0:000:00

0:00

Białoruski Komitet Graniczny (odpowiednik naszej Straży Granicznej) zdementował w czwartek 11 listopada rano podaną przez OKO.press w środę informację o śmierci z wyziębienia kurdyjskiego 14-latka, przebywającego w wielkim obozie migrantów i uchodźców obok przejścia w Kuźnicy.

Wiadomość o tragedii dostaliśmy od Rawanda, Irakijczyka, z którego doniesień korzystaliśmy już parokrotnie. „Zmarł z powodu wyziębienia” – napisał nam wieczorem w środę. Dodał, że białoruscy pogranicznicy zabrali 14-letniego chłopaka do szpitala. Kilka razy dopytywaliśmy Rawanda, czy młody Kurd nie został zabrany, by ratować mu życie. I czy jest pewien, że doszło do tragedii. „100 proc.” – odpisał. Kiedy zmarł? "Now" - teraz.

Informację zdecydowaliśmy się opublikować, gdy potwierdził nam inny migrant, który nie ma kontaktu z Rawandem. Wsyar napisał: "Child is dead. Yes". Podkreślaliśmy, że jedynym źródłem informacji są doniesienia migrantów.

W czwartek trzeci Irakijczyk z obozu potwierdził, że chłopiec zmarł, ale dodał zarazem, że został zabrany do szpitala. Napisał też, że z obozu zabrano kilkadziesiąt osób, jak im powiedziano do Mińska. Ale czy to prawda, nie wiedzą.

Przysłał nam dwa filmy z obozu:

[video width="272" height="480" mp4="https://oko.press/images/2021/11/IMG_94288613.mp4"][/video]

[video width="480" height="272" mp4="https://oko.press/images/2021/11/IMG_89391260.mp4"][/video]

Z hipotermii uratowali go lekarze?

Jak w czwartek o 09:36 poinformowała reżimowa białoruska Agencja Belta, "Państwowy Komitet Graniczny Białorusi zaprzeczył informacji o śmierci dziecka w obozie migrantów na białoruskim przejściu granicznym". Przedstawiciel Komitetu poinformował, że "w nocy jeden z nieletnich uciekinierów źle się poczuł. Chłopca zbadali lekarze, którzy cały czas dyżurują w obozie, zdiagnozowali hipotermię, udzielili mu pomocy. Po stabilizacji stanu zdrowia wrócił do rodziny". Z depeszy Belty nie wynika, czy kurdyjskiego nastolatka zabrano do szpitala, czy udzielono mu jakiejś pomocy na miejscu w innej części obozu.

Także w czwartek dostaliśmy wiadomość od białoruskiego pogranicznika, który udziela nam anonimowo informacji, ale przebywa w odległości 50 km od Kuźnicy: "Z tego, co słyszałem, chłopiec był bardzo zmarznięty, ale nasi lekarze go uratowali. Łukaszenka polecił też przywieźć do obozu suche drewno na opał oraz zabrać do lekarza kobiety w ciąży i dzieci". Te ostatnie informacje są w duchu oficjalnego czwartkowego wystąpienia Łukaszenki (patrz niżej).

"Pomocy, zamarzniemy” – wiadomości o takiej treści dostajemy od wtorku od migrantów i uchodźców, którzy wpadli w pułapkę i koczują nieopodal przejścia w Kuźnicy. Obóz powstał w poniedziałek 8 listopada, kiedy służby białoruskiego reżimu przejęły kontrolę nad pokojowym marszem organizowanym przez Kurdów.

Przeczytaj także:

„Moim zdaniem w najbliższym czasie migranci nie zostaną wypuszczeni. Obóz będzie regularnie rozciągany wzdłuż granicy, będą akcję niszczenia płotu, tak, by jak najbardziej osłabić Polskę i zmusić ją do ustępstw. Niestety, będą trupy” – mówił w środę rano OKO.press białoruski pogranicznik, nasz informator.

Już wcześniej dochodziło tam do niepokojących scen. Na jednym z nagrań w mediach społecznościowych widać, jak białoruskie służby transportują na noszach jakąś osobę. Przed nimi idzie ratownik medyczny. Do tej pory nie udało nam się dowiedzieć, co się wydarzyło. Kobietę, która zasłabła, widać było z kolei na propagandowym filmie Sputnika.

Według Łukaszenki w obozie 1 790 osób. "Nie taki straszny problem"

Szacuje się, że tuż przy polskiej granicy i okolicznych lasach może koczować nawet dwa tysiące osób. Pilnują ich uzbrojeni pogranicznicy i wojskowi, którzy uniemożliwiają powrót do Mińska lub Grodna. Często też strzelają w powietrze, by nastraszyć koczujących i wymusić spokój.

We wtorek i w środę Białorusini przywieźli do obozu wodę i jedzenie. Nie było go jednak dużo. Jedna z osób, z którą mamy kontakt, dostała tylko butelkę wody. Druga napisała, że ludzie musieli walczyć o jedzenie. Na filmie opublikowanym 11 listopada przez niezależną białoruską agencję NEXTA, widać żołnierzy rzucających w tłum paczuszki z żywnością.

W czwartek rano Aleksandr Łukaszenka powiedział, że w obozie przebywa 1 790 osób.

Dodał, że nocą polskie służby próbowały przepchnąć 322 kolejne osoby na stronę białoruską, "ale się nie udało".

Prezydent Białorusi podkreślał, że problemy humanitarne w obozie są wyolbrzymiane. "Nie ma aż takich problemów". Zaraz potem dodał jednak, że trzeba się skupić na pomocy dzieciom oraz kobietom w ciąży, bo to "Kompletna katastrofa". Twierdził, że migranci nie chcą opuścić obozu, co jest sprzeczne z wiadomościami od naszych informatorów w obozie.

Kolejny raz użył argumentu, który zdradza jeden z motywów jego działań, by skompromitować polskie władze, które faktycznie nie przestrzegają reguł humanitarnego postępowania z uchodźcami i imigrantami. "Oto prawdziwa twarz zachodniej demokracji. Wreszcie nasze społeczeństwo i inne narody zobaczyły, jak naprawdę demokracja, prawa człowieka, wolność słowa mają się na Zachodzie".

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze