0:000:00

0:00

Zaczęło się w czwartek, 23 września 2021. Na około 50 stacjach benzynowych BP głównie w Londynie i w południowo-wschodniej Anglii odnotowano braki w przynajmniej jednym rodzaju paliwa. Z podobnym problemem mierzyły się stacje z sieci Tesco, zaopatrywane przez Esso.

Minister transportu Grant Shapps powiedział w piątek w telewizji Sky News, że nie ma powodów do obaw. „Z 1200 lub 1300 stacji BP tylko pięć musiało zostać zamkniętych,” uspokajał.

Jednak z godziny na godzinę sytuacja się pogarszała i zaczęła obejmować coraz większe obszary Wielkiej Brytanii. W weekend przed stacjami benzynowymi powstały nawet kilkukilometrowe korki.

"Na pierwszej stacji – Esso – był jakiś totalny chaos, długie kolejki i tylko diesel. Benzyny brak. Pojechaliśmy na inną stację – tym razem Shell – a tam wszystkie pompy nieczynne" – relacjonuje mieszkająca w Glasgow Agnieszka Ramian.

„Miałam wrażenie, że auta hordami jeżdżą od stacji do stacji w poszukiwaniu paliwa. Postapokaliptyczny obraz.

Zaczęłam dyskutować z partnerem o tym, że nie wiadomo czego się można spodziewać, więc warto zacząć robić zapasy wody i prowiantu" – dodaje.

Przeczytaj także:

Karetka pogotowia bez paliwa

W poniedziałek 27 września w samochodzie Kingi Nowak, pielęgniarki z Woking, która wracała z nocnej zmiany, zapaliła się kontrolka rezerwy paliwa. "Nie miałam wyboru, pojechałam na pierwszą stację, ale była zamknięta. Koło drugiej stacji samochody całkowicie zablokowały skrzyżowanie. Pracownik stacji został oddelegowany do zarządzania ruchem. Na kolejnej stałam prawie pół godziny, zanim udało mi się zatankować" – opowiada.

Na niektórych stacjach dochodziło do awantur, a nawet rękoczynów. Nie oszczędzono nawet Becky Hough, kierowczyni ambulansu. Gdy w końcu znalazła stację, gdzie było dostępne paliwo, została obsłużona poza kolejnością, ale w jej kierunku posypały się wulgarne słowa i obraźliwe gesty. "Do wszystkich, którzy spanikowali i poszli zatankować swoje samochody, gdy nie było to konieczne: świetna robota" – napisała w sarkastycznym poście w mediach społecznościowych. – "Ze względu na duże zapotrzebowanie jednostki pogotowia ratunkowego obejmują większe obszary. Możemy być najbliższą karetką dostępną na wezwanie, a mimo to być oddaleni o ponad 30 mil. Zaczynamy zawsze z pełnym bakiem paliwa, a wczoraj przejechaliśmy średnio 300 mil w ciągu 12-godzinnej zmiany" – tłumaczyła.

Stowarzyszenie Petrol Retailers Association ostrzegło, że aż dwie trzecie z 5,5 tys. zrzeszonych stacji nie ma aktualnie paliwa, w pozostałych wkrótce go zabraknie. W Wielkiej Brytanii działa w sumie ponad 8 tys. stacji benzynowych. Obecnie w wielu miejscach paliwo jest racjonowane, kierowcy mogą tankować za maksymalnie 30 funtów.

Brakuje nawet 100 tysięcy kierowców

Powodem zakłóceń w dostawie paliwa są niedobry kierowców cystern. "Spodziewamy się, że następne kilka tygodni będą naprawdę, naprawdę trudne" – powiedziała Hanna Hofer, szefowa krajowego handlu detalicznego w koncernie paliwowym British Petroleum.

Ale sygnały alarmowe były już wcześniej. Na początku września dziennik „The Sun" donosił, że sieci handlowe jak Tesco i Sainsbury's oferują kierowcom ciężarówek pensję na poziomie 70 tysięcy funtów rocznie i 2 tysięcy funtów premii za dołączenie do zespołu (średnie wynagrodzenie w Wielkiej Brytanii wynosi ok. 31 500 funtów rocznie), a i tak chętnych brakuje.

Niedobór kierowców wpływa również na inne branże detaliczne. Tesco ostrzega rząd, że puste półki w okresie Bożego Narodzenia mogą doprowadzić do błędnego koła panicznego kupowania.

Według zarządu firmy, do płynnego zaopatrzenia sklepów sieci brakuje 800 kierowców. Mówi się o braku nawet 100 tysięcy kierowców całym kraju.

Jak to się stało, że nagle zabrakło kierowców i innych pracowników? Oto lista najczęściej powtarzanych argumentów:

Brexit i nowy system punktowy

Tesco i inne firmy od kilku miesięcy lobbowały za tym, aby ułatwić rekrutację pracowników z zagranicy. Stowarzyszenie przewoźników drogowych (Road Haulage Association) szacuje, że od wyjścia Wielkiej Brytanii z UE do krajów ojczystych powróciło od 16 000 do 20 000 kierowców - choć niektóre z tych wyjazdów mogły być związane z pandemią.

Według nowych zasad udzielania cudzoziemcom zgody na pracę, obowiązujących od tego roku również obywateli Unii Europejskiej, zatrudnienie osób spoza Wielkiej Brytanii jest problematyczne, a czasem niemożliwe.

Natalia Byer, doradczyni imigracyjna, zauważa, że większość znanych jej kierowców z Polski nie spełniłaby obowiązkowego wymogu, jakim jest znajomość języka. "W zeszłym roku w grudniu, gdy z powodu zamknięcia granicy z Francją zaangażowałam się w akcję pomocy polskim kierowcom, którzy utknęli w Dover, poznałam trochę tę społeczność i jej sytuację. Z tego doświadczenia, jak i z mojej pracy jako doradczyni imigracyjnej wynika, że wielu zawodowych kierowców nie zna angielskiego w wystarczającym stopniu, aby spełnić jeden z podstawowych wymogów aplikacji o wizę pracowniczą w nowym systemie imigracyjnym"

– tłumaczy.

Kolejną barierą są zarobki. Minimalna pensja dla pracownika spoza Wielkiej Brytanii to 20 tys. 480 funtów rocznie, ale za taką pensję nie dostaje się punktów. Za zarobki powyżej 23 040 funtów rocznie dostaje się 10 punktów, a za zarobki powyżej 25 600 funtów – 20 punktów. „Ale nawet jeśli zostałby spełniony i ten warunek, problematyczne staje się określenie „job at appropriate skill level”, do którego nie zalicza się praca na stanowisku kierowcy, w branży przetwórczej, rolnictwie czy sektorze opieki.

Ten system został stworzony po to, aby przyciągnąć do Wielkiej Brytanii tylko niewielką grupę wysoko wykwalifikowanych pracowników, a nie tych, których ekonomia najbardziej potrzebuje"

– zauważa Byer.

Jej zdaniem tę sytuację można było przewidzieć i w przyszłości rząd będzie zmuszony rozluźnić wymagania wizowe, aby uzupełnić brak pracowników w innych podstawowych sektorach, na przykład w opiece. „Wprowadzenie systemu punktowego to była decyzja polityczna mająca pokazać wyborcom, którzy zagłosowali za brexitem, że w ten sposób rząd stara się zmniejszyć imigrację i uszczelnić system. Tymczasem ten system nie odpowiada zupełnie potrzebom brytyjskiej gospodarki" – dodaje.

Niewystarczające zarobki w branży

Brexit jest jednym z czynników, ale nie jedynym. Jako powód braków podawano także niskie wynagrodzenie dla pracowników koncernów. "BP osiąga miliardowe zyski każdego roku, gdyby płacili brytyjskim kierowcom ciężarówek przyzwoite wynagrodzenie, nie mieliby niedoborów kierowców. Zamiast tego wiele firm zatrudniało tanich zagranicznych kierowców, którzy nie płacili prawie żadnych podatków, dopóki zmiany podatkowe nie zmusiły ich do powrotu do swoich krajów" – zauważa Norman Britton, zawodowy kierowca z Guildford.

Rozpiętość zarobków w tej branży jest bardzo duża. Pensja początkującego kierowcy samochodu ciężarowego wynosi od 19 000 do 24 000 funtów rocznie. Doświadczeni kierowcy mogą liczyć nawet na pensję na poziomie 45 000 funtów rocznie. Średnia dla kierowców pojazdów ciężarowych wynosi od 30 000 do 40 000 funtów, w zależności od firmy i charakteru pracy. Dalekobieżni i transgraniczni kierowcy mogą zarobić więcej niż kierowcy lokalni lub krajowi. Na rynku dostępnych jest wiele tymczasowych ofert pracy dla kierowców, które są płatne za godzinę. Stawka godzinowa wynosi około 10 funtów na godzinę, ale to także zależy od dostarczanych towarów.

Norman Britton zawsze ma w swoim samochodzie dostawczym pełny bak, który wystarcza mu na tydzień, więc nie boi się, że w wyniku braków paliwa nie będzie mógł pracować. „To podstawowa zasada każdego kierowcy. Jestem optymistą i myślę, że sytuacja jest przejściowa i wkrótce wszystko wróci do normy. A jeśli lokalnie będzie brakować paliwa, wystarczy pojechać na każdą większą stację przy autostradzie, ponieważ są one traktowane priorytetowo, jeśli chodzi o dostawy".

Pandemia i pingdemia

Podczas gdy liczba dziennych nowych przypadków koronawirusa utrzymuje się na wysokim poziomie (27 września było to prawie 38 tysięcy) coraz częściej mówi się o tzw. pingdemii. Ten termin powstał z połączenia słów „pandemia” i „ping”, odnoszącego się do dźwięku powiadomienia w telefonie. Specjalna aplikacja NHS (brytyjskiego systemu opieki zdrowotnej) służy do rejestracji nowych przypadków Covid-19 oraz odizolowania od reszty społeczeństwa osób, które miały kontakt z osobami zakażonymi.

Liczba powiadomień gwałtownie wzrosła w ostatnich miesiącach, powodując trudności w niektórych branżach, ponieważ duża liczba pracowników musi pozostać w domu przez minimum 10 dni.

Doprowadziło to do zakłóceń w sektorach, w których ludzie nie mogą łatwo pracować z domu, w tym w supermarketach i w firmach transportowych.

Aby uniknąć rozwoju pingdemii i paraliżu wielu sektorów w całym kraju, w połowie sierpnia złagodzono te zalecenia i osoby, które są w pełni zaszczepione, jak również te poniżej 18 roku życia nie będą musiały poddawać się kwarantannie, jeśli wejdą w kontakt z osobą zarażoną. Zamiast tego system NHS Test and Trace poinformuje je o konieczności wykonania testu PCR. Jeśli wynik tego testu będzie pozytywny, osoby te będą musiały się odizolować, niezależnie od statusu zaszczepienia.

Panika wśród konsumentów

Mimo iż trudno zaprzeczyć, że problem nie istnieje, wielu Brytyjczyków uważa, że temat jest rozdmuchany przez media i spotęgowany przez osoby robiące w panice niepotrzebne zapasy. „Na kilku stacjach zabrakło benzyny, a gdy w mediach zapanowała panika, idioci pojechali tankować pod korek i napełniać kanistry, tak że w końcu nigdzie nie było paliwa" – narzeka Kevin Blackburn z Surrey. „Na szczęście większość stacji wciąż jest zaopatrywana. Dziś (27 września) koło godziny 16.00 trzeba było chwilę poczekać, ale paliwo jest dostępne" – dodaje.

Psychologowie tłumaczą zjawisko panicznych zakupów na kilka sposób.

Po pierwsze dopamina, substancja odpowiadająca w naszym mózgu za uczucie przyjemności, uwalania się m.in. w czasie kupowania. Zastrzyk z dopaminy uspokaja nas, gdy jesteśmy w stanie niepokoju.

„Proces kupowania w panice jest podbudowane strachem przed brakiem. Czujemy, że znów mamy kontrolę nad sytuację" – mówi dr Gregory Warwick, psycholog w Quest Psychology Services.

Z panicznym kupowaniem wiąże się również element mentalności stadnej. Być może nie wpłynęły na nas doniesienia prasowe, ale kiedy widzimy kolejki na stacjach benzynowych lub puste półki w sklepie, nagle perspektywa niedoborów wydaje się bardziej realna, nawet jeśli mówi się nam, żebyśmy kupowali tylko to, czego potrzebujemy. „Sprzeczne informacje od rządu i mediów, które mówią nam, żebyśmy tego nie robili oraz nasze poczucie, że wszyscy inni to robią, tylko zwiększają naszą panikę i potrzebę panicznego kupowania" – dodaje dr Warwick.

Co można z tym zrobić i jak długo to potrwa?

Rząd podjął kilka kroków mających na celu złagodzenie niedoborów. Pierwszym z nich było zawieszenie przepisów dotyczących konkurencji, które uniemożliwiają firmom paliwowym wymianę informacji na temat cen, dostaw i innych danych wrażliwych dla rynku. Ma to umożliwić dostawcom dzielić się informacjami o tym, które lokalizacje mają najmniejszy zapas paliwa oraz pozwala na ewentualne dostarczanie paliwa do lokalizacji konkurentów. Cysterna Shella mogłaby więc rozwieźć paliwo na całym określonym obszarze, nawet jeśli stacje benzynowe należą do BP lub Esso.

W stan gotowości postawiono kierowców wojskowych, którzy w razie zaostrzenia się kryzysu mają za zadanie wspomóc kierowców cystern. Złagodzono też przepisy dotyczące godzin pracy kierowców, zwiększając dzienny limit jazdy z dziewięciu do 11 godzin, choć firmy logistyczne nazywają tę zmianę kroplą w morzu potrzeb i ostrzegają, że wiąże się ona z obawami dotyczącymi zdrowia i bezpieczeństwa. Wprowadzono także reglamentację paliwa, a kluczowi pracownicy z rządowej listy (tacy jak pracownicy służby zdrowia czy dostawcy) mogą być obsługiwani na stajach benzynowych poza kolejnością.

Rząd ogłosił, że zaoferuje tymczasowe wizy 5 tysięcy zagranicznym kierowcom cystern paliwowych i ciężarówek z żywnością oraz dla 5 tysiącom pracowników przemysłu drobiarskiego w celu ograniczenia zakłóceń w okresie przedświątecznym. Wzbudziło to wiele sarkastycznych komentarzy polskich kierowców, dla których wiza na 3 miesiące jest kiepskim interesem. Jeden z nich mówił BBC Radio2: „To bezczelność myśleć, że imigranci są jak woda z kranu, którą można otworzyć i zamknąć, kiedy potrzebujesz. Są przecież nawet plakaty, które mają nas przekonać, że pies jest na całe życie, nie tylko na Boże Narodzenie."

Dodatkowo 4 tysięcy osób w Wielkiej Brytanii będzie mogło zrobić kurs na kierowcę samochodów ciężarowych, a egzaminatorzy zostaną priorytetowo oddelegowani przez ministerstwo obrony do przeprowadzenia jak największej liczby egzaminów w ciągu najbliższych trzech miesięcy.

Według władz kryzys nie potrwa dłużej niż tydzień, ale w nadchodzących miesiącach mogą wystąpić tymczasowe niedobory i problemy z dostawami. Prawdopodobnie sytuacja pogorszy się w okresie przedświątecznym, który jest szczytowym okresem popytu dla przewoźników.

Udostępnij:

Magdalena Grzymkowska

Dziennikarka mieszkająca w Edynburgu, sekretarz redakcji wydawanego w Londynie „Tygodnia Polskiego", współpracowniczka m.in. „Newsweeka", Forbes Women

Komentarze