Zablokowanie przez UE funduszy rząd Orbána wykorzystuje do usprawiedliwiania cięć programów socjalnych oraz braku podwyżek dla nauczycieli. Ale sytuacja publicznej kasy jest na tyle trudna, że rozważa zgłoszenie się po pożyczkę z MFW.
„Wszystkie przeszkody, które stały na drodze porozumienia Węgier i Komisji Europejskiej [w sprawie odblokowania funduszy UE – przyp. red.] zostały usunięte (…) . Zrealizowaliśmy wszystko, do czego się zobowiązaliśmy i na co się zgodziliśmy" – twierdził Viktor Orbán jeszcze tydzień temu.
Komisja Europejska w środę 30 listopada ogłosiła jednak, że Węgry nie zrealizowały uzgodnionych w ramach mechanizmu warunkowości 17 środków zaradczych, w związku z czym rekomenduje państwom członkowskim dalsze wstrzymywanie wypłaty środków UE dla Węgier: 7,5 mld euro z trzech programów Funduszu Spójności.
"Wszystkie przeszkody, które stały na drodze porozumienia Węgier i Komisji Europejskiej [w sprawie odblokowania funduszy UE – przyp. red.] zostały usunięte (…) . Zrealizowaliśmy wszystko, do czego się zobowiązaliśmy i na co się zgodziliśmy."
Jednocześnie KE zaakceptowała projekt węgierskiego KPO otwierając Budapesztowi drogę do pozyskania 5,8 mld euro z Funduszu Odbudowy, ale z dodatkowymi warunkami. Do puli 17 kamieni milowych uzgodnionych w ramach mechanizmu warunkowości doszło kolejnych 10 z KPO, tym razem dotyczących koniecznej reformy upolitycznionego wymiaru sprawiedliwości. Węgry mają czas do końca marca 2023 r. na wdrożenie wszystkich zmian, aby odblokować środki. Co zostało jeszcze do zrobienia? Kliknij, po więcej szczegółów.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Decyzja KE to dla Budapesztu duży cios, ale węgierski rząd i tak robi z tego propagandę sukcesu. Co więcej, wykorzystuje wstrzymanie środków z UE, by poradzić sobie z kłopotami wewnętrznymi, m.in. trwającymi od początku października masowymi protestami nauczycieli oraz koniecznością ograniczenia dopłat do rachunków za prąd, które nie mieszczą się już w budżecie. Tradycyjnie uderza też w opozycję.
„Jesteśmy na dobrej drodze”, „Rzeczywistość jest po naszej stronie”, „Komisja Europejska stwierdza, że Węgry mają najlepszy KPO” – takie nagłówki można było zobaczyć w węgierskich mediach prorządowych w środę 30 listopada po ogłoszeniu przez Komisję Europejską decyzji o dalszym wstrzymywaniu wypłaty funduszy unijnych dla Węgier w związku z niewdrożeniem przez Budapeszt niezbędnych reform.
Ministra sprawiedliwości Judit Varga, która jeszcze 19 listopada po złożeniu do KE oficjalnego pisma informującego KE o wdrożeniu wszystkich środków naprawczych zachwycała się na Twitterze, jak "piękny i konstruktywny" był to proces oraz wyrażała swój optymizm, co do pozytywnego zakończenia sprawy, po ogłoszeniu decyzji KE ograniczyła się do ogłoszenia, że Węgry uczyniły „znaczący postęp".
"Komisja Europejska uznaje węgierski plan odbudowy za jeden z najlepszych” – napisała na Facebooku.
Ani słowa o tym, że środki zaradcze nie zostały wdrożone w pełni oraz że do wypłaty funduszy unijnych niezbędna jest także reforma upolitycznionego wymiaru sprawiedliwości.
Decyzji Komisji Europejskiej w żaden sposób nie skomentował Viktor Orbán, który całą środę spędził świętując 20-lecie programu wsparcia dla przedsiębiorców, ogłaszając kolejne miliardy dla węgierskich małych i średnich przedsiębiorstw.
„W przyszłym roku wesprzemy węgierskie małe i średnie przedsiębiorstwa kwotą 290 miliardów forintów [to jest ok. 3,3 mld zł - przyp. red.] za pośrednictwem Programu Karty Széchenyi” – ogłosił. „Naszym celem jest ominąć europejską recesję i zmniejszyć inflację do jednocyfrowej do końca 2023 roku” – dodał, nie wspominając o tym, że te dwie aktywności raczej nie idą ze sobą w parze.
To m.in. hojne programy rządowych wydatków napędzają inflację, która w listopadzie sięgnęła już 21,1 proc. rok do roku – wynika z okresowej oceny Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który zaleca ograniczenie rządowych programów wsparcia i utrzymywanie podwyższonych stóp procentowych.
Minister bez teki Tibor Navracsics, odpowiedzialny za negocjacje z KE, na zwołanej 30 listopada po południu konferencji prasowej dla dziennikarzy także podkreślił, jakim sukcesem i dumą dla węgierskiego rządu jest fakt akceptacji przez KE węgierskiego KPO.
Poza tym stwierdził, że rząd nie jest zaskoczony decyzją Komisji o dalszym wstrzymywaniu środków i że po stronie Węgier faktycznie pojawiły się „drobne opóźnienia” w realizacji reform. "Jeśli rząd będzie kontynuował działanie w tym tempie, fundusze UE dla Węgier na pewno zostaną wypłacone w 2023 roku" - zapewnił.
Takie ujęcie sprawy jest dalekie od rzeczywistości. Jak wynika z oceny samej Komisji Europejskiej oraz analiz organizacji pozarządowych stojących na straży praworządności, węgierski rząd wdrożył znacznie mniej niż 90 proc. niezbędnych reform. Według raportu Komisji Helsińskiej, Transparency International oraz węgierskiej organizacji antykorupcyjnej K-Monitor, większość z 17 środków zaradczych została wdrożona z poważnymi uchybieniami, a część nie została wdrożona wcale.
Mówiła o tym Márta Pardavi, współprzewodnicząca Komitetu Helsińskiego na Węgrzech w rozmowie z OKO.press.
Obecny na konferencji minister Gergely Gulyás z kancelarii premiera dodał też, że na tym etapie Komisja Europejska mogła wykazać się dobrą wolą i zaakceptować węgierskie reformy, skoro rząd zdołał zrobić "tak dużo w tak krótkim czasie". Winą za „obecny nastrój w Brukseli” obarczył węgierską opozycję.
„To zupełnie nieakceptowalne, że ktoś, kto zarabia miliony forintów jako europarlamentarzysta głosuje za rezolucją, która pozbawia Węgry środków na podwyżki dla nauczycieli” – powiedział Gulyás.
Nawiązał do europarlamentarzystów z partii Momentum oraz Demokratycznej Koalicji, dwóch największych ugrupowań węgierskiej opozycji, którzy wielokrotnie w Parlamencie Europejskim wzywali KE do presji na węgierski rząd, a także do wielotysięcznych protestów uczniów i nauczycieli, które od połowy października rozlewają się po całym kraju.
Rząd wykorzystuje bowiem kwestie wstrzymywania przez KE środków z KPO, by załatwić niewygodny dla siebie temat: podwyżek dla nauczycieli.
Nauczyciele, których protesty wzmogły się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy wyprowadzając na ulice Budapesztu i innych miast dziesiątki tysięcy osób, dostali obietnicę wyrównania wynagrodzeń do poziomu przynajmniej 80 proc. średnich zarobków absolwentów uczelni wyższych począwszy od kwietnia 2023 roku. Środki na ten cel mają jednak zostać pozyskane z Funduszu Odbudowy – to jeden z kamieni milowych węgierskiego KPO.
Tymczasem już dziś wiadomo, że nie ma szans, by wypłata środków z Funduszu Odbudowy nastąpiła tak szybko. Do końca marca rząd ma czas na wdrożenie wszystkich kamieni milowych, a sama wypłata wymaga jeszcze pewnych formalności. Winą za brak podwyżek dla nauczycieli zostanie zatem obciążona Bruksela.
Węgierski rząd umiejętnie manipuluje narracją o narzucanej przez KE walce z korupcją i brakiem praworządności - na jego usługach znajduje się około 70 proc. działających na węgierskim rynku mediów.
Machina prorządowej dezinformacji miele bez zarzutu. Poparcie dla rządzącego Fideszu ani nie drgnęło. Jak wynika z sondaży, Fidesz wciąż cieszy się poparciem 52 proc. społeczeństwa.
Winą za uruchomienie wobec Węgier mechanizmu warunkowości konsekwentnie obarczana jest opozycja, która posądzana jest o realizację na Węgrzech amerykańskich interesów.
Od dwóch miesięcy prorządowe media forsują opowieść o nielegalnym finansowaniu opozycyjnego kandydata na premiera w kwietniowych wyborach parlamentarnych, Pétera Márki-Zaya. Miał ponoć przyjąć od "zagranicznych darczyńców" 7,6 mln dolarów na kampanię wyborczą – o sprawie napisał prorządowy dziennik Magyar Nemzet powołując się na przecieki od służb specjalnych.
Dziennik sugerował, że węgierska opozycja jest finansowana przez Stany Zjednoczone, podobnie jak eksperci pracujący przy tworzeniu programów partii oraz kształtowaniu ich strategii, m.in. wobec wojny na Ukrainie.
Prorządowe media co chwila wypuszczają kolejne przecieki z raportu służb specjalnych, który rzekomo jest pełen informacji dyskredytujących węgierską opozycję. Trudno te doniesienia zweryfikować, bo do raportu nie ma wglądu – jest utajniony do 2051 roku.
"Takie działanie to standardowe działanie węgierskiego rządu celem przykrycia innych tematów. To sposób zarządzania agendą medialną" – mówi OKO.press Sandro Lederer, badacz korupcji z organizacji K-Monitor z Budapesztu.
Podkreśla, że każdy zarzut o nielegalne finansowanie partii politycznej powinien być dokładnie zweryfikowany, ale zwraca uwagę na to, że jedyne informacje pochodzą z przecieków ze służb.
"Sprawy tego rodzaju są rozdmuchiwane tak długo, jak to niezbędne władzy, podczas gdy nierzadko poważniejsze zarzuty wobec osób związanych z władzą w ogóle nie trafiają na łamy tych mediów" – podkreśla Lederer, którego organizacja od 20 lat prowadzi bazę danych o przypadkach korupcji na Węgrzech.
Sam Péter Márki-Zay tłumaczy, że to nie były środki na kampanię wyborczą, lecz granty na działalność stworzonej przez niego organizacji – Ruchu Wszystkich Ludzi, która nie jest partią polityczną. Zapewnia też, że środki trafiły do ruchu dopiero w czerwcu, czyli dwa miesiące po wyborach oraz zostały przyznane w ramach w pełni przejrzystych procedur grantowych przez amerykańską fundację "Akcja dla Demokracji".
Analiza wpływów na konta organizacji potwierdza słowa polityka, ale dla prorządowych mediów oraz polityków obozu władzy, nie ma to wielkiego znaczenia: politycy rządzącego Fideszu bardzo zgrabnie łączą ten wątek z decyzją KE o dalszym wstrzymywaniu wypłaty środków unijnych.
Ministra sprawiedliwości Judit Varga 1 grudnia napisała na Facebooku: "Nic dziwnego, że lewica uniemożliwia pozyskanie funduszy unijnych, skoro działają na nich tylko dolary amerykańskie...".
W podobnym tonie wypowiadał się Zoltán Kovács, sekretarz stanu ds. komunikacji i stosunków międzynarodowych, który w wywiadzie dla Magyar Nemzet powiedział, że "finansowana przez Stany Zjednoczone opozycja lobbuje na forum UE, by Węgry nie dostały należnych im wypłat".
"Tak amerykańskie liberalno-lewicowe lobby walczy z rządami, które prawdziwie strzegą suwerenności państw narodowych" - dodał.
W piątek 2 grudnia w tym samym tonie wypowiadał się Viktor Orbán, który w radio Koszut twierdził, że środki z Funduszu Odbudowy mogły zostać wypłacone już w 2021 roku, ale KE nie zgodziła się na to z powodów politycznych.
"Ponieważ istnieje różnica zdań między UE a Węgrami w pewnych fundamentalnych kwestiach, oni [urzędnicy KE] nie lubią węgierskiego rządu. W poprzednich wyborach chcieli rządu lewicowego, więc nie dali nam pieniędzy. Teraz okazuje się, że sypnęli dolarami na lewicę, żeby mogła wygrać wybory" – powiedział Orbán.
Z jednej strony węgierski rząd ma więc z Brukselą problem. Musi wdrażać reformy, które – jeśli zostaną wprowadzone w pełni tak, by zagwarantować skutek, którego domaga się Komisja Europejska, mogą naprawdę utrudnić życie urzędnikom kleptokratycznego reżimu. A środki z UE, zważywszy na trudną sytuację ekonomiczną kraju, bardzo by mu się przydały.
Z drugiej strony jednak dostaje do ręki argument do zwalczania przeciwników politycznych oraz radzenia sobie z rosnącym niezadowoleniem społecznym – czy to nauczycieli, czy innych grup społecznych.
"To nie my, to Bruksela i węgierska opozycja" – przekonuje węgierski rząd, a polscy czytelnicy aż za dobrze znają ten mechanizm z własnego podwórka.
"Rząd usiłuje sugerować, że węgierski interes jest stale sabotowany przez agresywną, antywęgierską opozycję, w związku z czym nie wszystkie jego starania mogą się powieść. A przy tak rozbudowanej kontroli nad mediami narracja ta jest skutecznie forsowana wieloma kanałami, w związku z czym faktycznie kształtuje opinię publiczną" – mówi OKO.press Zsolt Kerner, dziennikarz największego niezależnego medium na Węgrzech portalu 24.hu.
Jak wynika z sondażu prorządowego think tanku Nézőpont Institute, aż 59 proc. Węgrów uważa, że Komisja Europejska nie powinna wstrzymywać "pomocy dla Węgier" – takie sformułowanie użyte jest w pytaniu sondażowym. 33 proc. ankietowanych uważa, że to dobrze, że Komisja wstrzymuje wypłatę tych środków – donosi anglojęzyczny portal Hungary Today.
Sytuacja finansów publicznych na Węgrzech jest na tyle trudna, że Orbán musi decydować się na cięcia flagowych programów wsparcia socjalnego, które do tej pory zapewniały mu poparcie.
Od sierpnia ograniczone zostały dopłaty do rachunków za prąd i nie wiadomo, czy w ogóle uda się je utrzymać od stycznia 2023 roku. Ponadto w najbliższych miesiącach mają też zniknąć limity cenowe na produkty spożywcze (obecnie obowiązują limity cen jajek i ziemniaków), które utrzymują ceny na zaniżonym poziomie.
Wstrzymanie wypłaty niemal 13,3 mld euro funduszy UE to duży problem dla węgierskiego budżetu. Węgry mają coraz większy problem z deficytem budżetowym, który jak wynika z założeń budżetowych w tym roku sięgnie 6,1 proc., oraz szybko rosnącym długiem publicznym. Każdy zastrzyk gotówki byłby na wagę złota.
Ze względu na kiepskie prognozy wzrostu gospodarczego na 2023 rok (na poziomie 1 proc. – prognoza MFW) Budapesztowi coraz trudniej też pożyczać środki na rynkach finansowych – oprocentowanie 10-letnich obligacji rządowych wzrosło z 3 proc. na początku roku do około 8 proc. obecnie, co świadczy o tym, że inwestorzy uważają pożyczanie pieniędzy węgierskiemu rządowi za dość ryzykowne.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który właśnie zakończył okresową misję ewaluacyjną, rekomenduje Węgrom utrzymywanie wyższych stóp procentowych (czyli dalsze zacieśnianie polityki pieniężnej) oraz ograniczanie rządowych programów wsparcia, m.in. odgórnie wprowadzanych limitów cenowych.
Budapeszt tylko częściowo stosuje się do tych zaleceń – wystarczy tylko wymienić wspomnianą już nową pulę środków na wsparcie dla przedsiębiorców na 2023 rok oraz nieznany jeszcze w szczegółach program wsparcia dla węgierskich rodzin, który w sobotę 3 grudnia zapowiedziała Judit Varga.
O co dokładnie chodzi, nie wiadomo, ale rząd, którego sukces wyborczy opiera się na hojnych programach socjalnego wsparcia, nie może odpuścić sobie mamienia wyborców jego kolejnymi turami. Nieoficjalnie wiadomo, że sytuacja finansów publicznych jest tak zła, że węgierski rząd rozważa zgłoszenie się po wsparcie finansowe do MFW.
Świat
Władza
Viktor Orban
Komisja Europejska
Parlament Europejski VIII kadencji
mechanizm warunkowości
pieniądze za praworządność
praworządność
Węgry
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze