0:000:00

0:00

Kilka tygodni temu opisałam polskojęzyczne portale i strony internetowe, które rozpowszechniają rosyjskie narracje w polskiej przestrzeni informacyjnej. Dziś przyjrzymy się Telegramowi.

To platforma bardzo popularna w krajach wschodnich, ale ostatnio coraz częściej używają jej także Polacy. W styczniu 2022 roku liczba polskich użytkowników Telegramu wynosiła 3,7 miliona (dane z badania Mediapanel), dziś jest na pewno wyższa, ponieważ zainteresowanie tą platformą wzrosło w naszym kraju po wybuchu wojny.

Telegram, chociaż daje możliwość łatwego komunikowania się zwolennikom opozycji w Rosji i na Białorusi, czy umożliwia szybki kontakt między Ukraińcami, jest także siedliskiem rosyjskiej dezinformacji.

Niemal każdy użytkownik zetknie się tu z kremlowskimi fake newsami, sfabrykowanymi dokumentami i antyukraińskimi manipulacjami.

W czasie wojny rosyjska machina propagandowa wypuszcza bowiem dezinformacje w zasadzie codziennie.

Przeczytaj także:

Nowa propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. W cyklu "Sobota prawdę ci powie" znajdziecie fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Rosyjskie treści docierają do tysięcy Polaków

Przeanalizowałam kilkadziesiąt polskojęzycznych kanałów na Telegramie (nie podajemy ich nazw, aby ich nie promować). Na 46 regularnie pojawiają się treści antyukraińskie i prorosyjskie:

  • dziewięć z nich to kanały rosyjskie - choć publikują w języku polskim i najczęściej nie eksponują swoich związków z Rosją. Zidentyfikowałam je jako rosyjskie, ponieważ albo należą do rosyjskich siatek propagandowych (na co wskazują ich nazwy oraz podawane treści), albo są powiązane z rosyjskimi mediami, albo w pierwszym okresie swojego istnienia publikowały po rosyjsku;
  • piętnaście powstało po inwazji Rosji na Ukrainę;
  • kolejnych piętnaście to kanały istniejące od 2020 lub 2021 roku i rozpowszechniające treści antyszczepionkowe.

Największy z dziewięciu rosyjskich kanałów publikujących w języku polskim ma 17,5 tysiąca obserwujących, a średni zasięg jednej jego publikacji wynosi aż 70 tysięcy. Możliwe, że tak wysoki ruch jest generowany sztucznie, przez boty lub podobne do nich konta: kanał zyskał prawie 14 tys. obserwujących zaraz po uruchomieniu go w marcu, a potem przyrost liczby subskrybentów gwałtownie wyhamował.

Na pozostałych kontach średni zasięg publikacji jest znacznie niższy i waha się od kilkuset użytkowników do kilku tysięcy. Treści z tych kanałów są rozpowszechniane między innymi na Telegramowych grupach. Osiem największych polskich grup w sumie ma 38 tysięcy członków, dziennie pojawia się na nich po kilkaset nowych wpisów.

Prokremlowskie fałszywki

Trzy z kanałów identyfikowanych przeze mnie jako rosyjskie powstały przed wojną. Pierwszy – pod koniec października 2020 roku. Ma obecnie 10,5 tys. subskrybentów. Od początku publikował treści dotyczące wydarzeń w Polsce – ale zawsze z rosyjskim komentarzem.

Przez dłuższy czas wszystkie wpisy miały dwie wersje językowe: polską i rosyjską, zaś publikowane na kanale newsy często pochodziły z rosyjskojęzycznych kanałów na Telegramie. Dziś wpisy są wyłącznie po polsku, za to ich treść w pełni koresponduje z rosyjską propagandą.

Oto przykłady:

- 30 maja na kanale można było przeczytać: „Dotychczas wszystkie kraje wstrzymały dostawy broni na Ukrainę. Przekazaliśmy na Ukrainę 18 pojazdów samobieżnych Krab. Dlaczego? Przed kim kłania się nasz rząd?” „Nasz rząd” – czyli w domyśle: polski rząd. Wpis zawiera fałszywą informację – nie wszystkie kraje wstrzymały dostawy broni na Ukrainę. Wciąż dostarczają ją (poza Polską) USA, Francja czy Niemcy, zaś 23 maja na spotkaniu międzynarodowej grupy kontaktowej koordynującej pomoc zbrojeniową dla Ukrainy wsparcie zadeklarowały także: Włochy, Dania, Grecja i Norwegia. Mimo iż jest to fake news, czytelnicy dyskutowali na jego temat wierząc w przekazywaną treść.

- 27 maja na tym samym kanale opublikowano zdjęcia polskich samochodów z naklejonymi na karoserię nalepkami „Wołyń`43 Pamiętamy!” i komentarzem: „Nie zapomnieliśmy! I każdy Polak przypomina sobie i ludziom o tamtych wydarzeniach. Nie pozwólmy, by Ukraińcy zniszczyli Polskę finansowo i kulturowo!” Te same zdjęcia były później publikowane na innych polskojęzycznych kanałach na Telegramie.

- Również 27 maja kanał podał nieprawdziwą informację o tym, że w Ukrainie walczą polscy żołnierze. Dowodem miały być screeny postu z Facebooka, autorstwa jednego z polskich nacjonalistów, według którego „Polska wysłała 1500 żołnierzy na front”. To fake news, Polska nie wysłała żołnierzy na Ukrainę, zresztą w poście nie ma żadnego źródła potwierdzającego tę rewelację. Ale brak potwierdzeń w niczym nie przeszkadza. „Coraz częściej słyszy się, że nasi żołnierze giną na Ukrainie. Rząd kontynuuje nieoficjalną mobilizację, wysyłając na front oddziały żołnierzy. Za co umierają?” – tak fałszywe doniesienie skomentowali administratorzy kanału.

W sierpniu 2021 roku swój kanał uruchomił na Telegramie Niezależny Dziennik Polityczny (NDP) – portal informacyjny, wielokrotnie przyłapany na rozpowszechnianiu dezinformacji, podejrzewany o związki z rosyjską propagandą, zablokowany w Polsce na wniosek ABW po rozpoczęciu wojny.

Ale osoby z nim związane w 2021 r. nie tylko założyły kanał NDP, postarały się także o dotarcie do odbiorców niezainteresowanych polityką. W październiku powstał kolejny kanał, zbierający newsy na tematy kryminalne. Napisano na nim, że jest on adresowany do „fanów kryminałów, detektywów i zbrodni… Dla ludzi o mocnych nerwach i stabilnej psychice”.

Ale już w piątym wpisie pojawił się tam link do Niezależnego Dziennika Politycznego. Potem kolejny i kolejny. I tak już zostało – linki do NDP serwującego treści zgodne z rosyjskimi interesami, przeplatane są innymi materiałami, dotyczącymi zdarzeń o charakterze kryminalnym. To świetny przykład podawania rosyjskich narracji tak, by czytelnicy nie zorientowali się, czym naprawdę są „karmieni” - że nie o „kryminałki” tu chodzi, lecz o rosyjską propagandę.

Rosyjska dezinformacja w kilkunastu językach

Najwięcej o rosyjskich działaniach propagandowych mówią jednak polskojęzyczne kanały zakładane już po wybuchu wojny. Pierwszy powstał 24 lutego, czyli w dniu inwazji Rosji na Ukrainę, a pierwszym udostępnionym materiałem było wideo z wypowiedzią Władimira Putina (z polskimi napisami) o „specjalnej operacji wojskowej”.

Drugim – rosyjskie wideo spod ukraińskiego Melitopola, prezentujące „dokonania” rosyjskiej armii, czyli „zniszczoną kolumnę Sił Zbrojnych Ukrainy”. Na początku na kanale publikowano wyłącznie wpisy prorosyjskie, później starano się przekaz pozornie obiektywizować, posługując się metodą opisaną w poprzednim akapicie: rosyjską propagandę przeplatano z innymi informacjami, by nadać kanałowi pozór obiektywnego. Dziwnym trafem jednak materiały z innych źródeł dobierane są tak, by pasowały do rosyjskich przekazów…

Większość rosyjskich kanałów z informacjami o wojnie, nadających po polsku, powstało jednak w marcu, i to w bliskich odstępach czasowych. Zakładano je w dniach: 1, 3, 4, 6, 10, 12, 13, 15, 16, 17, 26, 27, 31 marca.

1 marca powstał jeden z najbardziej radykalnych kanałów antyukraińskich w tej grupie. 3 marca – kanał związany z rosyjskim portalem informacyjnym, działającym na Krymie, na którym uruchomiono podstrony w kilku wersjach językowych, by docierać z propagandą na Zachód mimo blokady Sputnika i RT.

6 marca ruszyło konto prezentujące oryginalne rosyjskie materiały propagandowe, tyle że tłumaczone na polski. To fragment znacznie większej siatki, zajmującej się rozsiewaniem rosyjskich treści na Zachód –

Główny kanał w tej siatce, rosyjski, zajmuje się tłumaczeniem kremlowskiej propagandy na osiemnaście języków!

Są to nie tylko języki krajów europejskich, ale także turecki, chiński, japoński, arabski i hebrajski. Pozostałe kanały z siatki służą do rozprowadzania tych tłumaczeń wśród użytkowników komunikujących się w danym języku.

Oczywiście nie mają one oznaczeń, że należą do grupy związanej z Rosją, odbiorca nie ma więc pojęcia, że właśnie natknął się na materiał z kremlowskiej siatki propagandowej. Poza opisywanym kanałem, powstałym 6 marca, zidentyfikowałam jeszcze dwa, które rozpowszechniają te same rosyjskie treści po polsku. Oba powstały w ostatniej dekadzie marca. Jeden z nich ma rekordowe (jak na polskojęzyczne kanały na Telegramie) zasięgi publikacji. Pozostałe nie cieszą się dużą popularnością – i to jedyna pozytywna wiadomość. Trzeba jednak pamiętać, że prezentowane materiały trafiają też na Telegramowe grupy, a tam docierają do tysięcy Polaków.

Rosyjska „Wojna z fejkami” w polskiej wersji

Natomiast w połowie marca powstał kanał, który najpierw nosił nazwę „Ukraińska prawda i nieprawda”, potem ją zmienił na bardziej neutralną i od 18 marca „dementuje” wiadomości, które uznaje za ukraińskie fake newsy. Robi to jednak w specyficzny sposób: fact-checking często polega po prostu na stwierdzeniu, że to, co podała strona ukraińska, jest nieprawdą, bo… tak.

Na przykład:

- Fake newsem ma być prezentowane w marcu nagranie rozmowy telefonicznej rosyjskiego oficera z rodziną. Dementi brzmi: „To oszustwo. Po pierwsze, personel wojskowy nie posiada telefonów komórkowych i kart SIM.” Idąc dalej tym tropem trzeba by uznać, że jeśli ktoś z rosyjskiej armii gdzieś dzwoni, to od razu wiadomo, że to fałsz, ponieważ – zgodnie z dementi - rosyjscy żołnierze nie mają telefonów komórkowych. Nie, nie jest to dowcip, takie dementi przedstawiono zupełnie poważnie.

- 31 marca w sieci pojawiła się informacja, że rosyjscy żołnierze nie otrzymają obiecanych im przez państwo rekompensat pieniężnych, przyznawanych za odniesione obrażenia w czasie „specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie”. Na kanale od razu pojawiło się wyjaśnienie: „Nie jest to prawda. Wszyscy żołnierze, którzy odnieśli obrażenia podczas specjalnej operacji wojskowej, otrzymają obiecane świadczenia pieniężne”. I już. Nie jest to czyjaś wypowiedź, cytat, fragment pisma – po prostu stwierdzono fakt.

Kto tworzy tak zaskakujące dementi? Po sprawdzeniu okazało się, że kanał publikuje przetłumaczone wpisy popularnego rosyjskiego kanału na Telegramie „Wojna z fejkami” (@warfakes, ponad 700 tys. subskrybentów). Założony 24 lutego, czyli w dniu rosyjskiej inwazji, zapoczątkował znacznie szerszy prokremlowski projekt, wykorzystywany w wojnie informacyjnej.

Na początku kwietnia uruchomiono stronę internetową waronfakes.com, która w sześciu językach (ale nie po polsku) przekonuje, że Ukraińcy oszukują, przekazując dane dotyczące „specjalnej operacji wojskowej”. W każdym z sześciu języków działają też kanały „War on fakes” na Telegramie, jest nawet bot, za pomocą którego można zgłaszać newsy do sprawdzenia.

Fałszywy fact-checking

Oficjalnie mamy więc do czynienia z rosyjskim fact-checkingiem. Ale gdy przyjrzeć się dokładnie publikowanym materiałom, okaże się, że po pierwsze – dementowanie „fałszywych” informacji często wygląda tak, jak wcześniej opisałam, czyli nie ma nic wspólnego z profesjonalnym fact-checkingiem, opierającym się na wiarygodnych źródłach i sprawdzonych informacjach.

Po drugie zaś - projekt służy przede wszystkim dezinformacji. Na kanałach i stronie internetowej podważane są te doniesienia ukraińskie, które nie pasują do rosyjskich przekazów. To na kanałach należących do tego projektu „dementowano” doniesienia o ofiarach cywilnych w ukraińskiej Buczy sugerując, że publikowane materiały są zachodnią inscenizacją.

To tutaj dementowano (oczywiście w sposób korzystny dla Rosji) informacje, że rosyjscy żołnierze celowo ostrzeliwują obiekty cywilne (choćby w Charkowie czy Mariupolu).

W kwietniu analityk Bellingcat Benjamin Strick na Twitterze pokazał, że materiały z anglojęzycznej wersji „War on Fakes” są powielane przez konta rosyjskich ambasad w mediach społecznościowych.

View post on Twitter

Ambasady Rosji wprost promują WarOnFakes, zachęcając do czytania zamieszczanych tam „analiz”. Widać, że projekt ten ma poparcie rosyjskich władz. Do tej pory wydawało się jednak, że nie był on adresowany do polskich odbiorców – nie istniała podstrona portalu w naszym języku ani kanał na Telegramie. A jednak! Choć nazwa zidentyfikowanego przeze mnie kanału jest inna i nie kojarzy się z rosyjskim projektem – treści są identyczne, tyle że przetłumaczone na polski.

Większymi zasięgami niż polska wersja @warfakes może się pochwalić kanał założony 31 marca, nawiązujący do rosyjskiego kanału „POKOT Z” (czyt. z rosyjskiego „rokot”, w języku rosyjskim - hałas, łoskot). Tutaj powiązań rosyjskich nikt nie ukrywa – na zdjęciu profilowym kanału widnieje charakterystyczne, wojenne rosyjskie „Z”.

To część kolejnej siatki, siejącej rosyjską propagandę w wielu wersjach językowych, w tym po polsku. Pierwszy wpis na polskojęzycznym koncie pochodzi z 2 kwietnia - jego autorzy dowodzą, że żołnierze ukraińskiego pułku Azow rozstrzeliwali dzieci w Mariupolu. Nie ma żadnych wiarygodnych doniesień, które potwierdzałyby tego rodzaju informacje, co nie przeszkadza w ich rozpowszechnianiu przez kremlowskich propagandzistów.

Zresztą podobne fake newsy pojawiają się tu niemal codziennie. Ot choćby jeden z ostatnich - 1 czerwca opublikowano fałszywą informację o tym, że „Polska zorganizuje referendum i dołączy zachodnią Ukrainę”. Podano nawet link do informacji na ten temat – prowadzi do jednej z polskich witryn internetowych, które szerzą rosyjską propagandę.

Agresywni uchodźcy kontra mili wyzwoliciele

Na innych kanałach, powstałych po wybuchu wojny, nie widać aż tak jednoznacznych powiązań z rosyjskimi operacjami dezinformacyjnymi, ale na wszystkich rozprzestrzeniane są nieprawdziwe informacje – głównie dotyczące przebiegu wojny, uderzające w ukraińskich uchodźców oraz w Polskę.

W opublikowanym 31 maja raporcie think tanku DFR Lab, autorstwa analityków Givi Gigitashvili i Estebana Ponce de Leon, zidentyfikowano 27 polskojęzycznych kanałów na Telegramie, które rozpowszechniały nieprawdziwe lub niewiarygodne twierdzenia na temat ukraińskich uchodźców.

„Analizowane kanały podawały bezpodstawne twierdzenia, że ​​ukraińscy uchodźcy są bardziej uprzywilejowani niż obywatele polscy, ponieważ otrzymują bezpłatne świadczenia ze strony państwa. Kanały próbują również zniechęcić polskie rodziny do przyjmowania uchodźców, przedstawiając ich jako osoby agresywne, zagrażające bezpieczeństwu publicznemu w krajach przyjmujących. Natomiast rosyjskie siły zbrojne są często przedstawiane jako mile widziani wyzwoliciele” – zauważyli analitycy.

Na niektórych kanałach opublikowano identyczne posty z niesprawdzoną historią o tym, że ukraińscy uchodźcy w Niemczech okradli mieszkanie swojego gospodarza. Innym razem oskarżano wojennych uchodźców o bójkę w polskim autobusie.

Oskarżenia o… handel organami

Podczas monitoringu moją uwagę zwróciła także wielokrotnie powtarzana narracja o handlu dziećmi i handlu ludzkimi organami, do których miałoby dochodzić w Ukrainie.

Takie informacje nie są oczywiście w żaden sposób uwiarygadniane, ich celem jest budzenie silnych, negatywnych emocji u odbiorców. Narracja zresztą często się zmienia, zależnie od bieżących potrzeb politycznych: raz organy usuwają dzieciom Ukraińcy, raz Polacy, innym razem mowa jest „jedynie” o handlu dziećmi, a nie organami, ale za to z udziałem Amerykanów.

Wygląda to choćby tak jak we wpisie z 12 maja, rozpowszechnionym na kilkunastu polskojęzycznych kanałach: „W mieście Chersoń powstrzymano Ukraińców przed wywozem na zachód 58 dzieci, które miał być wywiezione m.in. do Polski i pokrojone na organy. Przed samą wojną z Ukrainy wywieziono tysiące Amerykanów i milionerów z zachodu, którzy już tam byli na miejscu po organy porywanych dzieci.” Gdybyśmy się zaczęli zastanawiać, kto w Chersoniu powstrzymał Ukraińców - to szybko by się okazało, że „bohaterskiego” czynu dokonali oczywiście Rosjanie.

Ten materiał pierwotnie opublikowano na rosyjskim kanale z kremlowską propagandą, potem przetłumaczono go na inne języki, w tym na polski. Właśnie tak Rosja tworzy swoje narracje: jest bez znaczenia, czy mają one racjonalne podstawy, ważne, by na poziomie emocjonalnym wpływały na poglądy odbiorców. Bo wtedy jest szansa, że gdzieś w pamięci zostanie przekaz, że Ukraińcy to ci źli (bo krzywdzą dzieci), a Rosjanie – dobrzy (bo dzieci uratowali). I o to chodzi kremlowskim propagandzistom.

Popularne wśród antyszczepionkowców

Tego rodzaju treści widoczne są nie tylko na kontach, które można powiązać z Rosją. Od 24 lutego regularnie pojawiają się także na grupach i kanałach, które były i są wykorzystywane do rozpowszechniania treści antyszczepionkowych. To piętnaście z analizowanych przeze mnie kanałów oraz pięć grup.

Mimo oficjalnego zakończenia pandemii tematyka dotyczą szczepień i chorób zakaźnych jest na nich stale obecna, teraz najbardziej popularne wpisy dotyczą krytycznej oceny działań władz i instytucji w związku z małpią ospą. Od 24 lutego jednak w tego rodzaju dyskusjach publikowane są także materiały na temat wojny rosyjsko-ukraińskiej. Analitycy DFR Lab sprawdzili, jak często na polskojęzycznych kanałach atakujących uchodźców używano określonych słow. Okazało się, że najczęściej pojawiło się słowo COVID – 2809, potem „szczepień” – 2094, a na trzecim miejscu „Ukraina” – 1298 razy. Jak widać, te dwa tematy współwystępują w dyskusjach polskich użytkowników Telegramu.

Jednocześnie trzeba zauważyć, że istnieją polskojęzyczne kanały antyszczepionkowe, których administratorzy nie publikują żadnych informacji dotyczących wojny. Są także kanały niezwiązane ze szczepieniami czy rosyjskimi siatkami dezinformacyjnymi, które jednak szerzą treści antyukraińskie – należy do nich choćby kanał gromadzący polskich wyznawców popularnego w USA ruchu QAnon czy kanały nawiązujące do teorii tzw. Wielkiej Lechii. Rosyjskie narracje rozchodzą się najlepiej wśród wyznawców rozmaitych teorii spiskowych.

Telegram staje się coraz istotniejszą platformą społecznościową w Polsce. Publikowane tam treści nie mają milionowych zasięgów, ale trafiają prosto do osób o poglądach antysystemowych, które nie ufają oficjalnym informacjom ani mainstreamowym mediom. Stąd rozchodzą się dalej – trafiają na Facebooka, Twittera czy YouTube.

Kiedy obraz polskojęzycznego ekostystemu na Telegramie zestawimy z danymi dotyczącymi portali z rosyjską propagandą – okaże się, że mimo zablokowania rosyjskich mediów w krajach Unii Europejskiej, także w Polsce, kremlowscy propagandziści są w stanie docierać ze swoimi przekazami do Polaków. I robią to każdego dnia, cierpliwie i systematycznie.

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze