Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej bez umowy byłoby dla Niemiec bardzo dotkliwe. Opublikowane właśnie analizy wskazują, że kosztowałoby to niemiecką gospodarkę nawet 9,5 mld euro. Być może dlatego kanclerz Angela Merkel jest zwolennikiem miękkiego kursu w sprawie Brexitu
10 kwietnia szczyt Rady Europejskiej zdecyduje czy zgodzi się na przesunięcie terminu ostatecznego wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Na razie w Londynie nie widać siły politycznej zdolnej do zatwierdzenia jakiejkolwiek umowy z UE o warunkach tego wyjścia.
Przywódcy państw Unii Europejskiej starają się zachować jeden głos w negocjacjach z rządem w Londynie, ale jedni wypowiadają się na temat Brexitu ostrzej niż inni. Kanclerz Angela Merkel jest tym unijnym przywódcą, który stosunkowo stonowanie podchodzi do sprawy.
Powodem jest przewidywany szczególnie negatywny wpływ Brexitu na niemiecką gospodarkę. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej bez umowy byłoby dla Niemiec bardzo dotkliwe.
Wielka Brytania, z 122 miliardami euro obrotów handlowych, jest piątym najważniejszym partnerem handlowym Niemiec. Niemiecka nadwyżka handlowa wyniosła w tych kontaktach 47 miliardów euro. Jeśli dojdzie do twardego Brexitu, Niemcy stracą dochody w wysokości 9,5 miliarda euro (w przeliczeniu na odsetki, 0,3 proc. dochodów).
Oznacza to dla każdego mieszkańca stratę średnio o 115 euro rocznie, wynika z analiz Fundacji Bertelsmanna. Skutki odczuwalne będą jednak różnie w poszczególnych regionach.
Nieuregulowane wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej szczególnie mocno odbije się na niemieckim eksporcie, z którym, w kontekście relacji z partnerami z Wysp, powiązane jest około 750 tysięcy niemieckich miejsc pracy.
Tylko od czasu referendum eksport z Niemiec spadł o ponad pięć procent.
Konsekwencje odczuje w dużej mierze branża samochodowa. Wielka Brytania jest istotnym rynkiem zbytu dla niemieckich marek. Do żadnego innego kraju Niemcy nie eksportują tak wielu samochodów.
W 2017 roku było to 770 tysięcy samochodów osobowych, a do tego dochodzą także części. Z kolei w Wielkiej Brytanii produkowane jest też wiele części, które trafiają potem do niemieckich fabryk. Podobne powiązania występują w przemyśle chemicznym. Ta branża dodatkowo liczy się, w przypadku „twardego” Brexitu z problemami, związanymi z brakiem pozwoleń na dopuszczenie różnych produktów na rynek.
Również sektor budowy maszyn, który obecnie w niemiecko-brytyjskim obrocie handlowym wypracowuje siedem miliardów euro, obawia się znacznych kosztów. Od referendum, po którym wartość funta spadła, co spowodowało mniejszą atrakcyjność niemieckich towarów dla brytyjskiego odbiorcy, przedsiębiorstwa donoszą o odczuwaniu negatywnych skutków.
Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa ocenia, że wyjście Wielkiej Brytanii bez umowy oznacza rocznie dodatkowych 10 milionów zgłoszeń w urzędzie celnym i 200 milionów euro dodatkowych kosztów związanych z wynikającą z tego biurokracją.
Do tego należy doliczyć dopiero rzeczywiste cła, które mogą wynieść około trzech miliardów euro. Dla eksporterów samochodów oznaczałoby to w sumie dwa miliardy euro rocznie dodatkowych kosztów.
Stąd spodziewany jest spadek zatrudnienia. Jedna czwarta przedsiębiorstw, głównie te z branży samochodowej czy bankowej, myśli o redukcji miejsc pracy, wynika z analiz Deloitte i Federalnego Zrzeszenia Niemieckiego Przemysłu (Bundesverband der Industrie - BDI), opierającego się na ankiecie pośród 262 niemieckich największych przedsiębiorstw, mających powiązania z Wielką Brytanią.
W sumie ekonomiści oczekują likwidacji w Niemczech około 100 tysięcy miejsc pracy .
W przemyśle samochodowym, gdzie od kontaktów gospodarczych z Wielką Brytanią zależy jeden procent wszystkich miejsc pracy, daje to ok. 15 tysięcy stanowisk. Ich redukcja dotknęłaby zwłaszcza takie miejsca jak Wolfsburg (500 miejsc pracy, zakłady Volkswagena) oraz Dingolfing-Landau (265, BMW). W obu przypadkach byłoby to 0,4 proc. całej załogi.
W powiecie Böblingen, gdzie znajdują się fabryki IBM i Siemensa, o miejsca pracy obawiać się może około 725 osób, czyli 0,3 proc. ogółu pracowników. Podobnego zagrożenia nie ma w Niemczech Wschodnich, gdzie nie ma zbyt wielu fabryk.
Po Niemczech najwięcej miejsc pracy zlikwidują przedsiębiorstwa francuskie – do 50 tysięcy. W całej Unii Europejskiej będzie to 179 tysięcy, a na całym świecie - 612 tysięcy (np. w Chinach – 59 tysięcy). Statystycznie, w odniesieniu do liczby ludności, najbardziej odczuwalne skutki będą w Irlandii i na Malcie.
Negatywne skutki odczują także te firmy, które bezpośrednio inwestują w Wielkiej Brytanii. Jest tam obecnych 2000 niemieckich inwestorów, których kapitał wynosi około 120 miliardów euro.
Podobnie jak liczba innych inwestycji zagranicznych, także tych niemieckich – spada. Pomiędzy rokiem 2010 a 2016 Wyspy przyciągały rocznie około 66 miliardów euro inwestycji zagranicznych, w 2017 roku było to już jedynie 15 miliardów.
Natomiast Niemcy stanowią, po Francji, drugi pod względem wielkości w Europie kraj, gdzie zaangażowane są brytyjskie inwestycje (7 proc. z nich). W 2017 brytyjscy inwestorzy wyłożyli na niemieckim rynku 796 916 milionów funtów.
Obecnie trudno jednak jeszcze wskazać jasną tendencję zmian. W 2008 roku było to 1 111 664 milionów funtów, ale był to rekordowy rok, w 2013 wartość ta osiągnęła 737 860 milionów, w 2014 – 820 842 milionów, w 2015 – 694 594 milionów, a w 2016, roku referendum – 900 219 milionów.
Rośnie natomiast liczba brytyjskich firm zainteresowanych wejściem na niemiecki rynek. Dane Germany Trade & Invest (GTAI) pokazują, że w 2018 roku było ich 172, kiedy w 2015 jedynie 50, w 2016 – 77, a 2017 – 111.
Dla niemieckiego budżetu nie bez znaczenia jest też strata w unijnym budżecie spowodowana wyjście Wielkiej Brytanii, drugiego co do wielkości płatnika netto. Jeśli kraj ten opuści Unię bez umowy, to pomiędzy kwietniem 2019 a końcem 2020 roku (do kiedy trwa obecna wieloletnia unijna perspektywa budżetowa) w unijnym budżecie zabranie 16,5 miliardów euro.
Kwotę tę muszą proporcjonalnie pokryć pozostałe państwa członkowskie. W przypadku Niemiec jest mowa o 4,2 miliardach euro.
Poza stosunkami gospodarczymi, w relacjach niemiecko-brytyjskich ważny jest też aspekt czysto ludzki, choć w porównaniu z liczbą Polaków za Odrą, statystyki nie są wysokie.
W Niemczech mieszka około 116,5 tysiąca Brytyjczyków. W 2017 przyjechało ich do Niemiec około 21,5 tysiąca, wyjechało ok. 16,1 tysiąca. Od 2008 roku liczba przyjazdów stale rośnie, w 2008 było to 15 244 osoby, 2015 – 19 159, 2016 – 20 271. Natomiast w stosunku do roku 2015 spada liczba osób opuszczających Niemcy. W 2015 było ich 19 689, w 2016 – 18 391. Dla porównania - Polaków w 2017 przyjechało do Niemiec - 152 522, a opuściło ten kraj – 119 098.
Coraz większa liczba Brytyjczyków stara się też o niemieckie obywatelstwo. W 2015 roku otrzymały je 622 osoby, w 2017 – już 7,5 tysiąca. Jeśli zsumować liczby z lat 2016 i 2017 to uzyskana liczba nowych niemieckich obywateli pochodzenia brytyjskiego – 10358 – dwukrotnie przekroczyła tę z lat 2000-2015 (5092). Jednocześnie 9 proc. Brytyjczyków, którzy w 2017 dostali niemiecki paszport, nie mieszkała wówczas na terenie Niemiec.
Był to największy odsetek takich osób ze wszystkich krajów UE. Do tej grupy wchodzą przede wszystkim osoby, które pozbawiono obywatelstwa w okresie narodowego socjalizmu i ich potomkowie.
W sumie w Niemczech w 2017 przyznano obywatelstwo 112 200 cudzoziemcom. Brytyjczycy stanowili w tym przypadku drugą co do liczebności grupę po Turkach (ok. 15 tysięcy), przed Polakami (ok. 6600), Rumunami i Włochami (po 4200).
Z kolei w Wielkiej Brytanii żyje, według jednych danych, ponad 300 tysięcy Niemców, największa grupa – ok. 50 tysięcy, w Londynie. Inne źródła mówią o 147 tysiącach. W 2017 roku 2636 Niemców uzyskało brytyjskie obywatelstwo. W 2015 były to 584 osoby. Liczba podań stale rośnie.
Te wszystkie fakty powodują, że Niemcy, ale i inne kraje UE, dążą do porozumienia z Wielką Brytanią, jeśli nie w postaci już wynegocjowanej umowy, to poprzez zawiązanie unii celnej. Mimo rosnącej frustracji w UE-27 po raz kolejny wyciągana będzie wiec do Brytyjczyków dłoń. Stawka ekonomiczna jest bowiem bardzo wysoka.
Autorka, dr Agnieszka Łada, jest dyrektorką programu europejskiego w Instytucie Spraw Publicznych, ekspertką spraw niemieckich.
Tekst jest częścią cyklu #NiemcyWzblizeniu realizowanego przez Instytut Spraw Publicznych www.isp.org.pl i Fundację Konrada Adenauera w Polsce www.kas.pl
OKO.press opublikowało już z tego cyklu tekst:
Doktor politologii, niemcoznawczyni. Wicedyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. Ukończyła politologię na UW, podyplomowe studia w zakresie psychologii organizacji w Dortmundzie oraz Executive Master of Public Administration na Hertie School of Governance w Berlinie. Była przewodnicząca Rady Dyrektorów Policy Associations for an Open Society (PASOS). Członkini Grupy Kopernika, Rady Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży oraz Rady Nadzorczej Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego. Autorka licznych publikacji z zakresu problematyki europejskiej i stosunków polsko-niemieckich.
Doktor politologii, niemcoznawczyni. Wicedyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. Ukończyła politologię na UW, podyplomowe studia w zakresie psychologii organizacji w Dortmundzie oraz Executive Master of Public Administration na Hertie School of Governance w Berlinie. Była przewodnicząca Rady Dyrektorów Policy Associations for an Open Society (PASOS). Członkini Grupy Kopernika, Rady Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży oraz Rady Nadzorczej Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego. Autorka licznych publikacji z zakresu problematyki europejskiej i stosunków polsko-niemieckich.
Komentarze