0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.plFot . Grzegorz Skowr...

„To brzmi troszeczkę jak Orwell, ale niestety wiele jego [Rafała Trzaskowskiego – red.] przewidywań spełnia się w Polsce. Ja bardzo kocham zwierzątka, naprawdę. W domu mam osiem sztuk: cztery koty, cztery psy. Ale lubię też mięso i nie jestem w stanie przestawić się w wieku 60 lat na trawkę" – mówił Paweł Kukiz.

„Czy Rafał Trzaskowski naprawdę chce wprowadzić warszawiakom, a być może w całej Polsce, bo znamy jego ambicje – racje żywnościowe, racje konsumpcyjne?" – pytał zaniepokojony wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.

O „neokomunistycznych wizjach" warszawskiego ratusza rozpisywał się z kolei portal TVP Info.

„Władze Warszawy realizują pewną agendę, zgodnie z którą na samochód i mięso stać będzie tylko nielicznych. Należy tego typu działania zdusić w zarodku i krytykować" – mówił z kolei poseł Paweł Lisiecki z PiS.

Tak brzmią tylko niektóre z komentarzy dotyczących rekomendacji organizacji C40 Cities. Zrzesza ona wiele światowych metropolii. Wszystkie z nich zobowiązały się do działań prowadzących do ograniczenia efektu cieplarnianego. Do grona C40 Cities należy również Warszawa. Czy zatem Rafał Trzaskowski wprowadzi w Warszawie, a może i w całej Polsce, racje żywnościowe i zakaz spożywania mięsa? Oczywiście, że nie.

Przeczytaj także:

Skąd więc wzięły się rekomendacje C40 Cities?

Kontrowersyjny dla prawicy raport C40 Cities opublikowano w 2019 roku. Wnioskami z dokumentu miały kierować się władze aż 96 miast wypracowujących aż 20 proc. światowego PKB. W tej grupie jest Rzym, Pekin, Lizbona, Kuala Lumpur, Paryż, Nairobi, Johannesburg czy miasto Meksyk. Jak czytamy na stronie C40 Cities, organizacja ma stanowić „globalną sieć łączącą władze miast podejmujących pilne działania w celu stawienia czoła kryzysowi klimatycznemu i stworzenia przyszłości, w której każdy może się rozwijać".

Rekomendacje z 2019 roku przeszły przez polskie media bez większego echa.

Nieco uwagi uczestnictwu Warszawy w organizacji poświęciły specjalistyczne portale – między innymi krytykując stolicę za opieszałość w walce o klimat i środowisko. Również w zagranicznych mediach próżno było szukać większych opracowań i głosów oburzenia. Obserwatora polskiej rzeczywistości politycznej może to dziwić – w końcu dziś o zaleceniach C40 na rodzimej scenie jest głośno od prawa do lewa, a najgłośniej na ich temat wypowiada się prawica. Rekomendacje zrzeszenia dla progresywnych (a przynajmniej przedstawiających się jako progresywne) miast nie są jednak ani nowe, ani rewolucyjne, ani wiążące. Wiele z nich, mimo upływu czterech lat od ich przedstawienia, pozostaje bez większego wpływu na działania niektórych z miast członkowskich.

Co C40 Cities rekomenduje miastom członkowskim?

Prawicowych komentatorów wzburzyły propozycje działań, które mogłyby pomóc nam w ograniczeniu globalnego ocieplenia na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza. Taki wzrost globalnej temperatury upraszczając można uznać za „w miarę bezpieczny". Tak przynajmniej twierdzą naukowcy z Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC). Lokalnie ta granica jest już przekroczona – w Polsce w ostatnich latach temperatury odchylają się od wieloletnich norm o 1,6 stopnia.

Dlatego wiele gremiów – w tym IPCC – proponuje ograniczenie emisji gazów cieplarnianych poprzez ograniczenie lub zmianę przyzwyczajeń dotyczących konsumpcji i rozwój czystych źródeł energii. W ten sposób do atmosfery dostawać się będzie mniej metanu czy dwutlenku węgla, które - opisując obrazowo - działają jak bariera zatrzymująca ciepło blisko powierzchni ziemi. W propozycjach C40 nie znajdziemy żadnych nowości dotyczących sposobów ograniczenia emisji.

Co dokładnie zawierają? Przede wszystkim zalecenia dotyczące ograniczenia konsumpcji, w tym tej codziennej. Chodzi między innymi o:

  • spożywanie najwyżej 16 kg mięsa na osobę rocznie, w ambitnym wariancie wykluczenie jej z diety,
  • ograniczenie spożycia nabiału do 90 kg na osobę – i znowu, w ambitnym wariancie wykluczenie go z diety,
  • zmniejszenie liczby samochodów na 1000 mieszkańców do najwyżej 190,
  • wydłużenie żywotności aut do 20 lat,
  • wydłużenie życia urządzeń elektronicznych do 7 lat,
  • ograniczenie dziennego spożycia do 2,5 tys. kcal w przypadku mężczyzn oraz 2 tys. kcal w przypadku kobiet,
  • skrócenie łańcuchów dostaw, postawienie na zakupy od lokalnych wytwórców.

Rekomendacje są, jednak urzędnicy, a ostatecznie mieszkańcy każdego z miast muszą sami zdecydować, czy i jak wprowadzić je w życie – twierdzą przedstawiciele C40 Cities.

Nikt nikogo do niczego nie zmusza

„Ostatecznie to ludzie decydują, jaki rodzaj żywności jedzą i jakie robią zakupy, aby uniknąć marnowania żywności w gospodarstwach domowych. To także każda jednostka indywidualnie decyduje, ile nowych ubrań kupić lub czy chce posiadać własny samochód oraz ile lotów wykona" – mówił portalowi Smoglab Rolf Rosenkrantz, rzecznik C40 Cities.

„Rekomendacje z raportu mogą być inspiracją dla członków C40, ale decyzja o tym, jaki zakres emisji jest uwzględniany przez miasto w ramach inwentaryzacji emisji gazów cieplarnianych, należy każdorazowo do poszczególnych miast" – wtórował w przesłanym mediom oświadczeniu warszawski ratusz. A zatem stolica nie musi tłumaczyć się z tego, gdzie ogranicza emisje, a zrzeszająca metropolie organizacja nie ma jak zmusić władz miasta na przykład do wprowadzenia ograniczeń w diecie jego mieszkańców.

Trzaskowskiemu daleko do ekodyktatora

Warszawa nie jest zatem zmuszona do wprowadzenia zaleceń C40. No dobrze, ale co by było, gdyby Rafał Trzaskowski sięgnął po władzę na centralnym szczeblu? Czy zainspirowany wywrotowymi postulatami nie wprowadziłby racji żywnościowych? Takie pytania zadają niektórzy z prawicowych komentatorów i polityków. Można przypuszczać, że nawet przy szerokim wachlarzu kompetencji nie byłby zbyt skory do szybkiego wdrażania rekomendacji C40 metodą twardych nakazów. Nie dzieje się to w Warszawie, gdzie władze z ostrożnością realizują proklimatyczne postulaty.

Na ograniczenie liczby samochodów może wpłynąć wyznaczenie strefy czystego transportu, czyli obszaru bez najbardziej zanieczyszczających powietrze pojazdów. Ratusz planuje ją jedynie w otoczeniu centrum miasta i części dzielnic przylegających do Śródmieścia. Urzędnicy włączają się też w promowanie diety roślinnej. Jednak robią to nienachalnie – na przykład zachęcając do zmian w jadłospisach szkolnych stołówek. Władze miasta deklarują też wsparcie dla inicjatyw przeciwdziałających marnowaniu żywności – na przykład dla jadłodzielni czy lodówek społecznych.

Debunking

Władze Warszawy chcą ograniczyć prawo do spożywania mięsa i nabiału i jazdy samochodem, co wynika z postulatów zgłaszanych przez organizację C40 Cities.
Rekomendacje C40 Cities nie mają żadnej mocy prawnej, a Rafał Trzaskowski nie spieszy się z ich realizacją. Działania proklimatyczne stolicy na razie ograniczają się do łagodnych ruchów.

A zatem Trzaskowskiemu na razie daleko nie tylko do dyktatorskich zapędów, ale i poziomu regulacji znanych z innych miast członkowskich C40. Władze szkockiego Edynburga zdecydowały, że w szkolnych stołówkach w mieście nie będzie mięsa. Francuski rząd zobowiązał dyrektorów szkół do serwowania roślinnego menu przynajmniej jeden dzień w tygodniu. Z łatwością można też wskazać miasta, które odważniej niż nasza stolica walczą z rosnącym natężeniem ruchu. Strefy czystego transportu od dawna obowiązują między innymi w Londynie, Paryżu czy Berlinie.

Antyklimatyczny populizm będzie miał pożywkę

Narracja prawicy nie ma więc nawet najmniejszego sensu i pokrycia w faktach. Politycy, dziennikarze i internetowi komentatorzy próbują jednak ugrać na swoich manipulacjach jak najwięcej, starając się ośmieszyć idee zrównoważonego rozwoju i rozsądnego ograniczenia konsumpcji. Na pierwszym miejscu stawiają doraźny, polityczny zysk. Taka narracja może spodobać się wielu osobom – na przykład tym niezamożnym, które nie chcą rezygnować z niewielu życiowych wygód, takich jak możliwość dojazdu samochodem do pracy. Propozycja ograniczenia spożycia mięsa również może budzić emocje w kraju, gdzie jego spożycie na głowę wynosi 73 kg.

Przed Polską i Europą jednak czas trudnych decyzji, w najbliższych latach będzie trzeba podejmować działania prowadzące do znacznego ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Czeka nas na przykład ograniczenie dowolności w wyborze środka transportu, wzrost kosztów paliw kopalnych (w tym ropy i węgla) poprzez rozszerzenie katalogu opłat za emisje gazów cieplarnianych i uruchomienie dużego programu renowacji najmniej efektywnych energetycznie budynków.

Przed nami zatem koszty i ograniczenia, bez których nie uda się jednak ograniczyć efektu cieplarnianego, zapobiec wielu katastrofom naturalnym, wyniszczającym suszom i morderczym upałom (zbliżających nas do scenariusza żywnościowych racji w dalekiej przyszłości). Debata nad polityką klimatyczną z pewnością jedynie nabierze temperatury, a używający manipulacji populiści będą starali się być w niej jak najgłośniejsi.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze