Bunt dołów i szczególnie bunt skrajnej frakcji może być największym zagrożeniem dla Alice Weidel w AfD. Na razie jednak jest ona niekwestionowaną przywódczynią partii, która w dzisiejszych wyborach najpewniej stanie na podium. Skrajna prawica w Europie ma w tej chwili twarz uśmiechniętej blondynki w średnim wieku
W niedzielę 23 lutego 2025 Niemcy idą do urn. Skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec ma dużą szansę na historyczny wynik w okolicach 20 procent. Najpewniej zostanie drugą największą partią w nowym Bundestagu, po zwycięskiej chadecji. Jedynka na liście krajowej AfD (połowa miejsc w Bundestagu rozdzielana jest wg wyników list krajowych, a połowa w okręgach jednomandatowych) Alice Weidel została wystawiona przez partię jako Kanzlerkandidatin – kandydatka na kanclerkę.
Alice Weidel, najmłodsza z trójki rodzeństwa, urodziła się w 1979 roku w Gütersloh w Nadrenii-Północnej Westfalii. Wychowała się w pobliskim niewielkim miasteczku. Matka była gospodynią domową, ojciec przedstawicielem handlowym. Jako sześciolatek uciekł z rodziną z Górnego Śląska. Dziadek ze strony matki był dość wysoko postawionym członkiem NSDAP – o czym jednak, według własnych słów, przez wiele lat nie wiedziała, jako że rodzina z dziadkiem-nazistą nie utrzymywała kontaktów.
Swoje poglądy z tamtego czasu określiła później jako niegotowe – głosowała, jak twierdziła, podobnie jak reszta młodych ludzi w jej liceum, na liberalną FDP albo na Zielonych.
Na studiach ekonomicznych na Uniwersytecie w Bayreuth rozwinęła mocno wolnorynkowe poglądy. Po krótkiej pracy jako analityczka w banku Goldman Sachs, wróciła na Uniwersytet w Bayreuth, by napisać tam doktorat. Obie jej prace – magisterska i doktorska – dotyczyły Chin. Stypendium doktorskie otrzymała z bliskiej chadekom Fundacji Konrada Adenauera. Jej promotorem był Peter Oberender, znany ze skrajnie wolnorynkowych poglądów. Oberender wsławił się tym, że był jednym z 68 sygnatariuszy dokumentu Wahlalternative 2013 (Alternatywa wyborcza 2013), która stała się potem kamieniem węgielnym pod partię AfD. Następne kilka lat pracowała w bankach i innych instytucjach finansowych, m.in. w Singapurze i – po powrocie do Niemiec – we Frankfurcie nad Menem. Do tego punktu jej życiorys niczym specjalnym się nie wyróżniał.
Trudno powiedzieć, w którym momencie Alice Weidel się zradykalizowała. Na pewno w czasie studiów rozwinęła skrajnie wolnorynkowe poglądy. Jednocześnie nawiązała dużo kontaktów w Chinach, w których przebywała w trakcie pobytu badawczego. Niewiele można znaleźć o niej z tego okresu, ona sama też nie jest zbyt wylewna we wspomnieniach. Czy była to fascynacja autorytarnych systemem Chin, czy raczej ścieżka zbliżona do tych z polskiej Konfederacji, która łączy libertariańskie poglądy na gospodarkę z twardym zamordyzmem światopoglądowym, trudno jednoznacznie stwierdzić.
Pewne jest, że kiedy już zdecydowała się wejść z politykę, weszła w nią na całego. Do AfD wstąpiła w 2013 roku, zaledwie pół roku po jej utworzeniu. Szybko pięła się w górę. Już niecałe dwa lata później była w zarządzie krajowym. Jest też członkinią komisji programowej partii, gdzie odpowiada za kwestie związane z walutą euro. W 2016 i 2017 roku dwa razy bezskutecznie kandydowała do Landtagu w Badenii-Wirtembergii (do powodów, dlaczego startowała tam, choć wcześniej nic ją z tym landem nie łączyło, wrócimy jeszcze później).
W 2017 roku odniosła za to sukcesy w polityce krajowej. Najpierw została – wraz z ówczesnym wiceszefem partii Alexandrem Gaulandem – wybrana na tzw. Spitzenduo (duet na jedynkę na liście). Na kongresie partyjnym dostała 2/3 wszystkich głosów. W wyborach we wrześniu nie zdobyła wprawdzie bezpośredniego mandatu, weszła jednak do Bundestagu z listy partyjnej. Razem z Gaulandem przez kilka lat współprzewodniczyła frakcji AfD w Bundestagu.
Już wtedy należała – jak wykazało śledztwo dziennikarskie Zeit Online – mimo publicznie zachowywanego dystansu, do najradykalniejszego skrzydła partii. Szczególnie było to widoczne w powiązaniach ludzi, których zatrudniła w swoim biurze poselskim. Mieli oni bliskie kontakty z prawicowo-ekstremistycznymi organizacjami. Sama Weidel również nie stroniła od skrajnych środowisk – uczestniczyła w ich wydarzeniach, dała się zapraszać na podium. Z perspektywy czasu często pojawia się interpretacja, że robiła to z czysto taktycznego powodu.
Z jednej strony chciała punktować u najbardziej skrajnej frakcji, tzw. Skrzydła (którego liderem był Björn Höcke z Turyngii), z drugiej próbowała przekonać te środowiska do stonowania, nawet jeśli nie poglądów, to języka i stylu, i do obrania ścieżki parlamentarnej poprzez AfD.
Ten szpagat między nieco łagodniejszymi – przynajmniej w stylu – grupkami w partii i tymi bardziej skrajnymi zdecydowanie jej się opłacił. Na kongresie partyjnym przed wyborami w 2021 roku mogła dzięki temu twardo twierdzić, że jej Spitzenduo z Tino Chrupallą nie reprezentuje skrajnego skrzydła, tylko jej całość. Ich kandydatura przeważyła nad bardziej umiarkowaną parą kandydatów, wspieraną przez przewodniczącego partii Jörga Meuthena.
Porażka protegowanych Meuthena doprowadziła ostatecznie do jego odejścia z partii, które pociągnęło też za sobą odejście bardziej umiarkowanych członków. Było to już kolejne zaostrzenie konfliktu w partii i kolejna wygrana bardziej radykalnej frakcji (w pierwszej transzy odszedł założyciel partii Bernd Lücke, w następnej m.in. ówczesna przewodnicząca Frauke Petry, której partia zawdzięczała pierwsze zwycięstwo wyborcze w 2017 roku i przekroczenie progu wyborczego do Bundestagu).
W styczniu 2022 roku Meuthen zrezygnował z funkcji współprzewodniczącego, którą pełnił od 2015 roku, i wystąpił z partii. Tino Chrupalla był drugim współprzewodniczącym od 2019 roku (kiedy zastąpił na tym stanowisku Gaulanda). W lipcu 2022 roku Alice Weidel została wybrana na zwolnione przez Meithena stanowisko. Duet Weidel-Chrupalla kieruje partią do dziś.
Do wyborów w lutym 2025 roku AfD wystawiło jednak tylko Weidel jako „pierwszą kandydatkę”. Chrupalla, słabiej wykształcony, o słabszej prezencji, mniej charyzmatyczny i mniej uzdolniony retorycznie, ustąpił miejsca koleżance. Alice Weidel została pierwszą kandydatką na kancelerza wystawioną przez AfD.
Weidel zdecydowanie nie wygląda na awanturnicę. Przez wiele lat uchodziła za niezwykle prywatną osobę. W mediach i w parlamencie kreowała się na chłodną, analityczną, opanowaną. Gdy jej koledzy krzyczeli na wiecach i wygłaszali kontrowersyjne poglądy (np. Gauland określając czasy III Rzeszy „ptasim kleksem na długiej historii Niemiec” albo Höcke nazywając pomnik ofiar Holokaustu w centrum Berlina „pomnikiem hańby” i domagając się jego usunięcia), ona mówiła powściągliwie i mówiła łagodnym głosem, używała zdecydowanie delikatniejszych określeń. W wypowiedziach skupiała się raczej na gospodarce. Kreowała się w mediach na chłodną, umiarkowaną i fachową analityczkę.
Również jej wygląd mocno sugeruje owo „umiarkowanie”. Blond włosy zawsze ma gładko ułożone i spięte w kok na karku. Zawsze umalowana, ale delikatnie. Ubrana w biurowy „uniform” – spodnie od garnituru i marynarka o męskim kroju, zawsze w neutralnym kolorze. Pod marynarką albo biała koszula i prosty sznur pereł, albo zimą gładki sweter z golfem. Płaskie, wygodne obuwie. Nigdy nie nosi żywych kolorów ani nietypowych krojów garsonki, z czego znana była np. Angela Merkel. Nigdy nie nosi też publicznie sukienek czy innej kobiecej garderoby, w czym z kolei różni się wyraźnie od poprzedniej „dyżurnej kobiety” w AfD, Frauke Petry.
Ten łagodny wizerunek początkowo szedł w parze z zachowaniem. Wcześniej kontrowersyjne czy skrajne wypowiedzi zdarzały jej się rzadko – przynajmniej w porównaniu z innymi członkami jej partii.
Odkąd została współprzewodniczącą, Weidel pozwala sobie na więcej skrajności. Pokazuje też większy temperament – pozwala sobie częściej na dynamiczniejsze wypowiedzi, częściej przemawia do tłumów na wiecach. Nie stroni też już od demagogii i podburzania energii tłumu. Na pewno ma w tym udział sama partia, która przy każdej możliwej okazji skandowała jej imię – aż w końcu zaczęła im na to pozwalać, a nawet wręcz się w tym lubować. Nie bez wpływu jest też pewnie trening medialny, który przeszła w ramach przygotowań do kandydatury na kanclerkę.
Również język, jakim się posługuje, zdecydowanie się zaostrzył. Jej ognista przemowa z lata 2023 roku, w której głośno krzyczy, że nie da weganom i lewakom wyrwać sobie schabowego z rąk, stała się viralem. Używa też na przykład określenia „remigracja” na określenie deportacji – czego wcześniej jednoznacznie unikała. W debacie przedwyborczej, krytykując energię odnawialną, szczególnie z wiatraków, zapowiedziała, że jak AfD dojdzie do władzy, to wszystkie wiatraki pousuwa – nazywając je przy tym „wiatrakami hańby”, w nawiązaniu do „pomnika hańby” Björna Höcke). Po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę optowała za neutralnością Niemiec wobec tego konfliktu, a nawoływania do pomocy militarnej i wzmacniania Bundeswehry określiła „narzuconym przez państwo obłędem wojennym” oraz „seksualnymi fantazjami cierpiących na impotencję mężczyzn”.
Choć elokwentna i dość zręczna medialnie i retorycznie, nie jest jednak politycznym zwierzęciem na miarę choćby Donalda Trumpa. W debatach i wywiadach na żywo wyraźnie widać, że jeśli dostanie pytanie, na które nie ma wyuczonej odpowiedzi, to radzi sobie słabo. Przebąkuje pół słówka, zaczyna się nerwowo śmiać, robi uniki. Również w niedawnych przedwyborczych debatach z wyborcami, transmitowanymi w telewizji, niejednokrotnie dała się sprowokować pytaniami z widowni i odpowiedzieć nieuprzejmie, czy wręcz obcesowo (rutynowo zarzucała np. interlokutorom, że jej nie zrozumieli, albo że nie przeczytali programu wyborczego AfD). Wyraźnie lepiej czuje się rozmawiając z przychylnym jej tłumem i przychylnymi jej dziennikarzami.
Wiele jej poglądów nie zaskakuje, patrząc na to, w jakiej jest partii.
Uważa, że Niemcy powinny wystąpić ze strefy euro, a najlepiej z całej UE. Jest przeciwna płacy minimalnej i podatkowi spadkowemu.
Zaprzecza zmianom klimatu. Poprawność polityczną chce wyrzucić na śmietnik.
W pandemii najpierw krytykowała rząd za „nieudolność”, potem domagała się zniesienie wszelkich ograniczeń. Była też przeciwna przymusowi szczepień.
Pierwsze zwycięstwo Trumpa określiła jako „inspirujące”.
Krytykuje sankcje wobec Rosji, domaga się przywrócenia gazociągu Nordstream II i przywrócenia normalnych relacji handlowych z Rosją.
Z całą frakcją AfD wyszła z posiedzenia Bundestagu, kiedy przemawiał w nim zaproszony Wołodymyr Zełenski. Jest też przeciwna przyłączeniu Ukrainy do UE.
Chce ograniczyć prawo do azylu, ograniczyć migrację do minimum, zamknąć granice – wcześniej „jedynie” EU, dziś samych Niemiec. Wnioskującym o azyl chce odebrać świadczenia i prawo do opieki zdrowotnej.
Chce też ściśle kontrolować meczety i muzułmańskie organizacje, zakazać nie tylko nikabu czy burki, ale też ogólnie zakrywania głowy przez muzułmanki. Stanęła w obronie koleżanki partyjnej Beatrix von Storch, gdy policja wszczęła wobec von Storch dochodzenie w sprawie podejrzenia o nawoływanie do nienawiści w twicie, w którym określiła wszystkich muzułmanów jako gwałcicieli. Broniła też przewodniczącego partii Alexandra Gaulanda, kiedy ten publicznie stwierdził, że polityczkę SPD Aydan Özoğuz należy „sprzątnąć do Anatolii” – samo sformułowanie zbyła tym, że to „kwestia smaku”, a co do meritum przyznała mu rację.
Viralem stała się też jej ukarana za złamanie regulaminu przemowa z 2018 roku w Bundestagu, kiedy stwierdziła, że „burki, zakwefione dziewczęta, nożownicy na socjalu i inne typy spod ciemnej gwiazdy nie zapewnią nam dobrobytu, wzrostu gospodarczego ani przede wszystkim państwa socjalnego”.
Podziela poglądy teorii spiskowej o „wielkim zastąpieniu”, jakoby migranci mieliby zastąpić białych mieszkańców Europy. Po pożarze Notre Dame również rozpowszechniała teorię spisową, jakoby było to antychrześcijańskie podpalenie – i to jedno z wielu podpaleń kościołów we Francji.
Nie tylko muzułmanów nie lubi. W 2017 roku wyciekły jej maile, w których określa Sinti i Roma jako „obcych kulturowo” w Niemczech, którzy „zalewają” kraj. Członków rządu Angeli Merkel określiła jako „wrogów konstytucji” (określenie używane w Niemczech na zdrajców), „marionetki potęg, które wygrały drugą wojnę światową” i „świnie”.
Jest sceptyczna wobec NATO. Uważa, że Niemcy przyjęły rolę „niewolnika USA” w systemie światowym i że prowadzą krytykowaną przez nią politykę wstydu, ocierającą się wręcz o „kult wstydu”.
Również rewizjonizm historyczny nie jest jej obcy. Protestuje, by kapitulację w 1945 roku nazywać „klęską”, uważa, że po 1945 roku nastąpiła przymusowa „reedukacja” Niemców pod dyktando Aliantów, która miała na celu odebranie Niemcom ich tożsamości i dumy narodowej. W trakcie niedawnej głośnej rozmowie z Elonem Muskiem na Twitterze (X) stwierdziła też, że „Adolf Hitler tak naprawdę był komunistą” i „antysemickim socjalistą”.
Jedynym punktem, w którym wyraźnie odstaje od swojej partii, jest kwestia praw osób LGBT. Na niedawnym kongresie przedwyborczym przegrała z własną partią głosowanie o definicję rodziny. Weidel chciała, żeby rodziną określić „to, gdzie są dzieci”, jej partia przegłosowała zamiastego definicję rodziny jako „związek kobiety i mężczyzny”. Mimo to w mediach wielokrotnie przedstawiała swoją wersję – mimo że w programie wyborczym stało co innego.
Weidel jest lesbijką, ale zaprzecza, jakoby była osobą queer.
Jej życie prywatne obfituje jednak w więcej hipokryzji. Jej żona Sarah Bossard pochodzi ze Sri Lanki i mieszka w Szwajcarii. Bossard jest producentką filmową i – jak sama przyznaje – po upublicznieniu relacji z Weidel straciła mnóstwo znajomych, wśród których miała sporo osób o lewicowych poglądach. Bossard angażowała się też publicznie w kampanię legalizacji małżeństw jednopłciowych w Szwajcarii. Wychowują razem dwóch synów, których biologiczną matką jest Bossard.
Oficjalnie Weidel mieszka w Badenii-Wirtembergii, w okolicy granicznego jeziora Bodeńskiego (jako posłanka musi mieć meldunek w kraju). De facto mieszka jednak z rodziną (która wg definicji AfD rodziną nie jest) w szwajcarskim Biel.
W tej jednej relacji Weidel wykracza poza poglądy swojej partii na wielu poziomach – łamie tradycyjne role płciowe, nie tylko jest związana z kobietą, ale do tego z kobietą o ciemnym kolorze skóry i znacznie liberalniejszych od niej poglądach. Mieszka też de facto za granicą, czyli sama jest migrantką – i do tego może sobie pozwolić na dowolne postulaty, bo jako mieszkanki Szwajcarii bezpośrednio jej to i tak nie dotyczy.
Weidel znajduje się u szczytu swojej kariery. 23 lutego najpewniej odniesie historyczny sukces, prowadząc partię do dwudziestoprocentowego wyniku i drugiej pozycji w wyścigu o władzę.
Jej pozycja wydaje się być chwilowo niezagrożona. Jest hołubiona przez zwolenników AfD, ma szerokie poparcie partii. Jej współprzewodniczący Tino Chrupalla dobrowolnie przesunął się na dalszy plan i nie stanowi dla niej zagrożenia.
Trudno jednak przewidzieć, w którą stronę sytuacja się rozwinie, jeśli partia zacznie mieć problemy. Na tydzień przez wyborami prasa opisała możliwy skandal z darowiznami – wg doniesień, nawet kilka milionów euro mogło zostać przekazane partii nielegalnie, na „słupa”, przez austriackiego milionera znanego ze skrajnie prawicowych sympatii. Jeśli sąd uzna, że złamane zostało prawo, partia może znacznie ucierpieć finansowo.
Również kwestia ewentualnego procesu przez Federalnym Sądem Konstytucyjnym o zakaz partii, jeśli okaże się być sprzeczna z konstytucją, pozostaje otwarta. W tej chwili raczej nie uda się parlamentarzystom zebrać wystarczająco głosów, żeby wniosek do Sądu złożyć – ale temat na pewno wróci w nowym Bundestagu.
Na razie Weidel zdaje się zręcznie nawigować między „salonowością” a skrajnością w partii. Jej strategia to jeden krok w przód, jeden w tył.
W 2017 roku, gdy Höcke mówił o pomniku hańby w centrum stolicy, opowiedziała się za wykluczeniem go z partii. Gdy krótko potem została wybrana na Spitzenkandidatin, prowadziła z nim wspólnie kampanię wyborczą. Kilka lat później wręcz nawiązała do tej wypowiedzi, mówiąc o wiatrakach hańby. Pytana o jego homofobiczne wypowiedzi o „tęczowym terrorze” twierdziła, że chodziło mu o ideologię i „epatowanie” nią, a nie o prywatne życie.
Gdy Junge Alternative (JA), młodzieżówka AfD, stała się za dużym obciążeniem dla partii, i otrzymała od służb wywiadu wewnętrznego oznaczenie najwyższego stopnia jako organizacja ekstremistyczna, Weidel wymusiła na niej samorozwiązanie się (decyzja już nastąpiła, stanie się to z końcem marca 2025 roku). Kontrola, jaką przejęła nad JA, choć normalna w innych partiach, zaskoczyła partię.
Do tej pory nikomu nie udało się skutecznie kontrolować wszystkimi frakcjami i koteriami w AfD – a każda próba podporządkowania sobie zbuntowanych frakcji kończyła się konfliktem, wypchnięciem niedoszłych kontrolerów, i dalszym zaostrzeniem linii politycznej partii. Skuteczność, z jaką Weidel wzięła JA pod but, zaskoczyła wszystkich.
Jednocześnie jednak podała skrajnemu skrzydłu gałązkę oliwną – równocześnie z zapowiedzią likwidacji JA powiedziała też, że postuluje zamknięcie wszystkich granic na stałe w przeciągu stu dni od wyborów i natychmiastowe wydalenie wszystkich obcokrajowców bez prawa pobytu (co było kluczowym postulatem skrajnej frakcji). Wtedy też po raz pierwszy użyła ich nowomowy, nazywając deportację remigracją.
Jednocześnie trzeba pamiętać, że łagodzenie partii na dłuższą metę nie udało się w AfD nikomu. Jeśli Weidel chce dalej przecierać ścieżki do mainstreamu, a może nawet pretendować do współrządzenia, może być zmuszona do prób de-radykalizacji. Czy partia jej zaufa i pójdzie za nią, czy się zbuntuje, trudno przewidzieć. Historia wskazuje, że raczej spodziewać się należy buntu.
Bunt dołów i szczególnie bunt skrajnej frakcji może być największym zagrożeniem dla Alice Weidel. Björn Höcke, na razie całujący pierścień, może stanowić dla niej największe wyzwanie w przyszłości. Przewodniczący turyńskiego oddziału AfD ma od dawna apetyt na przejęcie władzy w całej partii. Z pewnością, jeśli Weidel powinie się noga, skorzysta z okazji, żeby jej partyjne przywództwo wyrwać. Jeśli mu się uda, Weidel najpewniej skończy tak, jak Lücke, Petry, czy Meuthen – wypchnięci z własnej partii, zredukowani do przypisu w historii partii.
Na razie jednak Alice Weidel jest niekwestionowaną przywódczynią. Skrajna prawica w Europie ma w tej chwili twarz uśmiechniętej blondynki w średnim wieku – podobnie jak we Francji Marine le Pen i Włoszech Georgii Meloni.
Socjolożka, europeistka i politolożka. Adiunktka (post-doc) w Forum Mercatora Migracja i Demokracja (MIDEM) na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie, gdzie odpowiada za analizy dyskursów politycznych w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. Obroniony z wyróżnieniem doktorat napisała z politycznych znaczeń pojęcia solidarności.
Socjolożka, europeistka i politolożka. Adiunktka (post-doc) w Forum Mercatora Migracja i Demokracja (MIDEM) na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie, gdzie odpowiada za analizy dyskursów politycznych w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. Obroniony z wyróżnieniem doktorat napisała z politycznych znaczeń pojęcia solidarności.
Komentarze