0:000:00

0:00

Wieczorem migranci zaczęli rozkładać namioty i rozpalać ogniska w oczekiwaniu na mroźną noc. Za murem z drutu kolczastego widzą kordon polskich służb. Za plecami mają uzbrojonych białoruskich pograniczników, którzy nie zgadzają się na powrót do białoruskich miast.

Taki jest na razie - o godz. 19:00 - finał nerwowego, przerażającego poniedziałku 8 listopada 2021. Pomysł pokojowego marszu Irakijczyków przejęły białoruskie służby i wykorzystały migrantów. Wygląda na to, że Łukaszenka dopiął swego - wywołał potężny kryzys humanitarny.

Tłum migrantów dotarł w poniedziałek do granicy białorusko-polskiej przy przejściu granicznym w Kuźnicy. Wedle różnych źródeł, od tysiąca do 4 tysięcy ludzi liczyło, że przejdą na drugą stronę. Jednak od rana granicy w Kuźnicy pilnowały ogromne siły polskiego wojska, policji i Straży Granicznej. Utknęli.

Tymczasem w Mińsku tylko w poniedziałek wylądowało pięć samolotów z Turcji (3 ze Stambułu, 2 z Anatolii). W niedzielę lądowała maszyna z Damaszku, we wtorek kolejna z Damaszku i z Bagdadu. Operacja Łukaszenki trwa.

Przeczytaj także:

Potyczki wzdłuż płotu

Migranci gromadzili się wzdłuż ogrodzenia, skandowali - najczęściej - "Germany". Po drugiej stronie przemieszczały się duże grupy polskich funkcjonariuszy.

Ludzie na granicy
fragment filmu z profilu Nexta na Twitterze

Irakijczycy bezskutecznie próbowali sforsować płot używając konarów drzew. Na wielu nagraniach widać, jak rzucają kamieniami lub patykami w stronę polskich służb.

Na szczęście podczas starć nie doszło do tragedii. Nie zabrakło jednak incydentów. Irakijczycy nagrali kilkuletniego chłopca, który został zaatakowany przez polskie służby gazem łzawiącym. Jeden z trzech Irakijczyków, z którym byliśmy w kontakcie od początku trwania marszu, napisał:

"Potwierdzam, że Polacy używali gazu, często w kierunku rodzin, choć zwykle ograniczali się do komunikatów. Cały czas megafon ryczał, że nie wolno przekraczać granicy".
Fragment filmiku na profilu Nexta na Twitterze

„Mamy do czynienia ze zorganizowanym niszczeniem umocnień granicznych. Dochodzi również do bezpośrednich ataków na polskich funkcjonariuszy Straży Granicznej, Policji oraz żołnierzy” – pisał na Twitterze Piotr Mueller, rzecznik rządu.

Kto strzelał? Jednak Białorusini

„W tej chwili pod Kuźnicami trwa regularna bitwa. Straż Graniczna, Policja i Wojsko Polskie bronią naszej Granicy przed atakiem migrantów inspirowanym i przygotowanym przez Łukaszenkę” – pisał w typowej stylistyce rządowej propagandy na Twitterze Maciej Wąsik, wiceszef MSWiA.

Przed godziną 18 serwis Motolko poinformował na Telegramie, że przy granicy słyszano strzały. Białoruskie władze podały, że to polscy żołnierze. Jednak jak ustalił wspomniany serwis, strzały w powietrze oddali najprawdopodobniej białoruscy pogranicznicy.

Informowaliśmy wcześniej, że 2 listopada polscy pogranicznicy strzelali do uchodźców plastikowymi nabojami, publikowaliśmy zdjęcia zranionej osoby.

Nadciąga mróz, migranci w potrzasku

„Moim znajomym udało się znaleźć wydostać i znaleźć transport do Mińska. Też planowałem odwrót, ale było już za późno, białoruscy żołnierze kazali nam zostać w miejscu” – napisał nam Irakijczyk, który spędzi noc przy samej granicy.

„To nie koniec. Będziemy walczyć o nasze prawa” – to ostatnia wiadomość z godz. 16.30 od innego z Irakijczyków, z którym od rana byliśmy w kontakcie.

Nie wiemy, czy udało mu się wrócić na teren Białorusi, czy też został uwięziony - jak wielu uczestników marszu – w strefie przygranicznej, z której nie ma już odwrotu.

Wieczorem migranci zaczęli rozkładać namioty i rozpalać ogniska w oczekiwaniu na noc. Według prognozy pogody o 1 w nocy temperatura spadnie do zera, a nad ranem ma być minus 2 stopnie Celsjusza. Za murem z drutu kolczastego widzą kordon polskich służb. Za plecami mają uzbrojonych białoruskich pograniczników, którzy nie zgadzają się na powrót do białoruskich miast.

Fragment filmiku opublikowanego przez służby białoruskie

Białoruskie służby przejęły kontrolę nad marszem

Jak już informowaliśmy w OKO.press pomysł pokojowego marszu zrodził się kilka dni temu w grupie migrantów z Iraku, którzy wydostali się ze strefy śmierci i wrócili do Mińska. Chcieli w ten sposób zwrócić uwagę świata na kryzys humanitarny. Ponadto mieli nadzieję, że ich demonstracja zostanie nagłośniona przez niemieckich aktywistów, którzy na wtorek 9 listopada zaplanowali przyjazd z Berlina na granicę po polskiej stronie ze wsparciem dla uchodźców. Autobus z Berlina jest już w drodze, jedzie nim reporterka OKO.press Anna Mikulska.

Od niedzieli w podanej przez organizatorów lokalizacji zaczęły gromadzić się tłumy. W poniedziałkowy ranek Irakijczycy z Mińska, Grodna, Brześcia, którzy dotąd nie dotarli na granicę, albo zostali odepchnięci przez polskie służby i wrócili do miast, przyjeżdżali tu, często taksówkami.

Marsz migrantów wykorzystały białoruskie służby, choć plany jego organizacji – zdaniem naszych źródeł bliskich organizatorom z Iraku - udało się ukryć przed Białorusinami aż do niedzieli.

To właśnie wtedy zareagowały miejscowe służby i pogranicznicy dostali rozkaz wypuszczania migrantów ze "stref śmierci", a nawet przewożenia ich w okolice przejścia granicznego w Kuźnicy.

View post on Twitter

Potwierdziliśmy tę wersję wydarzeń u jednego z białoruskich pograniczników, który dodał, że przy granicy „rozpęta się piekło”.

Potem uzbrojeni żołnierze białoruscy kazali maszerować im wraz z tłumem w kierunku Polski.

„Nie można było zrezygnować, ani się cofnąć. Pilnują wszystkich, by szli w jeden określony punkt. Byli uzbrojeni i agresywni” – relacjonował w południe inny Irakijczyk.

Co ciekawe, kilka niezależnych białoruskich źródeł podało na Telegramie, że w akcji forsowania płotu z drutu kolczastego uczestniczyli zamaskowani przedstawiciele miejscowych służb. Na jednym ze zdjęć widać człowieka o wschodnioeuropejskiej aparycji, który przecina druty.

Po południu białoruskie służby wypuściły nagranie, na którym widać było profesjonalnie wycięte „okna” w murze drutu kolczastego, by w ten sposób zachęcić migrantów do przechodzenia na polską stronę. Potem okazało się, że to prowokacja, a płot stał po białoruskiej stronie i prowadził to tzw. pasa śmierci.

Co dalej?

Jak dowiedziało się OKO.press od osoby, która przyjechała na przejście graniczne w Kuźnicy, ruch ciężarówek (głównie handel międzynarodowy) i samochodów osobowych odbywa się jak co dzień, bez żadnych przeszkód.

Patrząc z polskiej strony można by nie zorientować się, że dzieje się coś niezwykłego, gdyby nie helikoptery krążące nad granicą.

Wjazd od strony Białorusi jest za górką, więc nie widać co się tam dzieje. Na granicę przy Kuźnicy ściągnięto wszystkie siły Straży Granicznej i wojska, według naszego informatora, inne wjazdy do strefy zakazanej przez stan wyjątkowy w ogóle nie są strzeżone. Jego samochód - gdy wjeżdżał do strefy przy Kuźnicy - także zresztą nie był kontrolowany.

Politycy PiS zapowiadają zwiększenie liczby służb w okolicy przejścia granicznego w Kuźnicy.

O godz. 20:00 wyemitowano wystąpienie marszałek Sejmu Elżbiety Witek w sprawie sytuacji na granicy Polski z Białorusią.

"Migranci są żywą tarczą, którą bezwzględnie wykorzystują władze Białorusi. W instrumentalny sposób, często przy użyciu gróźb czy szantażu haniebnie wykorzystuje mężczyzn, bezbronne kobiety oraz dzieci. Łukaszenka naraża życie i zdrowie migrantów by prowokować i doprowadzić do eskalacji kryzysu. To trzeba jednoznacznie potępić" - mówiła marszałek Witek.

"Atak na granice Polski to atak na granice Unii Europejskiej i członka NATO. Już dziś nasi sojusznicy jednoznacznie i solidarnie potępili tę agresję i wezwali do jej natychmiastowego zakończenia" - dodała.

Poinformowała, że Straż Graniczną wspiera ponad 12 tys. żołnierzy oraz policjantów i szykowane są Wojska Obrony Terytorialnej.

Poseł Paweł Poncyljusz z Koalicji Obywatelskiej poinformował na Twitterze, że rozmawiał z posłem z niemieckiego Bundestagu o pomocy dla Polski ze strony niemieckiej.

„Według niego niemiecki minister spraw wewnętrznych proponuje polskiemu MSWiA wsparcie wraz z delegowaniem niemieckich policjantów do pomocy w PL, ale polski rząd nie chce pomocy!” – napisał Poncyljusz.

Oferują przejście w innym miejscu. "Okazja, jakiej nie było"

Tymczasem niektórzy migranci dostają propozycje przemytu do Polski w innych miejscach granicy. Za opłatą, rzecz jasna.

Jeden z krewnych Irakijczyków, którzy uczestniczyli w marszu, potwierdził OKO.press, że jego krewni dostali propozycje od białoruskich pograniczników. Mieli argumentować, że tereny przygraniczne w Puszczy Białowieskiej oraz na południe od niej są o wiele słabiej kontrolowane przez polskie służby.

"Osoba, która miała nam załatwić przekroczenie granicy wprost napisała, że takiej okazji nie było w ostatnich dniach, a może nawet tygodniach" – powiedział nasz informator.

Czytaj reportaże Szymona Opryszka, autora tego tekstu, który przebył trasę uchodźców ze Stambułu, przez Mińsk, aż nad granicę.

;

Udostępnij:

Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze