„Kojce zapisane w ustawie miałyby być większe niż mieszkania” – mówią ci, którzy cieszą się z zawetowania ustawy łańcuchowej. „Krótki łańcuch mieliśmy zamienić na ciasny kojec” – podkreślają entuzjaści weta, ale tacy, którym los zwierząt leży na sercu. Ja to widzę inaczej: Karol Nawrocki skazał tysiące psów na kolejne lata cierpienia
2 grudnia 2025 przejdzie do historii jako dzień, w którym prezydent Karol Nawrocki skazał tysiące psów w całej Polsce na dalsze życie na łańcuchach. Wydawało się, że jest polityczne poparcie dla zdjęcia łańcuchów z psich szyj – za zakazem zagłosowała nie tylko rządząca koalicja, ale również 49 osób z PiS-u, w tym Jarosław Kaczyński.
Prezydent jednak zawetował, argumentując, że nie będzie podpisywał ustaw, które stygmatyzują polską wieś. Tylko że ani w ustawie, ani w jej uzasadnieniu nikt nie wspomina nawet o wsiach. Psy na łańcuchach żyją również w miastach i miasteczkach. Tak jak zresztą w swoim wystąpieniu powiedział prezydent: zwierzęta są krzywdzone przez złych ludzi, niezależnie od ich miejsca zamieszkania.
Dzięki decyzji prezydenta to, co on sam nazywa krzywdą, nadal jest zgodne z prawem. Ustawa o ochronie zwierząt dopuszcza trzymanie psów na m.in. trzymetrowym łańcuchu przez 12 godzin dziennie. W praktyce nikt nie jest w stanie ustalić i udowodnić, jak długo zwierzę jest przywiązane. Psy spędzają więc na łańcuchach całą dobę.
Gdyby ustawa weszła w życie, za rok o tej porze każda osoba trzymająca psa na uwięzi byłaby karana mandatem. W efekcie łańcuchy zniknęłyby z polskich podwórek i gospodarstw.
„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Najbardziej w ustawie prezydentowi Nawrockiemu nie podoba się jednak kwestia kojców – miały mieć odpowiednio utwardzone podłoże, zadaszenie, przepływ powietrza i dostęp do światła dziennego. Zapisano również minimalne rozmiary tych kojców – od 10 m kw. do 20, w zależności od wagi psa. To – jak wyjaśniała mi posłanka KO Małgorzata Tracz – unijny standard wyznaczania wielkości kojców. Do tej pory w ustawie o ochronie zwierząt nie ma żadnych norm dotyczących kojców. Prezydent widzi jednak w tym atak na wieś i „martwe prawo”, dlatego proponuje swój projekt. Jest to przepisana słowo w słowo zawetowana ustawa, z drobnymi dopiskami i wykreśleniem całej części dotyczącej kojców. Mówiąc najkrócej: prezydent mógł zakończyć cierpienie psów, a wybrał rozwiązanie, które spodoba się kolegom z Konfederacji i wprowadzi prawny chaos.
Prezydencki projekt analizowałam tutaj:
Jednak nie tylko prezydent jest niezadowolony z kojców. Tę kwestię podnosili również niektórzy miłośnicy zwierząt – choć z innych powodów. Zarzucają, że przyjęcie ustawy będzie oznaczało przeniesienie psów z łańcuchów do kojców, na dożywocie. W „zwierzęcych” kręgach słyszałam w ciągu ostatnich dni radość z weta i przekonywanie, że nie warto o tę ustawę walczyć. Ona wcale nie skończy cierpienia psów – argumentują ci, których weto ucieszyło.
Ja się z tą radością kompletnie nie zgadzam.
Na początek jednak to, w czym przyznaję trochę racji krytykującym tę ustawę. Zapisano w niej, że pies żyjący w kojcu musi mieć zapewniony codzienny ruch, dostosowany do jego potrzeb, wieku i stanu zdrowia. To rzeczywiście jest zapis nieweryfikowalny w praktyce – tak, jak trzymanie psa na łańcuchu maksymalnie 12 godzin. Nie udowodnimy osobom trzymającym psy w kojcach, że nie wyprowadziły ich na spacer – trzeba by było prowadzić całodobowy monitoring takiego sąsiada czy podwórka, na którym zauważymy kojec.
Co więcej, sami autorzy ustawy wiedzą, że to byłoby w wielu przypadkach trudne do zweryfikowania. Dodali ten zapis, bo jeśli dzięki niemu nawet część opiekunów zwierząt zadba o ich ruch, to będzie sukces.
Krytyka uwzględnienia w ustawie kojców i wymogów dotyczących ich budowy oraz wielkości jest zupełnie nie na miejscu. Czy zamiana łańcucha na dobry kojec jest pozytywna? Tak. Czy kojec to idealne wyjście, najlepsze z możliwych dla psa? Nie, ale wciąż lepsze niż uwiązanie psa do bramy czy ogrodzenia na trzymetrowym sznurze.
Jestem w tej sprawie realistką – nigdy nie będzie idealnie. Gdyby to zależało ode mnie, każdy pies miał miękkie i ciepłe posłanie, dach nad głową, pełną miskę oraz kochającego człowieka, który dba o jego potrzeby. Gdybym miała wyobrazić sobie idealną rzeczywistość, nie byłoby w niej ani łańcuchów, ani kojców. Wiem, że zakazanie kojców jest praktycznie (a także politycznie) niemożliwe do przeprowadzenia. Jedyne, o co można było walczyć, to ich odpowiedni rozmiar. Posłanki i organizacje społeczne o to zawalczyły, choć przyznają zgodnie, że kojce powinny być jeszcze większe (a nie, jak uważa prezydent – mniejsze).
Opisując krzywdę zwierząt już od wielu lat, słyszałam setki historii psów, które żyły i umierały na łańcuchach. Słyszałam o zwierzętach zamarzających przy budach, o łańcuchach tak wrośniętych w szyję, że ślad będzie widać już na zawsze. O brodzeniu we własnych odchodach, chorobach, deformacjach stawów. Widziałam szczeniaki uginające się pod ciężkimi łańcuchami i topiące się w powodzi psy, które, przywiązane na działce, nie miały jak uciekać.
Ta ustawa – z której zawetowania cieszą się nawet niektórzy miłośnicy zwierząt – mogła zakończyć erę tego cierpienia. Mogła też jakkolwiek uporządkować przepisy dotyczące kojców. A takich, przypomnę, dziś w ogóle w ustawie o ochronie zwierząt nie ma.
Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że zakaz łańcuchów nie oznacza nakazu kojców. Psy można trzymać w domu albo luzem na podwórku – teren musi być zabezpieczony, a pies musi mieć swoją budę. Załatanie dziur w ogrodzeniu może być znacznie tańsze niż budowa czy kupno kojca – co jest moją odpowiedzią na argumenty, że ustawa naraziłaby gospodarzy na wielkie koszty.
Kiedy dyskutowaliśmy w redakcji o tej ustawie, pojawił się głos – czy da się pogodzić interes psa, opiekuna, ale też osób, które mają z psem styczność? Listonoszy czy spacerowiczów, którzy boją się podbiegających, głośnych psów? Ja uważam, że się da. Łańcuchy nie są w niczym interesie. Psy trzymane na uwięzi, przez to, że nie realizują swoich potrzeb gatunkowych, mogą stać się agresywne. Mogą też rozładowywać emocje szczekiem. Nawet tym, których psy i ich głośny szczek denerwuje czy przeraża, powinno więc zależeć na zerwaniu łańcuchów.
Sara Balcerowicz, prawniczka zajmująca się prawami zwierząt, wyjaśniała, że ustawowa wielkość kojców dotyczy wyłącznie tych miejsc, gdzie psy są utrzymywane na stałe. Jeśli na działce jest mniejszy kojec, a opiekun chce zamknąć w nim psa na chwilę, na przykład, żeby odebrać paczkę od kuriera – może to zrobić. Ustawa tego nie zakazuje. Gdyby została przyjęta, zakazałaby za to stałego trzymania psów w ciasnej przestrzeni.
W ustawie przewidziano również możliwość czasowego przywiązania psa poza miejscem zamieszkania i w innych ściśle określonych przypadkach. „Przecież w teorii »trzymanie na uwięzi« to też prowadzenie psa na smyczy. Dodaliśmy do tych wyjątków także transport, szkolenia, zabiegi weterynaryjne czy sytuacje niestandardowe, np. kiedy pies jedzie z opiekunami na kemping i nie może być puszczony luzem, bo inaczej stanowiłby zagrożenie dla zwierząt leśnych albo innych osób na kempingu” – wyjaśniała mi Małgorzata Tracz.
Zakaz łańcuchów nie oznacza też, że pies miałby biegać bez nadzoru, podchodzić do przechodniów i innych zwierząt czy robić sobie długie samotne wycieczki. Opiekun, decydując się na psa, ma obowiązek się nim zajmować – a niepilnowanie swojego zwierzęcia jest karalne. Reguluje to art. 77 kodeksu wykroczeń:
§ 1. Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1000 złotych albo karze nagany. § 2. Kto dopuszcza się czynu określonego w § 1 przy trzymaniu zwierzęcia, które swoim zachowaniem stwarza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia człowieka, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny albo karze nagany.
Na koniec: prezydent Karol Nawrocki chce, żeby nadal nie było żadnych norm dotyczących kojców – to główne założenie jego projektu ustawy łańcuchowej. Proponuje więc, żeby każda ogrodzona przestrzeń, w której zmieści się buda, była uznawana za „kojec”. Brak norm oznacza, że nawet mała klatka będzie zgodnym z prawem miejscem utrzymywania psa.
Marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty ogłosił, że weto będzie głosowane w Sejmie. Ma się to stać 19 grudnia, Żeby je odrzucić, potrzeba 276 głosów (przy obecności wszystkich 460 posłów i posłanek) – a więc koalicja rządząca musiałaby przekonać część PiS-u.
W międzyczasie poprosiłam Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt o zdjęcia kojców, które prezydent chciałby nadal widzieć na podwórkach. Jeśli one nie tłumaczą, dlaczego ta ustawa powinna być już dawno podpisana i dlaczego weto należy odrzucić – to naprawdę nie wiem, co innego mogłoby zadziałać.
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Komentarze