Koszty zakupu paliw wzrastają, choć na razie nie można mówić o cenowym szoku. Nie ma jednak wątpliwości: oderwana od rynkowych warunków przedwyborcza promocja Orlenu powoli dobiega końca
Nie było niespodzianek – przedwyborczy „cud nad pompą” minął w przeddzień wyborów, a ceny paliw dzień po głosowaniu najczęściej przekraczają 6 złotych za litr. Jeszcze w niedzielę niektóre ze stacji Orlenu utrzymywały równe ceny dla wszystkich rodzajów paliw – po 5,99 zł za litr. Z taką ofertą konkurować próbowali również inni operatorzy stacji, często utrzymujący stawki na poziomie kilku groszy powyżej sześciu złotych.
Na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi ceny drgnęły, najpierw na stacjach konkurentów Orlenu, później i na samym Orlenie. W przedwyborczą sobotę częstym widokiem na pylonach państwowego koncernu były ceny kilkanaście groszy powyżej sześciu złotych za podstawowe typy paliwa. Ceny grosz poniżej sześciu złotych należały do rzadkości.
O wzrostach cen paliw analitycy mówili już pod koniec września. Taki trend pokazywały między innymi opracowania firmy konsultingowej Reflex.
„Nie wykluczamy, że w październiku ceny hurtowe, zwłaszcza oleju napędowego, będą powoli rosły, co jednak nie powinno wpłynąć na skokowy wzrost cen na stacjach. Tak jak w całym wrześniu możemy jednak notować podwyżki cen autogazu” – pisali analitycy Refleksu.
Prognozy na powyborczy tydzień mówią jednak o utrzymaniu bardzo niskich cen na niektórych stacjach. Według analityków specjalistycznego portalu e-petrol.pl, 95-oktanowa benzyna bezołowiowa utrzyma się w przedziale cenowym 5,99-6,15 zł za litr. Podstawowy diesel kosztował będzie od 6,09 do 6,22 zł.
„Na razie ceny paliw na polskich stacjach są stabilne i nie widać, aby szybko miało dojść do jakichś istotnych zmian. Myślę, że najwcześniej za kilka dni możemy obserwować zauważalne podwyżki” – mówił dziennikowi „Parkiet” Jakub Bogucki z e-petrol.pl.
Ekspert wskazywał jednak, że sytuacja może być dynamiczna i nie podjął się prognozy poziomu, do którego dojdą ceny paliw w kolejnych tygodniach. „Nie zmienia to faktu, że już od jakiegoś czasu widoczne są istotne dysproporcje między cenami obowiązującymi w poszczególnych sieciach, a nawet na poszczególnych stacjach. Wiązać się to może z różnym poziomem zaopatrzenia w tańsze paliwa pochodzące z krajowych rafinerii” – mówił Bogucki.
Reflex podkreśla, że Polska wciąż tankuje bardzo tanio – nie tylko w porównaniu do innych krajów, ale i danych z zeszłego roku dotyczących krajowego rynku. Widać to po cenach diesla, które w ciągu poprzedniego tygodnia poszły do góry o średnio sześć groszy, ale nadal znajdują się na pułapie dwóch złotych poniżej poziomu z października 2022 roku. To wtedy padały cenowe rekordy, a olej napędowy kupowaliśmy po 8,08 złotych.
Tankujemy też o wiele taniej niż nasi sąsiedzi, nawet jeśli w paliwo zaopatrują się na stacjach polskiego koncernu. Gdy w Polsce stacje Orlenu utrzymując dyscyplinę sprzedawały paliwo po 5,99, na czeskich obiektach należących do polskiej spółki paliwo można było kupić często za równowartość ośmiu złotych. A więc za mniej więcej tyle, ile wynosiły polskie rekordy w październiku zeszłego roku.
Komentatorzy wprost wskazywali na „przedwyborcze cuda cenowe”, sugerując grę Orlenu na jak najlepszy wynik dla Prawa i Sprawiedliwości.
„Według naszych informacji prezes Orlenu Daniel Obajtek miał przekazać partnerom biznesowym, że nadzwyczajna sytuacja na polskim rynku utrzyma się do dnia wyborów (15 października). Nasze źródła wskazują, że w listopadzie i grudniu Orlen będzie szybko podnosił ceny, aby nie tylko przywrócić równowagę na rynku, lecz także odbudować zapasy. Koncern liczy na spadek cen ropy, ale też na mniejszy popyt jesienią” – oceniała w swoim artykule Polityka Insight.
Tuż przed ciszą wyborczą do sprawy polityki cenowej Orlenu odniósł się Daniel Obajtek, prezes koncernu.
„Prowadzimy politykę stabilnych cen paliw, bez gwałtownych wahań kosztów zakupu benzyny i oleju napędowego przez naszych klientów. Nie możemy pozwolić, by nieodpowiedzialne, motywowane kalendarzem wyborczym, wypowiedzi niektórych polityków, doprowadziły do paniki i destabilizacji rynku. Jeszcze raz podkreślam, że po 15 października ceny paliw na stacjach Orlen nie wzrosną” – mówił Obajtek.
Prognoza jednak się nie sprawdziła. Ceny wzrosły, choć nie na wszystkich stacjach Orlenu.
Mimo to jeszcze w poniedziałek prezes paliwowego potentata zapewnił o utrzymaniu „niskich cen” na swoich stacjach.
Jednocześnie nie spełniła się największa obawa dotycząca okresu okołowyborczego – paliwa na stacjach nie brakło, choć zauważalne były jego chwilowe niedostatki na stacjach Orlenu, które koncern próbował tłumaczyć „awariami dystrybutorów”.
Nie powtórzył się węgierski scenariusz. Pod koniec 2022 roku rząd Węgier odmroził ustalane odgórnie poziomy cenowe. Mechanizm miał obniżyć inflację. Efektem ubocznym były jednak braki paliwa pod koniec rządowej „promocji”, gdy kierowcy tłumnie ruszyli na stacje, starając się zatankować pod korek.
Powtórki wydarzeń z Węgier nie spodziewali się przedstawiciele konkurencji wobec Orlenu, z którymi rozmawiało OKO.press. Operatorzy stacji przyznawali jednak, że mają problemy z logistyką, a analitycy rynku paliw zwracali uwagę na problemy na przygranicznych stacjach, gdzie chętnie tankowali „turyści” z Niemiec, Czech czy Słowacji.
Analitycy e-petrol i Refleksu zgodnie przyznają, że wzrostów – choć nie radykalnych – można spodziewać się za kilkanaście dni. Może na to wpłynąć nie tylko „równanie” do cen hurtowych paliwa z rynków zagranicznych, ale i sytuacja geopolityczna.
"W piątek rano ceny grudniowej serii kontraktów na ropę Brent utrzymują się w rejonie 88 dolarów za baryłkę. Ropa Brent jest droższa o około 3,5 dolara za baryłkę niż przed tygodniem. W cenach ropy naftowej mamy kilka dolarów premii za ryzyko geopolityczne związane z wybuchem wojny w Izraelu.
Na chwilę obecną rynek nie oczekuje eskalacji konfliktu do tego stopnia, aby zakłócone zostały dostawy ropy naftowej od kluczowych producentów na Bliskim Wschodzie. Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) zapewniła jednak, że jest gotowa podjąć działania w postaci skoordynowanego uwolnienia zapasów ropy naftowej, jeśli wojna w Izraelu doprowadziłaby do istotnych zakłóceń w dostawach ropy naftowej z Bliskiego Wschodu" – ocenia Rafał Zywert z Refleksu.
Prezes Obajtek może być spokojny o ceny na swoich stacjach w najbliższych dniach. Można jednak przypuszczać, że z niepokojem patrzy w przyszłość. W poniedziałkowe popołudnie wszystko wskazuje na to, że obecna opozycja demokratyczna będzie w stanie stworzyć rząd koalicyjny. Może to oznaczać koniec panowania Daniela Obajtka nad imperium Grupy Orlen. W skład koncernu Obajtek włączył inne spółki skarbu państwa (między innymi PGNiG), firmy zajmujące się zieloną energią, dwie trzecie rafinerii wcześniej należącej do Lotosu, czeską rafinerię Unipetrol, a także spółki utrzymujące stacje w Czechach, Niemczech, Austrii, na Litwie, Węgrzech i Słowacji.
Odejście Obajtka będzie mieć też wpływ na obsadę stanowisk w wydającej lokalne dzienniki i kontrolowanej przez Orlen Grupie Polska Press. Możliwe, że nowej pracy będzie musiała szukać na przykład Dorota Kania, redaktorka naczelna Polska Press.
Miotła w Orlenie zapewne zadziała zaraz po powołaniu nowego rządu. Jak zwraca uwagę „Gazeta Wyborcza”, Obajtka można odwołać jedną decyzją. Prezes Orlenu znalazł się w jego zarządzie jako nominat ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, a zrezygnować z usług Obajtka będzie mógł jego następca.
Gospodarka
Daniel Obajtek
ceny benzyny
ceny diesla
ceny na orlenie
ceny paliw
orlen
Polska Press
tanie paliwo
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze