniłby pan w gronie tych, co „odpuściły, stoją z boku i się przyglądają”?

Nie chcę się włączać w atakowanie mediów – nie będę wymieniał konkretnych, ale wiemy, że są media, które taką pozycję zajęły. One nie są rządowymi mediami, nawet nieprorządowymi. A takimi, które w dużym stopniu – choć nie całkowicie – odpuszczają kontrolną rolę mediów wobec władzy. Takich mediów jest sporo.

Jedną z form nacisku są koncesje

Czy pan sądzi, że PiS chciałby wykupić np. RMF FM – największego gracza na rynku stacji radiowych?

Jedną z form nacisku są koncesje – to władza je wydaje i te media są w wyjątkowo trudnej sytuacji – pod presją koncesyjną. Widzimy to na przykładzie TVN. W przyszłym roku będzie musiał odnawiać koncesję i jeśli nie zmieni się rząd, będzie to gigantyczny problem. Teraz to przeżywał TOK FM, wcześniej TVN24.

W najmniejszym razie takie media można przeczołgać, by koncesję dostały, a w najlepszym – ją odebrać.

I moim zdaniem ten moment nastąpi, że zaczną je odbierać.

Więc PiS nie musi kupować RMF. Jak będzie chciał ich zmusić do uległości, to ma do tego narzędzia. Bo nigdy żadna firma nie wygra z władzą, ze strukturami państwa. PiS powtarza model rosyjski kontroli nad mediami. Żaden wydawca rosyjski – duży, mały, zagraniczny – nie dał rady z tym państwem.

Ja bardzo się cieszę, że nie pracuje w medium, które potrzebuje koncesji, ale z drugiej strony pan Świrski (szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – red.) w wywiadzie dla braci Karnowskich powiedział, że w jakieś formie KRRiT powinna też koncesjonować media internetowe.

Słyszałem już dawno o projekcie ustawy, która miała to regulować.

Tak, słyszeliśmy to – balony próbne są wysyłane. Jeżeli będą mieli polityczną siłę, by przepchnąć taką ustawę, to ją uchwalą. Wtedy okaże się, że media internetowe też potrzebują koncesji i będziemy w sytuacji RMF i TVN. A już dotychczas mój wydawca stracił bardzo dużo pieniędzy reklamowych z powodu tego, co pisaliśmy o władzy.

Obcinanie reklam

Reklam ze spółek skarbu państwa, które się nie ukazały?

Od razu jak PiS doszedł do władzy, obcięli nam prawie wszystko, choć zdarzały się jakieś jednorazowe strzały. Próbowali nas testować – jeżeli damy wydawcy Onetu czy „Newsweeka” (też należy do Ringier Axel Springer Polska – właściciela Onet – red.) spore pieniądze, to czy on naciśnie na redakcję, by czegoś nie robiła.

Ale redakcja nie miała pojęcia, że takie pieniądze dostajemy, więc to nie wpływało na decyzje wydawnicze. Efekty? Nie przedłużano z nami kontraktów, wycofywano się z nich i traciliśmy te pieniądze. Taki test podatności to jedna z metod nacisku. Moim zdaniem takie testy odbywają się na masową skalę – wobec większości mediów w Polsce, tych, które przyjmują reklamy. Czasem to spółki skarbu państwa, czasem instytucje rządowe, ale to się dzieje.

To też sprawdzian niezależności dziennikarskiej. Dlatego ta osoba, która złożyła mi propozycje przyjęcia prorządowego wicenaczelnego, chciała, by ten był podległy zarządowi: „Okej naczelny jest wariat, atakuje rząd, ale mamy wicenaczelnego, więc dzwonimy do wydawcy – daliśmy ci milion zł, weź coś z tym zrób”. A ten dzwoni do wicenaczelnego, który jest mocno osadzony w redakcji i albo wpływa, aby coś się nie ukazało, albo to zdejmuje – wicenaczelni mają takie możliwości.

Innymi słowy – łatwiej kupić zarząd jakieś firmy niż redakcję.

Byłem wielokrotnie w sytuacji, w której zarząd mojej firmy udowadniał, że najpoważniej jak tylko można traktuje niezależność dziennikarską. I gwarantuję swoją karierą zawodową i nazwiskiem, że u nas niezależność redakcji od wydawcy jest traktowana nieprawdopodobnie poważnie.

A władza uważa, że „business is business”, a biznes nie wierzy w wartości dziennikarskie. Dlatego tak ważne jest, czy wydawca realnie wierzy w te wartości. Znaleźć dziś uczciwych dziennikarzy nie jest trudno – jest ich wielu. Ale znaleźć dziś uczciwych wydawców – to już jest znacznie trudniejsze.

;

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze