0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Martyna Niecko / Agencja Wyborcza.plFot. Martyna Niecko ...

“Polska z szacunkiem odnosi się do orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i będzie respektować wyrok dotyczący obowiązku transkrypcji zagranicznych aktów małżeństwa zawartych zgodnie z prawem innego państwa członkowskiego UE do polskiego rejestru stanu cywilnego, w zakresie, w jakim pozwala na to polskie prawo” – poinformowało nas 2 grudnia Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Choć za koordynację wykonania wyroku odpowiada MSZ, to właśnie resort Marcina Kierwińskiego jest kluczowy w sprawie wpisania do akt stanu cywilnego pierwszego aktu małżeństwa pary jednopłciowej.

Przeczytaj także:

Wicepremier Krzysztof Gawkowski, odpowiadający za resort cyfryzacji, tłumaczył, że nie chodzi tylko o zmiany w systemach teleinformatycznych. Podstawę prawną, która umożliwi urzędnikom transkrypcję zagranicznych dokumentów, powinien wydać szef resortu administracji. Dziś, gdyby urzędnik chciał samodzielnie wykonać wyrok, system pokazałby błąd.

„Każda rubryka musi mieć PESEL odpowiadający danej płci. Jeśli w polu »kobieta« wpiszemy PESEL, który system rozpoznaje jako męski, to po prostu nie przepuści wpisu” – wyjaśniała w rozmowie z OKO.press Beata Moskal-Słaniewska, burmistrzyni Świdnicy. To ona jako pierwsza wśród samorządowców zadeklarowała, że nie będzie się oglądać na rząd – jej miasto wyrok TSUE chce wykonać.

Rząd wciąż prowadzi analizy prawne. „W tym tygodniu będzie informacja, jak to dokładnie będzie wyglądało” – mówił 2 grudnia Gawkowski na antenie RMF FM.

W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów słyszymy też, że do MSZ spływają pytania od innych państw, jak wykonać wyrok TSUE. Obok Polski ani równości małżeńskiej, ani związków partnerskich nie wprowadziły Słowacja, Bułgaria, Rumunia i Litwa.

Mgła na wyroku TSUE

Po słowach premiera Donalda Tuska, o tym, że europejski trybunał nie może nam nic narzucać, wydawało się, że rząd spróbuje zmiany zablokować lub przeczekać.

Okazuje się, że to tylko strategia komunikacyjna – mgła, która ma zakryć fakt, że Polska orzeczenie TSUE uzna.

A w obrocie prawnym pojawi się dokument, który będzie potwierdzał małżeństwo pomiędzy osobami tej samej płci.

W odpowiedzi, którą dostaliśmy od resortu spraw wewnętrznych, widać, że rząd będzie próbował sprowadzić przełom w rozpoznaniu praw osób LGBT+ w Polsce do drobnej kwestii technicznej.

MSWiA poinformowało nas, że wyrok TSUE nie nakazuje Polsce wprowadzenia małżeństw jednopłciowych. W sentencji wyroku wyraźnie potwierdził to sam TSUE: regulacja życia rodzinnego pozostaje w wyłącznej kompetencji państw członkowskich. Nie ma w tym nic kontrowersyjnego lub zaskakującego – nikt poza skrajną prawicą (i premierem Donaldem Tuskiem) nie uważa, że TSUE wmieszał się prawo krajowe.

Dalej jednak czytamy, że: „wyrok dotyczy wyłącznie kwestii technicznej, transkrypcji dokumentu, potwierdzającego fakt zawarcia związku małżeńskiego za granicą, a nie uznania takiego związku za małżeństwo w rozumieniu polskiego prawa”.

I tutaj sprawa się komplikuje, bo wyrok TSUE wcale nie dotyczył czynności technicznej, tylko obowiązku uznania małżeństwa zawartego legalnie w jednym z krajów UE.

„W praktyce Polska przewiduje tylko jeden sposób uznania. Jest nim transkrypcja, co potwierdzili przedstawiciele polskich władz podczas rozprawy przed TSUE. Transkrypcja jest czynnością materialno-techniczną. Wiernym i literalnym przeniesieniem aktu do polskiego rejestru stanu cywilnego, który prowadzi do wytworzenia polskiego aktu małżeństwa" – tłumaczy OKO.press mec. Paweł Knut, reprezentujący przed TSUE Jakub Cupriaka-Trojana i Mateusz Trojana, parę mężczyzn, którzy pobrali się Niemczech, i od 7 lat walczyli o uznanie swojego małżeństwa w Polsce.

Rząd stosuje więc pustą retorykę. „Uznanie małżeństw par tej samej płci, zwartych w innych kraju UE oznacza, że od teraz krajowe instytucje publiczne, w tym urzędy czy sądy muszą zacząć respektować to, że takie pary nie są stanu wolnego, lecz pozostają w stanie małżeńskim. A skoro to państwo będzie wydawać dokumenty potwierdzające ich stan cywilny, to nie może jednocześnie udawać, że jest inaczej” – dodaje prawnik.

Bój o słowo „uznanie” ma też wymiar praktyczny. Przed parami jednopłciowymi otworzy się bowiem droga dochodzenia praw, które dziś przysługują małżeństwom różnopłciowym. „Jeśli rządzący nie wprowadzą stosownej ustawy, zaczną się walki sądowe” – komentuje Knut. „Pary będą inicjować postępowania, w których będą szukały potwierdzenia, że dla uznania ich praw niepotrzebne są zmiany ustawowe, wystarczy zmiana interpretacji przepisów” – dodaje.

Z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a szczególnie wyroku w sprawie Przybyszewska i inni przeciwko Polsce, wynika, że pary jednopłciowe posługujące się dokumentem z orzełkiem, mogłyby ubiegać się co najmniej o:

  • podatki od spadków i darowizn,
  • dziedziczenie ustawowe,
  • możliwości skorzystania z urlopu na opiekę nad chorym partnerem,
  • możliwości objęcia drugiej osoby w związku partnerskim ubezpieczeniem zdrowotnym,
  • alimentów,
  • świadczeń w przypadku śmierci drugiej osoby w związku partnerskim,
  • prawa do pochówku.

„Uważam, że małżonkowie tej samej płci będą mogli skutecznie żądać ochrony w tym zakresie, a więc w odniesieniu do kwestii ekonomicznych. Przykładowo, wyobrażam sobie, że uda im się doprowadzić do tego, że już na podstawie obecnie obowiązujących przepisów, nie będą musieli płacić podatku od spadku czy darowizny” – dodaje.

Jak ma się osoba najbliższa do małżonka?

Alternatywą byłoby przyjęcie krajowej ustawy, choć jako słyszmy „ustawa o statusie osoby najbliższej w żaden sposób nie będzie respektować wyroku TSUE”.

Z naszych informacji wynika, że szczegóły tego projektu poznamy „za kilka dni”. Trwają ostatnie poprawki.

To będzie propozycja ogryzkowa w stosunku do obietnicy uchwalenia związków partnerskich. Rząd nie proponuje stworzenia oddzielnej instytucji, chce za to umożliwić zawieranie umowy o wspólnym pożyciu u notariusza. Państwo taką umowę będzie rejestrować, żeby nie wprowadzać (jeszcze większego) bałaganu w aktach stanu cywilnego.

Ustawa ma rozszerzać pakiet praw, które dziś można uregulować prywatną umową. Przepisy mają iść w stronę częściowego wykonania wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który nakazał Polsce wyciągnięcie tęczowych rodzin z prawnej próżni.

Z zapowiedzi przedstawionych na październikowej konferencji Nowej Lewicy i PSL wiemy, że projekt ma regulować ponad 20 uprawnień. M.in. wspólne rozliczanie w przypadku wspólnoty majątkowej, zwolnienie od podatku od spadków i darowizn, dostęp do informacji medycznej, czy alimentację.

Jak pisaliśmy, rząd chce przyjąć przepisy przed końcem roku. Posłowie zajęliby się nowym prawem najwcześniej w styczniu 2026.

Jak to się ma do wyroku TSUE?

W ustawie o związkach partnerskich, którą rząd wyrzucił kosza, znalazł się zapis, który pozwalał parze, która zawarła małżeństwo za granicą, złożyć oświadczenie, że chce, żeby ten fakt wywoływał skutki prawne jak związek partnerski. Tego w ustawie o statusie osoby najbliższej nie będzie.

Orzeczenia TSUE nie da się bowiem wymazać krajowymi przepisami.

„Polska nie będzie zwolniona z obowiązku transkrypcji zagranicznych aktów małżeństw. Jak wynika z zapowiedzi rządu, przepisy, które wciąż są w przygotowaniu, nie będą prowadzić do zmiany stanu cywilnego osób, które zdecydują się na skorzystanie z tej ustawy i zawarcie umowy przed notariuszem” – komentuje adw. Paweł Knut.

Rząd chce „po swojemu”

Od dwóch lat było wiadomo, że TSUE wyda wyrok w sprawie zagranicznych małżeństw, a linia orzecznicza wskazywała, że nakaże Polsce respektowanie unijnego prawa.

W tym czasie rząd kilkanaście razy przesuwał termin zajęcia się ustawą o związkach partnerskich, tylko po to, żeby temat zupełnie porzucić po wygranych przez Karola Nawrockiego wyborach prezydenckich.

Tyle że zatrzymanie ustawy o związkach partnerskich to nie wina PiS. Najpierw przeszkadzały kampanie i kolejne tury wyborów, potem posłowie PSL, którym związki partnerskie za bardzo przypominały małżeństwa.

A w końcu ustawa utknęła na Stałym Komitecie Rady Ministrów decyzją samego premiera Donalda Tuska. Potwierdziła to w rozmowie z OKO.press odpowiedzialna za projekt Katarzyna Kotula (wówczas ministra, dziś sekretarzyni stanu ds. równości przy KPRM). Powód? Kampania wyborcza Rafała Trzaskowskiego i kurs na agendę populistycznej prawicy.

Ustawa o statusie osoby najbliższej to pomysł rządu na zebranie większości w Sejmie wokół projektu minimum.

A także pokazanie sprawczości, a potem – rzucenie wyzwania prezydentowi, który w toku kampanii wyborczej był otwarty na regulacje, które „ułatwią ludziom życie”.

Wiadomo jednak, że rząd i Pałac Prezydencki inaczej rozumieją, co oznacza „ułatwienie ludziom życia”. Inaczej też czytają polskie prawo. Choć po ostatnich słowach premiera Donalda Tuska, czy szefa dyplomacji Radosława Sikorskiego – który uregulowanie życia rodzinnego nazwał „kwestią obyczajową” – być może ich pozycje nieoczekiwanie się zbliżyły.

Jak mówi OKO.press jedna z polityczek Koalicji Obywatelskiej, teraz premier chce pokazać, że europejskich wyroków nie ignoruje, ale jednak w Polsce „sprawy rozwiązujemy po swojemu”.

Co zabawne, zniecierpliwieni tempem prac mają być nawet posłowie PSL – wcześniej blokujący dyskusję o jakichkolwiek zmianach. W klubie panuje bowiem przekonanie, że jeśli w Polsce uchwalona zostanie ustawa przyznająca parom jednopłciowym minimum praw, będzie to właśnie ich zasługa.

Za to kolejnej elegii związków partnerskich mieliśmy wysłuchać w piątek, 5 grudnia. Marszałek Włodzimierz Czarzasty rozmroził bowiem poselski projekt ustawy o związkach partnerskich autorstwa Lewicy.

To miała być transmitowana na żywo porażka rządowych ambicji z 2023 roku. To plus minus taką ustawę chciał przyjąć rząd po wygranych wyborach. Arytmetyka Sejmowa jest w tej sprawie jednak bezlitosna. Bez poparcia większości ludowców i pełnej dyscypliny w Polsce 2050 oraz klubie KO, projekt przepadnie w pierwszym czytaniu.

Jak słyszmy, projekt znów ma zostać zdjęty z harmonogramu Sejmu, żeby nie przykryć ustawy o statusie osoby najbliższej.

Niezależnie od rozstrzygnięć, grudzień będzie w polskiej polityce tęczowym supermiesiącem, który może (choć nie musi) przybliżyć nas do europejskiego standardu.

Współpraca: Angelika Pitoń

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.

Komentarze