0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Dimitar DILKOFF / AFPFoto Dimitar DILKOFF...

"Ryzykowne konsekwencje może mieć to, że siły ukraińskie zagrożą Krymowi, a kraje zachodnie zaoferują Ukrainie twarde gwarancje bezpieczeństwa. Ryzykiem może być też to, że putinowska wojna na śmierć i życie będzie trwała do przyszłego roku, a Xi Jinping wyciągnie wniosek, że zbrojna agresja popłaca. Potrzebujemy mądrości i odwagi, by uznać, że w dłuższej perspektywie to drugie ryzyko jest większe" - pisze Timothy Garton Ash w pierwszą rocznicę pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę.

Ten tekst ukazuje się równocześnie w OKO.press i w dzienniku „The Guardian”. Timothy Garton Ash jest brytyjskim intelektualistą i historykiem, profesorem na Uniwersytecie Oksfordzkim. Świadkiem i uczestnikiem przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego „Wiosny obywateli”, jest także autorem książek „Polska rewolucja: Solidarność” oraz „Wolny świat: dlaczego kryzys Zachodu jest szansą naszych czasów”

Generał Wałerij Załużny, krępy, stanowczy, o rumianych policzkach siedzi przy biurku w Kijowie, skąd dowodzi wszystkimi siłami zbrojnymi Ukrainy. Pytam go, czego potrzebują od Zachodu. Po pierwsze, obrony przeciwlotniczej. Z błyskiem w oku rozpina polar w kolorze khaki, żeby pokazać jaskrawą koszulkę z żądaniem „F-16!”. Następne na jego liście są rakiety dalekiego zasięgu, takie jak amerykański ATACMS i francusko-brytyjski Storm Shadow, żeby mogli trafiać w rosyjskie cele poza zasięgiem ich obecnego arsenału.

W pierwszą rocznicę inwazji Władimira Putina ukraińskim siłom fatalnie brakuje amunicji do ich głównie postsowieckiej broni, a Rosja wysyła falę za falą mięsa armatniego, kryminalistów werbowanych w łagrach w przeciwko miastom takim jak Bachmut.

Przeczytaj także:

3 mm różnicy

Ukraińcy nie dysponują jeszcze wystarczającą ilością sprzętu w standardzie NATO, aby zastąpić nim starszy sprzęt. Kaliber 152 milimetrów dział postsowieckich, 155 milimetrów dział NATO: na tych 3 mm różnicy może zawisnąć przyszłość Europy. Podobny problem jest z czołgami. Choć w końcu pojawiają się niemieckie Leopardy oraz brytyjskie Challengery, większość ukraińskich czołgów to wciąż poradzieckie modele. Bez amunicji, jak mówi Załużny, to mogłyby być „nie czołgi, a traktory”.

Rozmowa z ukraińskim głównodowodzącym pozwala zrozumieć, że gorące prośby o więcej broni, które prezydent Wołodymyr Żeleński wygłaszał podczas swojego błyskawicznego tournée po Londynie („skrzydła dla wolności”), Paryżu i Brukseli, nie są po prostu rodzajem retorycznego konkursu ofert. To twarde, precyzyjne potrzeby wojskowe.

Tydzień spędzony w Kijowie i jego okolicach, a następnie kilka dni na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa jasno pokazuje, że najbliższe sześć miesięcy może być dla Ukrainy rozstrzygające.

Po czyjej stronie jest czas

Kluczowym pytaniem w każdej wojnie jest „po czyjej stronie jest czas?”. Na przykład w 1942 roku czas był wyraźnie po stronie sojuszników antyhitlerowskich. Ale w tej wojnie czas może być po stronie Władimira Putina. Istnieją silne przesłanki, że Putin też tak myśli. Gdyby Chiny wysłały broń, to dodatkowo by go wzmocniło.

Stąd ciągły ukraiński nacisk na szybkość dostaw, na ich pilność. My na Zachodzie musimy zacząć dorównywać ukraińskiej szybkości. Musimy jak najprędzej dostarczyć więcej amunicji i broni tam, gdzie potrzebuje jej generał Załużny, a także zwiększyć wsparcie finansowe, aby podtrzymać słabnący ukraiński system opieki zdrowotnej, szkolnictwo, gospodarkę mieszkaniową i ogólny budżet.

Istniejące zapasy broni i amunicji armii zachodnich są znacznie uszczuplone, ale w Monachium słyszałem, jak przedstawiciele europejskiego przemysłu obronnego mówili, że mogliby szybko zwiększyć produkcję, gdyby przywódcy polityczni ograniczyli biurokrację i protekcjonizm narodowy, które wciąż nękają ten sektor.

Kluczowa kwestia Krymu

Zachód musi również jasno określić, jak ta broń może zostać użyta. Kluczową kwestią jest tu Krym. W tej chwili Rosjanie, posuwając się naprzód w Donbasie, mają inicjatywę strategiczną, ale Ukraińcy przygotowują na wiosnę poważną kontrofensywę, wykorzystując kilka nowych brygad wyposażonych i wyszkolonych przez Zachód.

Nie jest tajemnicą, że jednym z wariantów byłoby parcie na południe z okolic Zaporoża, w kierunku Morza Azowskiego. Jeśli się uda, mogłoby to doprowadzić ich do granic Krymu.

Prawie każdy Ukrainiec, którego spotkałem, mówi, że powinni odzyskać Krym. Ich argumenty są moralne, prawne, polityczne i kulturowe – ale także strategiczne.

Jak twierdzą, na dłuższą metę Ukraina nigdy nie będzie mogła cieszyć się bezpieczeństwem, gdy na Krymie będą stacjonować siły rosyjskie.

Krótkoterminowo – Krym to sprawa, na której większości Rosjan naprawdę zależy, znacznie bardziej niż na Donbasie. Więc tylko grożąc wkroczeniem na półwysep, a przy tym używając rakiet dalekiego zasięgu do zniszczenia mostu Krymskiego, kluczowego połączenia zaopatrzeniowego z Rosją, Ukraina mogłaby odwrócić losy wojny i zmusić Putina do negocjacji.

Jest w tym taktyczna logika. A także duże ryzyko. Większość decydentów na Zachodzie z jednej strony publicznie powtarza „integralność terytorialna”, czy „decyzja należy do Ukraińców”, z drugiej prywatnie uważa, że Ukraina powinna zatrzymać się przed Krymem.

Punkt wyjścia ich analizy to ten sam, który sprawia, że Ukraińcy chcą po niego sięgnąć: Krym jest tym, na czym Rosji naprawdę zależy. Obawiają się więc, że w odpowiedzi Putin może dokonać eskalacji, być może nawet użyje taktycznej broni jądrowej. Dlatego też USA nie dały jeszcze Ukrainie rakiet dalekiego zasięgu oraz samolotów, które mogłyby odciąć Krym.

W grze jest wiarygodność Zachodu

Chociaż nie jest to wojna między NATO a Rosją, a zachodni przywódcy są zdeterminowani, by jej nie wywoływać, dramatyczna wizyta prezydenta Joe Bidena w Kijowie w poniedziałek pokazuje, jak ogromną wagę ma dziś dla Ukrainy wiarygodność Zachodu. Rok temu prawie nikt poza Ukrainą nie myślał, że może ona zostać członkiem NATO, a Francja i Niemcy sprzeciwiały się nawet przyjęciu jej jako kandydata do UE. Teraz Ukraina jest akceptowanym kandydatem do UE, a w Monachium słyszałem rosnące poparcie dla członkostwa w NATO.

Jednak przekonanie wszystkich 30 członków NATO – w tym węgierskiego przywódcy Viktora Orbána, który jest wierny Putinowi, i tureckiego dyktatora Recepa Tayyipa Erdoğana – do wyrażenia zgody zajmie dużo czasu. Ale Ukraina potrzebuje teraz twardych zabezpieczeń.

Gwarancje bezpieczeństwa

Generał David Petraeus argumentuje więc, że Ukraina powinna otrzymać tymczasowe gwarancje bezpieczeństwa od grupy państw członkowskich NATO pod przewodnictwem USA. Jest to z pewnością słuszne. Jedynym sposobem na silną, wolną i dobrze prosperującą Ukrainę jest przyłączenie się europejskich potęg, takich jak Wielka Brytania, Polska, Niemcy i Francja, do USA w wypełnianiu luki pomiędzy zakończeniem obecnych działań wojennych a ewentualnym pełnym członkostwem tego kraju w dwóch kluczowych organizacjach Zachodu.

Jednocześnie tylko takie zobowiązanie dałoby Zachodowi pozycję i możliwość prywatnego zachęcania Ukrainy do wszelkich bolesnych kompromisów, które mogą być konieczne – przynajmniej na razie – do zakończenia wojny wyraźnym zwycięstwem Ukrainy jeszcze w tym roku.

Nie ma drogi wolnej od ryzyka

Ryzykowne konsekwencje może mieć to, że siły ukraińskie zagrożą Krymowi, a kraje zachodnie zaoferują Ukrainie twarde gwarancje bezpieczeństwa. Ryzykiem może być też to, że putinowska wojna na śmierć i życie będzie trwała do przyszłego roku, a Xi Jinping wyciągnie wniosek, że zbrojna agresja popłaca.

Potrzebujemy mądrości i odwagi, by uznać, że w dłuższej perspektywie to drugie ryzyko jest większe.

Strach jest złym doradcą, mawiał Jan Paweł II. Przesłanie dla Zachodu, nie tylko od Ukraińców, ale od przywódców państw bałtyckich i wschodnioeuropejskich, którzy najlepiej znają Rosję, brzmi: „Nie lękajcie się!”.

Jak widzieliśmy ponownie w przemówieniu rosyjskiego przywódcy o stanie państwa w ten wtorek, Putin próbuje nas zastraszyć. Nie pozwólmy mu odnieść sukcesu.

Książka autora "Homelands: A Personal History of Europe" ukaże się w przyszłym tygodniu.

Przetłumaczyła Anna Halbersztat

;
Na zdjęciu Timothy Garton Ash
Timothy Garton Ash

Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".

Komentarze