„Jest mnóstwo rozwodów. Jakieś 10 proc. strażników jest faktycznie takich wyrachowanych, że ich to nie rusza, ale większość rusza. Jak nie dają tego po sobie poznać, to odbijają później w cywilu. Często uważamy, że psycholog nie jest potrzebny, my sobie poradzimy z tym sami”
Strażnikom granicznym nie da się wprost zadać pytań o to, jak postrzegają obecny kryzys humanitarny i moralny. Odsyłają do rzecznika, a służby prasowe każą się komunikować przez e-mail. W siermiężnych przekazach mediów rządowych pojedynczy pogranicznicy ukazywani są jak herosi, z kolei w relacjach z interwencji wobec wycieńczonych migrantów mogą się wydawać bezdusznymi potworami.
Ale co naprawdę czują? OKO.press dotarło do byłego funkcjonariusza z Podlasia, który w latach 90. pracował w Straży Granicznej i po sąsiedzku koleguje się z wieloma pełniącymi służbę dziś. Zgodził się opowiedzieć o tym, co od nich słyszy, prosząc o anonimowość.
Maciek Piasecki, OKO.press: Co pan myśli, kiedy widzi informacje, że np. polscy pogranicznicy przerzucali ciężarną kobietę nad drutem? To rzeczywistość czy jakaś wymyślna kremlowska propaganda, na którą dali się nabrać dziennikarze?
Były funkcjonariusz Straży Granicznej: Nie, to się naprawdę dzieje, to wiem.
Dlaczego ludzie na służbie to robią? Nie czują wyrzutów sumienia?
Każdego to rusza. Oni są ludźmi, wszystko przeżywają, tylko nie mogą dać po sobie tego poznać. Myślę, że jakieś 10 proc., może troszkę więcej, jest faktycznie takich wyrachowanych, że ich to nie rusza, ale większość rusza. Jak nie dają tego po sobie poznać, to odbijają później w cywilu.
Opowiada się rodzinie po powrocie do domu?
Służba jest służba, a życie jest życie. Nie chcesz truć rodziny. Wiesz, że byłby dym, a nie chcesz się kłócić. Raczej idziesz na drinka z tymi, którzy mają podobne przeżycia.
Rodzina z reguły to rozumie, aczkolwiek nie zawsze, bo jest mnóstwo rozwodów.
I to dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet, bo kobiety też pracują w SG. Oni też tego czasem nie rozumieją.
Zdarzało się, że ktoś się wypalał w pracy albo zaczynał być agresywny?
To było widoczne dla kolegów i innych ludzi. To działa na człowieka. Nieraz chce się płakać.
Jest jakieś instytucjonalne wsparcie, pomoc psychologiczna? I czy ludzie korzystają z tego, czy się boją, że wyjdą na słabeusza?
Często uważamy, że psycholog nie jest potrzebny, my sobie poradzimy z tym sami. Z psychologami raczej rozmawiamy bardziej prywatnie, na stopniu zawodowym, jako kolega, koleżanka, a prawie nigdy jako pacjent, w konwencji psychoterapii. Bardzo rzadko to się zdarza. Może teraz wśród młodzieży to się zmieniło, za moich czasów tego nie było. I wiem, że ci, którzy pracują dłużej, raczej nie korzystają, aczkolwiek mają możliwość naprawdę codziennie.
Są zachęcani, żeby szukać pomocy psychologa, psychiatry, terapii, jest tego mnóstwo. A prawie każdy tego potrzebuje, to pomaga. Tylko niestety, na to się nie decydujemy. Bo raz – „ja nie potrzebuję”, dwa – koledzy powiedzą, że miękki, trzy – bo przełożony powie „sorry, rady nie dajesz”.
Duża część społeczeństwa ma strażnikom za złe to, jak traktowani są ludzie próbujący przejść granicę. Dlaczego tak to wygląda?
Zanim pojawiły się informacje o zgonach, zwierzchnicy mówili, że ludzi trzeba odwozić na granicę. Dopiero po nich funkcjonariusze się postawili, domagali się, by ludzi odwozić do ośrodków. Zwierzchnictwo może umyć ręce, bo rozkaz nigdy nie padł na piśmie – to było tylko „ustne polecenie”.
Można zażądać go na piśmie? Czy to już będzie traktowane jako postawienie się przełożonemu?
Podejrzewam, że od czasu rozpoczęcia fali przekraczania granicy nikt na wschodniej granicy tego nie zażądał. Każdy robi jakąś karierę, każdy chce pracować do emerytury, każdy chce jakoś służbę spełnić w miarę normalnie.
Często słychać komentarz, że strażnicy powinni odmówić wykonania bezprawnego rozkazu, np. nielegalnego push backu. Jak to wygląda w praktyce?
Masz takie prawo, tylko że to rodzi problemy. Myślę, że nikt nie odmówił, bo po pierwsze, faktycznie nie było takiego rozkazu, tylko polecania – a po drugie, to było wygodniejsze.
Straż Graniczna nie była przygotowana na taki scenariusz, brakuje ludzi.
Koleżanka, która pracowała od 8 do 16, teraz kończy o 22-23. W sytuacji, gdy 2 godziny przed końcem służby znajdujesz migrantów, to jeśli ich cofniesz do granicy, to jesteś wolny. Jeśli ich zatrzymasz, spędzisz jeszcze kolejne 6-10 godzin. Tak jest bezpieczniej, lżej, tak jest wygodniej. No i w przypadku oficjalnej odmowy cała jednostka byłaby postawiona na nogi, wyjaśnienia, zeznania…
Jest miejsce na rozważenie, czy to moralne?
Tłumaczy się to sobie tak, że jak sprzedawca musi obsłużyć klienta w sklepie, bo od tego jest, tak samo strażnik graniczny ma swoje zadania i musi je wykonać. Mimo że go wyzywają, mówią, że nie jest człowiekiem, ale on musi to zrobić, po prostu.
Cokolwiek myśli się wtedy o ludziach, ich losie?
Moim zdaniem człowiek, który idzie tutaj do nas, on nie zdaje sobie sprawy, w jakich warunkach to będzie robił, czym to grozi i jak się skończy.
Wschód, czyli Białoruś, robi wszelkie możliwe kroki, żeby nam dokuczyć, używa ludzi jak towaru. Polska też traktuje ludzi jak towar, niedogodność.
Moim zdaniem między nami a Białorusią – czy Europą a Białorusią – trwa wojna, a ci niewinni ludzi chcą tylko dostać się do lepszego świata. Może 10 proc. uczestniczy w tym specjalnie, wiedzą, na co się decydują – to ci tzw. terroryści.
Jak się weryfikuje, czy ktoś stanowi zagrożenie?
Straż robi to poprzez ABW, wywiad, sami nie mają aż takich możliwości, żeby to sprawdzić. Jeśli ktoś jest w bazie danych jako terrorysta, to SG ma do tego dostęp, ale sama nie przeprowadzi weryfikacji. Prędzej wywiad wojskowy, policyjny.
Może z perspektywy bezpieczeństwa zamiast wywozić kogoś do lasu – z którego dwa razy się nie wymknie, ale trzeci-czwarty raz już tak – lepiej zabrać taką osobę do ośrodka, spokojnie sprawdzić?
Tutaj jest postrzeganie inne sytuacji. W ośrodku jest tak, że ktoś siedzi pod pełną ochroną załóżmy dwa tygodnie, miesiąc, w końcu poluzują mu trochę pobyt, nawet nie do końca weryfikacji. Potem można przepustkę dostać, nie wrócić, uciec. Wygodniej taką osobę zawrócić.
Ale wiemy, że Białorusini ich nie wpuszczą. Ludzie są w klinczu.
Teoretycznie Białorusini powinni ich przepuścić na przejście graniczne. Tam powiedzą, że chcą azylu, chcą być chronieni, potrzebują wizą, wtedy Polska cię przyjmie normalnie, nie przez zieloną granicę. Przecież to jest parę kilometrów z Usnarza do Kuźnicy.
Ale oni ich zmuszają. Była sytuacja, że do Bugu wepchnęli kogoś na siłę, a ostatnio niszczyli nasze zasieki. Pierwszy na planie był blondyn, typowy europejczyk, to na pewno nie był uchodźca – to był pewnie człowiek ze służb białoruskich, który był prowodyrem.
Jest pan pewien, że Białorusini nie dopuszczają do tych legalnych przejść?
Na pewno. W tej chwili media podają, że Mińsk jest zawalony uchodźcami – to dlaczego ich nie odstawić na granicę? Idźcie. Nasi zweryfikują na przejściu, to jest inna weryfikacja, bo mają systemy komputerowe, odciski palców... Czemu ich wpuszczają na granicę zieloną?
To jest bieda właśnie dla naszych służb, że nie mają możliwości jakiejkolwiek weryfikacji, czy ktoś jest uchodźcą.
Muszą ich przyjmować do ośrodków, a jak przyjmują, to muszą teoretycznie ich zostawić. Chyba że są w pasie przygranicznym, wtedy można ich wieczorem pchnąć dalej.
A więc najważniejsze dla migranta czy uchodźcy, to się wydostać z tego pasa?
Ludzie płacą horrendalne ceny, żeby się tylko dostać za strefę przygraniczną, bo później jak ich zatrzymają, to już nie odwiozą na granicę. Ode mnie z miasteczka przejazd do Białegostoku, gdzie jest się już poza strefą przygraniczną, płacą nawet 500 euro od osoby. Za 80 km. I płacą.
Ludzie w przygranicznej strefie sympatyzują raczej ze służbami, czy z osobami migrującymi?
Wiele osób popiera służby, często zgłaszają uchodźców – na przykład podadzą im herbatę, coś ciepłego (chcą ich poratować, bo to są ludzie), w międzyczasie dzwonią na policję, że ktoś u nich jest. Są czasami zdziwieni, że patrol potrafi przyjechać w 2-3 minuty, że oni nawet nie mają czasu dać im tej herbaty. W naszym regionie ludzie są bardziej nastawieni na obronę granicy niż na wpuszczanie tych ludzi.
Często ich spotykają? Boją się?
W zasadzie codziennie. Wszyscy zaczęli zamykać swoje gospodarstwa, nieraz rolnicy mi opowiadają, że zawsze wszystko było pootwierane, to teraz chlew, stodoła na kłódkę, brama na kłódkę. Migranci potrafili im wybić szybę w samochodzie, bo chcieli się przespać w aucie.
To prawda, że strażnicy chodzili po domach i mówili ludziom, żeby nie pomagać?
Nie, to plotki. Koledzy często prosili gospodarzy: „Teraz 2-3 minuty, papierosa spalimy, dajcie im coś ciepłego, bo my ich zabieramy i oni będą później przerabiali papierami, pierdołami, nie będą mieli czasu na coś ciepłego”. Strażnicy też są normalni, tylko na tyle, na ile mogą.
Uczy się strażników, by traktować osobę przekraczającą granicę, choćby i łamiąc prawo, jak człowieka w potrzebie? Czy raczej jako przestępcę?
Mogę powiedzieć z autopsji, to było pod koniec lat 90., wieki temu.
Jeśli ktoś przekracza granicę, masz prawo nawet użyć broni, ale uczysz się, że musisz umieć szybko biegać. Bo ty nie możesz go zastrzelić, musisz go dogonić, zatrzymać i przekazać dalej. Musimy zatrzymać człowieka humanitarnie.
Z tego mają dużo szkoleń, m.in. z psychologami. Teraz straż graniczna jest szkolona z kontaktu z człowiekiem jeszcze lepiej, niż ja byłem. Jak rozmawiamy, to zawsze fajnie tłumaczą, że to człowiek, ale muszą.
Czego najbardziej chcieliby teraz strażnicy? Muru, o którym mówi rząd?
Chcieliby po prostu spokoju. Jak zezwoli się na wejście uchodźcom, będą mieli więcej pracy. Nawet przy zabezpieczeniu tym płotem, to oni też będą musieli wciąż pracować, to się nie skończy.
Rezygnują z pracy?
Mój kolega poszedł do policji, dostał się, przeszedł szkolenie, trafił do Usnarza. Po miesiącu zrezygnował, rzucił robotę. Pytam: dlaczego? „Wiesz co, bo pier..., po 14-16 godzin stoję na granicy, deszcz, słońce, mróz”.
Młodych ludzi odstrasza ta praca. Wiedzą, czym to grozi, są na pierwszej linii, w tych zasiekach, obawiają się. Gdybyś postawił mnie, chłopa z doświadczeniem, to ja bym odstał swoje, zrobił i poszedł. Młodzi ludzie są bardziej chyba wrażliwi.
Jest też obawa przed opinią innych? Sondaże pokazują, że działania władzy bardzo nadszarpnęły szacunek do policji. Z pogranicznikami może być to samo.
W naszym rejonie przygranicznym myślę, że opinia o mundurowych wcale nie spadła, wręcz zyskała, a teraz przy uchodźcach jeszcze bardziej. Ludzie chcą się czuć bezpiecznie. Wiedzą, że oni ich chronią, chodzą po tych ludziach, z nimi rozmawiają, zaglądają do nich do domów, nawet jak jest spokój. Oni się znają, może nie jako przyjaciele, ale bardzo dobrzy koledzy, wszyscy. Służby mundurowe mają ogólnie bardzo fajnie w tych strefach.
Sondaże są napędzane większymi miastami, a tutaj cholernie wszystko jest pro-PiS. Gdzie się nie obejrzysz, to oglądają TVP, „bo tam prawdę ci powiedzą”.
Te sondaże się mijają z rzeczywistością wschodniej granicy.
A czy zagrożenie wojną traktowano wśród ludzi w jakimkolwiek momencie realnie?
Kiedy w okolicy pojawiły się niespodziewanie wyrzutnie rakiet, wiele osób było przerażonych. Jednak jeśli ktoś ma w rodzinie mundurowych – a wiele osób tu ma – to oni zawsze uspokajali, że tak wyglądają ćwiczenia.
Za miesiąc zgodnie z prawem powinien się zakończyć stan wyjątkowy. Co wtedy?
U znajomego rolnika przy samej granicy wojsko będzie remontowało oborę na halę pod zasiedlenie na całą zimę. Już wyłożyli kasę, mają umowę podpisaną na remont. Więc stan wyjątkowy szybko się nie skończy.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze