0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Alexis HAULOTAlexis HAULOT

„Nie chodzi o to, byśmy byli jednolitym rynkiem. Chodzi o to, żebyśmy byli unią wartości. Uważam, że postanowienia Trybunału Sprawiedliwości UE w stosunku do niektórych krajów pokazały jasno, że istnieją w tej dziedzinie obiektywne braki i te braki powinniśmy uzupełnić" – tak przedstawiciel niemieckiej prezydencji w Radzie UE Michael Roth bronił najnowszej wersji projektu „pieniądze za praworządność".

Jak pisaliśmy w OKO.press, Niemcy złożyli ją 28 września i przedstawili jako „kompromisową" oraz zgodną z ustaleniami szczytu budżetowego z lipca.

Przeczytaj także:

„Mogę zrozumieć, że część z was, członków parlamentu, jest niezadowolonych z tego kompromisu. Jako przedstawiciel rządu Niemiec mógłbym się z tym niezadowoleniem zgodzić. Ale reprezentuję Radę i ta propozycja była uzgodniona z delegacjami państw członkowskich. To nasza oferta negocjacyjna" - mówił Roth w PE 5 października 2020 roku.

W ubiegłym tygodniu o propozycji Niemców krytycznie wypowiedziały się, z oczywistych przyczyn, rządy Polski i Węgier, ale także tzw. „przyjaciele praworządności" - Belgia, Holandia, Luksemburg, Austria, Dania, Finlandia i Szwecja.

Rozczarowania nie kryje także większość europarlamentarzystów. Ich zdaniem mechanizm został osłabiony i nie będzie w stanie chronić Unii przed naruszeniami wartości, w tym rządów prawa.

Europosłowie PiS korzystają z każdego momentu, by torpedować pomysł z innego powodu: uważają go za zamach na polską suwerenność. „Urzędnicy z Brukseli [...] chcą pod płaszczykiem troski o demokrację wprowadzać aborcję, ideologię gender oraz specjalne prawa dla mniejszości seksualnych" - przekonywała Beata Kempa podczas debaty plenarnej 5 października.

Od zgody PE zależą losy całego pakietu budżetowego – w tym Funduszu Odbudowy UE po koronakryzysie. Eurodeputowani mają więc w ręku mocną kartę przetargową. Zarazem ciąży na nich ogromna odpowiedzialność, bo na unijną pomoc czeka dziś cały kontynent.

Parlament przeciwko „rozwadnianiu" mechanizmu

Dla europosłów i europosłanek z największych grup politycznych – Europejskiej Partii Ludowej (EPP), Socjalistów i Demokratów (S&D), liberałów z Odnówmy Europę (Renew Europe) oraz Zielonych – propozycja niemieckiej prezydencji jest nie do zaakceptowania.

W artykule opublikowanym przez „Politico" 6 października 2020 roku przewodniczący tych ugrupowań nie zostawiają na niej suchej nitki. Manfred Weber (z EPP), Iratxe García Pérez (S&D), Dacian Cioloș (Renew Europe) oraz Ska Keller i Philippe Lamberts z Zielonych apelują do Komisji i Rady, by dotrzymały zobowiązań, które przyjęły na szczycie budżetowym w lipcu 2020 roku.

‚Chodzi o mechanizm ochrony europejskiego budżetu i NextGenerationEU [inna nazwa Funduszu Odbudowy - red.] poprzez powiązanie środków z poszanowaniem praworządności" – tłumaczą eurodeputowani.

Zarazem podkreślają, że w pełni popierają plan odbudowy. Zdają sobie sprawę z tego, że europejskie gospodarki pilnie potrzebują zastrzyku środków.

„To niedopuszczalne, że niektóre państwa dziś oprotestowują porozumienie, które podpisały latem. Chcą zrobić z planu odbudowy zakładnika własnych interesów i dalej naruszać zasady praworządności. [...] Nie możemy pozwolić, by te dyskusje się przeciągały i odkładać dystrybucji środków na później" – czytamy w artykule.

„Ale musimy też pamiętać, że nasze wartości nie są na sprzedaż. Musimy dotrzymać obietnicy, że powiążemy fundusze z rządami prawa. Nie możemy ugiąć się pod presją [...]. Na szali jest zbyt wiele"

– piszą szefowie frakcji i wymieniają:

  • ataki na wolność mediów i społeczeństwa obywatelskiego;
  • próby uciszania sędziów, które zagrażają stabilności systemu sądownictwa w całej Unii;
  • przejmowanie kontroli nad środkami publicznymi i prokuraturą oraz korupcję.

PE stawia warunki

Zdaniem PE nowy mechanizm powiązania funduszy z praworządnością powinien opierać się na decyzji KE. Ta mogłaby być odrzucona przez Radę kwalifikowaną większością (co najmniej 15 krajów UE reprezentujących 65 proc. ludności Unii).

Tymczasem najnowszy „kompromis" niemieckiej prezydencji, podobnie jak polityczna decyzja Rady Europejskiej, zakładał, że Rada będzie głosowała nad zaakceptowaniem, a nie odrzuceniem wniosku KE. Zdaniem eurodeputowanych odwrócenie tej procedury za bardzo ją osłabia.

Po drugie Parlament chce, by decyzja Komisji była oparta o nowe, doroczne raporty o rządach prawa i opinię niezależnego panelu ekspertów. Te powinny zawierać przynajmniej informacje o naruszeniach zasady praworządności i niezależności sądownictwa.

Po trzecie Parlamentowi nie podoba się, że w niemieckiej propozycji znalazł się przepis pozwalający zawieszenie funduszy odsunąć w czasie i skierować do dyskusji na spotkaniu Rady. Zdaniem eurodeputowanych tworzy to lukę w prawie, przez co proces decyzyjny będzie ciągnął się latami.

Po czwarte PE chce chronić obywateli UE, którzy nie powinni tracić szansy na wsparcie z Unii w wypadku, gdy ich rządy łamią europejskie zasady. Dlatego ważne jest, by mogli ubiegać się o środki z pominięciem administracji państwowej, jeśli doszłoby do zawieszenia wypłat regularnymi kanałami.

„Wzywamy Radę, by przyjęła konstruktywną postawę wobec kwestii praworządności. Musimy zrobić wszystko, by ochronić naszą wspaniałą europejską demokrację, naszą gospodarkę, wartości. A co najważniejsze, naszych obywateli" – podsumowali w artykule szefowie pięciu frakcji.

Ich propozycję – w formie raportu – przedstawiał na posiedzeniu plenarnym PE 5 października Michal Šimečka, eurodeputowany Renew Europe (na zdjęciu).

„Wizerunek Unii Europejskiej jako strażniczki demokracji jest systematycznie niszczony. Unia wykazuje wysoką tolerancję dla autorytarnych polityków. Mamy co najmniej jedno państwo członkowskie, które nie jest już demokracją. I drugie, Polskę, w którym sędziowie mogą być ścigani za wyroki przeciwko interesom rządzącej partii" – mówił.

Parlament Europejski będzie głosował nad całością raportu w środę 7 października.

Oburzenie i bezsilność PiS

Poprawki frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR), gdzie zasiada PiS, i eurosceptycznej frakcji „Tożsamość i Demokracja" zostały odrzucone jeszcze 6 października.

Eurodeputowani PiS wykorzystują każdą okazję, by bronić polskiego rządu. Podczas debaty nad raportem Jadwiga Wiśniewska przypomniała niedawne słowa wiceprzewodniczącej PE Katariny Barley:

„Brak mi słów, gdy słyszę jak niemiecka wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, Barley, mówi o zagłodzeniu państwa członkowskiego, po czym bezczelnie zabiera głos w Parlamencie i mówi o wartościach" – ubolewała Wiśniewska. Polscy członkowie ECR 6 października złożyli wniosek o odwołanie Barley z funkcji wiceprzewodniczącej.

Wiśniewska podczas debaty zasugerowała też, by Niemcy zadeklarowały wypłatę Polsce... reparacji za II wojnę światową.

Beata Kempa ostro skrytykowała wypowiedzi Michala Šimečki, mówiąc, że został „zmanipulowany". Przypomniała także znane argumenty PiS o wprowadzanej na siłę przez UE „ideologii gender".

„Urzędnicy z Brukseli chcą pod płaszczykiem troski o demokrację wprowadzać aborcję, ideologię gender oraz specjalne prawa dla mniejszości seksualnych. [...] Debatujemy nad raportem, który jest kolejną odsłoną ataku na suwerenne państwa członkowskie. [...] Przeżyłam komunę, ale nie dałam się tak zmanipulować jak Pan dzisiaj, mówiący nieprawdę o tym, co się dzieje w Polsce" – stwierdziła Kempa.

Głos zabrał także Patryk Jaki: „Dzisiaj Polska wam przeszkadza, bo dużo lepiej sobie radzi od was. Szczególnie spójrzcie na Hiszpanię, gdzie prawie co drugi człowiek nie ma pracy. Od Polski moglibyście się uczyć dzisiaj. Ale Was to uwiera, dlatego Polskę atakujecie".

W rzeczywistości jednak protesty eurodeputowanych PiS, choć rozpaczliwe, mają w Parlamencie niewielkie znaczenie. ECR to frakcja zbyt mała, by móc wpłynąć na decyzje całej izby. Większość uchwał podejmowanych jest w PE w ramach konsensusu pięciu największych frakcji. To w ich gronie zapadnie decyzja, czy zgodzić się na nowy budżet UE, a wraz z nim mechanizm „pieniądze za praworządność" i Fundusz Odbudowy.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze