Święto „wyklętych”: historyczne fałsze, chwalenie zbrodniarzy, kuriozalne pomysły czystki na Powązkach oraz urzędowa pompa. Nieprawdy o „wyklętych” mówili m.in. Duda, Morawiecki i Macierewicz. Urzędowe obchody śmielej niż w poprzednich latach kwestionowała lewica
Premier i prezydent RP obchodzili Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych - święto ustanowione w 2011 roku na wniosek ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego (o czym ani rządzący, ani część opozycji nie lubią dziś przypominać). 1 marca 1951 roku w więzieniu na Mokotowie zostali zamordowani członkowie IV Zarządu Zrzeszenia „WiN”.
Prezydent Duda złożył wieniec pod „Willą Jasny Dom” na ul. Świerszcza w Warszawie (Włochy), wykorzystywaną jako więzienie w latach 40. Duda powiedział:
„Nie zgadzali się z tym, że - jak mówili - jest okupacja sowiecka w Polsce. Nie złożyli broni, postanowili walczyć do samego końca o wolną, niepodległą, suwerenną Polskę, aż ją odzyskają, lub zginą. Polskie podziemie niepodległościowe to było ponad 300 tys. ludzi - tak szacują historycy. Wielu zginęło, wielu cierpiało tortury, rany, wielu spędziło lata w sowieckich katowniach (…)”.
Duda rozmnożył w ten sposób „wyklętych”. Nie tylko mówił o „podziemiu niepodległościowym” (a więc nie tylko walczących z bronią w ręku), ale znacznie zawyżył ich liczbę. Nie zrobił tego po raz pierwszy: o „setkach tysięcy” mówił także odsłaniając pomnik w Doylestown w Pensylwanii w 2016 roku.
Autor „Atlasu polskiego podziemia niepodległościowego 1944-1956”, wydanego przez IPN w 2007 roku, prof. Rafał Wnuk, historyk z KUL, powiedział wtedy „Oku”, że w latach 1944-53 przez oddziały partyzanckie przewinęło się w sumie ok. 25 tys. osób.
W szczytowym momencie jednocześnie walczyć mogło między 15 a 17 tys. osób.
Polskie podziemie niepodległościowe to było ponad 300 tys. ludzi – tak szacują historycy.
Rok 1953 był ostatnim, w którym można było mówić o jakichkolwiek oddziałach. Później walczyły pojedyncze osoby lub kilkuosobowe grupki. Wszystkich zaangażowanych w konspirację było po wojnie według historyka od 100 do 150 tys. Wcześniej przeszacowywali liczbę „wyklętych” m.in. Antoni Macierewicz i Beata Szydło.
Na Powązkach Wojskowych przed Panteonem - Mauzoleum Wyklętych-Niezłomnych przemawiał premier Morawiecki. Mówił m.in.:
„Żołnierze Wyklęci, Żołnierze Niezłomni walcząc w najtrudniejszych warunkach jakie można sobie tylko wyobrazić, nie tylko najwspanialej zapisali się na kartach historii Polski, ale swoją wiernością, wiernością swoim przekonaniom, swojemu sumieniu, wiernością Rzeczypospolitej dają nam wspaniałą lekcję jak powinniśmy dbać o przyszłość Polski”.
Premier wspomniał także parokrotnie, że „wyklęci” walczyli o „Polskę demokratyczną”.
["Wyklęci"] nie tylko najwspanialej zapisali się na kartach historii Polski, ale swoją wiernością, wiernością swoim przekonaniom, swojemu sumieniu, wiernością Rzeczypospolitej dają nam wspaniałą lekcję jak powinniśmy dbać o przyszłość Polski.
Obie te wypowiedzi są w najlepszym wypadku częściowo prawdziwe. Nie wszyscy „wyklęci” walczyli o Polskę demokratyczną i nie wszyscy byli żołnierzami bez skazy. Prof. Rafał Wnuk mówił w wywiadzie dla „Wyborczej” w 2011 roku:
„«Żołnierze wyklęci» byli bardzo różni. Niektórych nie można stawiać za wzór współczesnego obywatelskiego patriotyzmu, bo pod dzisiejszą Polską by się nie podpisali i nie o taką walczyli. Zrzeszenie «Wolność i Niezawisłość» chciało budować demokratyczne państwo prawa, ale nie wszystkie organizacje podziemne popierały ten projekt”.
Niektóre oddziały „wyklętych” miały na sumieniu zbrodnie - m.in. na Żydach (takich jak mord w Krościenku popełniony przez partyzantów Józefa Kurasia „Ognia” w 1946) czy na Białorusinach (takich jak spalenie wsi białoruskich przez Romualda Rajsa „Burego” w 1946 roku).
Przy okazji święta padały także wypowiedzi kuriozalne. Antoni Macierewicz, były Minister Obrony Narodowej, obecnie odsunięty przez PiS od istotnych stanowisk, mówił na Powązkach:
„Bez Żołnierzy Niezłomnych nie byłoby walki polskich rolników, robotników, nie byłoby walki polskiej młodzieży o niepodległość. Nie byłoby Niezależnego Związku «Solidarność». Nie byłoby wolnych wyborów. Nie byłoby parlamentu RP, nie byłoby rządu. Nie byłoby Polski niepodległej”.
Jest to oczywiście fantazja - np. „Solidarność” jednoznacznie odżegnywała się od walki zbrojnej, nie nawiązywała wcale do tradycji „wyklętych”, a III RP powstała na drodze pokojowych negocjacji z rządzącymi PRL komunistami. Nie wiadomo, dlaczego bez „wyklętych” miałoby nie dojść do wolnych wyborów cztery dekady później. Macierewicz nie wytłumaczył, dlaczego tak uważa.
Powiedział również, że „wyklęci” stanowią „główną istotę polskości”, nie wspominając o popełnianych przez niektórych z nich zbrodniach. OKO.press uważa, że było to zwyczajnie obraźliwe wobec ich ofiar.
Tadeusz Płużański, publicysta zajmujący się głównie tworzeniem kultu „wyklętych”, zaapelował o usunięcie grobów „zbrodniarzy komunistycznych” z Powązek, po uprzednim przejęciu cmentarza (należącego do miasta Warszawy) przez Skarb Państwa.
„Pytanie tylko jak to zrobić? Pomysł jest wbrew pozorom. Ja bym proponował nieśmiało (…), żeby zrobić dokładnie to, co stało się z pl. Piłsudskiego w Warszawie i stało się z Westerplatte w Gdańsku. Trzeba wywłaszczyć Powązki Wojskowe na rzecz Skarbu Państwa, skoro władze samorządowe, władze Warszawy sobie z tym tematem nie radzą, bo zapewne nie chcą sobie po prostu poradzić”
- mówił Płużański.
Byłoby to nowe osiągnięcie rządów PiS — czystka na cmentarzach. Do tej pory nawet autorytarne rządy w Polsce cmentarze zostawiały zazwyczaj w spokoju.
W opowieści rządzących o „wyklętych” jest więcej fałszów i wyolbrzymień niż prawdy. Wiele w niej także brakuje.
Brakuje przede wszystkim PSL Stanisława Mikołajczyka - głównej wobec komunistów siły opozycyjnej, która stanowiła prawdziwe zagrożenie wobec ich władzy (liczyła w 1946 roku ponad 500 tys. członków).
Tyle że PSL uznawał rząd w Warszawie (Mikołajczyk był wicepremierem), działał metodami pokojowymi i próbował wygrać wybory (które zostały sfałszowane). Setki działaczy PSL zostało zamordowanych za walkę o demokratyczną Polskę. O nich władze PiS w ogóle nie mówią.
Nie wspominają, naturalnie, także o zbrodniach „wyklętych” - które są udokumentowane ponad wszelką wątpliwość, w tym przez śledztwa IPN (np.
?s=21">w sprawie „Burego”).
Podobnie jak w przypadku propagandy dotyczącej II wojny światowej, w której rządzący minimalizują znaczenie Armii Krajowej - właściwego podziemnego wojska - na rzecz Narodowych Sił Zbrojnych, wielokrotnie mniej licznych oddziałów skrajnej prawicy, także w wypadku oporu przeciw komunistom po wojnie władze PiS wychwalają ich najbardziej radykalne skrzydło. Zapominają przy tym np. że Zrzeszenie „WiN” w zamyśle było w dużej części organizacją mającą działać środkami cywilnymi.
To nie przypadek - rządzący przedstawiają się jako spadkobiercy „wyklętych”, kwestionując cywilne metody dochodzenia do niepodległości (takie jak obrady Okrągłego Stołu w 1989 roku, które uznają za zdradę).
Upamiętnianie władzy idzie jednak średnio. Mimo piątego roku rządów nadal mają kłopot np. z muzeami poświęconymi „wyklętym”.
Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce oficjalnie zostało otwarte w 2018 roku, ale w praktyce jest cały czas zamknięte i nie przyjmuje jeszcze zwiedzających z powodu „reorganizacji”. Termin otwarcia dopiero zostanie podany. Także Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL przy ul. Rakowieckiej w Warszawie jest zamknięte dla zwiedzających, oficjalnie z powodów epidemicznych (chociaż inne muzea są otwarte). Czynna jest tylko wystawa plenerowa o Solidarności Walczącej, niewielkiej, radykalnej organizacji antykomunistycznej z lat 80., której założycielem był Kornel Morawiecki, ojciec urzędującego premiera.
W czasie czatu na Facebooku Mateusz Morawiecki połączył „Solidarność Walczącą” z „wyklętymi”.
„Braliśmy z nich bardzo wiele. Mogę powiedzieć, że wszystko. Jesteśmy w jakimś sensie ich dziećmi”
- powiedział.
Oficjalnemu kultowi „wyklętych” sprzeciwili się politycy Lewicy. Młodzi działacze ugrupowań lewicowych wspólnie z posłanką Anną Marią Żukowską przeprowadzili happening, przemianowując jedną z warszawskich ulic na „Ofiar Żołnierzy Wyklętych”.
„Czas brunatnej propagandy się kończy. Młodzi są zmęczeni nieudolną prawicową polityką historyczną. Im więcej kultu “wyklętych” będzie im w gardło wciskał minister Czarnek, tym szybciej ten kult się skończy. Skończymy z prawicową propagandą, zreformujemy IPN, wymażemy morderców z przestrzeni publicznej polskich miast. Polska historia, zwłaszcza podczas II wojny światowej, to trudna historia. Pełna bohaterów i pięknych czynów, ale również pełna tchórzy, bandytów i morderców. Właśnie z szacunku do bohaterów, jednych trzeba od drugich wyraźnie odróżniać”
- pisał na Facebooku poseł Lewicy Maciej Konieczny, postulując wyraźne oddzielenie bohaterów od „bandytów i morderców”.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze