„Nie chcieli mnie dopuścić do zatrzymanych osób. Dwukrotnie mówiłam, że chcę pełnić rolę pełnomocnika, opiekuna prawnego” – mówi posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus. 42 osób – w tym piątki dzieci – zatrzymanych pod Toruniem szukają m.in. aktywistki Toruńskiej Brygady Feministycznej. Oto co udało się ustalić redakcji OKO.press
Tylko z ostatnich dni i tylko te wydarzenia, o których dowiedziały się media:
Trwający od lata tego roku kryzys humanitarny na granicy z Białorusią przestaje być sprawą tzw. ściany wschodniej. Może stać się realnością, gdy wracamy z pracy czy idziemy na spacer z psem, jak było w przypadku jednego z mieszkańców Gronowa, gdzie trafiły osoby złapane pod Lubiczem.
Uchodźcy i imigranci, jeśli uda im się ukryć przed pogranicznikami, szukają możliwości przejazdu dalej na zachód. Do Niemiec, Holandii, Francji. Już w tym momencie w jednym z ośrodków dla cudzoziemców w Brandenburgii przebywa ponad 500 takich osób. Z niektórymi z nich rozmawiało OKO.press w cyklu reportaży z ośrodka w Eisenhüttenstadt:
Jak zwykle w przypadku zatrzymanych cudzoziemców przekraczających zieloną granicę z Białorusią, uzyskanie rzetelnej i pewnej informacji o ich losie jest praktycznie niemożliwe.
Blokowanie dostępu do zatrzymanych ich prawnikom, udzielanie mylnych informacji, przewożenie z placówki do placówki, zdawkowe komunikaty medialne, zakaz pracy mediów w strefie stanu wyjątkowego – to wszystko sprawia, że większość tego, co wiemy na temat trwającego na granicy kryzysu, jest sumą opowieści tych, z którymi udało się porozmawiać aktywistkom i aktywistom oraz mediom, a także z nieoficjalnych, przekazanych anonimowo informacji. Uzupełniane są filmami nagrywanymi przez same koczujące na granicy osoby, a czasem także przez białoruskie służby.
W efekcie dysponujemy więc rozbitą, fragmentaryczną dokumentacją kryzysu - składa się ona jednak w ponury obraz łamania praw człowieka na granicy przez aparat państwa.
To, z czym spotykają się na co dzień aktywistki i aktywiści pod strefą stanu wyjątkowego, staje się od niedawna również udziałem ludzi znajdujących się setki kilometrów od strefy. Świadkami zatrzymania pod Lubiczem 42 osób i dalszych czynności policji były osoby, które znalazły się tam przypadkiem. Do nich dojechały kolejne — zrobiły to, bo nie miały zaufania do służb, że postąpią wobec zatrzymanych z poszanowaniem ich praw. I, podobnie jak pod placówką Straży Granicznej w Michałowie, krzyczały przez płot: "czy te osoby mają prawnika?", "dlaczego te osoby są skute?".
Obcokrajowców z S-10 funkcjonariusze przewieźli do znajdującej się w pobliżu szkoły w Gronowie. Około północy, zakutych w kajdanki, policjanci wyprowadzili większość z nich do dwóch autobusów i wywieźli autostradą w kierunku Łodzi. Czynności policji obserwowały i relacjonowały na Facebooku aktywistki Toruńskiej Brygady Feministycznej. Zza płotu widziały, że wyprowadzono mężczyzn, część z nich była ubrana tylko w bluzy, a na nogach mieli klapki.
W sprawie zatrzymanych cudzoziemców interweniować próbowała posłanka Joanna Scheuring-Wielgus, wiceprzewodnicząca Nowej Lewicy.
"Nie chcieli mnie dopuścić do zatrzymanych osób. Dwukrotnie mówiłam, że chcę pełnić rolę pełnomocnika, opiekuna prawnego" – mówi OKO.press posłanka.
I dodaje: "Mam przygotowane dokumenty. Ale nie chcieli mnie wpuścić. Kazali mi przyjść następnego dnia rano".
Rano 26 października komendantowi policji nie udało się wygospodarować czasu na spotkanie z Scheuring-Wielgus, natomiast w tym czasie większa część cudzoziemców od wielu godzin przebywała już w innym miejscu. Gdzie? To nie do końca jasne.
"Otrzymałam informację, że 28 mężczyzn z tej grupy zostało przewiezionych do więzienia we Włocławku. Kobiety z dziećmi zostały około godziny 11 wywiezione z Gronowa. Nie wiem gdzie." – opowiada Joanna Scheuring-Wielgus. W toruńskiej "Wyborczej" pojawiła się informacja, że część osób trafiła do szpitala. Gazeta informowała również, podobnie jak posłanka Schuring-Wielgus, że cudzoziemcy najprawdopodobniej są we Włocławku, ale nie w więzieniu, a w areszcie, który ma miejsca dla uchodźców.
Wczoraj, 27 października, Komenda Miejska Policji w Toruniu wydała komunikat, wg którego "imigrantom zapewniono posiłki, napoje, a także odzież i maskotki dla dzieci", a "zatrzymani cały czas przebywali w pomieszczeniach policji przeznaczonych dla osób zatrzymanych, natomiast dzieci i trzy kobiety w szkole w Gronowie." Informacji o hospitalizacji brak.
Cudzoziemcom postawiono zarzut z art. 264 paragraf 2 Kodeksu Karnego — mówi OKO.press rzeczniczką toruńskiej policji, Wioletta Dąbrowska.
Dotyczy on nielegalnego przekroczenia granicy przy użyciu przemocy, groźby, podstępu lub współdziałając z innymi osobami.
Kobieta przewożąca obcokrajowców usłyszała zarzuty "narażenia na niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia czterdziestu dwóch osób, pomocy w nielegalnym przekroczeniu granicy RP wbrew przepisom ustawy oraz czerpania korzyści majątkowej w umożliwieniu i ułatwianiu cudzoziemcom nielegalnego pobytu na terenie Polski. Może jej za to grozić kara do 8 lat więzienia" – czytamy w komunikacie policji.
Również 26 października wszyscy obcokrajowcy, włącznie z dziećmi, zostali przekazani funkcjonariuszom Straży Granicznej.
Joanna Scheuring-Wielgus obawia się o ich los. W kontekście rozporządzenia MSWiA oraz uchwalonej przez Sejm i podpisanej ostatnio przez prezydenta ustawy wywózkowej nie jest wykluczone, że osoby te zostaną "zwrócone do linii granicy państwowej", co oznacza doprowadzenie ich do rozwiniętego na granicy z Białorusią płotu lub, jeszcze prościej – wywiezienie do lasu.
"Strasznie mnie to martwi" – dodaje posłanka. Inna grupa osób, wobec których podjęła wcześniej interwencję, zniknęła. "Mamy pełnomocnictwa kilku Irakijczyków, którzy podpisali się pod wnioskami, że chcą azylu w Polsce".
"Zostali zabrani przez pograniczników. Po mojej interwencji dostałam od SG informację, że nie wiedzą co się z nimi dzieje. Rozpłynęli się" – mówi nam Scheuring-Wielgus.
Wczoraj, 27 października, cały dzień próbowaliśmy dodzwonić się do Rzeczniczki Prasowej Komendanta Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej. To właśnie do jednego z podlegającego mu posterunków mieli trafić obcokrajowcy. Na stronie podane są dwa numery, stacjonarny i komórka. Obu nikt nie odbierał.
Przedwczoraj, 26 października, prawdopodobnie cudzoziemcy przebywali w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy, a przynajmniej tak przypuszczają aktywistki, które dojrzały w oknach postaci cudzoziemców, a w jednym z transporterów Straży Granicznej, dziecko.
Służby nie udzieliły tym osobom informacji, jedna z aktywistek została brutalnie odepchnięta od pojazdu pograniczników, gdy chciała zobaczyć, kto jest w środku.
Oprócz miejsca przewiezienia zatrzymanych chcieliśmy się od rzeczniczki SG dowiedzieć, czy zatrzymane osoby, które toruńska policja zidentyfikowała jako Irakijczyków, są Kurdami. Na to pytanie nie potrafiła odpowiedzieć rzeczniczka policji. Zdawała się nie rozumieć, w jaki sposób jest to w tym kontekście informacja istotna. Jest ona jednak kluczowa dla zrozumienia przyczyn, dla których ci ludzie wyruszają w tę niebezpieczną podróż do Europy – jezydzi, mniejszość religijna, składająca się głównie z Kurdów, jest od 2014 roku masakrowana w Iraku przez ISIS.
Dziś, 28 października, podjęliśmy kolejną próbę ustalenia dalszego losu zatrzymanych cudzoziemców. Tym razem udało nam się dodzwonić pod numer rzecznika Komendanta Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej. Zastępujący rzeczniczkę Krzysztof Grzech oddzwonił z informacjami, o które pytaliśmy. Przyznajemy, nie spodziewaliśmy się tego.
Dowiedzieliśmy się, że wobec wszystkich dorosłych osób zostały wszczęte postępowania administracyjne w kierunku powrotu do Iraku. W tym momencie, na podstawie postanowienia sądu, przebywają w trzech ośrodkach strzeżonych dla cudzoziemców:
Funkcjonariusz SG powiedział nam także, że będą tam przebywać trzy miesiące, do czasu zorganizowania im powrotu, chyba że w międzyczasie wyrażą wolę ubiegania się o ochronę międzynarodową. Krzysztof Grzech powiedział nam, że do tej pory te osoby tego nie zrobiły.
Grupa 42 osób zatrzymanych pod Lubiczem weszła w tzw. starą procedurę, która zakłada pobyt w ośrodku dla cudzoziemców, a następnie organizację powrotu do kraju pochodzenia. Mogą w tym czasie starać się o ochronę międzynarodową w Polsce.
26 października weszła w życie nowelizacja ustawy o cudzoziemcach, tzw. ustawa wywózkowa. Zgodnie z tą ustawą od 26 października procedura postępowania się zmienia – osoby zatrzymane w Polsce mogą zostać zwrócone do linii granicy.
Gdyby więc ta grupa została złapana dziś, trafiłaby do Białorusi. Ponieważ jednak do zatrzymania doszło 24 października, ich los jest inny:
O prawach uchodźców, o tym, gdzie zgodnie z prawem mogą być przetrzymywani, o doświadczeniach ze służbami – rozmawiamy z Tadeuszem Kołodziejem, prawnikiem z Fundacji Ocalenie.
Hanna Szukalska, OKO.press: Otrzymaliśmy informacje, że zatrzymane pod Łowiczem osoby przewieziono do więzienia. Później okazało się, że chodziło jednak o areszty przeznaczone dla cudzoziemców. Czy zgodnie z prawem uchodźcy mogliby w ogóle trafić do zakładu karnego?
Tadeusz Kołodziej, prawnik, Fundacja Ocalenie: Nie. Oczywiście, jeśli zgodnie z prawem nie toczy się wobec nich postępowanie karne w sprawie innej, niż w kwestii legalizacyjnej lub wykroczenia polegającego na nielegalnym przekroczeniu granicy, to takie osoby nie powinny trafiać do zakładu karnego. Może być też tak, że zmieniono status jakiegoś zakładu karnego na ośrodek recepcyjny.
Są sygnały, że w związku z sytuacją na granicy, inne placówki mogą zyskiwać status ośrodków recepcyjnych dla cudzoziemców.
To gdzie powinny trafić?
Jeżeli sąd tak postanowi, mogą trafić do strzeżonego ośrodka dla uchodźców. Oczywiście dla osoby z zewnątrz może taki ośrodek sprawiać wrażenie porównywalne do aresztu, bo osoby w nim przebywające nie mogą z niego wyjść. Natomiast w zamkniętym ośrodku dla uchodźców panują nieco lepsze warunki niż w areszcie czy w więzieniu.
A przed postanowieniem sądu, na które trzeba poczekać?
Osoby czekające na decyzję sądu przebywają w ośrodkach recepcyjnych. Mogą z niego trafić do zamkniętego ośrodka dla cudzoziemców, ośrodka otwartego lub po prostu zamieszkać w wynajętym mieszkaniu. Przy granicy zdarza się, że czekają w placówkach Straży Granicznej.
Ze szkoły w Gronowie część mężczyzn wyprowadzono w kajdankach. Czy jeśli jedyną winą jest nielegalne przekroczenie granicy, takie traktowanie cudzoziemców jest zgodne z prawem?
Nie powinny być przewożone w kajdankach. Oczywiście w takiej sytuacji, gdy nie toczy się inne postępowanie karne wobec nich, w ramach którego uzasadnione byłoby użycie tego typu środka przymusu bezpośredniego. Sam jednak fakt nielegalnego przekroczenia granicy nie może stanowić podstawy dla takiego postępowania.
Z tym, że samo nielegalne przekroczenie granicy może być i wykroczeniem, i przestępstwem. W czym leży różnica?
Samo nielegalne przekroczenie granicy jest wykroczeniem. Natomiast jako przestępstwo w rozumieniu kodeksu karnego może być uznane m.in. nielegalne przekroczenie granicy we współdziałaniu z innymi osobami, przekroczenie granicy przy użyciu przemocy, groźby lub podstępu. Między wykroczeniem a przestępstwem są konkretne różnice. Póki co, nie spotkaliśmy się jednak w naszej pracy pod strefą stanu wyjątkowego przy granicy, żeby Straż Graniczna lub policja kogoś z osób nielegalnie przekraczających granicę aresztowała i umieszczała w areszcie.
Może w sprawie osób złapanych w trasie na Zachód praktyka jest już inna. Kolejna sprawa - policja, wywożąc cudzoziemców w nocy ze szkoły w Gronowie, pozostawiła w niej kilka kobiet z dziećmi. Potencjalnie, bo nic nie wiemy o tych osobach, służby mogły rozdzielić w ten sposób rodziny.
Takie działanie budzi najgorsze skojarzenia z możliwych.
Jakim prawem następuje w ogóle taka segregacja: matki zostają z dziećmi, mężczyźni gdzie indziej. Słyszymy o rozdzielonych rodzinach także pod strefą.
Trzeba byłoby zacząć od tego, że w ogóle trudno mówić o tym, jakim prawem to się dzieje. Prawo nie przewiduje sytuacji, w której cudzoziemców po nielegalnym przekroczeniu granicy i złożeniu wniosku o ochronę, a nawet bez jego składania, bo takie osoby, tak czy inaczej, powinny trafić do ośrodka strzeżonego, się deportuje bez pełnego postępowania zobowiązującego go do powrotu. Prawo nie przewiduje więc również rozdzielania i segregowania według płci, wieku, zdrowia czy przynależności państwowej.
Ta sprawa nie jest uregulowana prawnie, ale nie dlatego, że jest jakaś luka prawna, tylko dlatego, że na wcześniejszym etapie to prawo jest łamane.
Oczywiście mówiąc „prawo”, myślę o poziomie Konstytucji czy prawie międzynarodowym, bo od czasu wejścia w życie ustawy [tzw. wywózkowej – przyp. red.], odsyłanie do linii granicy stało się zgodne z ustawą, choć nie jest zgodne ani z Konstytucją, ani z prawem międzynarodowym.
Czyli Straż Graniczna wywożąc ludzi, nie łamie żadnych zakazów segregacji czy rozdzielania rodzin, bo nikt nie przewidział, że ktoś będzie w tak nieludzki sposób wydalał kogoś z kraju. Tymczasem opowieści o takich ludzkich tragediach przybywa.
To się zdarza. Czasem integralność rodziny bywa przez SG zachowana, w znaczeniu, że rodzina jest odsyłana razem. Nie wiem, czy to jest jakieś pocieszenie, bo trudno powiedzieć czy lepiej być razem odesłanym do lasu czy być rozdzielonym, ale z większymi szansami na przetrwanie choć niektórych członków danej rodziny. Czasem, oczywiście rodziny wchodzą w procedurę azylową razem.
A skąd w ogóle pogranicznicy wiedzą, kogo odsyłają, czy właśnie nie dzielą rodziny. Chodzi o sytuację szybkich wywózek "na linię granicy państwowej". Czy słyszał Pan o tym, żeby prowadzili jakieś rejestry?
Nie wiem, czy oni nie prowadzą jakichś swoich niejawnych rejestrów, które nie są przewidziane przez polskie prawo i do których opinia publiczna nie ma dostępu. To w sumie samo w sobie byłoby skandaliczne. Chociaż nie wiem, czy nie gorsze, ale też bardzo prawdopodobne, jest to, że oni po prostu nie badają podstawowych danych o zatrzymanych cudzoziemcach, których na podstawie prostej segregacji postanawiają od razu odesłać.
Może dalsze działania wobec nich podejmują na podstawie narodowości, wieku, płci czy stanu zdrowia - nie mam pojęcia. Z tego, co wiem, jeśli osoby są wypychane, to nie ma żadnego wywiadu, już nie mówiąc o pogłębionym, który jest standardem w procedurze zbierania danych w ramach wniosku o ochronę międzynarodową.
Raczej nie dowiedzieliście się tego od Straży Granicznej?
Mówię to na podstawie indywidualnych historii tych osób, które są wielokrotnie wyrzucane z Polski. Nie spotkałem się z ani jedną relacją, w której push-back byłby poprzedzony jakimś wywiadem. Przy takiej ilości wypchnięć, przy tylu osobach pochodzących z różnych państw, posługujących się tyloma różnymi językami, brakowałoby tłumaczy, do których dostęp ma SG do tych wywiadów.
Wysoce prawdopodobne wydaje mi się, że oni nawet nie rozmawiają z większością cudzoziemców, bo nie są w stanie się z nimi dogadać.
A ilu jest tych tłumaczy?
Nie wiem, ale wiem, ile się czeka na tłumacza w sytuacjach zgodnych z procedurą – minimum całą noc, w przypadku osób zatrzymanych wieczorem. Straż Graniczna rozpoczyna procedury dopiero następnego dnia. Właśnie ze względu na brak tłumaczy, którzy gdzieś tam się poruszają w tym regionie z miejsca na miejsce.
Zdarza się, że osoby są wywożone na granicę od razu. A co w tej sytuacji decyduje o tym, że ktoś trafia w procedurę azylową?
Trudno mi powiedzieć. Mogą to być najprostsze instynkty, przykładowo, że tutaj jest kobieta i dziecko – oni zostają, a mężczyźni są odsyłani. Albo ci, którzy akurat są w jakiś sposób przez nas monitorowani, zaopatrzeni w pełnomocnictwa i inne dokumenty, może mają większe szanse.
A media?
Różnie to działa w tej chwili. Zauważamy uczulenie na media. W takim znaczeniu, że postawy mogą się radykalizować: pojawiają się media, to tym bardziej pokażemy, że nie zrobimy tak, jakby chciały, jak by chcieli aktywiści czy pełnomocnicy. Do takich mechanizmów to się sprowadza. Jak ktoś coś chce udokumentować, to oni wtedy na złość zrobią odwrotnie.
Słyszy się o różnych postawach funkcjonariuszy Straży Granicznej. I o tym, że ktoś bierze L4, i o tym, że pod nosem mówi, że nie po to szedł do służby, żeby ludźmi przez płot rzucać. Większość chyba jednak robi to, co mówi rozkaz.
Działanie pijarowe rządu czy samej SG, gdy spojrzy się na ich Twittera – polegają na odczłowieczaniu uchodźców i imigrantów. Łatwiej przecież wyrzucić kogoś, kto jest przedstawiony jako potencjalny wróg, obcy kulturowo, niosący ryzyko. Szczególnie, jak funkcjonariusz nie umie się z nimi dogadać.
Takie osoby też, po wyjściu z lasu, nie są ogolone, czyste i pachnące, nikt z nas by nie był, więc łatwiej taką osobę zdehumanizować.
Cóż. Znów najgorsze historie przychodzą do głowy, gdy się myśli o tym, w jaki sposób dehumanizuje się niektórych ludzi, prawda?
Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.
Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.
Komentarze