Wśród biegłych sądowych wciąż pokutuje przekonanie, że kobiety kłamią, manipulują, zwodzą, nadużywają wyobraźni, są zbyt emocjonalne. Czy można to zmienić? I jak to zrobić?
W sprawach o gwałt część biegłych akceptuje niskie stawki, często kosztem zaangażowania - psycholog może liczyć na ok. 30 zł (brutto) za godzinę pracy. To z kolei przekłada się na jakość ekspertyz i pogarsza sytuację ofiar. "W głośnych sprawach relacjonowanych przez media biegli czują presję i opinie zwykle są profesjonalne. Na patologiach systemu jak zwykle cierpią zwykli, przeciętni ludzie, których prawem do sprawiedliwego wyroku nikt się nie interesuje" - mówi dr Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska, prawniczka z wieloletnim doświadczeniem m.in. w sprawach dotyczących przemocy domowej i seksualnej.
Wyjaśnia: "Są sprawy, do których prokuratorzy nie są w stanie znaleźć biegłego, bo fachowców brakuje, co zdarza się głównie w mniejszych miejscowościach, lub są, ale żądają astronomicznych kwot za sporządzenie opinii. Trzeba wtedy szukać tańszych, niekoniecznie równie kompetentnych specjalistów. Nie decydują więc kwestie merytoryczne, a finansowe".
Za wydanie błędnej opinii biegłemu grozi odpowiedzialność karna - do trzech lat pozbawienia wolności. Zamęt wprowadziła nowelizacja Kodeksu karnego z 2016 roku, która przewiduje pociąganie do odpowiedzialności za sporządzenie fałszywej opinii w sposób nieumyślny, co spotkało się z powszechną krytyką biegłych i prawników. Jednak w praktyce nie zdarza się, by osoba błędnie opiniująca w sprawie dotyczącej przemocy seksualnej odpowiadała przed sądem.
Mogłoby się tak zdarzyć, gdy biegły opiera się na fałszywych przesłankach bądź własnych uprzedzaniach, problem w tym, że prokuratorzy i sądy zwykle myślą podobnie, więc rzadko podważają przedłożone im opinie. Częściej robią to pełnomocnicy pokrzywdzonych, ale nie istnieje organ odwoławczy, który sprawdzałby rzetelność wniosków biegłego pod kątem we współczesnej wiedzy psychologicznej. By zostać biegłym, trzeba złożyć wniosek do prezesa sądu okręgowego, załączając odpowiednie dokumenty - świadectwo ukończenia studiów, posiadane dyplomy i certyfikaty. Ale to nie gwarantuje jakości.
Kontaktuję się z Pauliną Wnukiewicz, psycholożką, seksuolożką, od ośmiu lat biegłą sądową, opiniującą m.in. w sprawach dotyczących zgwałceń.
"Nie jestem przekonana, że wymagane dokumenty gwarantują wysokie kompetencje w zakresie opiniowania sądowo-psychologicznego. A chętnych do opiniowania i tak brakuje, bo to niewielkie pieniądze i bardzo duża odpowiedzialność, zarówno etyczna, jak i karna. Nawet w Warszawie jest niewielu aktywnych biegłych psychologów, o seksuologach nie wspominając. Jesteśmy obłożeni pracą, nie wszyscy się wyrabiają" - mówi Wnukiewicz.
Do sądów okręgowych z różnych części Polski wysyłam zapytania dotyczące kryteriów wpisywania na listy biegłych. Rzecznicy przyznają, że zmagają się z niedoborem psychologów, seksuologów i psychiatrów, ale pytani, na jakiej podstawie prezes sądu stwierdza, czy dana osoba posiada kompetencje do wydawania opinii w konkretnych sprawach, powołują się na rozporządzenie ministra sprawiedliwości z 2005 roku. Zgodnie z nim biegłym może zostać każda osoba, która wyraża taką chęć, korzysta z pełni praw cywilnych i obywatelskich, ukończyła 25 lat, daje rękojmię należytego wykonywania zawodu, a także “posiada praktyczne i teoretyczne wiadomości specjalne w danej gałęzi nauki, techniki, sztuki, rzemiosła, a także innej umiejętności, dla której ma być ustanowiona”.
Co to oznacza w praktyce i jak “praktyczne i teoretyczne wiadomości” są weryfikowane - nie wiadomo.
Zgodnie ze wspomnianym rozporządzeniem, prezes sądu przed wydaniem decyzji o wpisaniu danej osoby na listę biegłych może zwrócić się do jej pracodawcy, jak również do stowarzyszenia czy innej organizacji, której ta jest członkiem, a także wystosować pismo o wystawienie opinii o pracy kandydata do prezesa sądu okręgowego, przy którym dana osoba jest już ustanowiona biegłym. Nie ma jednak takiego obowiązku, a proces nie jest transparentny.
"Problemem jest też brak skierowanej do biegłych scentralizowanej oferty edukacyjnej. Organizacje pozarządowe, jak np. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, raz na jakiś czas organizują szkolenia, ale nie są one obowiązkowe i przyciągają wyłącznie pasjonatów wykonywania tego zawodu" - mówi Wnukiewicz. Sporadyczne, kilkudniowe szkolenia organizuje Instytut Ekspertyz Sądowych, ale rzadko dotyczą one opiniowania w sprawach karnych. Wnukiewicz podkreśla, że nie spotkała się jeszcze z ofertą dotyczącą funkcjonowania psychologicznego dorosłych ofiar przemocy seksualnej.
"Mam pacjentki, które zostały zranione nie tylko przez gwałcicieli, ale też biegłych opiniujących w sprawie. Zamiast skupiać się na leczeniu traumy seksualnej, poświęcamy sesje na przepracowanie krzywdzących podejrzeń i insynuacji ze strony ludzi, którzy nie są przygotowani do pracy z ofiarami przemocy, a bywa, że brakuje im nie tylko wiedzy, ale też wrażliwości"
- mówi Wanda Paszkiewicz, psycholożka z Niebieskiej Linii, która na co dzień pracuje z osobami po gwałcie.
I dodaje: "Nie da się prawidłowo zbadać pokrzywdzonej, jeśli nie posiada się podstawowej wiedzy z zakresu psychologii traumy i mechanizmów obronnych charakterystycznych dla doświadczenia gwałtu. Gdyby Ministerstwo Sprawiedliwości zwróciło się do nas z propozycją zorganizowania szkoleń dla biegłych na temat pracy z osobami, które doświadczyły traumy seksualnej, na pewno byśmy się jakoś dogadali. Niestety, jak dotąd nikt nie wyszedł z taką propozycją".
Psycholog, który ostatnią książkę ze swojej dziedziny przeczytał pół wieku temu i nigdy nie pracował z ofiarami przemocy, bo zajmował się np. uzależnieniami i terapią par, może opiniować w sprawie o gwałt. A to sprawy wyjątkowo delikatne i trudne, bo pokrzywdzone mierzą się z traumą, a jednoznacznych dowodów zwykle brak. Nie brakuje za to stereotypów na temat przestępstw seksualnych, ich ofiar i sprawców.
"Społeczeństwo jest nimi przesiąknięte. A biegli są częścią społeczeństwa, mają swoje poglądy i uprzedzenia. To szare eminencje postępowań karnych. Wyrok wydaje sędzia, ale tylko w pojedynczych przypadkach zdarza się, że jest on niezgodny z treścią opinii"
- mówi dr Gajowniczek-Pruszyńska.
Podobne obserwacje ma Wnukiewicz:
"Prawda jest taka, że biegli nie mają obowiązku podnoszenia własnych kwalifikacji i zdobywania nowej wiedzy. Na listach od lat znajdują się te same osoby, nie przybywa nowych specjalistów. Wydaje się, że obowiązek dokształcania się i nieustannego powiększania swojej wiedzy oraz pracy z własnymi uprzedzeniami, które każdy z nas w naturalny sposób posiada, powinien być wprowadzony obligatoryjnie.
Kiedyś spotkałam się z opinią biegłego, który - opiniując w sprawie wielokrotnych bestialskich nadużyć seksualnych dokonywanych przez ojca na córce - napisał, że należy wziąć pod uwagę fakt, że dziewczynka nie protestowała, dopóki mężczyzna nie postanowił ejakulować na jej twarz, co znaczy, że otrzymywał on sprzeczne sygnały, a jej postawa w tym zakresie nie była jasna i jednoznaczna".
Ponad 90 proc. skrzywdzonych w Polsce nie zgłasza gwałtu organom ścigania. Te, które się na to decydują, zderzają się z opieszałością sądów i prokuratur, niekompetencją biegłych, podejrzliwością i masą krzywdzących stereotypów. Między 60 a 70 proc. spraw dotyczących przestępstwa zgwałcenia sądy i prokuratury umarzają, zwykle w oparciu o opinię wydaną przez biegłego psychologa bądź psychiatrę. W niektórych prokuraturach liczba umorzonych postępowań ws. gwałtu sięga 90 proc.
"Założenie postępowania jest takie: wszędzie tam, gdzie potrzebna jest wiedza ekspercka, której osoba bez specjalistycznego wykształcenia nie ma, powołuje się biegłych. Tymczasem nierzadko okazuje się, że błędy psychologów i psychiatrów są oczywiste dla laika. Jeśli chodzi o sprawy, w których sprawcą jest osoba obca, opinie rzadziej są skrajnie nierzetelne. Gorzej jest w przypadku gwałtów ze strony osób bliskich, partnerów lub byłych partnerów.
Tu zaczyna się doszukiwanie drugiego i trzeciego dna, komentowanie tego, o czym mówi pokrzywdzona, angażowanie własnych przekonań na temat relacji damsko-męskich"
- mówi mec. Grzegorz Wrona, adwokat i specjalista ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie.
I dodaje: "Moje doświadczenia w tym zakresie są bardzo różnorodne. Spotykam biegłych profesjonalnych, zaangażowanych, posiadających aktualną wiedzę psychologiczną. W sprawach dotyczących przemocy seksualnej to jednak wyjątki. Wielu stawia się na miejscu pokrzywdzonej i ocenia ją na podstawie swojego wyobrażenia na temat tego, jak sami by się w danej sytuacji zachowali - np. »gdyby mnie ktoś zgwałcił, nie poszedłbym na drugi dzień na imprezę«. A reakcje na gwałt są skrajnie różne i nie zawsze trzymają się zasad logiki".
Kiedy pracowałam nad książką “Gwałt polski”, w przeglądanych aktach sądowych najbardziej zszokowały mnie właśnie opinie biegłych. Pisane od niechcenia, czasem ewidentnie bez zapoznania się ze sprawą, pełne nadinterpretacji, krzywdzących stereotypów, sprzeczne ze współczesną wiedzą psychologiczną. Wielu biegłym pojęcia takie jak “zamrożenie”, “wyparcie” czy “dysocjacja” wydają się być obce. A w przypadku spraw dotyczących gwałtów znajomość podstawowych mechanizmów obronnych, które tłumaczą “podejrzane” czy “nielogiczne” zachowania ofiar, powinna być podstawą.
Jednej z kobiet, których historie opisałam, biegły zarzucił, że przygotowywała się do odegrania roli ofiary, bo przed zgłoszeniem przestępstwa chodziła na terapię, na której mówiła, co ją spotkało. Inną posądzono o konfabulację, bo podczas zeznań na sali sądowej chodziła i gestykulowała - biegły uznał, że tak nie zachowuje się ofiara.
Kolejnej odmówiono wiarygodności, ponieważ utrzymywała, że nie czuje się winna tego, co ją spotkało - biegła uznała to za podejrzane, bo ofiara zwykle się obwinia.
Jeszcze innej nie spodobało się, że skrzywdzona “ciągała byłego męża po sądach”. Podczas rozmowy przekonywała, że jeśli szuka zemsty, niczym nie różni się od oprawcy.
Jedna z kobiet została skazana na trzy miesiące więzienia, bo biegły uznał, że kłamała, zeznając, iż przed gwałtem nie miała ze sprawcą romansu. Podczas przesłuchania stwierdził, że przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną nie istnieje. Sprawca utrzymywał, że był z pokrzywdzoną w intymnej relacji, a “stosunek” był konsensualny. Dowodów na romans nie było, ale słowa mężczyzny okazały się dostatecznie przekonujące. W sprawie interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich i ostatecznie wyrok zamieniono na karę w zawieszeniu.
Mec. Wrona kontaktuje mnie ze swoją byłą klientką, której sprawa - dotycząca pobicia i gwałtu ze strony partnera - została dwukrotnie umorzona.
"Pierwsza psycholog, która mnie badała, początkowo wydawała się kompetentna i empatyczna. To się zmieniło po przesłuchaniu mojego oprawcy. Podczas spotkania, które odbyło się wiele miesięcy po moim przesłuchaniu, powiedziała, że powinnam przyznać się do kłamstwa. Powtarzała, że to nie wstyd, że mogę być z nią szczera. W pewnym momencie rzuciła: »No ale przecież miałaś ochotę na seks«, sugerując, że prowokowałam sprawcę" - opowiada kobieta.
W sporządzonej opinii można przeczytać m.in., że pokrzywdzona w momencie zdarzenia była pod wpływem alkoholu i marihuany, co z całą pewnością zaburzyło jej zdolność do adekwatnej oceny sytuacji, zapamiętywania i odtwarzania zdarzeń, a także, że jej wrodzona wrażliwość może zniekształcać ich odbiór. Jednocześnie testy psychologiczne, którym się poddała, wskazywały na szczerą i otwartą postawę, wykluczyły tendencję do konfabulacji i mataczenia.
"Widziałam tę dziewczynę kilka dni po tym, jak została zgwałcona" - mówi psycholog Wanda Paszkiewicz. "Była w bardzo złym stanie. Jej zachowanie wyraźnie wskazywało, że została straszliwie skrzywdzona. A potem dowiedziałam się, że według biegłej sądowej ma zakrzywiony obraz sytuacji, bo była pod wpływem używek. Jeśli osoba byłaby odurzona w takim stopniu, że nie wiedziałaby, czy została pobita, pogryziona i zgwałcona, czy jednak uprawiała seks, na który wyraziła zgodę, to znaczy, że została wykorzystana jej nietrzeźwość, pełna lub częściowa utrata świadomości.
Czy to znaczy, że mężczyzna, który zgwałci osobę będącą pod wpływem alkoholu, będzie mógł spać spokojnie, bo biegły uzna, że miała zaburzoną zdolność do adekwatnej oceny sytuacji, a prokurator na ten podstawie umorzy sprawę?".
Dziewczyna zapewnia, że będzie walczyć o sprawiedliwość. Złożyła apelację od wyroku umarzającego postępowanie: "Zażalenie, które wniósł mój prawnik, zostało uwzględnione, wobec czego powołano nową biegłą. To była starsza kobieta. Na pierwszym spotkaniu powiedziała, że skoro mój oprawca jest lekarzem, sama konieczność uczestniczenia w postępowaniu jest dla niego wystarczającą karą, bo zagraża jego dobremu imieniu" - mówi.
Druga opinia, napisana odręcznie i nieczytelnie, podkreśla niezależną osobowość pokrzywdzonej, a jednocześnie zarzuca jej reinterpretację zdarzeń i pozostawanie pod wpływem osób trzecich, ponieważ do złożenia zawiadomienia namówili ją przyjaciele. Poza nielicznymi wyjątkami tego typu opinie oznaczają automatyczne umorzenie sprawy.
Standardy wykonywania opinii ustala Polskie Towarzystwo Psychologiczne, ale nie zawsze są one respektowane. Sytuacja pokrzywdzonych w sprawach o gwałt wydaje się być beznadziejna.
Mec. Wrona: "W ciągu ostatnich dwóch lat miałem do czynienia m.in. z użyciem przeciwko pokrzywdzonej faktu, że na przesłuchanie przyszła z pełnomocnikiem, co biegły odczytał jako zachowanie asekuracyjne, podejrzane. Zarówno podawanie zbyt wielu szczegółów na temat okoliczności gwałtu, jak i zbyt ogólnikowe odpowiedzi w opinii wielu biegłych mogą świadczyć np. o skłonności do manipulacji. Ktoś mówi podejrzanie za głośno, ktoś podejrzanie za cicho, ktoś jest zbyt pewny siebie albo zbyt wycofany. Jeśli biegły nie ma odpowiedniej wiedzy, wrażliwości i przygotowania, wszystko może świadczyć o braku wiarygodności pokrzywdzonej".
Podobne doświadczenia ma dr Gajowniczek-Pruszyńska: "Spotkałam wielu biegłych psychologów i seksuologów, których nastawienie do pracy było w oczywisty sposób lekceważące. Sporządzają niepełne, niechlujne opinie, spóźniają się z ich wydaniem, bazują na stereotypach, przekraczają swoje kompetencje określone przepisami Kodeksu postępowania karnego, np. wprost stwierdzając, że nie doszło do popełnienia przestępstwa, zwracają się do pokrzywdzonej w sposób oceniający, a nawet wrogi. Bywa nawet, że w sporządzonej opinii określają, znamiona jakiego przestępstwa wyczerpał dany czyn, co nie jest ich rolą. I często robią to za przyzwoleniem prokuratora".
Co jeszcze wydaje się biegłym świadczyć o tym, że pokrzywdzona nie jest wiarygodna?
Pozostawanie w związku z gwałcicielem, odprowadzenie go do drzwi czy buziak na pożegnanie, pójście z nim na planowaną przed gwałtem wycieczkę - wszystko to typowe objawy wyparcia, mechanizmu, który nasz organizm często uruchamia, gdy doświadczamy czegoś, co nas przerasta.
Jest charakterystyczny m.in. dla traum seksualnych. Ofiara zachowuje się tak, jakby nic się nie stało, bo nie jest w stanie zaakceptować prawdy, zmierzyć się z nią.
Innym znanym mechanizmem obronnym jest zamrożenie - polega na zesztywnieniu ciała, bezruchu, zwykle niekontrolowanym. To odpowiednik znanego ze świata zwierząt udawania trupa, by uniknąć śmierci. Wielu biegłym to, że krzywdzona nie krzyczy i nie próbuje bronić wydaje się świadczyć o tym, że stosunek był konsensualny.
Dr Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska: "Jednej z moich klientek biegła zarzuciła histerię i nadmierną emocjonalność w trakcie składania zeznań, co miało podważać jej wiarygodność. To osoby, które nie nadążają nie tylko za zmianami w przepisach prawa, ale również tymi społecznymi. Wciąż pokutuje przekonanie, że kobiety kłamią, manipulują, zwodzą, nadużywają wyobraźni, są zbyt emocjonalne. Byłam kiedyś pełnomocniczką dziewczyny, która obudziła się w trakcie gwałtu. Sprawcą był dużo starszy mężczyzna, z którym nic jej nie łączyło.
Prokurator powołał dodatkowego biegłego, seksuologa, by ten stwierdził, czy osoba śpiąca może wyrazić zgodę na stosunek, a ten odpowiedział twierdząco.
Często zdarza się, że prokurator ma jakąś tezę i zawiera ją w samym pytaniu, szukając potwierdzenia. Osobiście nikogo na tym nie przyłapałam, ale można się domyślić, jak to działa w mniejszych miejscowościach, gdzie biegli i prokuratorzy nierzadko dobrze się znają, więc zasada obiektywizmu może zostać naruszona".
Przed przesłuchaniem biegły powinien zaznajomić się z aktami sprawy. Nie zawsze to robi.
"Spotkałem się z sytuacją, w której biegły, chcąc doprecyzować zeznania, pytał sędziego o szczegóły sprawy, a ten odparł, że nie musi się tym przejmować, bo w aktach >>nic takiego nie ma<<. Sędzia może zakwestionować wydaną opinię i powołać innego biegłego. Bywa, że ten, zamiast polegać na swoich kompetencjach, polega na poprzedniej, błędnej opinii. Notorycznie spotykam się z tego rodzaju błędami" - mówi Wrona.
Podkreśla też, że sporządzenie opinii to jedno, ale ważny jest również kontakt z osobą pokrzywdzoną: "Biegły powinien być uważny, delikatny, mieć na uwadze jej dobrostan psychiczny. Nie zawsze tak jest. Postawa biegłych bywa traumatyzująca dla ofiar, ale potrafi też przeczołgać psychicznie prawników".
Podobne doświadczenia ma dr Gajowniczek-Pruszyńska: "Znam wielu prawników, a jeszcze więcej prawniczek, którzy przestali brać sprawy dotyczące przemocy seksualnej. Sama do nich należę.
To kopanie się z koniem. Wiele razy odchorowywałam zderzenie z biegłymi, ale też prokuratorami. Wspierałam skrzywdzone, którym arbitralnie odmawiano wiarygodności. I musiałam im to jakoś wytłumaczyć. To bardzo przykre sytuacje".
W ciągu ostatnich 15 lat projektów nowej ustawy o biegłych było blisko 20. Wszystkie wylądowały w szufladzie. W 2020 roku Ministerstwo Sprawiedliwości rozpoczęło pracę nad kolejnym, jednak dotąd nie ogłosiło swoich propozycji. Nieoficjalnie wiadomo, że projekt ma trafić do Sejmu wiosną 2021 roku. Jakie rozwiązania, poza dofinansowaniem prokuratur, proponują specjaliści? Powszechnie mówi się o potrzebie zwiększenia stawek za wydawane opinie.
Mec. Wrona uważa jednak, że nie jest to takie proste: "Jeśli płaci się słabo, nie ma co liczyć na prawdziwego eksperta. Gdy zacznie się płacić dobrze, przybędzie psychologów, dla których wydawanie opinii w skrajnie różnych sprawach jest głównym źródłem dochodu, co nie sprzyja ich rzetelności. To potrzebne rozwiązanie, ale musi iść w parze z innymi, jak np. zawężenie specjalizacji na listach sądowych. Gdyby sędzia zgłosił, że potrzebuje specjalistów z zakresu przeciwdziałania przemocy, mógłby stworzyć taką kategorię i powołać odpowiednie osoby. W teorii może to zrobić, ale nie spotkałem się z takim przypadkiem. Obecnie biegli psychologowie i psychiatrzy opiniują w sprawach, które nie mają nic wspólnego z ich wąską dziedziną. To tak, jakby prawnik zajmujący się prawem podatkowym miał rozstrzygnąć spór z zakresu prawa kosmicznego".
Według ekspertów konieczne jest powołanie niezależnych instytucji i stworzenie programów, które weryfikowałyby rzeczywistą biegłość kandydatów i kandydatek do wydawania opinii. Poważnym problemem też jest brak szkoleń, które pomogłyby biegłym w aktualizowaniu i rozwijaniu wiedzy, do czego obecnie nie są zobowiązani.
Wszyscy moi rozmówcy zgadzają się, że są one konieczne, ale nie stanowią rozwiązania problemu.
"Samo uczestnictwo w szkoleniu niczego nie gwarantuje. Biegły może na nie pójść i pisać smsy, drzemać albo po prostu nie zgadzać się z tym, co słyszy, bo np. uważa, że gwałt w małżeństwie nie istnieje, a kobiety to urodzone prowokatorki i manipulatorki" - mówi mec. Wrona i proponuje, by wiedzę wyniesioną z obowiązkowych szkoleń weryfikować egzaminem końcowym.
Dochodzeniu do prawdy mogłoby też przysłużyć się wprowadzenie zasady, według której biegli badaliby nie tylko jakość zeznań składanych przez pokrzywdzone, ale też podejrzanych. Obecnie badani są tylko ci sprawcy, co do których istnieją przesłanki, by sądzić, że mogą cierpieć na zaburzenia psychiczne (np. deklarują, że biorą leki, w przeszłości uczęszczali na psychoterapię lub leczyli się neurologicznie), lub że są uzależnieniu od substancji psychoaktywnych. W takich przypadkach zadaniem biegłego, psychiatry bądź psychologa, jest sprawdzenie poczytalności podejrzanego. Taka opinia nie jest szczegółowa, nie dotyczy wiarygodności składanych wyjaśnień.
"W sprawach dotyczących zgwałcenia cała uwaga skupia się na pokrzywdzonej. Czy próbowała się bronić, wyrwać, czy wystarczająco głośno krzyczała, czy jej zeznania są spójne, logiczne, wiarygodne.
Bada się jej relacje z rodziną, bliskimi, poddaje testom psychologicznym. Sprawca nie jest tym niepokojony. A przecież dobry psycholog byłby w stanie określić, czy mówi prawdę, kiedy przedstawia swoją wersję wydarzeń" - mówi Wanda Paszkiewicz, która prowadzi terapię zarówno ofiar przemocy, jak i sprawców.
Dziennikarka, feministka, współautorka książki "Gwałt polski"
Dziennikarka, feministka, współautorka książki "Gwałt polski"
Komentarze