Spełnia się czarny scenariusz m.in. dla rządów PiS w Polsce i Fideszu na Węgrzech. Te z jednej strony wielokrotnie podkreślały, że nie mają sobie nic do zarzucenia w kwestii przestrzegania wartości UE, w tym praworządności. Z drugiej ostrzegały, że jeśli rozporządzenie wejdzie w życie, będą wetować unijny budżet i Fundusz Odbudowy
„Dzisiejsze porozumienie to kamień milowy w ochronie wartości UE. Stworzyliśmy mechanizm, który umożliwia UE zaprzestanie finansowania rządów, które nie szanują naszych wartości, takich jak praworządność” - powiedział na konferencji prasowej 5 listopada 2020 fiński europoseł Petri Sarvamaa (z Europejskiej Partii Ludowej, EPP).
Parlament Europejski i Rada UE reprezentowana przez niemiecką prezydencję porozumiały się w sprawie mechanizmu „pieniądze za praworządność". Pozwoli on Unii wstrzymywać wypłaty z budżetu UE dla krajów, które naruszają unijne wartości, w tym praworządność.
Tym samym spełnia się czarny scenariusz m.in. dla rządów w Polsce i na Węgrzech.
Dokument w wersji wynegocjowanej dziś przez Parlament i Radę bezpośrednio odnosi się do niezależności sądownictwa. Eurodeputowanym udało się wynegocjować także prewencyjne działanie mechanizmu. Będzie mógł zostać uruchomiony, gdy zaistnieje ryzyko, że dane państwo członkowskie będzie łamać praworządność.
Czy groźba finansowych sankcji wreszcie zablokuje „reformy” sądownictwa PiS?
Jeszcze niedawno Mateusz Morawiecki przekonywał polską opinię publiczną, że mechanizm „pieniądze za praworządność” nie trafił do konkluzji Rady Europejskiej po lipcowym szczycie w Brukseli. A jeżeli nawet trafił, to Polska będzie mogła go zawetować.
To podwójne kłamstwo. W lipcu głowy państw (w tym polski premier) zgodziły się, by taki mechanizm powstał. W konkluzjach zapisały, że jego przegłosowanie będzie wymagało nie jednomyślności, a większości kwalifikowanej. Czyli głosów co najmniej 15 państw reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności Unii.
Oznacza to, że po udanych negocjacjach Parlamentu Europejskiego i Rady UE szanse na jego zatrzymanie przez rząd PiS są bliskie zeru.
„To rozporządzenie jest procedowane w trybie współdecyzji, miało kilka etapów. Najpierw Komisja Europejska przedstawiła swój projekt w 2018 roku, potem Parlament Europejski, jeszcze przed wyborami w 2019, zaproponował poprawki, a potem bardzo długo czekaliśmy na trzeci krok, czyli stanowisko Rady” - przypomina w rozmowie z OKO.press Jan Olbrycht, eurodeputowany KO, który pracuje w Komisji Budżetowej Parlamentu Europejskiego.
„Na posiedzeniu Rady Europejskiej w lipcu 2020 wyznaczono polityczny kierunek. Na tej podstawie Rada UE przygotowała swoje stanowisko. Było to poniekąd rozmiękczenie pierwotnej propozycji KE. Gdy mieliśmy już dokument z Rady, doszło do negocjacji ostatecznej wersji rozporządzenia między Parlamentem i Radą. Ta musi być przyjęta przez Radę kwalifikowaną większością i przez Parlament w głosowaniu” - tłumaczy Olbrycht.
„To, co stało się dziś rano, to zakończenie negocjacji między Parlamentem i Radą. Ustalenie wspólnej wersji rozporządzenia, która teraz pójdzie do głosowania w obu instytucjach. To zakończy całą procedurę” - wskazuje.
Eurodeputowani, którzy sprawozdawali projekt w PE, podkreślają, że wynegocjowali przede wszystkim lepszą ochronę wartości Unii.
„Nie poszliśmy na kompromis w sprawie wartości. Zadbaliśmy o to, aby praworządność była postrzegana w kontekście wszystkich wartości UE zapisanych w traktatach, takich jak niezależność sądownictwa. Mechanizm obejmie każde naruszenie praworządności: od naruszeń indywidualnych po naruszenia systemowe lub powtarzające się, dla których nie istniał dotychczas żaden mechanizm” - powiedział Petri Sarvamaa.
To ważne, bo propozycja Rady zakładała, że rozporządzenie obejmie tylko ewidentne przypadki złego wykorzystania funduszy UE, np. korupcję czy oszustwa finansowe. Wówczas na celowniku znalazłyby się przede wszystkim Węgry, Polska już nie.
Eurodeputowani dopilnowali, aby nowe prawo odnosiło się też do aspektów systemowych, związanych z podstawowymi wartościami UE takimi jak wolność, demokracja, równość i poszanowanie praw człowieka, w tym praw mniejszości.
„Obywatele europejscy oczekują, że będziemy uzależniać wypłatę środków UE od poszanowania praworządności. Uzgodniony dzisiaj mechanizm robi dokładnie to” - tłumaczyła europosłanka Eider Gardiazabal Rubial, współsprawozdawczyni projektu z frakcji Socjalistów i Demokratów (S&D).
Zachowano także silny aspekt prewencyjny mechanizmu: można będzie go uruchomić nie tylko, gdy okaże się, że naruszenie ma bezpośredni wpływ na budżet, ale także wtedy, gdy istnieje poważne ryzyko, że może tak się stać.
Parlament od stycznia 2019 roku domagał się, żeby na ew. zawieszeniu funduszy nie tracili ich końcowi beneficjenci, np. studenci, rolnicy czy organizacje pozarządowe, którzy polegają na wsparciu Unii.
„Dla nas było kluczowe, aby końcowi beneficjenci nie byli karani za działania ich rządów i aby nadal otrzymywali obiecane im fundusze, na których polegają. Nawet po uruchomieniu mechanizmu warunkowości. Możemy z dumą powiedzieć, że wynegocjowaliśmy silny system, który zagwarantuje ich ochronę” - powiedziała Gardiazabal Rubial.
Parlament i Rada uzgodniły, że
beneficjenci będą mogli za pośrednictwem platformy internetowej złożyć skargę do Komisji Europejskiej i otrzymać należne kwoty bez pośrednictwa rządu centralnego.
Posłom do PE udało się też skrócić czas, jaki instytucje UE będą miały na uruchomienie mechanizmu. Będzie to maksymalnie 7-9 miesięcy, a nie 12-13 miesięcy pierwotnie proponowane przez Radę.
Komisja, oprócz wnioskowania o zawieszenie wypłat, dostanie również możliwość dokonania korekty finansowej poprzez zmniejszenie kolejnej raty wsparcia UE dla danego kraju.
W negocjacjach przepadł inny postulat Parlamentu Europejskiego - ten dotyczący sposobu aktywacji mechanizmu.
Jak pisaliśmy w OKO.press, dla PE kluczowe było, by zgodnie z pierwotną propozycją Komisji Europejskiej to Komisja mogła decydować o ew. zawieszeniu funduszy. Rada UE mogłaby odrzucić jej wniosek kwalifikowaną większością głosów.
Ale ta tzw. odwrócona większość kwalifikowana przepadła podczas negocjacji. Mechanizm ma działać na zasadzie zwykłej większości kwalifikowanej:
Słowacki eurodeputowany Michal Šimečka w rozmowie z nami ostrzegał, że taki sposób działania może de facto zablokować cały mechanizm.
„Komisja będzie musiała szukać większości w Radzie, by, nazwijmy to w ten sposób, ukarać dane państwo członkowskie. Pozostali członkowie będą myśleć: »A co jeśli kiedyś spotka nas to samo?«. Niemal na pewno nie poprą takiego wniosku, widzieliśmy to już przy procedurze artykułu 7. Nie są chętni, by otwarcie krytykować się nawzajem, nawet te rządy, z którymi są wyraźne problemy” - ubolewał.
Kolejnym etapem prac nad mechanizmem będą głosowania w Parlamencie Europejskim i Radzie UE. W żadnej z tych instytucji nie potrzeba jednomyślności.
Losy projektu wydają się przypieczętowane, rząd PiS nie będzie w stanie go zatrzymać.
„Teraz ten tekst pójdzie do Rady. Ciekawe, jak przebiegnie głosowanie w tej instytucji. Mamy nieskrywane wątpliwości ze strony rządu polskiego i węgierskiego, ale one najpewniej zostaną przegłosowane” - komentuje Jan Olbrycht.
„Przeważnie prezydencja uzgadnia wcześniej to, co negocjuje, z poszczególnymi ministrami. Nie robi tego w ciemno. Jest z nimi w stałym kontakcie, żeby wiedzieć, co może zaproponować. Jeżeli prezydencja się zgodziła, to zapowiada głosowanie zatwierdzające” - wskazuje.
Kiedy dojdzie do głosowania? Tego jak na razie nie ustalono, ale zapewne przed końcem roku.
„Nie wiadomo, czy Parlament będzie z głosowaniem czekał na decyzję Rady, czy też nie. W przyszłym tygodniu mamy sesję plenarną online. Była mowa o tym, że jeżeli dojdzie do tego porozumienia, to niewykluczone, że porządek obrad zostanie uzupełniony właśnie o ten punkt” - dodaje Olbrycht.
Przyjęcie mechanizmu „pieniądze za praworządność” było dla Parlamentu Europejskiego warunkiem zaakceptowania budżetu Unii na lata 2021-2027 (tzw. Wieloletnich Ram Finansowych, WRF).
„Jak na razie wydaje się, że mamy zielone światło. Będziemy się starali, by zakończyć nasze negocjacje budżetowe z Radą w przyszłym tygodniu” - zapowiada Jan Olbrycht, który jest jednym z negocjatorów z ramienia Parlamentu Europejskiego.
Podkreśla, że w ostatecznym głosowaniu nad budżetem Parlament weźmie pod uwagę, czy mechanizm „pieniądze za praworządność” został oficjalnie przyjęty.
„W tej chwili jeszcze nas to nie hamuje, prowadzimy analogiczne rozmowy z przedstawicielami Rady. Ale gdy negocjacje się skończą, procedura będzie nieco się różnić. Przy głosowaniu nad wieloletnim budżetem potrzeba zgody Parlamentu, a w Radzie wymagana jest jednomyślność” - podkreśla Olbrycht.
Właśnie o tej jednomyślności najpewniej mówił premier Jarosław Kaczyński, gdy zapowiadał swoje weto.
„Jeśli groźby i szantaże będą utrzymane, to my będziemy twardo bronili żywotnego interesu Polski. Weto. Non possumus. I tak będziemy działać wobec każdego, kto będzie stosował wobec nas jakieś wymuszenia” – powiedział prezes PiS w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” 14 października 2020.
Jak tłumaczyliśmy w OKO.press polski sprzeciw oznaczać będzie zamrożenie rozporządzenia budżetowego, a wraz z nim Funduszu Odbudowy UE po koronakryzysie. W tym wielomiliardowej pomocy dla Polski.
Gospodarka
Sądownictwo
Świat
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Komisja Europejska
Parlament Europejski VIII kadencji
Unia Europejska
budżet UE
Jan Olbrycht
Michal Šimečka
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze