Ukrainiec z polskim obywatelstwem nie może legalnie bronić swojej ojczyzny. MON nie pozwala. Jako obywatel UA ma taki obowiązek. Czy jeśli zostanie przymusowo wcielony do armii UA, to w Polsce czeka go do pięć lat więzienia? Jakie ma inne wyjścia z sytuacji?
Mieszkający od lat w Polsce Oleg chce legalnie walczyć w siłach zbrojnych Ukrainy. MON najpierw twierdził, że to nie problem i musi odbyć służbę wojskową w WP. Poszedł na 8 miesięcy. Armia była tak zadowolona, że nie chciała go wypuścić. Teraz gdy spełnił warunki, MON odmówił mu zgody. Bo to „mogłoby naruszyć interes RP”. Jeśli po wezwaniu Ukrainy do armii, nie pójdzie bronić ojczyzny, grozi mu 5 lat więzienia w UA. Jeśli pójdzie – 5 lat w Polsce.
Na prawym ramieniu ma wytatuowanego niedźwiedzia z wielkim Z. I Kozaka, który przebija go mieczem, a w lewej trzyma flagę Ukrainy.
Żona: Jestem zła, bo ruscy odrąbują ręce, nawet gdy znajdą na nich tatuaż tryzuba. Jesteś praworęczny, więc na lewej powinieneś sobie to zrobić, jeśli już chciałeś!
Oleg (ze względów bezpieczeństwa nazwisko pozostaje do wiadomości redakcji) pochodzi z Żytomierza – dużego miasta na trasie do Kijowa. Tam ma rodziców, przyjaciół i córkę z pierwszego małżeństwa. Babcia opowiadała mu, że jej matka była Polką. – Szukałem więc tych swoich korzeni. Ale w kościołach ani w archiwum nic nie było. Zostały zniszczone podczas wojny – wspomina. Pokazuje mi zdjęcia swojej rodziny sprzed ponad 100 lat. Na odwrocie prababcia pisze do siostry. Po polsku.
W 2000 r. pierwszy raz wpadł do znajomych nad Wisłą. „Masz korzenie — dawaj tutaj na uczelnię, będziesz studiował” – namawiali.
I namówili.
Ekonomię w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego zaczął w 2001 r., a po zakończeniu 5 lat później wrócił na Ukrainę, by pomagać ojcu w rodzinnym biznesie — sklepach.
Ożenił się. Ale nadal ciągnęło go do Polski. Zaczął pomagać w organizacji polonijnej „Szlachta Polska”. Był spikerem w radio, prowadził programy telewizyjne, korepetycje z polskiego, a potem nawet reprezentował organizację. „Współpracowałem też z Michałem Dworczykiem przez 9 miesięcy. To on zdobywał finansowanie dla naszego NGO” – wspomina Oleg.
Sklepy ojca zaczęły podupadać, więc w 2014 r., gdy dostał Kartę Polaka, wyjechał nad Wisłę. Najpierw pracował w call center, a potem w handlu międzynarodowym, jako koordynator ds. sprzedaży na rynki wschodnie. Ożenił się powtórnie, z Natalią — Ukrainką urodzoną w Polsce, której przodkowie byli deportowani na Warmię i Mazury w 1947 r. W II połowie 2021 odprawili huczne weselicho w XIX-wiecznym stylu, w Korosteniu niedaleko Żytomierza. Nie tylko para młoda, ale też wszyscy goście nosili tradycyjne ukraińskie stroje. Wyszywanki, kubraki, wianki, kozackie czapy i wąsy. Stara karczma, tradycyjne obrzędy, tańce – zdjęcia wyglądają, jakby to wszystko działo się co najmniej w I połowie XX wieku.
Kilka miesięcy później, 24 lutego 2022 r. gdy Rosja najechała Ukrainę, jak wielu, Oleg przeżył szok. Chciał ściągnąć rodzinę, ale też od razu jechać do ojczyzny, by jej bronić. Natalia namówiła go, by pomagał na razie zdalnie – jako wolontariusz w Fundacji Otwarty Dialog. Zbierali pieniądze dla Ukrainy, kupowali za to niezbędne tam produkty, w tym kamizelki kuloodporne, hełmy, noktowizory, a wolontariusze – także żona – zawozili je pod linię frontu. Oleg pomagał też uchodźcom, którzy wlewali się setkami do namiotów na Dworcu Wschodnim w Warszawie.
Z Ukrainy napływały tylko złe wiadomości.
Najpierw zginął przyjaciel — Oleg — w Brygadzie Azow. Potem Jurij. Następny był Wańka z jego klatki w bloku. „To była jedna z najbliższych mi osób w życiu. Nie mogłem w to uwierzyć. Ugięły mi się nogi, gdy się dowiedziałem. Położyłem się i płakałem. Zupełnie zapomniałem, że prowadzę zajęcia na osiedlowej siłowni — jestem tam trenerem”.
Gdy Rosjanie bombardowali Żytomierz, rozmawiał akurat z córką. „Bomby spadały bliziutko, 700 m. Uderzyły w zbiorniki paliw. Matka płakała. Gdy szahidy leciały im nad głowami, mama leżała w rowie – tak się bała. A to twarda babka” – opisuje Oleg. Córka opowiadała mu, jak zburzyli jej szkołę, kilometr od ich bloku. Pokazuje mi zdjęcia jej ruin.
Korosteń, gdzie mieli wesele, Rosjanie zniszczyli już w pierwszych dniach wojny. Z miasteczka zostały tylko zgliszcza.
Natalia wspomina chłopca, który stracił tam nogę. Wściekłość gotowała się w nim. Po roku wojny miał już dość tylko pomagania zdalnie.
Natalia: „Popierałam jego decyzję, ale chowałam mu paszport. By jego wyjazd był zdroworozsądkowym czynem, a nie romantycznym zrywem. By nie został tylko mięsem armatnim. Bałam się, że jak trafi do ZSU, to nigdy już nie wyjedzie z kraju. Nie wypuszczą go. Gdyby miał jeszcze obywatelstwo polskie, to mógłby ewentualnie opuścić kraj”.
Jeszcze przed wojną Oleg zebrał dokumenty, by ubiegać się o polskie obywatelstwo, bo chcieli, by jego córka mogła studiować w Polsce.
Wniosek złożył więc szybko — dwa dni po inwazji.
Na zdjęciu u góry — szkolenie ukraińskich żołnierzy we Francji, października 2024 r.
W czerwcu 2023 r. spakował się i pojechał walczyć w szeregach Legionu Międzynarodowego w Polskim Korpusie Ochotniczym. Biorą tam tylko Polaków z doświadczeniem wojskowym. On w szkole średniej miał dwa lata młodzieżowego przygotowania przedwojskowego — strzelanie z kałasznikowów, beryli itp. Legioniści stwierdzili, że to im wystarczy.
Miesiąc sprawdzały go służby ukraińskie, m.in. pytały polski MON. Oleg dostał zwrotną informację, że jako także już obywatel RP nie ma uregulowanej służby wojskowej i to musi najpierw uzupełnić.
Wrócił do Polski. Zapytał mailem MON, co musi zrobić, by dostać zgodę na służbę w armii Ukrainy. Starsza specjalistka w MON, Iwona Mrozkowiak napisała mu, że jako Ukrainiec z polskim obywatelstwem podlega ustawie z 11 marca 2022 r. o obronie Ojczyzny „Udzielanie zgody obywatelom polskim na służbę w obcym wojsku lub obcej organizacji wojskowej ”. Zgodnie z jej art. 666, obywatelowi polskiemu podlegającemu obowiązkowi obrony może być udzielona zgoda na służbę w obcym wojsku lub obcej organizacji wojskowej tylko w przypadku, gdy
Tak też zrobił.
Bezzwłocznie.
W WCR na Włochach usłyszał: „Ma pan dwa wyjścia: wolniejsze – czeka pan do lutego przyszłego roku i wtedy dostanie zaproszenie na badania lekarskie. Nie będzie musiał pan iść do wojska, a przejdzie od razu do rezerwy. I szybsza ścieżka — idzie pan od razu do Wojska Polskiego”.
Wybrał szybszą.
28 sierpnia trafił do 10 Brygady Kawalerii Pancernej w Świętoszowie. Ale w ukraińskiej armii chciał być zwiadowcą („taki dużo się rusza – 20 km dziennie na akcji”), więc po miesiącu przeszedł do 2 Pułku Rozpoznawczego w Hrubieszowie. To blisko granicy z Ukrainą. Tam odczuł antyukraińskie nastroje. Podoficerowie mówili mu: „Pamiętamy Wołyń”.
Już w pierwszym tygodniu dostał 24-godzinny dyżury na kompanii, co się nie zdarza, bo nie nauczyli go jeszcze obowiązków dyżurnego. Grozili, że jeśli nie wykuje na blachę zasad użycia broni, to dwa tygodnie z jednostki się nie ruszy.
Wyuczył się. Dostał pochwałę. „To rzucanie mnie na głęboką wodę wychodziło mi na plus” – konstatuje teraz. Gdy okazało się, że jako 39-latek więcej się podciąga niż młody podoficer, dali mu spokój.
Nazwali go „Ojciec” – bo w oddziale byli głównie 19-23 latkowie. „Dowódca powiedział mi na koniec, że byłem pierwszym w historii pułku żołnierzem z dobrowolnej służby zasadniczej, który Wojskową Odznakę Sprawności Fizycznej zdał na 100%” – chwali się i pokazuje tę odznakę.
Już po trzech tygodniach zaproponowali mu służbę zawodową.
Ale on złożył wniosek o przeniesienie do 9 Pułku Rozpoznawczego w Lidzbarku Warmińskim – daleko od granicy z Ukrainą.
Tam zaczął już zawodową służbę. Przez 2 miesiące smutni panowie z kontrwywiadu wypytywali go:
Dowódca dopytywał: a co ty właściwie robisz w tym wojsku?!
Oleg dziwił się czemu innemu – chciał być operatorem dronów w zwiadzie, a w polskich pułkach zwiadowczych nie używali… dronów.
Kurs orientacji w terenie dla podoficerów zdał na bdb. Odbył trzy ćwiczenia poligonowe. Dla jego dalszych jego losów istotne mogło okazać się to, że
został jednym z czterech kierowców Polsce, który mógł jeździć nowoczesnym, lekkim transporterem opancerzonym LOTR nazywanym „Bóbr”.
Jednocześnie aplikował do grupy szybkiego reagowania w Międzynarodowym Legionie w Ukrainie. Jako zwiadowca i operator dronów. „Tam chcą tylko obcokrajowców z ukraińskimi korzeniami – tacy mają motywację i tak łatwo nie uciekną z pola walki” tłumaczy.
Gdy potwierdzili mu angaż na początku maja, złożył wypowiedzenie w pułku i poprosił o szybkie zwolnienie ze służby.
„Nie chcieli mnie wypuścić. Tam teraz potrzebują takich ze znajomością ukraińskiego i rosyjskiego, ale w końcu zgodzili się na miesięczne wypowiedzenie”.
Czy to dlatego, że był pierwszym Ukraińcem, który służył w tej jednostce?
Na służbę w ukraińskiej armii dostał najpierw zgodę MSWiA. Także w lipcu 2024 r. to samo zrobiło Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Opiekunka jego sprawy w MON zapowiedziała mu też ich zgodę, bo dostarczył wszystkie dokumenty i spełnił warunki z ustawy, w tym najważniejszy – uregulowanie służby wojskowej. Zgoda MON miała być już tylko „formalnością” – przekonywali go.
Oleg już na początku sierpnia miał się stawić w ukraińskim oddziale. Też wtedy miał dostać zgodę MON.
Ale nie dostał. Powiedzieli, że potrzebują tydzień więcej. Po tygodniu – że będzie zgoda do końca sierpnia. W kolejne zapewnienia MON Oleg i Natalia już nie wierzyli.
Pod koniec września przyszło wreszcie pismo z Ministerstwa Obrony Narodowej.
Odmowa.
W piśmie czytamy, że „Służba Kontrwywiadu nie rekomenduje udzielenia zgody panu Olegowi (...) na służbę w Siłach Zbrojnych Ukrainy. (...) Ewentualne udzielenie zgody na służbę w obcej armii mogłoby naruszyć interes Rzeczpospolitej Polskiej”.
Oleg: „Załamałem się po ponad roku starań. I nie mam pojęcia czemu nie dostałem tej zgody”
Zespół prasowy MON zapytaliśmy:
MON nie odpowiada na większość naszych pytań. „Służba Kontrwywiadu Wojskowego jest obowiązana do ochrony zgromadzonych informacji” – tłumaczą. I piszą, że „w interesie sił zbrojnych leży w szczególności utrzymanie zasobu wyszkolonych żołnierzy (rezerwa aktywna i pasywna) na wypadek wybuchu konfliktu zbrojnego”. Dodają też, iż „obywatel innego państwa posiadający równocześnie obywatelstwo polskie ma wobec Rzeczypospolitej Polskiej takie same prawa i obowiązki jak osoba posiadająca wyłącznie obywatelstwo polskie”.
„Bronić Ukrainy jak i bronić Polski to mój święty obowiązek. W Ukrainie, w stanie wojennym, mogą mnie wziąć do wojska z ulicy, bez mojej zgody czy zgodny MON. Mogą też elektronicznie wysłać wezwanie. Jeśli się nie stawię do WCRu to grozi mi do 5 lat więzienia, plus kara grzywny. Czy więc Polska mnie ukarze za to, że walczyłem w ukraińskiej armii?” zastanawia się Oleg.
„Z punktu widzenia ustawodawstwa polskiego ewentualna Pana służba w obcym wojsku lub obcej organizacji wojskowej, bez uzyskania przedmiotowej zgody (czyli MON – red.), uznana zostanie za nielegalną. Powyższego (…) nie zmienia okoliczność, że posiadając, oprócz obywatelstwa polskiego również obywatelstwo ukraińskie, podlega pan prawom i obowiązkom wynikającym z przepisów i praw obowiązujących na terenie Ukrainy” – czytamy w odpowiedzi Iwony Mrozkowiak z MON.
Urzędniczka poinformowała go, że w niektórych krajach, gdy otrzymuje się jedno obywatelstwo, automatycznie traci się poprzednie. Zaproponowała, by sprawdził, jak to jest w jego przypadku. „Zasugerowała, bym zrzekł się obywatelstwa Ukrainy” – Oleg jest tym oburzony.
Ale zapytał o tę możliwość dyrektora Służby Konsularnej Ukrainy. Okazuje się, że w czasie stanu wojennego nie można zrzec się obywatelstwa. W sieci znalazł dokument ukraińskiego MSZ, z którego wynika, że do stycznia br. 178 osób próbowało tego dokonać. Bezskutecznie.
Oleg ponownie więc zapytał MON, czy jeśli zostanie przymusowo wcielony do armii UA, to w Polsce czeka go do pięć lat więzienia i jakie ma inne wyjścia z sytuacji? „Nie mogę panu podać gotowego rozwiązania. Proszę rozważyć wszystkie za i przeciw i wybrać dla siebie najlepsze rozwiązanie” dostał odpowiedź.
Oleg twierdzi, że po kolejnej zmianie przepisów w Ukrainie, nawet jeśli nie pójdzie na ochotnika do armii, albo nie zostanie do niej przymusowo wcielony, to i tak nie wypuszczą go już z kraju jako obywatela Polski. „W paszporcie jest wpisane, że jestem urodzony w Żytomierzu więc mam też obywatelstwo ukraińskie. Mogą mnie więc zatrzymać na granicy” prognozuje.
Nadal liczy na to, że Polska nie będzie go karać za to, że wypełni swój obywatelski obowiązek obrony ojczyzny. Odwołał się od decyzji MON. „Jeżeli nie poniosę żadnych konsekwencji, to pojadę walczyć” kończy.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze