Polskojęzyczne strony internetowe codziennie rozsiewają antyukraińską i prorosyjską dezinformację wojenną. Część z nich prezentuje stricte rosyjskie narracje, inne włączają kremlowski przekaz do znanych teorii spiskowych. Największe mają po kilka milionów odsłon miesięcznie.
Rosyjska propaganda nadal jest łatwo dostępna w polskiej części internetu, mimo zablokowania dostępu do rosyjskich portali Sputnik i RT oraz kilku innych stron, związanych z prorosyjskimi środowiskami w Polsce (te zresztą w większości przeniosły się na inne serwery i znów są aktywne).
W tak zwanych alternatywnych mediach aż roi się od serwisów informacyjnych, blogów i platform, na których codziennie pojawiają się antyukraińskie materiały.
Większość z tych źródeł nie powstała w ostatnich miesiącach, działają od dawna, przy czym niektóre w czasie wojny z Ukrainą odnotowały wyraźny wzrost liczby odsłon. Na przykład dość niszowa strona polskiego środowiska prorosyjskiego, której domena jest podobna do znanego stowarzyszenia katolickiego, zazwyczaj ma 150-190 tysięcy odsłon miesięcznie. Jednak w marcu odnotowała wzrost do 300 tysięcy odsłon.
Z kolei blog na portalu kontrowersyjnej kancelarii, prowadzonej przez absolwenta studiów prawniczych, wspierającego środowiska antyszczepionkowe, w lutym miał 975 tysięcy wizyt, a w marcu już 2,3 miliona.
Część stron powstała podczas pandemii COVID-19 i dotychczas prezentowała przede wszystkim treści antyszczepionkowe oraz teorie spiskowe na temat pandemii. Ale są też takie, które od lat publikowały materiały antyukraińskie.
W kilku przypadkach prorosyjskie artykuły polityczne pojawiają się na portalach, które pierwotnie dedykowane były tematyce religijnej i należały do tak zwanych „katolickich kanałów antysystemowych” (można by je nazwać katolickimi portalami alternatywnymi). Teraz właśnie na nich znajdują miejsce materiały z rosyjską propagandą.
Monitoring sieci pozwolił mi na zidentyfikowanie 43 aktywnych witryn internetowych, zamieszczających fałszywe rosyjskie narracje dotyczące wojny w Ukrainie, w języku polskim. Nie podaję ich nazw, by nie ułatwiać im szerzenia dezinformacji w sieci.
Każdą witrynę przeanalizowałam za pomocą narzędzi, które umożliwiają określenie ich popularności oraz zasięgów na głównych platformach społecznościowych: Similarweb oraz CrowdTangle. To na podstawie ich wskazań podaję dane ilościowe, dotyczące opisywanych stron.
W analizowanej grupie znajduje się:
- 27 portali informacyjnych (w tym dwa portale z materiałami video),
- 11 blogów,
- 5 niszowych platform społecznościowych i serwisów, należących do kategorii tzw. social news, na których treści tworzą ich użytkownicy (często anonimowi).
Pomijam w tym zestawieniu duże platformy społecznościowe, takie jak Facebook, YouTube, Twitter czy Telegram – na każdej z nich obecna jest rosyjska propaganda i o każdej można by sporządzić odrębny raport. Z tym że tam rozpowszechniane są najczęściej linki do materiałów zewnętrznych, pochodzących właśnie z opisywanych przeze mnie stron.
Jeden z analizowanych portali to portal rosyjski, działający od 2014 roku na okupowanym przez Rosję Krymie. Według oficjalnych raportów amerykańskich jego twórcy współpracują z funkcjonariuszami rosyjskiego kontrwywiadu FSB, a strona uważana jest za stałe źródło dezinformacji i rosyjskiej propagandy.
Publikowano na niej między innymi fake newsy o tym, że koronawirus został stworzony przez władze USA i celowo wyeksportowany do Chin.
Po wybuchu wojny w lutym 2022 r. na tym portalu założono strony w różnych językach zachodnich, w tym w języku polskim, by docierać do mieszkańców Zachodu z rosyjską propagandą i dezinformacją.
Liczba wejść na portal (dane dotyczą sumy wejść na podstrony we wszystkich wersjach językowych) wzrosła z 2,3 miliona w styczniu do 9 milionów w marcu. Jak widać, zainteresowanie prezentowanymi tam treściami jest wysokie.
Czym raczy Polaków, po polsku, rosyjski serwis? Na przykład informacjami o tym, że do ukraińskiego wojska mobilizowani są nosiciele wirusa HIV oraz narkomani. Albo, że w okupowanym przez Rosjan Mariupolu trwa „przywracanie porządku i spokojnego życia dla wszystkich mieszkańców miasta”, o czym informuje rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu.
Jest też artykuł, przedstawiający w negatywnym świetle biografię Aleksieja Arestowicza, doradcy szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy – jako byłego szpiega, współpracownika rosyjskiego nacjonalisty i filozofa Aleksandra Dugina, oraz działacza neobanderowskiego ugrupowania.
Ten materiał rosyjski portal przedrukował z polskiego portalu Myśl Polska, a jego autorem jest Mateusz Piskorski, były lider prorosyjskiej partii Zmiana, oskarżony w Polsce o szpiegostwo na rzecz Rosji. Takich przedruków można tu znaleźć sporo.
Rosyjski portal zamieścił też anonimowy komentarz, dotyczący taktyki Putina wobec broniących Mariupola żołnierzy ukraińskiego pułku Azow.
„Im bardziej Zachód naciska na Putina w sprawie Azowa w Mariupolu, tym bardziej Putin zdaje sobie sprawę, że nie może w żaden sposób odpuścić szturmu. Z więźniami z katakumb będzie drwił z Zachodu jak z psa. Zachód chciał, aby wszyscy tam zginęli? I nikt się o niczym nie dowiedział? Tak się nie stanie. (…)
Kończy im się amunicja. Niezależnie od tego, ile jest zapasów żywności i studni z wodą, prędzej czy później wszystko to zjedzą i wyjdą. Głodni jak szczury, wychudzeni, z wyłupiastymi oczami, zdziczali i obdarci. Będą pachnieć bagnem. Zostaną pokazani jak żołnierze Paulusa zimą 43 roku pod Stalingradem. Staną się chudzy, zarośnięci, marni. Może niektórzy oszaleją. Nie ma sprawy. Rosja ma sporo czasu.”
Wśród polskich stron szerzących rosyjską propagandę i dezinformację największe zasięgi mają niektóre portale informacyjne – kilka z nich notuje wyniki wyższe niż milion wizyt miesięcznie. A jedna z platform społecznościowych ma 5 milionów wejść w ciągu miesiąca.
Zapewne wielu jej czytelników jest zainteresowanych treściami dotyczącymi religii katolickiej, ponieważ poza wpisami propagandowymi i dezinformacyjnymi spora część wpisów to właśnie treści religijne. Antyukraińskie fake newsy i manipulacje pojawiają się obok nich, niejako przy okazji.
Można tu znaleźć choćby krążący od 2015 roku w sieci film, który ma przedstawiać ukrzyżowanie i podpalenie mężczyzny przez żołnierzy z ukraińskiego pułku „Azow” – już w 2015 roku mnożyły się wątpliwości dotyczące tego materiały, które nigdy nie zostały wyjaśnione.
Teraz, gdy pułk „Azow” desperacko broni ukraińskiego Mariupola, nagranie ponownie jest rozpowszechniane w mediach społecznościowych.
Są także inne materiały, które w negatywny sposób przedstawiają żołnierzy „Azowa” - na przykład jako tych, którzy zabijają ukraińskich cywilów. Zaś po ujawnieniu rosyjskich zbrodni w Buczy platformę zalała fala wpisów dowodzących, że cywilną ludność w Buczy mordowało wojsko ukraińskie.
To rosyjska narracja, za pomocą której Rosja usiłuje zdjąć z siebie odpowiedzialność za tę zbrodnię.
Na opisywanej platformie są również posty z fałszywymi lub zmanipulowanymi informacjami, które mają budzić niechęć Polaków do ukraińskich uchodźców, na przykład: „Rozdawnictwo władzy na pełnym gazie. »Goście« mogą ubiegać się o 12 tys. na dziecko. STOP GRABIENIU POLAKÓW!!!”
Do tego fałszywe informacje: że ukraińscy uchodźcy chcą osiedlić się w Polsce na stałe, żądają wysokich stanowisk, ale też, że Polacy muszą ich utrzymywać, bo tylko co piąty z nich pracuje lub zamierza pracować. Najbardziej radykalni użytkownicy piszą: „Polska jest znów pod okupacją” (w domyśle – okupacją ukraińską) oraz „Ukraińscy nas zabiją!”.
Takie niszowe platformy i serwisy social news to doskonałe miejsca do szerzenia treści z małych blogów i portali informacyjnych, które między innymi wpisują narracje antyukraińskie w znane wcześniej teorie spiskowe oraz tworzą nowe narracje.
Ukraina jest na nich opisywana jako Nowa Jerozolima lub Wielki Izrael (czyli państwo, które przejmą Żydzi), a Wołodymyr Zełenski – jako „cichy wspólnik Putina”. Można też przeczytać, że Zełenskiego i Ukrainę popierają… sataniści, „władze Ukrainy szantażują polityków PiS-u sekstaśmami”, a nawet, że „armia rosyjska posuwa się naprzód, a jej planem jest dotarcie do Rzymu”.
W innych materiałach anonimowi autorzy dowodzą, że konflikt w Ukrainie jest wykorzystywany przez Zachód do wprowadzenia tak zwanego „nowego porządku świata” („new world order”) – to teoria spiskowa, według której spiskujący politycy państw zachodnich dążą do objęcia władzy absolutnej nad całym światem.
Zaś deklaracja polskich samorządowców o porozumieniu polsko-ukraińskim, która padła na Europejskim Kongresie Samorządów w Mikołajkach, jest prezentowana jako zapowiedź stworzenia jednego, polsko-ukraińskiego państwa.
Takie treści przeplatane są artykułami przypominającymi zbrodnie, dokonane przez ukraińskie oddziały UPA na Polakach na Wołyniu w 1943 roku. Najistotniejszym elementem tych artykułów są drastyczne zdjęcia archiwalne.
Choć na pierwszy rzut oka teorie spiskowe na temat Ukrainy wydają się absurdalne, cieszą się sporym zainteresowaniem. W ostatnich latach w wielu krajach, także w Polsce, wzrosła liczba osób wierzących w takie treści.
Są one rozpowszechniane za pośrednictwem mediów społecznościowych, z reguły w zamkniętych grupach, do która należą tylko osoby myślące podobnie, szybko pokonują bariery językowe i geograficzne, szybko też uznawane są za prawdziwe.
Z tego mechanizmu korzystają rosyjscy propagandziści – tworzą korzystne dla nich teorie spiskowe lub dopisują nowe elementy do wcześniejszych narracji i wprowadzają je w obieg. Między innymi w ten sposób kremlowskie fałszywki stają się obecnie popularne na Zachodzie.
Analizowałam również, w jaki sposób treści z monitorowanych witryn rozprowadzane są na głównych platformach społecznościowych, na przykład na Facebooku czy Twitterze. Okazało się, że połowa z nich nie jest widoczna na tych platformach.
Niektóre generowały spore zasięgi na Facebooku do 2020 roku, najpóźniej do pierwszej połowy 2021 roku, ale od tamtej pory nie opublikowano do nich żadnego linku. Prawdopodobnie domeny te zostały na FB zablokowane.
To pokazuje, że Facebook rzeczywiście ogranicza rozpowszechnianie treści dezinformacyjnych i teorii spiskowych, choć na pewno nie może się pochwalić stuprocentową skutecznością w tym zakresie.
Istotne jednak, że mimo nieobecności na głównych platformach niektóre z monitorowanych stron osiągają wysoką liczbę odsłon. Oznacza to, że docierają do odbiorców innymi kanałami – przez platformy społecznościowe niszowe lub takie, na których treści nie są weryfikowane (na przykład Telegram).
Część wspiera się też wzajemnie, publikując linki do zaprzyjaźnionych stron u siebie. W ten sposób powstaje dezinformacyjna sieć, wzmacniająca sfałszowany przekaz.
Rosyjska propaganda jest szerzona za pomocą stron internetowych także w innych językach. Amerykański portal NewsGuard, śledzący dezinformację w internecie, zidentyfikował 189 witryn rozpowszechniających dezinformację wojenną, w tym:
- 72 strony anglojęzyczne,
- 37 stron w języku francuskim,
- 21 stron w języku niemieckim,
- 17 stron w języku włoskim.
„Rosja stosuje wielowarstwową strategię wprowadzania, wzmacniania i rozpowszechniania fałszywych i zniekształconych narracji na całym świecie – opierając się na połączeniu oficjalnych źródeł mediów państwowych, anonimowych stron internetowych i kont, oraz innych metod rozpowszechniania propagandy, która wspiera interesy Kremla i podważa wiarygodność jego przeciwników” – napisali autorzy raportu.
Zaznaczyli jednocześnie, że w internecie jest obecna także dezinformacja antyrosyjska i proukraińska, która skupia się głównie na prezentowaniu triumfalnego obrazu wojsk ukraińskich. Jednak dezinformacja rosyjska pozostaje dominująca.
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze