Kolejne orzeczenia sądów pokazują jasno i wyraźnie, że niesienie pomocy na granicy polsko-białoruskiej jest legalne. A mimo to służby wciąż usiłują dokręcać śrubę aktywistom i aktywistkom działającym na Podlasiu
„17 lutego 2023 roku Sąd Rejonowy w Białymstoku orzekł, że zatrzymania aktywistek i aktywistów związanych z Punktem Interwencji Kryzysowej Klub Inteligencji Katolickiej, z grudnia 2021 roku, były nielegalne, niezasadne i nieprawidłowe” – informuje Grupa Granica.
Konsekwencją tych zatrzymań był głośny nalot policyjny na bazę KIK-u w grudniu 2021 roku. Przeszukania i przesłuchania trwały całą noc, aż do wczesnych godzin porannych, a aktywiści i aktywistki KIK byli podejrzewani o przemyt ludzi. Cała sprawa zakończyła się umorzeniem, a wraz z obecnym orzeczeniem sądu aktywiści i aktywistki KIK zostały i zostali ostatecznie oczyszczeni.
I mimo, że jest to kolejne już orzeczenie, które pokazuje jasno, że pomaganie jest legalne, to osoby działające na granicy polsko-białoruskiej cały czas padają ofiarą represji oraz publicznego hejtu, czego najlepszym przykładem jest zatrzymanie (28.02) grupy aktywistów przekazujących pomoc humanitarną przez płot graniczny.
„Wszystkim osobom wystawiono mandaty o wysokości 500 zł za wejście na pas graniczny - odmówili ich przyjęcia. Po trzech godzinach część grupy została wypuszczona, a do placówki Straży Granicznej zabrano obywatelkę Niemiec. Po pewnym czasie okazało się, że służby wszczęły wobec aktywistki procedurę wydalenia z Polski pod pretekstem łamania przez nią rozporządzeń i nieprzestrzegania przez nią prawa” – poinformowała Grupa Granica.
Obywatelka Niemiec otrzymała decyzję nakazującą opuszczenie Polski w terminie 5 dni z zakazem wjazdu obowiązującym na 5 lat. Ale o tym, czy tak się stanie zadecydują już sądy. A te – jak pokazuje praktyka – często stają po stronie obrońców praw człowieka.
„Postanowienie Sądu Rejonowego w Białymstoku wpisuje się w linię orzeczniczą potwierdzającą, że pomaganie jest legalne, a służby nie mają żadnych podstaw do zatrzymywania osób niosących pomoc ofiarom kryzysu humanitarnego na pograniczu polsko-białoruskim” – wskazuje Grupa Granica w komunikacie dotyczącym zatrzymania aktywistów KIK w grudniu 2021 roku.
To zatrzymanie dało policji pretekst do wejście do bazy Klubu Inteligencji Katolickiej na Podlasiu. Mundurowi znaleźli bowiem w telefonach zatrzymanych tzw. pinezki, czyli lokalizacje, które osoby migrujące wysyłają do organizacji pomocowych. Aktywiści korzystają z tych lokalizacji niosąc pomoc medyczną lub materialną ludziom w lesie. A według służb pinezki te mają być dowodem na pomaganie w nielegalnym przekraczaniu granicy, czyli naruszeni art. 264 par. 3 kodeksu karnego. Artykuł ten mówi, że „kto organizuje innym osobom przekraczanie wbrew przepisom granicy Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”.
Zatrzymanie aktywistów skończyło się kipiszem w bazie KIK, który odbił się szerokim echem w mediach. Jak pisaliśmy w OKO.press przeszukanie bazy przypominało „najazd na kartel narkotykowy”.
„Czynności prowadzone przez policję trwały całą noc, przesłuchania zakończyły się przed godz. 05:00, a wszystkie czynności — przed 07:00” – pisał w grudniu 2021 roku Anton Ambroziak.
"Nie mamy wątpliwości, że była to manifestacja siły. Policja próbowała zastraszyć osoby, które niosą pomoc uchodźcom i imigrantom. To kolejna fala represji, której celem jest wyhamowanie naszych działań, szczególnie jeśli chodzi o mobilizację i solidarność" — mówiła wówczas OKO.press Katarzyna Staszewska z Grupy Granica.
Ponad pół roku później okazało się, że aktywiści i aktywistki nikogo nie przemycali. Prokuratura śledztwo umorzyła, orzekając że „brak jest danych uzasadniających popełnienie przestępstwa na granicy”.
„Wielkie zaskoczenie” – ironizowali w rozmowie z nami przedstawiciele KIK.
Równolegle ze śledztwem prokuratury, które spełzło na niczym, toczyła się sprawa w Sądzie Rejonowym w Białymstoku. Aktywiści złożyli bowiem zażalenie na zatrzymanie, które doprowadziło do wejścia do bazy KIK. I dopiero orzeczenie z 17 lutego zamyka sprawę wejścia do bazy oraz ostatecznie oczyszcza aktywistów i aktywistki – choć, jak mówi nam prezes KIK Jakub Kiersnowski nigdy nie czuli oni potrzeby jakiegokolwiek oczyszczenia.
„Przecież niesienie pomocy humanitarnej jest obowiązkiem każdego człowieka. Ale takie orzeczenie sądu jest dla nas satysfakcjonujące” – wskazuje Kiersnowski.
„Sąd w imieniu Rzeczypospolitej orzekł, że to co robili nasi wolontariusze było i zgodne z prawem, i zgodne z obywatelskim obowiązkiem, orzekł też, że służby działały przeciw obywatelom. Z jednej strony cieszy nas więc, że sąd poparł nasze racje – z drugiej smuci, że do takich sytuacji dochodziło i wciąż dochodzi” – dodaje Kiersnowski.
„Mamy nadzieję, że z kolejnymi wyrokami takie represje nie będą już nikogo spotykać”.
Ale mimo, że nie jest to pierwsze orzeczenie na korzyść aktywistów i obrońców praw człowieka – sądy stwierdzały już że nielegalne są same push-backi, a zwalniając zatrzymywanych aktywistów orzekały, że niesienie pomocy humanitarnej jest wyższą koniecznością, to represje na granicy cały czas mają miejsce. Ostatnio przekonała się o tym zatrzymana aktywistka z Niemiec.
Do zatrzymania doszło 28 lutego, przy granicy, tuż po tym jak grupa aktywistów przekazała pomoc humanitarną przez płot graniczny, jednocześnie naruszając zakaz wchodzenia na pas drogi granicznej. Konsekwencją naruszenia tego zakazu jest kara grzywny w wysokości 500 złotych. Straż Graniczna przekonuje, że w trakcie zatrzymania aktywistów ustaliła, że obywatelka Niemiec złamała ów zakaz kilkukrotnie oraz nie chciała przyjąć mandatu.
„W związku z tym zgodnie z Ustawą o wjeździe na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, pobycie oraz wyjeździe z tego terytorium obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej i członków ich rodzin (Dz.U. 2021 poz. 1697) otrzymała ona decyzję o opuszczeniu Polski w terminie 5 dni z zakazem wjazdu obowiązującym na 5 lat” – poinformowała SG, komunikując swą decyzję także na Twitterze, gdzie na aktywistkę wylała się fala nienawiści.
Okazuje się jednak, że specyficznie wyrażana radość hejterów – jest przedwczesna.
„Aktywistka nie będzie musiała z Polski wyjeżdżać, i tym bardziej nie będzie miała zakazu wjazdu na teren Polski przez pięć lat. Od decyzji Straży Granicznej zostanie złożone odwołanie. Sprawę rozpatrzy więc sąd” – mówi nam zajmująca się sprawą prawniczka kolektywu Szpila Aleksandra Ziemińska.
Ziemińska wskazuje, że nie jest to pierwsza próba wydalenia aktywistów zza granicy.
Takie działania podjęto już w marcu ubiegłego roku, na fali zatrzymań aktywistów i aktywistek pod zarzutami przemytu ludzi. Jedno z takich postepowań zostało już umorzenie – dotyczyło aktywistki KIK Weroniki Klemby – drugie cały czas się ciągnie i to właśnie w tym przypadku doszło do wydalenie jednego z aktywistów, obywatela Włoch.
„Podsunięto mu oświadczenie o zrzeczeniu się prawa do złożenia sprzeciwu, które podpisał. On faktycznie Polskę musiał opuścić i faktycznie dostał zakaz powrotu” – mówi Ziemińska.
„Mamy więc drugi przykład zemsty straży granicznej na aktywistach zza granicy, co rodzi w nas obawę, że to może być strategia Straży Granicznej w działaniu przeciw aktywistom z zagranicy” – dodaje prawniczka.
Ziemińska oraz Kiersnowski uważają, że nakaz opuszczenia kraju wraz z pięcioletnim zakazem wjazdu jest karą nieproporcjonalną i niewspółmierną do popełnionego wykroczenia.
„W tej konkretnej sytuacji, aktywistka, jak zresztą we wszystkich działaniach aktywistów przy granicy polsko-białoruskiej, działała w stanie wyższej konieczności, ratując ludzkie życie, co powinno być nie tylko okolicznością łagodzącą, ale winno być wręcz wspierane przez instytucje i służby naszego kraju” – komentuje sprawę Kiersnowski.
A Ziemińska zapewnia: – Będziemy odwoływać się od każdej takiej decyzji. I co prawda wyroki są na nasza korzyść, to każda taka sprawa oznacza dla aktywistów kilka miesięcy, a czasem i lat walki.
Jak długo ciągnąć się będzie sprawa o wydalenie obywatelki Niemiec?
Tego – jak na razie – nie wiadomo.
Komentarze