Jest pewna szansa, nie wiem jak duża, że może dojść do przesilenia politycznego, którego efektem będzie rzeczywiste respektowanie praw i wolności obywatelskich. Jeśli tak się stanie, to będzie to zasługa kobiet - mówił Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Adam Bodnar
Wystąpienie Rzecznika Praw Obywatelskich dr. hab. Adama Bodnara (prof. SWPS) podczas debaty w Concilium Civitas „Co dalej? Wojna płci? Wojna światów?".
Dlaczego teraz doszło do erupcji, do wybuchu nastrojów? Dlaczego narracja o prawach kobiet, prawach człowieka tak mocno się przebiła? Dlaczego Strajk Kobiet odniósł taki sukces i doszło do tak ogromnych manifestacji? Widzę trzy główne czynniki sprawcze.
Po pierwsze, kwestia przechodzenia Polski od systemu demokratycznego do państwa autorytarnego. Najlepiej zastosować tutaj „teorię konkurencyjnego autorytaryzmu” Stevena Levitsky’ego oraz Lucana Waya. To system polityczny, w którym rządzący utrzymują stałą przewagę konkurencyjną nad opozycją dzięki kontroli nad różnymi instytucjami systemu władzy, wykorzystywaniem środków publicznych do celów politycznych (w tym mediów), czy naruszeniom praw i wolności politycznych.
Opozycja wciąż może wygrać wybory, ale jest to utrudnione, ze względu na trwałe, strukturalne zmiany w funkcjonowaniu państwa.
To tak jakby w piłkę nożną grały dwie drużyny, ale jedna miała 11 zawodników, a druga cały czas 8.
Tym razem naruszenie reguł państwa demokratycznego było szczególnie drastyczne, bo upolityczniony Trybunał Konstytucyjny próbował zastąpić parlament.
Trybunał Konstytucyjny, pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej, podjął decyzję w jednej z najważniejszych dla społeczeństwa kwestii. Nie dokonał korekty jakiegoś drobiazgu legislacyjnego, ale zastąpił Parlament w jego tradycyjnej roli, wypaczył cały tryb legislacyjny, opierający się na poszukiwaniu konsensusu oraz ważeniu różnych racji.
Uczestnicy demonstracji dobrze zrozumieli, że twórcą orzeczenia nie jest ani Julia Przyłębska, ani pozostali sędziowie, tylko Jarosław Kaczyński.
Z tym autorytarnym trendem, wiąże się narastający wstyd młodego pokolenia za własne państwo. Bo Unia Europejska wciąż ma do Polski pretensje za naruszanie reguł praworządności, prawa osób LGBT. Jeśli ktoś pojedzie za granicę, to jest cały czas odpytywany „Co się u Was dzieje?”.
Polsce grożą sankcje finansowe, a w dłuższej perspektywie może nawet Polexit. Takie sygnały płyną cały czas. Pojawia się strach, że Polska podąża w kierunku Węgier.
Porównanie do Węgier w tym wypadku jest bolesne. Rozmawiałem ze znajomymi Węgrami i słyszę, że tam już postępuje emigracja młodych, którzy czują, że ich szanse na rozwój zawodowy i społeczny są zablokowane.
Być może polska młodzież, studentki i studenci, również czują już, że normalne szanse rozwoju zostały zablokowane. Ze względu na coraz większe upolitycznienie służby publicznej, spółek Skarbu Państwa, wpływ państwa na funkcjonowanie biznesu. Ale także ze względu na pogarszanie atmosfery na uczelniach, w szkołach, w instytucjach publicznych.
Jednocześnie młodzież ma poczucie dysonansu, bo przecież cały czas jesteśmy państwem członkowskim UE, więc dlaczego standardy – także w sprawach ideologicznie wrażliwych – powinny być inne niż np. w Niemczech czy Francji. Co więcej, władza coraz częściej opowiada się przeciwko UE, a wręcz fałszuje rzeczywistość (np. w kontekście tego, co UE zrobiła w zakresie walki z koronawirusem).
Młodzi czują, że ich państwo ewoluuje w kierunku, nad którym nie będą mieli kontroli. Może czują to tylko na poziomie podświadomości, ale to poczucie może budzić bunt, zniecierpliwienie i niechęć.
Do tego dochodzi oczywiście pandemia i szereg błędów popełnianych w strategii walki z COVID-19 oraz w zarządzaniu instytucjami państwa w tym trudnym okresie. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć, jak rząd działa. Czy w ogóle działa?
Myślę, że rząd wiele stracił nawet w oczach tych, którzy go popierali, bo już teraz zderzają się oni z poczuciem niemocy w kontekście funkcjonowania służby zdrowia, edukacji czy zaskakiwania nagłymi regulacjami (jak w przypadku zamknięcia cmentarzy).
Te wszystkie problemy związane z dążeniami autorytarnymi oraz złą organizacją funkcjonowania państwa nałożyły się na drugi czynnik, który można byłoby nazwać „zaduchem kadzidła” (określenie stworzone przez prof. Wyrzykowskiego).
Kościół Katolicki, albo bezpośrednio, albo poprzez zaprzyjaźnione organizacje, takie jak Ordo Iuris, wie lepiej niż sam papież Franciszek, czego potrzeba katolikom i czym jest katolicyzm. Brakuje woli kompromisu, dialogu, zrozumienia otaczającego świata, a myślenie zaproponowane chociażby w ostatniej encyklice „Fratelli Tutti” jest całkowicie wielu decydentom kościelnym w Polsce.
Ten zaduch kadzidła od wielu lat zatruwa myślenie o prawach kobiet oraz dostępie do legalnej aborcji. Działa jednak również paraliżująco w szerszej skali.
Zakończenie finansowanego przez państwo programu in-vitro, brak edukacji seksualnej w szkołach, zabiegi o wypowiedzenie Konwencji Stambulskiej o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, ataki na osoby LGBT (oraz bezwzględne instrumentalne wykorzystanie tego tematu w czasie kampanii wyborczej oraz później w czasie walki o pozycję w rządzie), swoisty immunitet Kościoła Katolickiego w zakresie wyjaśnienia problemu pedofilii, a do tego jeszcze wręcz ostentacyjne finansowanie Kościoła katolickiego i organizacji z nim powiązanych (jak chociażby ze środków Funduszu Sprawiedliwości).
Przez pięć lat w Biurze RPO przygotowaliśmy kilkanaście poważnych wystąpień generalnych na temat zagadnień bioetycznych. Organizowaliśmy debaty na ten temat. Jestem zdania, że właśnie przez ten „zaduch kadzidła” nie udało się żadnej kwestii posunąć do przodu. Nawet tak prozaicznej jak testy genetyczne czy oświadczenia pro futuro (oświadczenia składane na wypadek utraty przytomności oraz braku możliwości podejmowania decyzji o sobie). Ciągle na drodze stawała ideologia, która nie pozwala na sięgnięcie po rzeczywiste argumenty naukowe, prawne i bioetyczne.
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego dotknęło sfery wolności i podmiotowości kobiet w sposób najbardziej bezpośredni. Gdy zostanie opublikowane, pozbawi możliwości legalnej aborcji w dramatycznych przypadkach, w których doprawdy nieludzkie jest podejmowanie wyboru za kobiety.
Już wcześniej były protesty po wprowadzeniu recept na pigułki dzień po, czy w kontekście zapowiedzi wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej. Był wielki protest parasolek w 2016 r. Wtedy doprowadził on do zablokowania zmian w ustawie o planowaniu rodziny i warunkach przerywania ciąży.
Jednakże z czasem, krok po kroku, wprowadzono restrykcje w zakresie przestrzegania praw kobiet, w sposób czasami niedostrzegalny. No bo jak wzbudzić emocje tym, że od lat nie można dokonać ani jednej legalnej aborcji na Podkarpaciu czy tym, że osoby biedniejsze są całkowicie wykluczone z dostępu do in vitro. Jednak te emocje się zbierały, a teraz po wyroku TK w sposób naturalny wybuchły.
Kiedy te wszystkie okoliczności zbiegły się w czasie, Strajk Kobiet był na to przygotowany technicznie i merytorycznie.
Pamiętam doskonałe wystąpienie Marty Lempart na konferencji w Bergen w listopadzie 2018 r., gdzie oczarowała tłum Norwegów swoją energią, pasją i nazywaniem rzeczy po imieniu. Marta się przygotowywała do tej roli przez ostatnie kilka lat. Brała udział w protestach w obronie sądów, bo zdawała sobie sprawę, że upadek ich niezależności oznacza także konsekwencje dla praw kobiet.
Ale potrafiła jednocześnie wspierać innych. Pamiętam jak kiedyś mówiła, że właśnie do niej dzwonią dziewczyny z Sieradza, żeby się poradzić jak zorganizować demonstrację, co powiedzieć, jak ją skoordynować z innymi wydarzeniami. A ona na to – nie jestem od tego, żeby im mówić, co mają robić, niech same zrobią po swojemu, niech wezmą odpowiedzialność, ale także niech będą dumne z efektów własnej pracy. Ona może powiedzieć, że tu jest logo, tu plakaty, ale co z tym zrobicie, to wasza rzecz. Decentralizacja, ale ze stworzeniem narzędzi i ogólnego planu.
Strajki się rozlały, ale one były przygotowane. Bardzo mi zaimponowało, że był - i cały czas jest - rozpisany plan na kolejne dni. To było absolutne zaskoczenie dla rządu, szczególnie w porównaniu do wcześniejszych protestów. I rząd sobie nie radził, był zaskakiwany kreatywnością i pomysłowością.
A obywatele pokazali na czym polega w praktyce korzystanie z konstytucyjnej wolności słowa i wolności organizowania pokojowych zgromadzeń.
Co będzie dalej? Jest pewna szansa, nie wiem jak duża, że może dojść do przesilenia politycznego, którego efektem będzie rzeczywiste respektowanie praw i wolności obywatelskich. Jeśli tak się stanie, to będzie to zasługa kobiet.
Kobiety
Prawa człowieka
Jarosław Kaczyński
Marta Lempart
Viktor Orban
Julia Przyłębska
Trybunał Konstytucyjny
aborcja
Concilium Civitas
Polski prawnik i nauczyciel akademicki, doktor nauk prawnych, działacz na rzecz praw człowieka. W latach 2004-2015 związany z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, najpierw jako współtwórca i koordynator Programu Spraw Precedensowych, a następnie jako szef działu prawnego i wiceprezes zarządu. Ekspert Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej. W latach 2013-2014 członek rady dyrektorów Funduszu ONZ na rzecz Ofiar Tortur. W latach 2010–2015 wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2015 roku Rzecznik Praw Obywatelskich. W 2018 roku rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar i jego Biuro zostali odznaczeni norweską Nagrodą Rafto przyznawaną obrońcom praw człowieka na świecie.
Polski prawnik i nauczyciel akademicki, doktor nauk prawnych, działacz na rzecz praw człowieka. W latach 2004-2015 związany z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, najpierw jako współtwórca i koordynator Programu Spraw Precedensowych, a następnie jako szef działu prawnego i wiceprezes zarządu. Ekspert Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej. W latach 2013-2014 członek rady dyrektorów Funduszu ONZ na rzecz Ofiar Tortur. W latach 2010–2015 wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2015 roku Rzecznik Praw Obywatelskich. W 2018 roku rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar i jego Biuro zostali odznaczeni norweską Nagrodą Rafto przyznawaną obrońcom praw człowieka na świecie.
Komentarze