Na plażach rosną kolejne hotele, rozbudowują się kempingi, nad morze przyjeżdżają tysiące turystów. Coraz mniej miejsca zostało dla przyrody. Naukowcy szacują, że z 500 kilometrów strefy brzegowej aż 120 kilometrów w najbliższym czasie znajdzie się w strefach silnie zurbanizowanych
Na Cyplu Helskim miał powstać hotel. Do wycinki przeznaczono ponad 400 drzew, w planie była budowa wielkiego kompleksu ze strefą wellness i spa. Ostatecznie po nagłośnieniu sprawy wstrzymano realizację inwestycji, ale nie oznacza to, że skończyła się presja na tereny nadmorskie.
Widać to na przykład w Międzyzdrojach. W lutym 2025 roku głośno było o Apartamentowcu The Sea Resort, powstającym tuż przy plaży (na zdjęciu). Inwestor tłumaczył się w mediach, że: „planowana inwestycja nie zagraża w żaden sposób zasobom naturalnym wybrzeża Międzyzdrojów. Zlokalizowana jest na zdewastowanym przyrodniczo terenie poprzemysłowym”. Wyjaśniał również, że uzyskał wszelkie niezbędne zgody.
Tej inwestycji i podobnych im nie byłoby, jeśli lokalne władze nie wydały zgody na jej realizację. Tłumaczono, że apartamentowiec ma uporządkować zaniedbany teren. Czy jednak to uporządkowanie musiało oznaczać kolejny plac budowy?
Flagowym już przykładem znacznie większej inwestycji jest Hotel Gołębiewski w Pobierowie. Już sama jego lokalizacja była źródłem krytycznych komentarzy. Gigantyczna budowla, porównywana do liniowca cumującego przy brzegu, nijak nie pasuje do pasa nadmorskiego lasu. Wcześniej była tu jednostka wojskowa. Budowa, która zaczęła się w 2018 roku, oznaczała również wycinkę drzew. Hotel niedługo ma zostać otwarty.
Z kolei w zawieszeniu pozostaje inwestycja na Mierzei Sarbskiej. Chodzi o budowę siedmiopiętrowego hotelu. W tym przypadku mocno protestowali mieszkańcy Łeby, a ich głosu wysłuchała burmistrz tego miasteczka, Agnieszka Derba. Inwestor zapowiedział, że będzie dalej starał się o zgodę na budowę obiektu, który pomieściłby do trzech tysięcy osób.
Zabudowa brzegów niesie za sobą szereg groźnych konsekwencji. Nie dość, że często w tym celu wycina się nadmorskie lasy, to jeszcze wraz z powstaniem zabudowy, przybywa terenów, które trzeba będzie z publicznych środków chronić przed sztormami i morzem. Błędne koło, które toczy się coraz bardziej, sprawia, że nie ma już dzikich plaż, poza kilkoma odcinkami na terenie obszarów chronionych.
W 2013 roku ukazał się raport „Sposoby ochrony brzegów morskich i ich wpływ na środowisko przyrodnicze polskiego wybrzeża Bałtyku” napisany przez dr. hab. Tomasza Łabuza, który wydało WWF Polska. „Błędnym założeniem jest zachowanie linii brzegowej, nieistniejącej w rzeczywistości granicy liniowej pomiędzy morzem i lądem. Nie można przecież chronić położenia linii brzegowej – czegoś, co nie istnieje".
Wskazywał, że miliony złotych w analizowanym przez niego okresie były wydawane na różne zabiegi przy brzegu, i to nie tylko tam, gdzie istniała realna potrzeba ochrony zabudowy. A dzięki temu otwierały się nowe miejsca pod inwestycje budowlane.
„Należy stwierdzić, że pomimo tylu dokumentów obligujących Polskę do aktywnej ochrony środowiska nadmorskiego, brakuje działań ku temu zmierzających. Stosowane zabiegi technicznej ochrony brzegu nie mogą być traktowane jako chroniące środowisko. Powstają nowe obiekty infrastruktury, zwłaszcza turystycznej, pod które przeznacza się nadmorskie wały wydmowe” – czytamy.
W podsumowaniu raportu Łabuz pytał retorycznie: „Czy warto osłaniać jeden budynek na erodowanym odcinku wybrzeża, kosztem destabilizacji procesów ustabilizowanych na kilku sąsiednich kilometrach wybrzeża? Czy stać nas obecnie i w przyszłości na wydawanie tak dużych środków finansowych na planowaną ochronę tych budynków?”.
Autor wskazywał, że cały czas wprowadzamy nowe destabilizatory do środowiska, które nie mają nic wspólnego z ochroną przyrody. „Te działania (...) dotyczą ochrony lądu wybrzeża i plaż i dostosowania ich do wymagających potrzeb człowieka. Próby powstrzymania cofania lądu w jednym miejscu skutkują erozją miejsc sąsiednich: na zakończeniu opasek zachodzi wzmożona erozja, na zakończeniu grupy ostróg powstają zatoki erozyjne. Na podciętych stokach wydm, roślinność sadzona nie utrzymuje się, z powodu braku akumulacji osadu” – pisał dr hab. Łabuz.
Od czasu wydania raportu sytuacja nie uległa zmianie. Dalsza zabudowa brzegów trwa. Doktor habilitowany Maciej Przewoźniak, który zmarł jesienią tego roku, ceniony ekspert w dziedzinie ochrony przyrody, jeszcze w sierpniu, przedstawił mi swoją diagnozę:
"Przepisy są na tyle ogólne, że można nimi trochę manipulować i to jest wykorzystywane.
Ponadto Polska jest krajem odwróconym plecami do morza. W mentalności Polaków nie ma morza, bo w końcu do tego morza dotarli tak naprawdę dopiero po drugiej wojnie światowej. Do tego dochodzi niski poziom kultury gospodarowania przestrzenią, dyspozycyjność architektów, planistów wobec inwestorów i kompletna bezsilność samorządów, które sobie nie radzą ani merytorycznie, ani prawnie, ani organizacyjnie".
Na moje pytanie o plany zabudowy na Cyplu Helskim, wybrzmiała mało krzepiące odpowiedź: „Ten teren jest tak atrakcyjny i dla inwestorów tak dochodowy, że nie sposób tego kontrolować. Przecież już było tyle różnych planów, programów, strategii i to wszystko nie znajduje potem swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości, tylko cały czas panuje chaos w zagospodarowaniu. Półwysep jest już dawno stracony, poza tym kawałkiem, który należał kiedyś do wojska i gdzie jest siedziba Prezydenta".
Jak podkreślał, na Półwyspie Helskim zabudowa turystyczna postępuje – co widać m.in. w Jastarni. „Do tego Jurata, która z zabudowy pensjonatowej zmienia się w blokowisko hoteli i obiektów pseudoturystycznych. I w końcu na samym krańcu półwyspu jest Hel, gdzie miesza się ekspansja zabudowy mieszkaniowej i turystycznej. Były tam już różne dziwne pomysły. Na przykład miał stanąć wielki hotel przy porcie, który by krajobrazowo i przestrzennie w ogóle odciął port od miasta. Teraz się pojawił pomysł zabudowy na Cyplu Helskim” – mówił ekspert, dodając, że problemem dla helskiej przyrody są również rozrastające się kempingi i domki na wodzie.
Mikołaj Koss, biolog i ornitolog ze Stacji Morskiej im. Prof. Krzysztofa Skóry Uniwersytetu Gdańskiego w Helu, wyjaśnia mi, że przez rozbudowę pól kempingowych, od strony Zatoki Puckiej niszczy się szuwar trzcinowy. To oznacza utratę miejsc ważnych dla rozwoju ryb w zatoce. To właśnie w szuwarze trzcinowym ukrywa się narybek i tam znajduje pokarm.
Maciej Przewoźniak podkreślał, że dziś chronimy już tylko odcinki wybrzeża i strefy nadmorskiej. „Te, które znajdują się w parkach narodowych – Słowińskim i Wolińskim – i w paru rezerwatach. I to jest właściwie wszystko” – oceniał.
O tym, że nie chroniony odpowiednio Półwyspu Helskiego, pisała w 2024 roku Najwyższa Izba Kontroli. „Skontrolowane organy administracji rządowej i samorządowej nie wykorzystały w wystarczającym stopniu przysługujących im uprawnień dotyczących nadzoru i kontroli. Dopuszczono do nieuprawnionego nawiezienia i nasypania ziemi, w tym na brzeg morski na ośmiu polach kempingowych. Dopuszczono też do zlokalizowania w pasie technicznym, w tym na polach kempingowych m.in. szkół sportów wodnych, obiektów handlowych i usługowych w miejscach do tego nieprzeznaczonych, na terenie niezgłoszonym do ewidencji” – wyliczał NIK.
W nawiązaniu do tego raportu, na łamach Tygodnika „Polityka” ukazał się wywiad z doktorem hab. Maciejem Przewoźniakiem, który kończył się ponurą konkluzją: „Nie potrafimy gospodarować w nadmorskiej przestrzeni, nie szanujemy dziedzictwa poprzednich mieszkańców wybrzeża Bałtyku, adorujemy zachłannych deweloperów, aprobujemy w krajobrazie ludyczną estetykę, tolerujemy nieprofesjonalnych urzędników. To zapowiada dalszy, intensywny rozwój zainwestowania. Urzędy Morskie w Gdyni i w Szczecinie dokończą ukamienowanie brzegu morza. Ale turyści i tak przyjadą i zamienią resztki wydm w klepisko”.
Prognozy nie są optymistyczne. Z szacunków wynika, że z 500 kilometrów strefy brzegowej aż 120 kilometrów znajdzie się w strefach silnie zurbanizowanych.
„Do dziś naliczono na Półwyspie Helskim 370 gatunków ptaków. Znajduje się tutaj dogodne miejsce postoju, a ptaki migrujące przez Bałtyk zatrzymują się na półwyspie w sezonie wędrówek” – wylicza biolog Mikołaj Koss. "Cypel jest przyrodniczą Mekką. Przyjeżdżają tu obserwatorzy ptaków z całej Polski – zarówno wiosną, jak i jesienią.
Mamy dogodne warunki do obserwacji nie tylko migrujących ptaków lądowych, ale również gatunków morskich, w tym duże koncentracje morskich kaczek.
Sam Cypel to również cenne siedliska przyrodnicze, przede wszystkim wydmy szarej. Przez lata to miejsce było chronione przez fakt, że stacjonowało tutaj wojsko. Dopiero wraz z otwarciem półwyspu rozpoczął się napływ ludzi" – podkreśla.
Mikołaj Koss zwraca uwagę na to, że nad Bałtykiem sprząta się plaże. Przez to znika z nich kidzina, czyli organiczne szczątki wyrzucane przez morze. „Tymczasem wskaźnikiem dobrego stanu siedliska jest występowanie niewielkiego skorupiaka, zmieraczka, żerującego w kidzinie. Tam, gdzie plaże są regularnie sprzątane, gdzie sztucznie dosypuje się piasek, ten gatunek nie występuje. Plażowicze na to już nie zwracają uwagi i nie mają świadomości, jak wygląda dzika plaża” – dodaje.
Problemów nad Bałtykiem jest więcej. „Na wodach Zatoki Puckiej znajduje się wypłycenie nazywane Ryfem Mew. Mielizna wystaje fragmentami nad wodę, tworząc wysepki, gdzie odpoczynku szukają ptaki i ssaki morskie. W sezonie to miejsce jest intensywnie wykorzystywane przez osoby uprawiające sporty wodne. W ten sposób ludzie płoszą zwierzęta, które szukają odpoczynku na odizolowanej wodą przestrzeni. Miejsce, które potencjalnie mogłoby być atrakcyjnym siedliskiem dla fok i ptaków, nie pełni swoich funkcji. Spór o to, jak wykorzystywać ryf trwa już od lat i od lat obserwuje się intensyfikację ruchu na tym terenie” – wyjaśnia.
„Perspektywa włodarzy na półwyspie wydaje się taka, że można zabudowywać w nieskończoność. Nie chodzi tylko o tereny z widokiem na morze, ale też śródleśne wydmy w Helu. Warto zestawić to, co dzieje się na Półwyspie Helskim z Mierzeją Kurońską na Litwie, gdzie zabudowa jest ściśle regulowana. Jest to park narodowy i uwzględnia się przyrodę jako ważny element w planowaniu przestrzennym. Mówiąc wprost, stawia się na przyrodę. Całkowicie inna jest sytuacja w Polsce. Istniejące na Półwyspie Helskim i na obszarze Zatoki Puckiej park krajobrazowy oraz obszary Natura 2000 nie zapewniają odpowiedniej ochrony walorów przyrodniczych. Ta ochrona jest bezzębna i funkcjonuje wyłącznie na papierze” – podkreśla naukowiec.
Plany, które określały, jak powinna wyglądać ochrona, były przygotowane jeszcze za życia profesora Krzysztofa Skóry. To on był jedną z pierwszych osób alarmujących o pogarszającym się stanie siedlisk. Jednak jego propozycje nie zostały wdrożone w życie.
"W planach jest jeszcze utworzenie dwóch rezerwatów. Jednego na tak zwanej Długiej Mieliźnie wraz z przylegającym borem sosnowym, na odcinku od wrakowiska w porcie wojennym w Helu do ośrodka prezydenckiego. Drugi miałby powstać na Ryfie Mew. Ten drugi jest już chyba przegranym projektem.
Co więcej, okazuje się, że i ta Długa Mielizna będzie zagrożona, bo na odcinku od Chałup do Władysławowa, kempingi i szkoły kitesurfingu nie mają już gdzie się rozrastać.
Prowadzone są działania na rzecz wykorzystania kolejnych fragmentów półwyspu, jeszcze niezabudowanych. Można zatem powiedzieć, że na półwyspie jedynym chronionym obszarem jest zaledwie 108 hektarów istniejącego już od 26 lat rezerwatu Helskie Wydmy. Cała reszta tego obszaru jest bez wystarczającej ochrony prawnej i jest zdana na łaskę administracji lokalnej” – mówi Mikołaj Koss.
Mój rozmówca nie jest optymistą, jeżeli chodzi o przyszłość ochrony przyrody nad Bałtykiem. „Moim zdaniem z przyrodą morską nie będzie działo się nic, co poprowadziłoby nas w stronę lepszego stanu zachowania siedlisk przyrodniczych i ich bioróżnorodności. Musiałby się też zmienić sposób zarządzania tym obszarem. Dziś pieczę nad brzegami sprawuje Urząd Morski, który reprezentuje Ministerstwo Infrastruktury. Nie ma jednego opiekuna obszarów morskich. Za gatunki chronione odpowiada Ministerstwo Klimatu i Środowiska, a za poławiane ryby Ministerstwo Rolnictwa”.
I coraz mniej mamy, a właściwie prawie nie mamy dzikich plaż. Na polskim brzegu Bałtyku perspektywy wydają się betonowe.
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych, „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej" i "Borsuk. Władca ciemności. Biografia nieautoryzowana".
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych, „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej" i "Borsuk. Władca ciemności. Biografia nieautoryzowana".
Komentarze