0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Bruno Latour, francuski badacz, współtwórca Teorii Aktora-Sieci (ANT) i jeden z najczęściej dziś cytowanych naukowców reprezentujących szeroko rozumianą humanistykę, zmarł 9 października tego roku. Urodził się w roku 1947 na południu Francji w rodzinie wytwórców wina. W roku 1975 obronił doktorat z filozofii, ale tematyka pracy bardziej wskazywała na zainteresowania teologiczne, bądź religioznawcze. Niewiele później, w ramach wypełniania obowiązku służby wojskowej, przebywał w Afryce, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, gdzie zetknął się blisko z antropologią kulturową. Kiedy zaś prowadził badania etnograficzne, przygotowując wraz ze Stevem Woolgarem swoją pierwszą książkę, zetknął się właśnie za sprawą współautora z socjologią o zapleczu etnometodologicznym.

Do filozofii, antropologii i socjologii będzie wracał w późniejszych latach i pracach, lokując siebie w tych dyscyplinach przy różnych okazjach. Choć nie nazywał siebie historykiem, to miał w dorobku obszerną pracę historyczną poświęconą słynnemu rodakowi – Ludwikowi Pasteurowi. A do tego wszystkiego możemy dodać jeszcze zainteresowania sztuką i angażowanie się w rozmaite inicjatywy kuratorskie.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

Wędrowanie Latoura po różnych dyscyplinach akademickich idealnie wpisało się w dziedzinę określaną skrótowo jako „STS”-y, którą można uznać za jego akademicki dom. Istnieje kilka równoprawnych rozwinięć tego skrótu. Chyba najczęściej rozszerza się go do Science and Technology Studies, czyli studiów nad nauką i technologią (lub techniką – wybór polskiego tłumaczenia nie jest wcale oczywisty). „STS” stanowi więc zbiorcze określenie szerokiego obszaru badań zajmujących się nauką i techniką we wszelkich ich przejawach. Są one prowadzone na bazie różnych dyscyplin.

Jak pokazują statystyki, na najważniejsze kongresy STS-owe, organizowane przez amerykańskie i europejskie towarzystwa naukowe (odpowiednio „4S” i „EASST”) najliczniej przybywają osoby reprezentujące socjologię, następnie filozofię, a dalej szereg innych dyscyplin jak studia kulturowe/kulturoznawstwo, historię, antropologię kulturową, nauki polityczne i wiele innych.

Studia nad nauką i technologią

Naukowa kariera Latoura sprzęgła się z fazą rozkwitu i szczególnego wzrostu STS-ów. Z jednej strony nowy, fascynujący obszar badań oferował francuskiemu badaczowi intrygujące wyzwania, z drugiej jego prace poważnie przyczyniły się do ukształtowania i rozwoju tego obszaru. Aby wpływ ten zrozumieć, trzeba spojrzeć nieco szerzej na moment, kiedy Latour publikuje swoje pierwsze książki. Pierwsza, napisana wspólnie ze Stevem Woolgarem wychodzi w 1979 roku. Jest to „Życie laboratoryjne”. Następne pojawiają się już w latach 80. XX wieku, na czele z „Science in Action” („Nauką w działaniu”).

Wcześniej badaniem nauki zajmowały się socjologia i filozofia. Podział pracy był mniej więcej taki, że filozofia skupiała się na teorii naukowej, zaś socjologia zajmowała się naukowcami, organizacjami naukowymi, nauką w kontekście procesów gospodarczych itd. Między jednym a drugim obszarem badań w zasadzie nie było przepływu.

Filozofii nie interesowały instytucje, organizacje, czy ludzie nauki. Skupiała się ona na tym, czy teoria jest prawdziwa, czy fałszywa, jak wygląda jej uzasadnienie, jakich argumentów używa się do jej wspierania lub podważania. Z kolei socjologia trzymała się z daleka od treści teorii, uważając, że wiedza naukowa wykracza poza jej kompetencje. Nawet socjologia wiedzy, która z założenia wiedzą się zajmowała, uznawała, że nie ma nic do powiedzenia w przypadku teorii naukowych, zwłaszcza zaś w naukach przyrodniczych.

Naruszenie tego podziału pracy zostało dokonane w STS-ach w latach 70. XX wieku. Z początku dotyczyło ono tylko powiązania teorii naukowych z ich kontekstem społecznym i kulturowym. Na przykład postulatu, by prawdziwość i fałszywość teorii traktować jako fakt społeczny, który wymaga wyjaśnienia. I tu na scenę wchodzi Latour wraz z kilkorgiem innych osób, które w drugiej połowie lat 70. zapragnęły poddać badaniu laboratoria naukowe.

Jak już wspominałem, Latour krótko wcześniej, podczas pobytu w Afryce, miał kontakt z antropologią kulturową. Szczególnie zafascynował go jeden z tradycyjnych problemów antropologicznych – czym się różnią umysłowości mieszkańców odmiennych kultur. Zamiast jednak skupiać się na zagadnieniu tzw. umysłowości pierwotnej, zainteresowanie swoje skierował w inną stronę. Dotychczas bowiem, podpierając się autorytetem filozofii, mówiło się, że naukowcy odznaczają się jakimś szczególnym sposobem myślenia, odróżniającym ich od tych, którzy myślą potocznie. Myślenie teoretyczne zaś różni się od wszelkich rozumowań praktycznych w życiu codziennym.

Przeczytaj także:

Życie laboratoryjne

Zrządzeniem losu, Latourowi szybko trafiła się okazja zgłębienia problemu myślenia naukowców. Uzyskał on bowiem możliwość prowadzenia przez rok obserwacji w słynnym Instytucie Salka w Kalifornii. Z jednego roku zaś zrobiły się dwa, a z niewielkiego pomysłu na problem badawczy książka, która wraz z kilkoma innymi stworzyła cały nurt badań w obrębie STS-ów, nazwany etnografią laboratorium. Nurt ten z kolei nadał duży impet do rozwoju studiów nad nauką.

Ogólny zamysł był prosty. Chodziło o przeprowadzenie w laboratorium naukowym, tutaj biologicznym, długotrwałych obserwacji „plemienia naukowców” przy pracy. Jak we wstępie do „Życia laboratoryjnego” pisali Latour z Woolgarem,

chodziło o to, by postępować tak, jak antropolodzy badający egzotyczne ludy w dalekich krajach. W tym przypadku egzotycznym ludem mieli być naukowcy, zaś dalekim krajem laboratorium naukowe.

Świeżość tego badania polegała na zastosowaniu mieszanki antropologicznego i mikrosocjologicznego podejścia oraz na wykorzystaniu szeregu koncepcji zapożyczonych z francuskiej filozofii. Celem zaś było „otwarcie czarnej skrzynki nauki”, to znaczy naświetlenie drogi, jaką naukowcy przebywają, by uzyskać wiedzę na jakiś temat za pomocą wywiadów i bezpośredniej, długotrwałej obserwacji w ich miejscu pracy.

W praktyce oznaczało to opisanie, jak na co dzień poruszają się po laboratorium, co robią, gdy prowadzą badania, jak działają instrumenty badawcze, jak piszą teksty, jak organizują swoje kariery, czy w jaki sposób prowadzą spory z innymi grupami badawczymi. Podejście to okazało się na tyle owocne, że w kolejnych pracach Latour nie tylko je rozwijał, ale postulował nawet rozszerzenie antropologicznego ujmowania laboratoriów na całą naukę, we wszelkich jej przejawach.

Antropologia nauki

W tym pierwszym badaniu zaskakujące było odkrycie, jak wielka jest rola wszelkiego rodzaju zapisów w pracy naukowej. Właściwie cały proces badawczy krążył wokół tego, by przedmiot badań „zmusić” do pozostawienia jakiegoś uchwytnego śladu, np. wykresu na wydrukowanym papierze. Następnie naukowcy dokonują szeregu przekształceń tego materiału i odnosząc się do wcześniejszych publikacji naukowych przygotowują ostateczny zapis, czyli naukowy raport.

Może on przyjąć formę artykułu naukowego, bądź referatu na konferencji. W „Science in Action” Latour pójdzie dalej tym tropem, gdy zaproponuje, by dostrzec w nauce dwie strony i porówna ją do dwóch twarzy rzymskiego boga Janusa. Jedna strona jest gotowa i domknięta, druga jest otwarta i wypełniona wciąż toczącymi się procesami.

Gdy mówimy o wiedzy naukowej, zwłaszcza tej, która przyjmuje kształt gotowych formuł, wiedzy zawartej w podręcznikach i encyklopediach, to mówimy o nauce domkniętej. Zaś nauka otwarta to ta, w której wciąż toczą się dyskusje i spory oraz trwają badania.

Domknięcia w nauce są konieczne, aby móc wyniki wdrażać, przekuwać je na technologie, które można upowszechniać. Jednakże wydaje się, że w nauce dominuje stan otwarcia – spory, dyskusje, badania i ponowne badania. Wysiłek całych STS-ów w latach ’70. i ’80. zogniskował się na ukazaniu tej otwartej strony nauki. Odbiorcy pozanaukowi, wykształceni w szkołach podstawowych i średnich na formułkach, które trzeba recytować z pamięci, uczący się nazwisk noblistów i najważniejszych odkryć naukowych, oczekują od nauki, że ta będzie dostarczała im rozmaitych pewników. Tymczasem w nauce zawsze jest miejsce na jakieś wątpliwości.

Jak uczyć, a jak nie uczyć o nauce

Zwróćmy przy okazji uwagę, że problem niewłaściwego kształcenia na temat nauki z mocą uderzył w trakcie pandemii w postaci oporu wobec szczepień. W bardzo wielu przypadkach kłopot zaczynał się od założenia, że nauka powinna dawać pewność absolutną. Na przykład powinna gwarantować, że szczepionka na pewno nie wywoła skutków ubocznych, albo, że na pewno, w 100 proc. uchroni przed zachorowaniem.

Tymczasem pewność, jaką może przynieść nauka jest względna, nawet wtedy, gdy jest bardzo duża. Stuprocentowa pewność co do przyszłości to nie nauka, to wróżenie. Jednakże nauka może poważnie pomóc zważyć rozmaite scenariusze i pomóc w wyborze potencjalnie korzystniejszego dzięki pewności względnej.

Naukowe spory i kontrowersje

Tym sposobem docieramy też do kolejnego obszaru zainteresowań naukowych Latoura: są to kontrowersje naukowe. To, że naukowcy toczą spory jest dla nas oczywiste. Jednakże rozwijająca się antropologia nauki (jak i STS-y w ogóle) pokazała, że niejednokrotnie, gdy naukowcy się spierają, to wcale na nich się nie kończy. Wciągają w swoje spory coraz więcej osób, zasobów, instytucji, materiałów, laboratoriów, innych nauk itp.

Latour przedstawił to na przykładzie wyścigu, jaki toczył się w trakcie II wojny światowej o zapanowanie nad energią atomową. Na jednym poziomie chodziło o ustalenia z zakresu fizyki. Ale idąc krok po kroku za problemem, szybko okazało się, że do badań potrzebny jest materiał, którego pozyskanie angażuje międzynarodowe kontakty i chwiejne gry polityczne między Francją, Norwegią i Niemcami.

Aby jednak jakiekolwiek badania były możliwe, należało przekonać czynniki polityczne, że warto inwestować w przyszłe pokojowe, a być może również militarne zastosowanie tego rodzaju energii. Wtedy do gry włączają się Amerykanie, artykułując obawy, że opublikowanie teoretycznych wniosków z francuskich badań może pomóc Niemcom. Aby poznać szczegóły, warto sięgnąć do „Nadziei Pandory”, której polski przekład został opublikowany w 2013 roku.

W tradycyjnej filozofii nauki spory naukowe przedstawiano jako konflikt dwóch teorii, bądź dwóch interpretacji jednej teorii przewidujących odmienne wyniki. Latour zaś argumentuje, że konflikt teoretyczny to niejednokrotnie także konflikt o inny kształt przyszłego świata. I co więcej, pokazuje, jak te wydawałoby się pozanaukowe strony tegoż konfliktu mogą koniec końców wpłynąć na finalne rezultaty badań. Nie dlatego, że wymuszają oszustwo – choć i takie patologiczne sytuacje są znane – ale dlatego, że dofinansują raczej takie badania, a nie inne, albo umożliwią pozyskanie takiego a nie innego materiału do badań. Albo też, jak w przypadku ruchów pacjenckich, będą nakłaniały do podjęcia określonego problemu (np. jak wyleczyć daną chorobę).

Choć nauka w trakcie tworzenia, jeszcze niedomknięta, nie jest w stanie zaoferować absolutnej pewności, to z pewnością okazuje się fascynująca i zaskakująca. Naukowcy w tym ujęciu przestają być posągowymi postaciami zamkniętymi w wieżach z kości słoniowej i układającymi ciągle w głowach nowe teorie. Okazują się normalnymi, choć niezwykle utalentowanymi i pracowitymi ludźmi, którzy zdobywają materiały do badań, piszą jednocześnie kilka tekstów na raz, z których wszystkie są spóźnione. W międzyczasie namawiają innych do sfinansowania ich badań, a jeszcze innym przedstawiają jak ważne jest to, co robią dla całego społeczeństwa, a przy tym wszystkim kłócą się niemożliwie na konferencjach i swoich publikacjach.

Aby nie popełnić najdrobniejszego błędu w swej pracy osiągają wyżyny kreatywności w opracowywaniu różnych „wspomagaczy”, jak np. księga z otworami opisywana przez Latoura w „Nadziei Pandory”: aby mieć całkowitą pewność, że poprawnie zakodują barwę próbki gleby, zabarwione paski w książce posiadały wycięte otwory, w które można było wsunąć próbkę zamiast układać ją obok książki, czy trzymać nad nią.

Pewien mój kolega, pracujący w laboratorium zajmującym się badaniami nad nietypowymi odmianami nowotworów, pokazał mi kiedyś ściągawkę, jaką osoby tam zatrudnione opracowały dla tych, którzy mieli wdrażać się w jedną z procedur badawczych. Był to spięty dość gruby plik kartek odbijanych na ksero. Zawierał on ponad dwieście kroków procedury, np. rysunki i fotografie przedstawiające, w jaki sposób w danym kroku należy ustawić dany przyrząd, chwycić naczynie z próbkami, ustawić się, co dokładnie robić, etc. Coś na kształt instrukcji składania mebli z IKEA.

Czym są negocjacje

Latour wraz z innymi osobami tworzącymi Teorię Aktora-Sieci nazwał wszystkie te różnorodne kontakty naukowców „negocjacjami”. Pokazuje on na przykład, jak Ludwik Pasteur w swoim laboratorium negocjował z mikrobami wywołującymi wąglika u krów i owiec, z hodowcami, aby wprowadzali zalecane przez niego zmiany na farmach, z weterynarzami, aby w określony sposób stosowali proponowane przez niego środki itd.

Rezultatem tych licznych negocjacji nie było po prostu naukowe odkrycie, które później upowszechniano ratując zwierzętom życie i zdrowie. Jak argumentuje Latour, kluczowe było najpierw laboratoryjne zapanowanie nad bakteriami wąglika, a następnie zmienienie świata poza laboratorium tak, aby przypominał je pod pewnymi względami. Czyli laboratoryzacja świata. Jak mówi francuski uczony w tytule słynnego tekstu – „dajcie mi laboratorium, a poruszę świat”. Taki też jest szerszy wniosek – nauka nie zbiera po prostu wiedzy o zastanym świecie tworząc na jego temat kolejne teorie. Ona go aktywnie zmienia, reorganizuje.

Poznanie jest zawsze jakąś formą działania, ingerowania w świat, pakowania go w kolejnych krokach do naukowego raportu, ale też przekształcania na podobieństwo laboratorium.

Z jednej strony pojęcie negocjacji szybko, bo już na początku lat 80. uznano za jedno z najważniejszych w STS-ach. Z drugiej wywołało ono wiele krytyk. Argumentowano, że negocjować może jedna osoba z drugą albo jedna grupa ludzi z inną, np. strajkujący robotnicy z zarządem fabryki, a nie Pasteur z bakteriami, czy przegrzebki z rybakami, jak w słynnym tekście Michela Callona, innego francuskiego badacza, który z Latourem współpracował i wraz nim współtworzył Teorię Aktora-Sieci.

Jednakże takie rozciągnięcie określenia „negocjować” nie było przypadkiem. Latoura szczególnie interesowały procesy zmiany i sytuacje niestabilności. „Negocjowanie” podobnie jak inne pojęcia, jak np. „mediowanie”, „mediator”, czy „zapośredniczenie” miały pomóc uchwycić nieprzewidywalne trajektorie zmian i zaskakujące skutki braku stabilności. Stąd patrząc szerzej, Teoria Aktora-Sieci jako taka lepiej nadawała się do badania zmian` niż stabilnych społecznych całości bądź relacji.

Kto/co działa? Problem sprawczości

Pojęcie negocjowania pozwoliło także zwrócić uwagę na jeszcze inny aspekt analizowanych procesów. Latoura również interesował problem sprawczości. Kto, czy co działa, gdy organizujemy wyjazd wakacyjny? Gdy piszemy tekst? Jedziemy na rowerze? Przygotowujemy i zjadamy obiad? Realizujemy badania ankietowe? Projektujemy nowy typ kolejki miejskiej?

Posługiwanie się słowem „negocjowanie” oraz innymi stosowanymi w podobnym znaczeniu, jak „delegowanie”, „dokonywanie translacji” lub „mediowanie” czy „zapośredniczanie” miało zwrócić uwagę na fakt, że wielokrotnie, gdy chcemy osiągnąć jakiś cel i nie możemy tego dokonać bezpośrednio, szukamy pomocy, włączając kogoś lub coś jeszcze.

To jest właśnie moment negocjowania: chcę napisać tekst, ale z samej chęci, gotowości i zgromadzonej w głowie wiedzy jeszcze tekst nie wychodzi. Sięgam po laptopa. Aby jednak teraz napisać tekst, muszę wiedzę z głowy nie tylko ubierać w zdania, ale zdania te muszę przekazywać przez palce i klawisze do edytora. Muszę więc nabyć nową kompetencję pozwalającą szybko negocjować z komputerem. Co jednak zrobię, gdy klawiaturę dotknie usterka i przestanie działać jedna literka, choćby „z”? Będę musiał wznowić negocjacje i na przykład skopiować ją z tekstu do pamięci podręcznej zastępując felerny klawisz za każdym razem kombinacją CTRL+C. Przynajmniej w tej chwili, do czasu, gdy zdobędę nową klawiaturę.

Z kim, bądź z czym mam jednak negocjować, gdybym chciał poznać poglądy całego polskiego społeczeństwa? Ot, choćby, jak gotowe jest ono zagłosować w przyszłych wyborach prezydenckich? Skuteczne rezultaty takich negocjacji powodują, że działam ja, ale niejako podłączony do innych. I tylko wtedy mogę działać skutecznie.

Latour analizuje następującą sytuację, sięgając po żywy w Stanach Zjednoczonych problem nieprzewidzianych strzelanin. Jedna ze stron mówi, iż problemem jest artefakt – broń. Inna strona, szukająca przyczyny po stronie ludzkiej powiada, że to nie artefakt podejmuje decyzję, a człowiek. Odpowiedź Latoura jest taka, że działa wtedy cały układ: człowiek + pistolet.

Działanie jest więc zawsze rezultatem wytwarzania takich sieci połączeń między różnymi istotami i obiektami.

W innym zaś miejscu powiada, iż to nie samoloty latają, a linie lotnicze. Ma oczywiście na myśli, że lot samolotu pasażerskiego wymaga infrastruktury lotnisk, mechaników, kontroli technicznych, organizacji biur, stacji pogodowych, zorganizowanego obiegu pieniędzy, jak i obiegu paliwa itd.

Tradycyjnie w naukach społecznych tego, kto działa nazywano „aktorem” (często z przymiotnikiem „społeczny”). Aby podkreślić, że taki aktor zawsze jest siecią, Latour i pozostali reprezentanci ANT zaczęli posługiwać się zbitką „aktor-sieć”. Pamiętajmy jednak, że jedną rzeczą jest ustalenie sprawczości, ale już czymś zupełnie innym odpowiedzialności moralnej i prawnej za czyn. W tym drugim przypadku Latour mówi o tzw. próbach autorstwa.

Latour i posthumanizm

Takie podejście to jeden z powodów, dla których Teoria Aktora-Sieci jest traktowana jako część szeroko rozwijającego się obecnie nurtu zwanego posthumanizmem. Nie chodzi o wykluczenie zainteresowań człowiekiem, bądź społeczeństwem, a zwrócenie uwagi na zaskakujące powiązania między ludźmi i innymi bytami. Całości, które powstają w wyniku tych powiązań, Latour określa także mianem „hybryd”.

Dziś zamieszkujemy świat wypełniony po brzegi hybrydami o często niezrozumiałych kształtach i możliwościach, a każdego dnia powstaje ich więcej. Nie dziwi więc, że w swoich późniejszych pracach Latour zainteresowanie hybrydami i działaniem nauki przekuł na problematykę zmiany klimatycznej.

Czy Latour będzie nas dalej inspirował?

Kwestia, na ile te późniejsze prace Latoura okażą się równie wpływowe i inspirujące, pozostaje otwarta. Wcześniejsze były zakorzenione w STS-ach, czerpały z nich siłę i oddziaływały daleko poza nimi. W późniejszych to powiązanie jest słabsze, a wyjście poza nie dużo wyraźniejsze. Z mojej perspektywy, lektury jednych i drugich mogą jeszcze wiele zaoferować.

Inspiracje myślą Latoura w polskiej nauce są liczne i szerokie, od pogłębionych analiz do okazyjnych odniesień. Pojawiają się w różnych dyscyplinach. Mogę ich przykłady wskazać w kulturoznawstwie, filozofii, antropologii, socjologii, pedagogice, historii i innych. Przez literaturę naukową, także polską, przetoczyło się również wiele dyskusji wokół dorobku autora „Nadziei Pandory”.

Nieskromnie też zauważę, że pierwsza na świecie monografia poświęcona myśli Latoura wyszła w języku polskim w roku 2008. Była to książka mojego autorstwa, wydana w Krakowie przez Wydawnictwo Universitas, zatytułowana „Poznanie, zbiorowość, polityka. Analiza teorii aktora-sieci Bruno Latoura”. Później oczywiście pojawiły się kolejne. Czas pokaże, czy ta silna obecność myśli francuskiego badacza pozostanie z nami na dłużej, jak bardzo i jak długo będzie nas inspirował. Dziś wydaje się, że jest na to duża szansa.

Jeden z najbardziej znanych współczesnych francuskich filozofów, Jacques Derrida, powiedział kiedyś, że życiorys filozofa składa się z trzech części: urodził się, myślał i zmarł. Mam nadzieję, że powyższy rzut oka na dorobek intelektualny Latoura jest więc dobrym sposobem upamiętnienia ważnego myśliciela. Wiemy, że się urodził, wiemy też, że umarł, pozostaje pytanie, jakie myśli nam pozostawił.

;
Na zdjęciu Krzysztof Abriszewski
Krzysztof Abriszewski

Kulturoznawca i filozof. Pracuje na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie kieruje Katedrą Etnologii i Antropologii Kulturowej. Publikował książki poświęcone Teorii Aktora-Sieci, przekładał także na język polski prace Latoura.

Komentarze