Wg projektu Lewicy gwałci ten, „kto nie uzyskał wyraźnej i świadomej zgody na kontakt seksualny”. Prawicowi komentatorzy kpią: "Zgoda na seks ma być na piśmie?". Ale zmiana jest potrzebna: w Polsce ofiary gwałtu muszą wciąż udowadniać, że stawiały opór i nie prowokowały sprawcy
Kodeks karny definiuje dziś gwałt jako doprowadzenie kogoś przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem do obcowania płciowego, poddania się lub wykonania innej czynności seksualnej.
Klub Lewicy złożył w Sejmie projekt ustawy, która rozszerza tę definicję.
Według proponowanej przez Lewicę wersji art. 197 KK gwałci ten, „kto nie uzyskał wyraźnej i świadomej zgody na kontakt seksualny”.
A gdzie tu miejsce na romantyzm? - kpią mężczyźni na Twitterze (przegląd komentarzy publikujemy poniżej). Sugerują, że konieczność otrzymania wyraźnie artykułowanej zgody zniszczy spontaniczność relacji seksualnych.
Wyjaśniamy, czym kończy się dla kobiet tak pojmowany romantyzm. I dlaczego zmiana prawnej definicji gwałtu jest potrzebna.
Proponowana przez Lewicę definicja to żadna nowość. Artykuł 36 Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (zwanej Konwencją Stambulską) gwałt definiuje jako penetrację, dokonywanie czynności seksualnych lub doprowadzanie do czynności seksualnych bez zgody drugiej osoby.
"Zgoda musi być udzielona dobrowolnie jako wyraz wolnej woli" - doprecyzowuje Konwencja i zobowiązuje sygnatariuszy nie tylko do zawarcia takiej definicji w przepisach, ale też dopilnowania, żeby obowiązywała także wobec byłych lub obecnych małżonków oraz partnerów.
Konwencję podpisano w 2011 roku, Polska ratyfikowała ją w 2015 roku. Definicja gwałtu oparta na braku zgody została już wprowadzona w Wielkiej Brytanii, Belgii, Niemczech, Islandii, Luksemburgu, Grecji, Hiszpanii, Holandii, na Cyprze w Szwecji i w Danii. W Polsce apeluje też o nią Rzecznik Praw Obywatelskich.
"Musimy wspólnie zgodzić się na to, że do zgwałcenia dochodzi zawsze, gdy brak jest pozytywnej, tj. świadomej, wolnej, autonomicznej i nieprzymuszonej zgody na zbliżenie" - pisze Adam Bodnar w liście do premiera.
Do zmiany definicji gwałtu w Szwecji doprowadził między innymi narodowy ruch FATTA, który powstał w 2013 r. Szwedzi protestowali wtedy przeciwko wyrokowi sądu, który uniewinnił trzech młodych mężczyzn oskarżonych o zgwałcenie 15-latki butelką wina, doprowadzając do krwawienia. Sąd uznał, że "ludzie podejmujący czynności seksualne, robią sobie nawzajem różne rzeczy w sposób spontaniczny, bez proszenia o zgodę”. Sugerował też, że odmowa otwarcia nóg przez dziewczynę mogła wynikać z jej nieśmiałości.
Nie od dziś wiadomo, że rząd PiS nie darzy Konwencji Stambulskiej szczególną sympatią - wciąż mówi o jej wypowiedzeniu. Problem definicji gwałtu też nie spędza rządzącym snu z powiek.
Kiedy w 2018 posłowie i posłanki Nowoczesnej w interpelacji pytali, dlaczego nie dostosowano obowiązującej w polskim prawie definicji gwałtu do tej z Konwencji Stambulskiej podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Łukasz Piebiak odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby. Przecież opór to też brak zgody.
"Polski porządek prawny wprowadza przestępstwo zgwałcenia jako zachowanie polegające na przełamaniu oporu ofiary, czyli de facto sankcjonuje zachowanie podjęte pomimo sprzeciwu ofiary - zatem podjęte pomimo zwerbalizowanego braku zgody" - twierdzi Piebiak, choć ma też w zanadrzu kolejny argument: "Ustawowe unormowania przestępstwa zgwałcenia pozostają otwarte na interpretację zgodną z Konwencją i możliwe powinno być uwzględnienie braku zgody ofiary, rozumianej jako niewyrażenie wprost akceptacji".
Jak to wygląda w praktyce?
Sąd uniewinnił mężczyznę, którego Agnieszka oskarżyła o brutalny gwałt, bo “ofiara zgłosiła sprawę po tym, jak sprawca poukładał sobie życie na nowo”. Słowa Katarzyny podważono i skazano ją na karę więzienia za składanie fałszywych zeznań, chociaż mężczyzna przyznał się do gwałtu. Fundacja STER informowała, że niemal 70 proc. spraw dotyczących gwałtu jest umarzanych i nigdy nie trafia do sądu (dane od stycznia 2014 do czerwca 2015).
Z danych European Sourcebook of Crime and Criminal Justice Statistics wynika, że tylko 13,2 proc. osób skazanych za zgwałcenie dostaje w Polsce kary długoterminowe, czyli między 5 a 10 lat więzienia, gdzie średnia europejska wynosi 25,4 proc. (w Czechach 32 proc., na Węgrzech – 33,7 proc., w Niemczech – 24,6 proc., a we Francji – 31,9 proc.). Z danych tych wynika, że polskie sądy są statystycznie dwa razy łagodniejsze wobec gwałcicieli niż sądy w innych krajach europejskich.
Wiele kobiet gwałtu nigdy nie zgłasza z obawy przed tym, jak zostaną potraktowane na policji. Często na komisariatach są zbywane, traktowane podejrzliwie lub obwiniane.
„Znam osobiście cztery kobiety, które zgwałcono – tylko jedna zgłosiła się na policję. Miała 16 lat i połamane żebra. Usłyszała, że najpierw puściła się ze swoim chłopakiem, a teraz boi się konsekwencji” – mówiła OKO.press A., bohaterka naszego reportażu, którą w sylwestrową noc w Lesznie ścigał półnagi mężczyzna w kominiarce, groził gwałtem.
Dzięki jej uporowi, sprawa trafiła do sądu.
Prokuratura argumentowała, że skoro „mężczyzna skupiał się na masturbowaniu się, a nie kontakcie cielesnym z pokrzywdzoną”, to nie można „kategorycznie stwierdzić, że jego celem było zrealizowanie słów cyt. »wyrucham cię«”.
W noc, kiedy roztrzęsiona zjawiła się na komisariacie, usłyszała: dlaczego pani nie krzyczała?
Obowiązująca w Polsce doktryna stawia więcej wymagań ofierze gwałtu, niż oprawcy.
"Osoba zaatakowana musi »stawiać czynny i nieprzerwany opór«, »manifestować swój brak zgody przez głośne protesty, prośbę lub krzyk« zaś »opór ma być rzeczywisty, a nie pozorny«. Jednak nie zawsze jest to możliwe" – tłumaczył Mikołaj Czerwiński z Amnesty International, koordynator ds. równego traktowania podczas kampanii "Tak to miłość".
Jak podkreśla Amnesty International, chociaż od ofiary gwałtu oczekuje się, że będzie walczyć i krzyczeć, "powszechną reakcją fizjologiczną i psychologiczną jest stan bierności, zmrożenia w konfrontacji z atakiem seksualnym – pozostawiając osobę niezdolną do przeciwstawienia się napaści".
Pokazało to m.in. szwedzkie badanie kliniczne z 2017 roku - 70 procent z 298 przebadanych kobiet, które przeżyły gwałt, opisało “mimowolny paraliż” podczas napadu. Nietrudno sobie też wyobrazić, że bierność może być przez ofiarę postrzegana jako mniej ryzykowna, szczególnie jeśli obawia się, że opór albo krzyk wywoła większą agresję lub próbę uciszenia.
"Aktualna definicja sprawia również, że przypadki zgwałcenia osoby nietrzeźwej, nieprzytomnej, odurzonej czy śpiącej (czyli będącej w stanie, który nie pozwala na wyrażenie świadomej zgody na seks), bywają kwalifikowane jako wykorzystanie bezradności osoby pokrzywdzonej – co wiąże się z niższym wymiarem kary (o ile sprawca w ogóle zostanie ukarany)" - pisze Centrum Praw Kobiet.
Obowiązujące w Polsce wymagania wobec ofiary, wykorzystywane przeciwko niej podczas procesów tylko dodatkowo ją krzywdzą. Dają do zrozumienia: sama nie wie, co przeżyła albo nie zachowała się tak, jak powinna, więc może tego chciała? Może sama jest sobie winna?
Takie sugestie i przekonania, zainteresowanie strojem ofiary, jej zachowaniem lub tym, ile wypiła albo dlaczego "była sama", jest w Polsce powszechne i składa się na kulturę gwałtu. Odwraca uwagę od zwykle bezkarnego oprawcy i koncentruje się na ocenianiu i powtórnym wiktymizowaniu ofiary. To właśnie w ten mechanizm wymierzona jest definicja proponowana przez Lewicę, która przypomina o tym, że seks musi być dobrowolny zawsze.
O tym, jak głęboko zakorzeniona jest w Polsce kultura gwałtu, świadczy chociażby szerokie niezrozumienie i rozbawienie, z jakim dziennikarze i politycy przyjęli propozycję nowej definicji.
"Nie prościej wprowadzić zakaz stosunków seksualnych?" - pytał na Twitterze Paweł Wroński z "Gazety Wyborczej". Potem usunął wpis i przeprosił Panie, które poczuły się nim dotknięte.
Definicję sprowadzano do absurdu: "Świetny pomysł. Dzięki temu dwie pijane osoby będą się mogły pozwać za gwałt" - pisał Marcin Roszkowski, prezes Klubu Jagiellońskiego.
"Jak ta zgoda ma zostać wyrażona, a to wyrażenie udokumentowane?" - dopytywał dziennikarz TVN Konrad Piasecki, dla którego nie było też jasne, co niby ze zgodą osób odurzonych. "Zgoda na seks ma być na piśmie?" - dopytywał też Robert Gwiazdowski, profesor prawa na Uczelni Łazarskiego, okazał się zwolennikiem tezy, że co ma być, to będzie. Przecież "prawdziwy" gwałciciel i tak zgwałci.
Waldemar Kuczyński wyraził niepokój, że taka definicja pozwoli każdego mężczyznę oskarżyć o gwałt, chyba że wszystko sobie nagra. Potem uznał, że to wszystko atak na mężczyzn. "U sporej części Pań narastało pragnienie, tęsknota do świata płci żeńskiej, do takiej krainy przypominającej tę z Seksmisji, bez męskich potworów, sprawców wszelkiego kobiecego zła. Tylko, jak co, Ekscelencję dobierzcie czujniej i niech Liga Rządzi".
Na wiele z powyższych - głównie męskich wątpliwości odpowiedziało na Instagramie Centrum Praw Kobiet. Pojawiło się też wiele głosów odwołujących się do romantyzmu i spontaniczności, którą taka świadoma zgoda miałaby rujnować.
Koncepcja świadomej zgody jest ważna, bo ucina argumenty, które dziś są używane przeciw ofiarom gwałtów: że się nie broniły lub nie krzyczały i zmienia wypaczone przez kulturę gwałtu myślenie o seksie. Co z romantyzmem i pisemną zgodą? Jak tłumaczyła OKO.press edukatorka seksualna Kasia Koczułap:
"Pytać można na różne sposoby. Może wypaść sztywno, szczególnie na początku, ale przecież można też pytać szeptem, przytulając, całując. Trzeba wprost, ale wiele par ma swój własny hermetyczny język, dzięki temu te pytania nie wypadają nienaturalnie.
To nasza sprawa, jak zapytamy. Ważne, żeby nie było wątpliwości".
Reakcje w mediach społecznościowych i obawy o kłamliwość kobiet komentuje tak: "Kiedy zaczyna się dyskusję o zmianie definicji gwałtu, żeby osoby zgwałcone mogły dochodzić sprawiedliwości, pojawia się ktoś, kto chce zagarnąć przestrzeń, cały problem odwrócić. Mówi: nie rozmawiajmy o tym, dlaczego jest tyle gwałtów, pomówmy, co będzie, jeśli ktoś kogoś fałszywie oskarży.
Oczywiście, zapobieganie fałszywym oskarżeniom to również ważny temat, ale nie możemy zajmować się problemem od końca. Świadoma zgoda, edukowanie o kulturze gwałtu to zmiana na lepsze dla wszystkich osób, nie tylko dla kobiet".
W jaki sposób?
"Jeżeli zmienimy myślenie na temat seksu, przestaniemy wymagać od kobiet, żeby go nie chciały, skończymy z wiarą, że odmowa to odrzucenie, świadoma zgoda stanie się oczywistością. Kiedy to wszystko zrozumiemy i nauczymy się pytać, nikt nie będzie się bał zgadzać, odmawiać, znikną niejasności. Sytuacja poprawi się dla wszystkich. Będzie mniej pola do fałszywych oskarżeń, mniej nieporozumień" - mówi Koczułap. Więcej przeczytacie w naszym wywiadzie.
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze