0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.plfot. Jakub Wlodek / ...

Anton Ambroziak, OKO.press: Europejski Trybunał Praw Człowieka w ostatnich dniach zajął się sprawą transkrypcji zagranicznych aktów małżeństwa do polskiego porządku prawnego. Czego dokładnie dotyczyły skargi?

Adwokat Paweł Knut: Sprawa dotyczyła 10 osób, pięciu par tej samej płci z Polski. Wszystkie te osoby zdecydowały się zawrzeć związek małżeński za granicą. Następnie chciały dokonać transkrypcji, czyli rejestracji zagranicznego aktu małżeństwa do polskiego rejestru stanu cywilnego. Polega to na tym, że przesyła się taki dokument do kierownika urzędu stanu cywilnego i on go wpisuje do rejestru. Dzięki temu polska administracja wie, jaki jest aktualny stan cywilny obywatela Polski.

Taka transkrypcja jest również dużym ułatwieniem dla samego obywatela, który nie musi przy każdym kontakcie z instytucją publiczną w Polsce wykazywać, jaki jest jego/jej stan cywilny. Wystarczy, że przedłoży wówczas polski akt małżeństwa, który powstaje na skutek transkrypcji.

Przepisy zobowiązują wręcz obywateli do dokonywania transkrypcji w takiej sytuacji.

Pary chciały ten obowiązek zrealizować, ale kierownicy urzędów stanu cywilnego odmówili im, uznając, że tego rodzaju transkrypcja byłaby rzekomo sprzeczna z podstawowymi zasadami polskiego porządku prawnego, z uwagi na fakt, że prowadziłoby to do uwidocznienia w rejestrze związku małżeńskiego tej samej płci.

Od takiej odmowy przysługiwała krajowa ścieżka odwoławcza: najpierw odwołanie do wojewody, później skarga do wojewódzkiego sądu administracyjnego, a następnie skarga kasacyjna do NSA.

Wszystkie pięć par przeszło tę ścieżkę. We wszystkich przypadkach zakończyło się to ich przegraną. Żadna z par nie uzyskała więc transkrypcji. Otworzyło to jednak możliwość wniesienia skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Przeczytaj także:

Co orzekł Trybunał 28 maja 2025 r.?

Może zacznę od tego, że gdy Trybunał zakomunikował te sprawy polskiemu rządowi, ten, zamiast się do nich ustosunkować w postaci tzw. pisemnych obserwacji, które zazwyczaj się składa na tym etapie postępowania, złożył tzw. jednostronną deklarację. To specyficzny instrument w procedurze przed Trybunałem, który polega na tym, że państwo może samo przyznać się do tego, że w jakimś obszarze „nawaliło”, czyli, że jego działania lub zaniechania doprowadziły do naruszenia Konwencji.

Państwo korzysta z niego m.in. w tych sytuacjach, gdy na podstawie wcześniejszych rozstrzygnięć Trybunału może się spodziewać przegranej. Ten mechanizm odciąża też Trybunał, bowiem pozwala mu się skupić na merytorycznym rozpoznaniu tych spraw, które mają kluczowe znaczenie dla dalszego rozwoju orzecznictwa.

Poza samą deklaracją naruszenia, państwo może też zobowiązać się w takim dokumencie do zadośćuczynienia naruszeniu. Np. jeżeli na skutek działania państwa, doszło do wyrządzenia krzywdy, państwo może w deklaracji zobowiązać się do wypłacenia stosownego odszkodowania. Może też zobowiązać się do wznowienia postępowania, które zakończyło się niekorzystnie dla skarżącego na etapie krajowym.

I co zrobiła Polska?

Polski rząd w jednostronnej deklaracji faktycznie przyznał, że naruszył artykuł 8 Konwencji, a więc prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego z uwagi na to, że Polska nie przewiduje żadnej możliwości prawnej ochrony dla związków tej samej płci. Rząd nie wyraził jednak gotowości do zapłaty zadośćuczynienia czy wznowienia postępowań, które dotyczyły odmowy transkrypcji. Ograniczył się jedynie do wskazania, że aktualnie prowadzi prace nad wprowadzeniem rejestrowanych związków partnerskich, a także, że choć cały proces jest wciąż na etapie uzgodnień międzyresortowych w rządzie, to

ma dużą motywację do tego, żeby jak najszybciej taką ustawę uchwalić.

Rząd podkreślił, że jeśli ustawa o związkach partnerskich stanie się rzeczywistością, to problem próżni prawnej, w której są wszystkie skarżące pary, rozwiąże się. Trybunał w Strasburgu na taką argumentację przystał, przyjął jednostronną deklarację rządu i skreślił wszystkie te skargi z listy rozpoznawanych spraw.

Trybunał już wydawał orzeczenia w sprawach dotyczących pogwałcenia art. 8 konwencji i nakazał Polsce uregulowanie życia rodzinnego osób LGBT+.

W odniesieniu do Polski kluczowa jest sprawa Przybyszewska i inni przeciwko Polsce rozstrzygnięta przez Trybunał pod koniec 2023 r. To w niej Trybunał po raz pierwszy wskazał wobec Polski, że ma ona pozytywny obowiązek wprowadzić ochronę prawną dla par tej samej płci. Kolejne orzeczenia, jakie zapadły od tego czasu w innych sprawach przeciwko Polsce ten standard potwierdzają. Dotyczy to zwłaszcza sprawy Formela i inni przeciwko Polsce rozstrzygniętej we wrześniu 2024 r. która dotyczyła m.in. właśnie odmowy transkrypcji zagranicznego małżeństwa. W sprawie Formela Trybunał wprost wskazał, że naruszenie Konwencji polega właśnie m.in. na braku zapewnienia możliwości zarejestrowania w Polsce małżeństwa skarżących w jakiejkolwiek formie.

W odniesieniu do tych skarg, o których rozmawiamy, Trybunał również potwierdził, że wpisują się one w tę linię orzeczniczą. Być może dlatego był gotów przystać na deklarację jednostronną rządu. Nie będę ukrywać, że czuję się rozczarowany tym rozstrzygnięciem. Było ono bowiem szansą na podniesienia standardu ochrony właśnie w obszarze dotyczącym odmowy dokonywania transkrypcji.

Nie przekonuje mnie argument rządu, że samo prowadzenie prac nad ustawą o związkach partnerskich powinno w tym przypadku wystarczyć skarżącym. Wyrok w sprawie Przybyszewska i inni zapadł półtora roku temu, a projekt ustawy cały nie wyszedł jeszcze z prac na poziomie rządowym.

W mojej ocenie Trybunał powinien dokonać krytycznej oceny takiej deklaracji rządu w kontekście rzeczywistej sytuacji politycznej w kraju. Jeszcze przed wyborami prezydenckimi opinia publiczna była otwarcie informowana o braku politycznego porozumienia między partiami tworzącymi koalicję rządową co do kształtu ustawy o związkach partnerskich. Polskie Stronnictwo Ludowe nie tylko otwarcie krytykowało ten projekt, ale wręcz deklarowało, że podejmie się przygotowania swojej, dużo bardziej konserwatywnej, propozycji przepisów o statusie osoby bliskiej. Tej sytuacji był świadomy również Trybunał.

Ostatnie wydarzenia, w postaci wyborów prezydenckich, dopisały nam jedynie nowy, bardzo niekorzystny, rozdział do tej historii. Polki i Polacy wybrali prezydenta, który w czasie kampanii otwarcie zadeklarował, że nie podpisze ustawy o związkach partnerskich w kształcie zaproponowanym przez rząd.

Żadna zmiana nie będzie możliwa co najmniej przez 5 lat, bo jeśli projekt ustawy o związkach partnerskich dojdzie na biurko prezydenta, to i tak wyląduje w koszu. Czy skarżący mogą wznowić swoje sprawy, skoro państwo nie dotrzyma obietnicy?

Konwencja przewiduje możliwość ponownego wpisania skreślonych skarg na listę spraw rozpoznawanych przez Trybunał, jeśli rząd nie zrealizuje planu wskazanego w złożonej deklaracji. Pytanie, które należy zadać brzmi, kiedy będzie można uznać, że rząd nie zrealizował planu? Być może będzie to ten moment, gdy ustawa po przegłosowaniu przez Sejm i Senat zostanie zawetowania przez prezydenta. Co jednak, jeśli trudna kohabitacja z prezydentem doprowadzi do tego, że tempo prac nad ustawą ulegnie znacznemu spowolnieniu?

Co w zasadzie Trybunał mógłby nakazać polskiemu rządowi, skoro w najbliższym latach nie uda się ustawowo uregulować życia rodzinnego par jednopłciowych?

Po wyborach prezydenckich horyzont wprowadzenia zmian ustawowych znacząco się oddalił. Paradoksalnie, uważam, że tym bardziej daje to Trybunałowi mocny mandat, aby przy kolejnej nadarzającej się ku temu okazji wydać w podobnej sprawie rozstrzygnięcie, które jeszcze mocniej będzie akcentować fakt naruszania przez Polskę konwencji z uwagi na odmowę transkrypcji zagranicznych aktów małżeństwa. Trybunał mógłby np. wskazać, że jeśli władza ustawodawcza w Polsce ma strukturalny, trwający od dekad, problem z tym, żeby uchwalić odpowiednią ustawę, Polska powinna mieć obowiązek dokonywania transkrypcji.

To jest oczywiście bardzo daleko idące żądanie wobec państwa.

W tym kontekście ważne jest jednak to, że równolegle w Trybunale w Luksemburgu toczy się bardzo podobne postępowanie, również dotyczące odmowy transkrypcji zagranicznego aktu małżeństwa dwóch obywateli Polski. Chodzi o parę mężczyzn, którzy związek małżeński zawarli w Niemczech, gdzie mieszkali, a następnie przeprowadzili się do Polski. Ta sprawa dotyczy utrudniania tym małżonkom korzystania z unijnej swobody przemieszczania się i pobytu z uwagi na to, że obecna sytuacja w Polsce utrudnia im dalsze prowadzenie życia rodzinnego, które rozwinęli w Niemczech.

W tej sprawie swoją opinię wydał już rzecznik generalny TSUE, który stwierdził wprost, że sytuacja w Polsce jest na tyle specyficzna, że w praktyce jedyną możliwością, żeby umożliwić temu małżeństwu realizację swobody przemieszczania się i pobytu w Polsce, jest właśnie nałożenie na Polskę obowiązku dokonywania transkrypcji. W drugiej połowie tego roku dowiemy się najpewniej, jakie będzie rozstrzygnięcie Trybunału Sprawiedliwości UE.

Jaki sens widzisz teraz w litygacjach strategicznych, które toczą się przed europejskimi sądami?

Uważam, że w kontekście wyników wyborów prezydenckich nabierają tym większego znaczenia. Nie ma co ukrywać, że przez ostatnich kilka miesięcy, także w moim środowisku prawników i prawniczek działających na rzecz ochrony praw osób LGBT+ żyliśmy nadzieją, że skoro projekty zmian ustawowych są już na zaawansowanym etapie, to w przypadku odpowiedniego układu politycznego, a więc określonych zmian w Pałacu Prezydenckim, w końcu wejdą w życie.

Wiemy, że ten scenariusz się teraz nie zrealizuje. Litygacje strategiczne stają się więc w zasadzie jedynym twardym instrumentem presji prawnej, która może zmusić państwo do zmiany kształtu prawa i praktyki jego stosowania.

Nie masz poczucia, że instytucje europejskie patrzą przyjaznym okiem na liberalny rząd w Polsce i dlatego nie dociskają go wyrokami?

To co obserwuję od ostatnich kilkunastu miesięcy to wyraźna zmiana podejścia polskiego rządu, który stara się pokazać, że tematyka ochrony praw osób LGBT+, jest dla niego w hierarchii ważności dużo wyżej niż miało to miejsce w przypadku poprzedniej władzy. Gdybyśmy mieli do czynienia z rządem konserwatywnym, który w ogóle neguje konieczność wprowadzenia większej ochrony dla par tej samej płci, to z pewnością nie mielibyśmy jednostronnej deklaracji.

Taki rząd zapierałby się rękami i nogami przed przyznaniem się do błędu.

Prowadziły dalej takie postępowanie, próbując wykazać niedopełnienie wymagań formalnych po stronie skarżących, które powinno skutkować uznaniem skargi za niedopuszczalną. Nie jestem jednak w stanie odnieść się do tego, czy Trybunały również ją dostrzegają.

Uważam, że na dziś kluczowe jest to, co w kwestii transkrypcji zrobi w najbliższych miesiącach Trybunał w Luksemburgu. Jeśli pójdzie drogą wytyczoną przez rzecznika generalnego, może okazać się, że oba Trybunały, i Luksemburski i Strasburski przemówią wspólnym głosem, obligującym Polskę do uznawania zagranicznych aktów małżeństwa par tej samej płci na drodze ich transkrypcji. Wywalczenie transkrypcji oczywiście nie kończy sprawy.

Otworzy to jednak dla takich par drzwi do walki o konkretne uprawnienia i obowiązki.
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.

Komentarze