Krytyka elit III RP zawsze była politycznym paliwem Jarosława Kaczyńskiego: mieszaniną trafnych diagnoz, efektownych uogólnień, personalnych uprzedzeń i prostych haseł. Czy ten nośny, antyelitarny przekaz rozpada się dziś na naszych oczach?
"Obok elity stworzonej przez postkomunizm jest już nowa elita, która jest w stanie zmieniać Polskę. Ale nie taka elita, która się wynosi, która się uważa za lepszą, ale taka, którą chce służyć i ta służba jest właśnie elitarna" - mówił z satysfakcją Jarosław Kaczyński podczas konwencji wyborczej w Łodzi 14 września 2019 roku. Jak relacjonowała Polska Agencja Prasowa, "prezes PiS akcentował, że bezinteresowność, gotowość do wspierania innych i empatia powinny charakteryzować ludzi, którzy uczestniczą w polityce i dążą do zdobycia władzy".
Miesiąc później Prawo i Sprawiedliwość zdobędzie prawie 44 proc. głosów i drugi raz z rzędu samodzielną większość w Sejmie, a Kaczyńskiemu wyjdzie po raz kolejny ta sama sztuczka, którą prezentował przez całą swoją karierę. Znów udało mu się odmalować przeciwników politycznych jako elity oderwane od życia zwykłych Polaków, interesujące się wyłącznie modami z Zachodu, zdegenerowane ideologią LGBT i dybiące na pieniądze z programów socjalnych, a do tego dybiące bez powodu, ot po prostu z irracjonalnej nienawiści do prostego człowieka.
Opowieść o wrażych elitach i dobrych, zwykłych ludziach znakomicie sprawdza się w opozycji i przy krótkich epizodach rządzenia. Opowiadać można wtedy rzeczy dowolne, np. jak wyżej o budowie nowych elit, które będą służyć społeczeństwu. Ale wraz z upływem czasu rzeczywistość mówi "sprawdzam" i okazuje się, że nowe elity służą ludowi, słonecznym popołudniem radośnie machając pospólstwu z pola golfowego za abonament w wysokości niemal 6 tys. zł.:
"Jak tam chłopcy z Platformy? Haratacie w pospolitą gałę? No widzicie. A ja z PiS na najlepszym w Polsce polu golfowym i jednym z trzech najlepszych w Europie, haratam sobie w golfa (...) jak Tiger Woods, Barack Obama, prezydent USA, Ivanka Trump i jej mąż" - obwieściła w niedzielę 10 lipca szczecińska radna Prawa i Sprawiedliwości Małgorzata Jacyna-Witt. Gdy blogerka i publicystka "Rzeczpospolitej" zwróciła Jacynie-Witt uwagę na wyższościowy ton wypowiedzi, usłyszała:
"Bo ja jestem elitą, a Pani jest »pseudoelitą« - zakompleksioną, ale z wysokim mniemaniem o sobie".
Radna Jacyna-Witt w środę 13 lipca została zawieszona w prawach członkach PiS, natomiast nie dowiedzieliśmy się, z jakiej przyczyny. "Koniec tematu" - napisał tylko Krzysztof Sobolewski, sekretarz generalny partii. Ale czy rzeczywiście to koniec tej historii? To myślenie życzeniowe. Sprawa radnej PiS może być raczej symbolicznym końcem wiarygodności ulubionej opowieści Jarosława Kaczyńskiego.
Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Zmiana elit komunistycznych w postkomunistyczne elity finansowe i kooptacja przez tę złowrogą hydrę części elit solidarnościowych to podstawowy lejtmotyw politycznej narracji Jarosława Kaczyńskiego. Opisując (w jakimś stopniu trafnie) procesy charakterystyczne dla głębokiej i szybkiej transformacji ustrojowej, Kaczyński od początku lat 90. nadawał im demoniczne znaczenie.
Tam gdzie obserwowaliśmy naturalne (co nie znaczy, że pozytywne) procesy, sprawiające, że w nowej rzeczywistości w pierwszych latach po upadku PRL najlepiej odnajdowali się ludzie z kapitałem finansowym (postkomuniści) i kapitałem symbolicznym (elity "Solidarności"), tam Kaczyński widział spisek zblatowanych dawnych wrogów. Milczał natomiast o tym - zapewne z wrodzonej skromności - że sam skorzystał z obu opisanych wyżej mechanizmów.
Po pierwsze, biorąc postkomunistyczne pieniądze przy zakładaniu spółki Telegraf. Po drugie, korzystając obficie z kapitału symbolicznego - jako 40-latek nie zostawał przecież szefem potężnego wówczas Tygodnika "Solidarność" ze względu na doświadczenie redaktorskie, bo nie miał żadnego, skorzystał jak inni z ducha czasu i korzystnego dla siebie politycznego układu. Inna sprawa, że ten kapitał spektakularnie roztrwonił.
Jednak im bardziej Kaczyński w pierwszych latach transformacji przegrywał, z tym większym upodobaniem ustawiał się w roli outsidera i tym bardziej elitom w jego opisie rosły ostre zęby i wielkie, przekrwione oczyska, materializujące się ostatecznie na końcowym etapie ewolucji w "wilczym spojrzeniu" Donald Tuska. Notabene tego samego Tuska, który w odróżnieniu od Kaczyńskiego nie otrzymał "na start" od politycznego patrona ani wielkiej gazety, ani żadnego ważnego stanowiska, nie startował w wyborach 1989 roku, korzystając później raczej z trzeciej ścieżki kariery w początkach IIIRP, czyli otwarcia rynku gospodarczego, medialnego i politycznego na "nowych ludzi nowych czasów".
Krótka historia elit III RP w historiozofii Jarosława Kaczyńskiego przedstawia się następująco. Najpierw chroniły agentów, później zajmowały się tajnym rozbijaniem (zgodnej przecież z natury) prawicy, następnie z sobie tylko znanych powodów chroniły korupcyjny układ, przestępców i mafie.
W kolejnych latach natomiast elity stały się po pierwsze, nienażarte, a po drugie, liberalne, dążąc do wyjedzenia statystycznemu Polakowi z lodówki ostatniego plastra szynki, by za chwilę stać się ekspozyturą niemieckich interesów i piątą kolumną George'a Sorosa, który wraz z elitami Unii Europejskiej upodobał sobie polskie dzieci i rozkazał ideologii LGBT przerobić je z chłopców na dziewczynki, albo na odwrót.
Strategia Jarosława Kaczyńskiego oczywiście miała w sobie dużo racjonalności w sensie politycznym: Polacy deklaratywnie byli i są społeczeństwem głęboko egalitarnym i niechętnym rozmaitym elitom, ze szczególnym uwzględnieniem elit politycznych.
Po wtóre zaś wykorzystywanie nastrojów społecznych i polityczna emanacja niechęci wobec elit może służyć dobrym rozwiązaniom instytucjonalnym, wzmacniającym równość: można rozwijać służbę cywilną i korpus urzędniczy, by każdy był równy nie tylko wobec prawa, ale i wobec państwa, można wzmacniać instytucje edukacyjne i opiekuńcze, zwiększać prestiż zawodów nauczyciela, pielęgniarki, etc.
Szkopuł w tym, że Jarosław Kaczyński nigdy nie chciał zmieniać państwa w kontrze do elit, odwrotnie: pragnął zastąpić złe elity tamtych, dobrymi elitami swoich.
Szczególnie widać to w przypadku edukacji, gdzie zamiast poprawiać system, by zwiększać szanse młodych ludzi, zwłaszcza z mniejszych ośrodków, zlikwidowano gimnazja, które - jak wskazywali eksperci - wyrównywały szanse dzieci zwłaszcza z terenów wiejskich. Obecnie zaś obóz władzy nakłada na szkoły ciężką, ideologiczną czapę, by przede wszystkim wychowywać do posłuszeństwa wobec systemu wartości wyznawanego przez elity PiS i w efekcie również zwiększać nierówności (wypychając jeszcze bardziej niż do tej pory dzieci lepiej sytuowanych rodziców z systemu publicznego).
Jeśli chodzi o populizm, Kaczyński był politycznym innowatorem. Wyprzedził czas, wyznając i praktykując od dekad ideologię i strategię polityczną, którą dziś znamy pod szyldem nowoczesnego, autorytarnego populizmu spod znaku Trumpa, Orbána, Bolsonaro. Jak wskazuje politolog Jan-Werner Müller z Uniwersytetu w Princeton, tacy populiści "utrzymują, że oni i tylko oni reprezentują to, co często nazywają »prawdziwym społeczeństwem« (...) populiści twierdzą, że wszyscy inni pretendenci do władzy nie mają do niej z zasady prawa. Nie chodzi o różnice programowe czy nawet aksjologiczne – inni politycy są po prostu źli".
I rzeczywiście, w koncepcji lidera PiS "tamte" elity są z definicji złe, "nasze" z definicji dobre. A o usytuowaniu na tej osi decyduje przynależność polityczna i posłuszeństwo wobec samego Kaczyńskiego. Stąd ilekroć prezes przejmował władzę, natychmiast wikłał się w konflikty z tymi, którzy powinni być podstawą równościowego i antyelitarnego państwa, a więc właśnie z pielęgniarkami, nauczycielami, urzędnikami. A propaganda przerabiała te grupy na szczególnie perfidne (bo ukryte) ekspozytury wrażych elit. Jak pamiętamy, w 2007 roku zmarły niedawno Ludwik Dorn (wtedy jeszcze w pełnej komitywie z Jarosławem Kaczyńskim) nazwał te grupy (i nie tylko te) wykształciuchami, czyli "ludźmi wykorzenionymi, z którymi trzeba twardo postępować".
Prosto wyjaśniali to wtedy publicyści sympatyzujący z PiS: otóż w III RP nie może być prawdziwych elit, ponieważ prawdziwe, polskie elity były w II RP i zginęły, zamordowane przez nazistów i sowietów. Prawdziwą elitę wolnej Polski należy więc dopiero stworzyć, najlepiej przez quasi arystokratyczny model doboru, według takiego oto schematu, że król Jarosław namaszcza skinięciem palca godnych kandydatów, a ci tchnięci mądrością władcy wnet nabierają cech elitarnych.
I tak oto dziś palec monarchy m.in.:
"Im nagle zrobiło się dobrze. Znaleźli przy władzy, marzenia życiowe się spełniły i nabrali przekonania, że jest świetnie. Żyli w stanie rozkoszy. Ten stan rozkoszy było po nich widać, jak ktoś ich oglądał wtedy z bliska. I przenosili go, subiektywnie i w wielu wypadkach uczciwie, na całe społeczeństwo. A tych, którzy ten spokój zakłócali, traktowali jak awanturników"
- to słowa Jarosława Kaczyńskiego, który tak określał "elity krakowsko-warszawskie" w rozmowie z Teresą Torańską. Ale gdyby ukryć autora, jak ulał pasują do Prawa i Sprawiedliwości z 2022 roku. Elity PiS żyją w rozkoszy przy władzy, przekonani, że jest świetnie, że transfery socjalne dają alibi ich arogancji i nieumiarkowaniu.
Że z nowymi elitami sprawa może być nieco bardziej skomplikowana, niż wynika to z koncepcji Jarosława Kaczyńskiego, przeczuwał socjolog i wicepremier Piotr Gliński, który w lipcu 2017 roku mówił tak: "Sorry, ale nie zadekretujemy braku istnienia tych ludzi [starych elit – przyp. red.] - budujemy nowe. Budowanie i wsparcie dla nowych elit, instytucji, musi trwać. Elit nie stworzy się w rok. Czasem trzeba całego pokolenia. Czegoś, co było w Polsce budowane przez 26 lat nie zmieni się w półtora roku".
Więc budują, ale z mozołem, jakby nieświadomie karykaturalnie: a to pompując miliony państwowych dotacji w brunatne szeregi narodowca Roberta Bąkiewicza, a to próbując dziatwę szkolną przerobić na bogoojczyźnianą modłę kuriozalnym podręcznikiem do nowego przedmiotu Historia i Teraźniejszość. Nawet gdyby jednak PiS używał publicznych pieniędzy i systemu edukacji z głową i tak proces formacji - jak słusznie zauważył Gliński - musi potrwać. Tymczasem Jarosław Kaczyński nie ma czasu, jego pomazańcy również, stąd publiczny festiwal chciwości, ostentacji i braku wrażliwości.
Nigdy nie wiemy, kiedy polityczne procesy, działania, błędy uruchomią gniew opinii publicznej. Bywa tak, że zapalnikiem niezadowolenia jest rzecz banalna, ale symboliczna, która w odpowiednich warunkach rozpoczyna reakcję łańcuchową.
Ośmiorniczki, które na lata przypięły Platformie Obywatelskiej łatkę partii oderwanej od życia zwykłych ludzi, nie były daniem ani szczególnie drogim, ani nadmiernie wykwintnym. Ale skumulowały w sobie złości i żale wyborców zmęczonych skutkami kryzysu z 2008 roku i opowieściami o zielonej wyspie. Radna Jacyna-Witt triumfalnie trafiająca dziś do golfowego dołka również sama w sobie nie jest specjalnie istotna. Ale w dobie nadciągającej recesji, wysokiej inflacji i rosnących kredytów może pełnić tę samą rolę co miętowa czekoladka w skeczu grupy "Monty Pythona": drobiazgu, który oznacza przesadę już nie do wytrzymania.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze