Aktywiści z Niemiec i Czech czepiają się Turowa, a nie protestują przeciwko własnym kopalniom – twierdzi ministra klimatu Anna Moskwa. Rzeczywiście, organizacje zza naszej zachodniej, ale i południowej granicy skarżą się na naszą odkrywkę. Jeszcze bardziej zaciekle walczą jednak ze swoimi
Niemcy zwiększają produkcję z węgla brunatnego, to 12 bloków produkujących energię wyłącznie z węgla brunatnego po stronie niemieckiej. Tam cisza, absolutny spokój organizacji, które nie widzą, że siedem kopalni po stronie niemieckiej, pięć po czeskiej versus jedna po stronie polskiej to duża dysproporcja„ – powiedziała na antenie radiowej ”Jedynki" ministra klimatu Anna Moskwa. To nie pierwszy raz, gdy politycy obozu rządzącego wskazują na wykorzystanie węgla brunatnego u naszych zachodnich i południowych sąsiadów. Cel za każdym razem jest jeden: zarzucić Niemcom i Czechom, że widzą drzazgę w naszym oku, nie dostrzegając belki w swoich.
Turów trafił na nagłówki po tym, jak na działanie kopalni w Bogatyni do Trybunału Sprawiedliwości UE poskarżyli się Czesi. Rząd w Pradze upomniał się o prawa mieszkańców obszaru przygranicznego. Znajdujący się przy trójstyku polskiej, czeskiej i niemieckiej granicy obiekt zagrażał tamtejszym zasobom wody, tworząc lej depresyjny rozciągający się przede wszystkim na czeską stronę. Kopalnia odkrywkowa, by funkcjonować bez ryzyka zalania, musi odpompowywać ze swojego otoczenia wodę, co obniża poziom jej podziemnego lustra. Dlatego Czesi skarżyli się na pustki w swoich studniach. Podobnego oddziaływania na ten obszar nie mają kopalnie z reszty regionu przygranicznego – czyli wspomniane przez Moskwę obiekty w Niemczech i Czechach.
Wreszcie Praga odpuściła walkę przed TSUE po osiągnięciu porozumienia z polskim rządem. Zakładało one między innymi rekompensaty finansowe na rzecz mieszkańców pogranicza, postawienie barier zatrzymujących pylenie z obszaru odkrywki i odpływ wody podziemnej z Czech.
Nie był to jednak koniec prawnej batalii wokół turoszowskiego kompleksu. Niemieckie i czeskie organizacje ekologiczne apelowały do Komisji Europejskiej o unieważnienie polsko-czeskiego porozumienia. Sprawy dotyczące odkrywki toczyły się również przed polskimi sądami. Wnioski do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego skierowały między innymi land Brandenburgia i miasto Zittau (Żytawa).
Sprawa przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym, której inicjatorami były między innymi Fundacja Frank Bold, Greenpeace i Eko-Unia. skończyła się 31 maja 2023 roku postanowieniem niekorzystnym wobec zarządzającej odkrywką spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna. Według WSA decyzja środowiskowa pozwalająca na wydobycie do 2044 roku wydana została niezgodnie z prawem. Podchwycili to politycy Zjednoczonej Prawicy grzmiąc: oto Niemcy chcą zaszkodzić Polsce i zamknąć kopalnię w Bogatyni.
„Ten wyrok jest szkodliwy, krzywdzący i działa na niekorzyść Polaków” – komentował premier podczas konferencji z udziałem pracowników kompleksu energetycznego.
„My jesteśmy opiekunami polskiego górnictwa i nie pozwolimy go zamknąć. Stoimy na straży polskiego górnictwa” – obiecywał.
W OKO.press prostowaliśmy te stwierdzenia wyjaśniając, że rozstrzygnięcie sporu przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym nie doprowadzi do natychmiastowego zamknięcia kopalni. Jednak by wyjaśnić sens postanowienia WSA, trzeba cofnąć się o trzy dekady i dokładnie prześledzić wydarzenia z ostatnich kilku lat – wtedy zapadały pierwsze decyzje, które wpłynęły na kształt skomplikowanej układanki wokół Turowa. Jak to było po kolei?
Nie można więc powiedzieć, że aktywiści doprowadzą do natychmiastowego zamknięcia kopalni. Najpewniej podobnego skutku nie będą miały również inne skargi i wnioski lokalnych władz oraz organizacji ekologicznych z zagranicy. Te ostatnie często występują przeciwko kopalniom odkrywkowym w granicach swoich państw. Dlatego Anna Moskwa jest w błędzie mówiąc, że aktywiści bez piśnięcia słowem przechodzą do porządku dziennego nad utrzymywaniem wydobycia węgla brunatnego w swoich krajach, jednocześnie zwalczając polską odkrywkę.
Niemieckie i czeskie organizacje nie protestują przeciwko działalności własnych kopalni odkrywkowych, mimo że zwiększają eksploatację węgla brunatnego.
Mimo to trzeba przyznać, że Niemcy po wyłączeniu ostatnich elektrowni atomowych cierpią na zbyt mocne uzależnienie od węgla. Nasi zachodni sąsiedzi, zamiast utrzymywać już istniejące zeroemisyjne instalacje postawili na całkowite przestawienie swojej energetyki na odnawialne źródła energii. To skutkuje bolesnym dla klimatu okresem przejściowym. Dane dotyczące energetyki Niemiec wskazują na rosnący udział węgla kamiennego i brunatnego w miksie energetycznym, mimo bardzo wysokiego – bo 50-procentowego w pierwszym kwartale 2023 – udziału OZE.
By sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu na węgiel, również ten brunatny, spółki energetyczne musiały zwiększyć wydobycie i zastanowić się nad uruchomieniem nowych złóż. Najgłośniejsza do tej pory była sprawa kopalni należącej do RWE. Koncern rozszerzył jedną ze swoich odkrywek o część złoża znajdującego się pod miejscowością Lutzerath. Nie odbyło się to jednak z milczącą zgodą organizacji społecznych. Wręcz przeciwnie – aktywiści z Niemiec i zagranicy okupowali opuszczone przez miejscową ludność, przeznaczone do wyburzenia miasteczko. W proteście brały udział dwie ważne osobistości ruchów klimatycznych – Luisa Neubauer i Greta Thunberg. Ta ostatnia została wyniesiona przez policję poza teren przeznaczony pod odkrywkę, co dało sprawie wyjątkowego rozgłosu.
Aż trudno uwierzyć, że wieści o starciach policji z kilkudziesięcioma tysiącami proklimatycznych działaczy nie dotarły do ministry klimatu sąsiedniego państwa.
Nie był to jedyny protest przeciwko odkrywkowym wydobyciu węgla w Niemczech. Głośny był przypadek wtargnięcia aktywistów na teren działającej kopalni odkrywkowej Garzweiler w proteście przeciwko jej rozszerzeniu. W przypadku Turowa gra idzie o taką samą stawkę, a aktywiści walczą przede wszystkim o zatrzymanie wydobycia w obecnych granicach i ograniczenie działalności kopalni do 2026 roku, zgodnie z koncesją wydaną przez ministra Kurtykę.
Również w Czechach aktywiści zaangażowani w walkę z kopalniami odkrywkowymi mocno komplikują życie koncernów energetycznych. Wydobyciu węgla brunatnego sprzeciwia się między innymi organizacja Limity Jsme My i czescy aktywiści Fridays for Future. Demonstracje przeciwko dalszemu wydobyciu węgla brunatnego Pradze odbywają się co miesiąc. Proekologiczni działacze idą z hasłem zakończenia działalności kopalni Bílina na północy kraju.
Teren odkrywki w 2017 roku okupowało ponad stu aktywistów Limity Jsme My. Skończyło się siłową reakcją policji i wyprowadzeniem działaczy poza jej granice. W zeszłym roku czeski sąd uznał, że funkcjonariusze zachowywali się zbyt brutalnie wobec niestwarzających zagrożenia aktywistów. Niektórzy z nich byli przetrzymywani przez wiele godzin na otwartym słońcu bez dostępu do wody i pomocy prawnej.
Czesi i Niemcy utrzymują więc wydobycie węgla kamiennego i zamierzają poszerzać istniejące odkrywki. Działacze w obu krajach mimo to dzielnie próbują zmobilizować swoje rządy do wcześniejszego porzucenia wydobycia węgla brunatnego. A co ważne, zarówno Niemcy, jak i Czesi deklarują wcześniejsze niż polski rząd pożegnanie z tym surowcem. W obu tych krajach wydobycie ma stanąć w 2038 roku, czyli sześć lat przed planowanym zakończeniem działania kopalni Turów.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze