0:000:00

0:00

„Panie Kaczyński, Panie Schetyna, zapraszam was do wspólnej debaty! Pod budynkiem Sejmu, który stał się symbolem waszych kłótni. Nie chowajcie się w Sejmie! 3 maja, wieczorem, na żywo, przed kamerami. Porównajmy nasze wizje Polski i Europy. Pokażmy wyborczyniom i wyborcom, czym różnią się nasze wizje” — zaapelował Robert Biedroń 24 kwietnia 2019 i uruchomił zegar, który ma odliczać czas do planowanej debaty.

Biedroń wymienił problemy, które nie są rozwiązywane przez polityków z obecnych opcji parlamentarnych: edukacja, ochrona zdrowia, system emerytalny. Przywołał kolejne grupy zawodowe i społeczne, które protestują i zgłaszają swoje postulaty: nauczyciele, osoby z niepełnosprawnością, pielęgniarki, policjanci. Domaga się debaty o wizji i programie.

Starcie miałaby się odbyć 3 maja, czyli w dniu, kiedy wykład na Uniwersytecie Warszawski wygłosi Donald Tusk. „Będę miał coś ważnego i ciekawego do powiedzenia” - zapowiedział przewodniczący Rady Europejskiej. Gdyby ten dzień zakończył się debatą partyjnych liderów, byłoby to bardzo mocne rozpoczęcie ostatniego etapu kampanii wyborczej do PE.

Tak jednak najpewniej nie będzie.

Duopol trzaska drzwiami

Przedwyborcza debata może dać wiatr w żagle tym, którzy dopiero aspirują do zasiadania w pierwszym rzędzie. To doświadczenie partii Razem - świetny występ nieznanego szerszej publiczności Adriana Zandberga w 2015 roku przyniósł partii wzrost rozpoznawalności i pomógł przekroczyć próg 3 proc. A Wiosna walczy o miejsce na podium - o pozycję trzeciej siły politycznej.

Biedroń, który dobrze się sprawdza w formatach telewizyjnych, ma cechy showmena, co pokazały „Burze mózgów” (pisaliśmy o nich w tekstach: „Żółwik z Fransem Timmermansem” i „Biedroń szuka słów, które porwą”), wygrywa spontanicznością i dowcipem, mógłby zapunktować w takiej debacie.

Jednocześnie jednak wyjście z taką inicjatywą to ryzykowny ruch ze strony Biedronia, bo groził tym właśnie, co zrobił PiS: wyśmianiem. Lecz Biedroń musi takie ryzyko podejmować, jeśli poważnie myśli o grze w pierwszej lidze. „Jestem przekonany, że teraz polska polityka to jest walka o to, kto zdefiniuje cele i kto zdefiniuje kierunki rozwoju w Polsce, kierunki działań politycznych. I tutaj w zasadzie konfrontacja jest pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Robertem Biedroniem. Grzegorz Schetyna jest bardzo sprawnym graczem politycznym, ale nie jest kimś, kto kreuje politykę” - deklarował niedawno Polityce Insight Maciej Gdula, socjolog, współtwórca programu i kandydat Wiosny w wyborach do PE.

Przez całe miesiące Robert Biedroń powtarzał, że toczy się wojna "polsko-polska", w której on nie chce brać udziału i buduje swoją siłę poza istniejącymi sporami. Apel o debatę jest przyznaniem, że nie da się grać i być jednocześnie poza polem gry. Jednak dominujące siły tego pola strzegą.

Jeśli Biedroniowi odmówi również Schetyna, Wiosna zyska kolejny argument za tym, że "duopol" kisi się we własnym sosie i lekceważy sporą część elektoratu.

Kaczyński odmawia. Mazurek: "To polityczny pomysł na zaistnienie"

Rzeczniczka klubu PiS bardzo szybko rozwiała ewentualne nadzieje na takie starcie:

Jarosław Kaczyński występuje, kiedy chce i rozmawia z kim chce. Jego konferencje prasowe to oświadczenia, w trakcie których dziennikarze nie mogą zadawać pytań. Wywiadów udziela jedynie wybranym osobom. Do wybranek Kaczyńskiego należy np. Danuta Holecka z TVP. Wiadomo, że wtedy żadne trudne pytanie nie padnie. Po co prezes miałby się denerwować?

A trakcie debaty z innymi liderami o zdenerwowanie łatwo. Kaczyński ma już takie doświadczenie. W 2007 roku z równowagi wyprowadził go Donald Tusk. Jak wspomina tygodnik "Polityka": "Prezes PiS próbował dworować sobie z imienia swojego przeciwnika. Kaczyński zwracał się do Tuska uparcie „panie Donaldzie”, a kiedy sam usłyszał „Panie Jarku”, nie wytrzymał: „Już nie wiem – panie Donaldku? Donaldusiu?”. Przyszły premier nie dał się zbić z tropu i odpowiedział na luzie: „Mów mi Donek”.

Wtedy padły też słynne pytania o wzrost cen jabłek, kurczaków i ziemniaków, na które Kaczyński nie umiał odpowiedzieć.

Dużo lepiej poradził sobie Kaczyński w 2010 roku podczas debaty z przyszłym prezydentem Bronisławem Komorowskim. Była to kampania w przyspieszonych wyborach prezydenckich po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Z pewnością ogromnie trudna dla niego z powodów osobistych i ostatecznie przegrana — katastrofa smoleńska wówczas PiS-owi nie pomogła i Komorowski wygrał z wynikiem 53 proc.

Posługiwał się wtedy bronią, którą włada najlepiej: nazywania tego, co dzieli, stwarzania linii podziałów. „Główna sprawa, która jest w Polsce, to, żeby państwo nie stało tyłem do ludzi. Sprawa służby zdrowia: tu komercjalizacja, tu służba publiczna, sprawa oświaty: tu częściowa odpłatność, my zdecydowanie przeciwko odpłatności, sprawa rozwoju różnych regionów: my wyrównywanie, tutaj stawka na to, żeby wzmacniać regiony mocniejsze” - mówił w 2010 roku Kaczyński.

Inaczej niż w wyborach samorządowych, gdzie liderem kampanii PiS był Morawiecki, teraz Kaczyński bardzo mocno włączył się w przedwyborczą walkę. To on prezentuje kolejne propozycje programowe, jest twarzą „piątki”, otwiera cotygodniowe konwencje. Ale z opozycją walczy tylko wtedy, gdy jest to walka na odległość. Do wspólnego stołu z nikim nie siada.

Debata trzech, a nie sześciu?

Biedroń chce debatować z Kaczyńskim i Schetyną. Schetyna tylko z Kaczyńskim. Kaczyński z nikim, ale za to próbował wymusić na Schetynie i Kukizie podpisanie deklaracji o euro.

W ten sposób szefowie różnych sił politycznych zakreślają pole gry, pokazują, kto ich zdaniem jest godnym przeciwnikiem. Wszyscy wykluczają z tego pola Lewicę Razem i Konfederację, które również zarejestrowały ogólnopolskie komitety w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Dlaczego zaproszenie Biedronia nie obejmuje np. Kukiza i Zandberga? „W większości wiarygodnych sondaży są tylko 3 partie, PiS, KE i właśnie Wiosna. Wspomniany duopol rządzi nami od 14 lat. Badania pokazują, że tylko Wiosna jest w stanie odsunąć Kaczyńskiego od władzy, dlatego z punktu widzenia interesu społecznego debata właśnie w takim formacie jest najpotrzebniejsza. Te trzy partie reprezentują według badań 90 proc. elektoratu. To powinna być debata o wizjach Polski narodowej PiS, konserwatywnej KE i postępowej Wiosny” — powiedział OKO.press Marcin Anaszewicz, wiceszef Wiosny i szef sztabu partii.

Według sondaży Kantar z połowy kwietnia (różnice między nimi szczegółowo analizował Piotr Pacewicz w tekście „W TVN i ‚Wyborczej’ Koalicja remisuje z PiS, w ‚Polityce spada w otchłań”):

  • PiS może liczyć na 36/38 proc.
  • KE: 33/35 proc.
  • Wiosna: 10/14 proc.
  • Kukiz: 4/6
  • Konfederacja: 5/5
  • Lewica Razem: 2/5

To by znaczyło, że faktycznie tylko trzy pierwsze siły mogą mieć pewność przekroczenia progu wyborczego. Dlaczego jednak Wiosna, która deklaruje nieufność do sondaży (i słusznie), uzasadnia nimi wybór partnerów do debaty?

Schetyna zbiera kolejne sprawności

19 kwietnia do debaty o euro wezwał Jarosława Kaczyńskiego lider Koalicji Europejskiej. Schetyna przeszedł długą drogę do obecnego miejsca na politycznej mapie, z którego może wezwać Jarosława Kaczyńskiego do debaty. Od szeregowego posła w końcówce lat 90., przybocznego Donalda Tuska w latach dwutysięcznych aż do lidera koalicyjnej siły opozycyjnej. Został przewodniczącym Platformy Obywatelskiej w styczniu 2016 roku — po przegranych przez PO wyborach i objęciu przez Donalda Tuska jednego z kluczowych europejskich stanowisk. Był wówczas jedynym kandydatem, bo Borys Budka i Tomasz Siemoniak wycofali się.

„Pozwolę sobie, jeśli mogę, dać ci Grzegorz jedną radę: nie oglądaj się za siebie. Nie spoglądaj w przeszłość” - radziła Schetynie tuż po wygranej Ewa Kopacz. Budowanie koalicji wraz z SLD jest swego rodzaju realizacją tego postulatu.

Gdy obejmował przywództwo, Platforma miała 13-14 proc. poparcia (połowa stycznie 2016, CBOS i Millward Brown dla Faktów TVN). Schetyna zdobył partię, zbudował wyborczą koalicję, nauczył się nawet przemawiać. Jednak do tej pory ścierał się - i to zakulisowo - tylko z tymi, nad którymi dominował siłą swojej partii. Tak było i w przypadku Władysława Kosiniaka-Kamysza, i Katarzyny Lubnauer, i Włodzimierza Czarzastego. I zapewne tylko w takiej roli chciałby widzieć Biedronia.

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze