0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Enzo ZUCCHIEnzo ZUCCHI

Unijny szczyt, na którym rozstrzygną się losy polskiego i węgierskiego weta do budżetu Unii Europejskiej, odbędzie się 10 i 11 grudnia 2020 roku. Z rozmów z politykami Zjednoczonej Prawicy wynika, że koalicja byłaby skłonna do wycofania sprzeciwu, ale w szachu trzyma ją Viktor Orbán. To od węgierskiego premiera zależeć będzie ostateczna decyzja zwasalizowanej Polski.

Przeczytaj także:

Węgrom i Polsce chodzi o zablokowanie rozporządzenia „pieniądze za praworządność".

Wbrew zarzutom obydwu rządów nie zawiera ono jednak sformułowań, które pozwoliłby stosować je uznaniowo. Aby zawiesić fundusze dla danego kraju, Komisja Europejska będzie musiała wykazać, że braki w praworządności mają „wystarczająco bezpośredni wpływ” na właściwe zarządzanie budżetem UE.

Tutaj pojawia się rozdźwięk między Węgrami a Polską. Fidesz ma realne powody, by wetować.

W latach 2015-2019 Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) odnotował na Węgrzech 43 przypadki złego wydawania unijnych funduszy, które dotyczyły 3,93 proc. przyznanych Węgrom pieniędzy.

W Polsce były to odpowiednio 22 przypadki i 0,12 proc. Wśród 27 państw członkowskich było w sumie 230 przypadków stanowiących 0,36 proc. wypłat. Polska jest więc wyraźnie poniżej unijnej średniej, jeśli chodzi o skalę nadużyć. Wynik Węgier jest natomiast rekordowy.

Mimo to politycy rządzącej w Polsce koalicji chcą wybaczyć Orbánowi zdradę z 2017 roku (przy wyborze Tuska na drugą kadencję szefa Rady Europejskiej) i wspierać Węgrów na dobre i na złe. Opinię publiczną przekonują, że ewentualne weto nie będzie dużym problemem. Wbrew oczywistym faktom.

Nic się nie stanie, jeśli ten budżet będzie odpowiednio wynegocjowany i podpisany w 2021 roku. Nic się takiego złego nie stanie.
Z tradycyjnego budżetu dostaniemy mniej pieniędzy. Stracimy środki z Funduszu Odbudowy UE na walkę ze skutkami pandemii.
Fakty po Faktach,05 grudnia 2020

Niekorzystne prowizorium budżetowe

4 grudnia Parlament Europejski i Rada UE wspólnie uzgodniły kształt budżetu na 2021 rok. Budżet nie będzie jednak mógł zgodnie z planem wejść w życie w poniedziałek 7 grudnia 2020, jeśli Unia nie porozumie się co do zawetowanych przez Polskę i Węgry Wieloletnich Ram Finansowych na lata 2021-2027. Ramy określają m.in. pułapy finansowe, ogólne poziomy finansowania programów, podział środków.

Bez WRF nowy budżet na 2021 roku zostanie tylko na papierze, a Unia będzie musiała uruchomić prowizorium budżetowe – po raz pierwszy od ponad 30 lat. Co miesiąc będzie wypłacać państwom członkowskim 1/12 budżetu z 2020 roku. Każdy taki miesiąc byłby osobnym małym budżetem, co przysparzałoby unijnej administracji wiele dodatkowej pracy.

Czy takie rozwiązanie opłaci się Polsce? Nie. Im dłużej tryb awaryjny będzie działał, tym więcej funduszy przewidzianych dla Polski będzie wstrzymywanych. Bo UE wypłacałaby pieniądze tylko na projekty, które zaczęły się przed końcem 2020 roku. Nie mogłaby podjąć żadnych nowych zobowiązań:

  • w tym uruchomić Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, który miał pomóc całej Europie odejść od energetyki opartej na paliwach kopalnych, dla Polski to 3,5 mld euro;
  • nie powstałby Fundusz Zdrowotny „EU4Health", z którego UE miała utworzyć zapasy sprzętu medycznego i poprawić dostępność służby zdrowia w państwach członkowskich;
  • UE wypłacałaby nadal dopłaty bezpośrednie dla rolników (choć w zwolnionym tempie, a nie dużymi transzami), ale wstrzymane zostałyby środki na rozwój obszarów wiejskich (tzw. II filar Wspólnej Polityki Rolnej);
  • program Erasmus+, z którego Unia finansuje stypendia na studenckie wymiany zagraniczne, działałby tylko do połowy roku, ale już od października 2021 roku zostałby zamrożony – po prostu studenci w kolejnym roku akademickim nie mogliby wyjechać.

Przede wszystkim, jeśli Polska i Węgry utrzymają weto, nie będzie mógł powstać Fundusz Odbudowy UE – czyli pomoc dla całego kontynentu na walkę ze skutkami pandemii COVID-19 . Chyba że pozostałe państwa członkowskie dogadają się w innym formacie.

Fundusz Odbudowy bez Polski i Węgier?

Początkowo pomysł, by utworzyć Fundusz Odbudowy bez Polski i Węgier brzmiał jak straszak. W Unii mówiło się o ewentualnym stworzeniu go w formie umowy międzynarodowej dla 25 zainteresowanych państw.

Ideę podchwyciły niektóre rządy. Premier Holandii mówił o takiej możliwości już 17 listopada, dzień po zgłoszeniu weta przez Polskę i Węgry. Wtórował mu francuski minister ds. europejskich.

Pomysłowi początkowo niechętna była natomiast Komisja Europejska. „Przekształcenie planu odbudowy w umowę międzynarodową [...] pogorszyłoby jakość tej inicjatywy, zmniejszyłoby jej znaczenie dla Europy. Problemem jest też kalendarz, bo wymagałoby to sporo czasu” – mówił w wywiadzie dla „Le Monde” 18 listopada komisarz ds. gospodarki Paolo Gentiloni.

Od tego czasu KE znalazła jednak sposób, by obejść te potencjalne trudności. Komisarz ds. budżetu Johannes Hahn w „Financial Times" przyznał, że Komisja może powołać go na tej samej zasadzie, na jakiej działa mechanizm wsparcia zatrudnienia SURE. Gwarancji pod kredyty, które zaciągałaby KE, udzielałyby wyłącznie zainteresowane kraje - donosi z Brukseli Tomasz Bielecki.

Zarazem jednak mechanizm nie byłby zewnętrzną umową międzynarodową, bo działałby na podstawie art. 122 Traktatu o Funkcjonowaniu UE. Czytamy w nim, że Rada UE może na wniosek Komisji przyznać pomoc finansową państwom członkowskim zagrożonym „poważnymi trudnościami z racji klęsk żywiołowych lub nadzwyczajnych okoliczności".

Do zaakceptowania całej procedury wystarczyłaby zgoda większości kwalifikowanej w Radzie. Dotychczasowe ustalenia dotyczące Funduszu Odbudowy mogłyby zostać przekopiowane. Niewykluczone, że obyłoby się nawet bez opóźnień.

Jeśli taki scenariusz się potwierdzi, Polsce grozi utrata 27 mld euro w grantach i 32 mld euro tanich pożyczek.

Na te pieniądze liczą dziś m.in. przedsiębiorcy. Wicepremier Jarosław Gowin przyznał w ubiegłym tygodniu, że „środki z Funduszu Odbudowy będą nieocenione w postpandemicznym rozruchu gospodarki".

Polska (oraz Węgry) mogłyby do Funduszu dołączyć na każdym etapie, tak jak było to w przypadku SURE, do którego przystąpiła ostatecznie cała Unia. Ale musiałyby zaakceptować mechanizm „pieniądze za praworządność".

Dwa scenariusze na weto

Co wydarzy się, jeśli Polska i Węgry ostatecznie zawetują budżet na szczycie 10-11 grudnia? Możliwe są dwa scenariusze. Wiele zależy od decyzji prezydencji niemieckiej w Radzie UE (kończy się 31 grudnia) i kolejnych – portugalskiej i słoweńskiej.

W pierwszym scenariuszu rozporządzenie „pieniądze za praworządność” może i tak wejść w życie.

Obecnie niemiecka prezydencja traktuje budżet na 2021-2027, Fundusz Odbudowy i mechanizm praworządnościowy jako elementy jednej całości. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by trójpak rozbić – wtedy mechanizm mógłby bez problemu zostać przyjęty większością kwalifikowaną w Radzie.

Stosowałby się do wszystkich płatności Unii od 2021 roku. Czyli także do wypłacanego co miesiąc prowizorium budżetowego, które funkcjonowałoby do czasu, aż Polska i Węgry zgodzą się przyjąć budżet na lata 2021-2027. Przypomnijmy – każdy kolejny miesiąc jego działania powiększałby straty dla Polski i blokował dalszy rozwój UE.

W międzyczasie Unia mogłaby pracować nad powołaniem Funduszu Odbudowy zgodnie z planem awaryjnym Komisji Europejskiej. Pozostałby on otwarty dla Polski i Węgier, ale także tu działałby już mechanizm wiążący wypłaty z przestrzeganiem zasad państwa prawa. Przystąpienie do Funduszu byłoby równoznaczne z kapitulacją i zgodą na ten proceder.

Warto podkreślić, że

jeśli rząd PiS ostatecznie z Funduszu zrezygnuje, nie będzie już mógł chwalić się wynegocjowaniem rekordowego budżetu dla Polski. Bo WRF z lat 2014-2020, negocjowane przez rząd PO-PSL, były wyższe, niż te planowane na 2021-2027, jeśli wykluczymy dodatkowe kwoty na Fundusz.

W drugim scenariuszu kolejne prezydencje spróbują najpierw zmienić rozporządzenie „pieniądze za praworządność” tak, by Morawiecki i Orbán je zaakceptowali. Nie oznacza to jednak, że w międzyczasie nie powołają Funduszu osobno. Pierwsze wypłaty zaplanowano bowiem na czerwiec 2021 roku, a wszystkim zależy na czasie.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze