Wygłoszona nad ranem wojenna odezwa Władimira Putina to z gruntu fałszywa narracja o Rosji postawionej w sytuacji bez wyjścia i zmuszonej zaatakować. Agresywne przemówienie wymierzone było nie tylko w Ukrainę, ale w cały zachodni świat
O godzinie 3.45 polskiego czasu prezydent Rosji Władimir Putin wypowiedział wojnę Ukrainie, ogłaszając „specjalną akcję militarną" i wzywając ukraińskich żołnierzy do złożenia broni. Trwają ataki rakietowe na ukraińskie miasta i ofensywa rosyjskich sił desantowych. Sytuację w Ukrainie relacjonujemy na bieżąco w OKO.press:
Co planuje Putin? Jak daleko się posunie? Część odpowiedzi na te pytania znajdziemy w wygłoszonym nad ranem przemówieniu rosyjskiego prezydenta. Putin przedstawia w nim spójną, choć z gruntu fałszywą narrację o powodach militarnej interwencji w Ukrainie. Wynika z niego, że Rosja zaatakowała, ponieważ to dla niej sprawa "życia i śmierci". Jego argumenty:
Przemówienie powszechnie odczytano jako wyjątkowo agresywne. Część komentatorów wskazywała, że mamy do czynienia nie tyle z wojną wypowiedzianą Ukrainie, co całemu Sojuszowi Północnoatlantyckiemu, czy szerzej - całemu Zachodowi.
"Mówimy o niepokojących nas i fundamentalnych zagrożeniach, które rok w rok i krok po kroku tworzą w stosunku do naszego kraju nieodpowiedzialni politycy Zachodu. [...] Mam na myśli rozszerzenie NATO na wschód i przybliżanie jego infrastruktury wojskowej do granic Rosji" - powiedział Putin we wstępie swojej przemowy.
W optyce Putina agresywną politykę prowadzi więc nie on sam, a Zachód. Rosyjski prezydent nadaje własnym działaniom pozory logiki - skoro wrogi sojusz zbliża się do granic kraju, trzeba zareagować. Jednocześnie przekonuje, że od 30 lat bezskutecznie negocjuje z państwami NATO "zasady bezpieczeństwa w Europie", ale Zachód kłamie, szantażuje i odrzuca jego propozycje.
To zimnowojenna retoryka, w ramach której Stany Zjednoczone i Rosja powinny sprawiedliwie podzielić Europę na strefy wpływów. I tak prezydent Rosji rozszerzanie NATO nazywa "przesuwaniem wojennej machiny" pod rosyjską granicę, lamentuje nad "lekceważeniem" rosyjskich interesów i "zaburzeniem równowagi".
Zdaniem Putina, nie doszłoby do tego, gdyby nie rosyjska "utrata wiary w siebie", która przyniosła rozpad ZSRR. To pozwoliło umocnić się Stanom Zjednoczonym, które - jak twierdzi Putin - skwapliwie z tego skorzystały, demonstrując "arogancję", "euforię" i "niski poziom ogólnej kultury".
Następnie rosyjski prezydent przechodzi do rozliczania NATO i USA z militarnych interwencji. Wspomina bombardowanie Belgradu w 1999 roku, operacje w Iraku, Libii i Syrii.
"Musimy te fakty przypominać, a niektórzy zachodni koledzy nie lubią o nich pamiętać. Kiedy o nich mówimy, wolą wskazywać nie na normy prawa międzynarodowego, ale na okoliczności, które interpretują według własnego uznania" - ubolewa Putin.
"Można odnieść wrażenie, że praktycznie wszędzie, w wielu regionach świata, gdzie Zachód przychodzi ustanawiać własny porządek, rezultatem są krwawe, niezagojone rany, wrzody międzynarodowego terroryzmu i ekstremizmu. To najbardziej rażące, ale w żadnym wypadku nie jedyne przykłady lekceważenia prawa międzynarodowego" - dodaje.
Dla Putina podobnym przykładem "lekceważenia" jest złamanie obietnicy, że NATO nie będzie rozszerzać się na wschód.
"Takie oszukańcze zachowanie jest sprzeczne nie tylko z zasadami stosunków międzynarodowych, ale przede wszystkim z ogólnie uznanymi normami moralności. Gdzie tu jest sprawiedliwość i prawda? Tylko garść kłamstw i hipokryzji" - oburza się Putin.
Rosyjski prezydent twierdzi, że już sami amerykańscy "politycy, politolodzy i dziennikarze" przyznają, że w USA w ostatnich latach powstało "imperium kłamstw". Nie ogranicza się ono - zdaniem Putina - wyłącznie do Stanów Zjednoczonych, a dotyczy całego "bloku zachodniego", który we wszystkim Amerykanów naśladuje.
Putin utrzymuje, że po rozpadzie ZSRR Rosja padła ofiarą agresji ze strony "kolektywnego Zachodu", który próbował ją "wykończyć i unicestwić".
Zdaniem rosyjskiego prezydenta - Zachód wspierał "separatyzm i gangi najemników w południowej Rosji" - to nawiązanie do wojny w Czeczenii, która na przełomie XX i XXI wieku próbowała odłączyć się od rosyjskiej federacji.
"Jakie wyrzeczenia, jakie straty nas to wszystko wtedy kosztowało, przez jakie próby musieliśmy przejść, zanim w końcu złamaliśmy kręgosłup międzynarodowego terroryzmu na Kaukazie... Pamiętamy o tym i nigdy nie zapomnimy" - kwituje to Putin.
Ale "kolektywny Zachód" według Putina prowadzi też wojnę z Rosją na innym froncie - ideologicznym.
"Trwają próby wykorzystywania nas we własnym interesie, niszczenia naszych tradycyjnych wartości i narzucania nam swoich pseudowartości, które korodowałyby nas, naszych ludzi od środka. Tych samych postaw, które już agresywnie rozprzestrzeniają w swoich krajach, co prowadzi do degradacji i degeneracji, ponieważ jest sprzeczne z samą naturą człowieka" - ostrzega Putin.
Po tym długim i agresywnym wstępie Putin przechodzi do sprawy Ukrainy. Podkreśla, że mimo niesprzyjających warunków i agresji Zachodu w grudniu 2021 podjął "próbę uzgodnienia ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami zasad zapewnienia bezpieczeństwa w Europie i nierozszerzania NATO".
"Wszystko na próżno. Stanowisko USA się nie zmienia. Nie uważają za konieczne negocjować z Rosją w tej kluczowej dla nas sprawie, dążąc do własnych celów, zaniedbują nasze interesy" - ubolewa.
Stwierdza chłodno: Rosja nie może powtórzyć błędów ZSRR z początku II wojny światowej, kiedy to - jak tłumaczy prezydent Rosji - za długo zwlekano z odparciem nieuchronnego ataku ze strony hitlerowskich Niemiec. Wygodnie pomija przy tym sprawę paktu Ribbentrop-Mołotow, w którym ZSRR początkowo porozumiał się z Hitlerem ws. podziału Europy Środkowej i Wschodniej na strefy wpływów.
"Wróg został zatrzymany, a następnie zmiażdżony, ale kolosalnym kosztem. Próba uspokojenia agresora w przededniu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej okazała się błędem, który drogo kosztował nasz naród. W pierwszych miesiącach działań wojennych straciliśmy ogromne, strategicznie ważne terytoria i miliony ludzi. Za drugim razem nie pozwolimy na taki błąd, nie mamy prawa" - mówi Putin.
Podkreśla zarazem, że choć Rosja wraz z upadkiem ZSRR utraciła część swojego militarnego potencjału, wciąż jest jednym z najpotężniejszych mocarstw nuklearnych, wyposażonym także w "najnowsze rodzaje broni". Dodaje, że nie może natomiast pozwolić, by ukraińskie "terytoria przylegające do rosyjskich granic", które nazywa "historycznymi terytoriami Rosji", rozwijały się militarnie. Bo stworzy to dla Rosji zagrożenie.
Wskazuje, że USA i sojusznikom chodzi o "dywidendy geopolityczne", dla Rosji jest to natomiast "sprawa życia i śmierci".
"To realne zagrożenie nie tylko dla naszych interesów, ale dla samego istnienia naszego państwa, jego suwerenności. To jest bardzo czerwona linia, o której mówiono wiele razy. Przekroczyli ją" - stwierdza Putin.
Konflikt w Donbasie, który tlił się od 2014 roku w efekcie rosyjskiej agresji na Krym i wsparciu ruchów separatystycznych, Putin uznaje za wynik działalności sił, które "dokonały zamachu stanu w Ukrainie". To wspomnienie europejskiego Majdanu, podczas którego Ukraińcy masowo opowiedzieli się za demokratyzacją kraju i zwrotem w kierunku integracji z UE.
"Widzimy, że siły, które dokonały zamachu stanu na Ukrainie w 2014 roku przejęły władzę i utrzymują ją za pomocą iście dekoracyjnych procedur wyborczych, ostatecznie porzuciły pokojowe rozwiązanie konfliktu. Przez nieskończenie długich osiem lat robiliśmy wszystko, co możliwe, aby rozwiązać tę sytuację pokojowymi, politycznymi środkami. Wszystko na darmo" - stwiedza Putin.
I ponawia propagandowy przekaz o "ludobójstwie", którego władze Ukrainy miały dokonać na "milionach" żyjących w Donbasie ludzi. I któremu nie sposób przyglądać się bez współczucia.
"Trzeba natychmiast zatrzymać ten koszmar. [Oni - red.] polegają tylko na Rosji, jesteśmy ich jedyną nadzieją. To właśnie ich aspiracje, uczucia, ból były dla nas głównym argumentem, by uznać ludowe republiki Donbasu" - mówi Putin.
Jego zdaniem państwa NATO, dla własnych celów, "wspierają skrajnych nacjonalistów i neonazistów na Ukrainie, którzy z kolei nigdy nie wybaczą mieszkańcom Krymu i Sewastopola wolnego wyboru – zjednoczenia z Rosją".
Dla tych, dla których "nacjonaliści i neonaziści" na Ukrainie to za mało, Putin mówi wprost: mamy powtórkę z II wojny światowej.
"Oni [ukraińscy "nacjonaliści" - red.] oczywiście wejdą na Krym z wojną podobną jak w Donbasie, by zabijać ludzi podobnie jak ukraińskie bandy nacjonalistów, wspólnicy Hitlera, zabijały bezbronnych ludzi podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Otwarcie deklarują, że roszczą sobie prawa do wielu innych terytoriów rosyjskich" - przestrzega Putin.
Dodaje też, zgodnie z literą propagandy, że ukraińscy "naziści" chwalą się, że zyskali dostęp do broni jądrowej. Rosyjski prezydent atakuje więc, by wyprzedzić nieunikniony ruch po drugiej stronie. Zapewnia zarazem, że "szanuje nowo powstałe kraje na obszarze postsowieckim" - zapewne celowo umniejszając ukraińską państwowość, datującą na długo przed powstaniem ZSRR.
"Ale Rosja nie może czuć się bezpieczna, rozwijać się, istnieć z ciągłym zagrożeniem emanującym z terytorium współczesnej Ukrainy" - szybko wyjaśnia.
Zdaniem Putina agresywna postawa Zachodu postawiła Rosję w sytuacji bez wyjścia.
"Po prostu nie pozostawiono nam innej możliwości ochrony Rosji, naszego narodu, poza tą, z której będziemy zmuszeni dzisiaj skorzystać. Okoliczności wymagają od nas podjęcia zdecydowanych i natychmiastowych działań. Ludowe republiki Donbasu zwróciły się do Rosji z prośbą o pomoc" - mówi rosyjski prezydent.
Powołuje się na podpisane dwa dni wcześniej traktaty o przyjaźni i wzajemnej pomocy między Rosją a dwoma separatystycznymi republikami - Ługańską i Doniecką. Wskazuje też, że na przeprowadzenie " specjalnej operacji wojskowej" pozwala mu art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych.
Czytamy w nim, że kraje członkowskie ONZ mają "naturalne prawo" do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony w sytuacji, gdy inny kraj dokonuje na nie zbrojnej napaści.
Rosji oczywiście nikt zbrojnie nie napadł, ale separatyści z Donbasu utrzymują, że napadła ich Ukraina i wzywają Rosjan na pomoc. Putin, który niedawno oficjalnie uznał dwie republiki jako państwa, steruje nimi, by mieć pretekst do inwazji.
"Jej celem jest ochrona osób, które od ośmiu lat są ofiarami zastraszania i ludobójstwa przez reżim kijowski. I w tym celu będziemy dążyć do demilitaryzacji i denazyfikacji Ukrainy, a także postawienia przed sądem tych, którzy popełnili liczne, krwawe zbrodnie na ludności cywilnej, w tym obywatelach Federacji Rosyjskiej" - mówi.
"Jednocześnie w naszych planach nie ma okupacji terytoriów ukraińskich. Nie będziemy nikomu niczego narzucać siłą" - dodaje.
Problem w tym, że trudno już dziś powiedzieć, co Putin uznaje za "ukraińskie terytoria", a co za terytoria przez Ukrainę "okupowane".
"Przypomnę, że ani w czasie tworzenia ZSRR, ani po II wojnie światowej, ludzi żyjących na terytoriach należących do współczesnej Ukrainy nikt nie pytał, jak chcą ułożyć sobie życie. [...] Uważamy za ważne, aby z prawa do wyboru mogły korzystać wszystkie narody zamieszkujące terytorium dzisiejszej Ukrainy" - tłumaczy.
"Narody", o których mówi Putin to mieszkańcy Krymu i Donbasu, których Rosja musi bronić przez ukraińskimi "nazistami".
Zarazem rosyjski prezydent podkreśla, że wojskowa operacja nie jest "związana z chęcią naruszenia interesów Ukrainy i narodu ukraińskiego". Chodzi jedynie o samoobronę - ochronę Rosji przed tymi, którzy "wzięli Ukrainę jako zakładnika".
Na koniec swojej przemowy Putin wygłasza kilka apeli. Najpierw do ukraińskich żołnierzy. Podkreśla, że ich przodkowie walczyli z Rosjanami ramię w ramię przeciwko nazistom. I że składali przysięgę narodowi ukraińskiemu, a nie "antyludzkiej juncie, która plądruje Ukrainę" i "kpi" z tego narodu.
"Nie wykonujcie ich kryminalnych rozkazów. Zachęcam do natychmiastowego złożenia broni i powrotu do domu. Pozwolę sobie wyjaśnić: wszyscy żołnierze armii ukraińskiej, którzy spełnią ten wymóg, będą mogli swobodnie opuścić strefę walk i wrócić do swoich rodzin. Jeszcze raz mocno podkreślam: cała odpowiedzialność za ewentualny rozlew krwi będzie spoczywać wyłącznie na sumieniu reżimu panującego na terytorium Ukrainy" - stwierdza.
Następnie rosyjski prezydent grozi sojusznikom Ukrainy, którzy "mogą ulec presji interwencji".
"Ktokolwiek próbuje nam przeszkadzać, a tym bardziej stwarzać zagrożenia dla naszego kraju, dla naszego narodu, powinien wiedzieć, że reakcja Rosji będzie natychmiastowa, o konsekwencjach, jakich nigdy w swojej historii nie doświadczyliście. Jesteśmy gotowi na każdy rozwój wydarzeń" - zapewnia.
Potem Putin przemawia do swoich rodaków, apelując o narodową jedność i o wspólny marsz naprzód, bo "prawdziwa siła tkwi w sprawiedliwości i prawdzie, która jest po naszej stronie". Mówi, że liczy na patriotyczną postawę zarówno wśród żołnierzy, jak i cywilów.
"Jestem przekonany, że oddani swojemu krajowi żołnierze i oficerowie Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej profesjonalnie i odważnie wypełnią swój obowiązek. Nie mam wątpliwości, że wszystkie szczeble władzy, specjaliści odpowiedzialni za stabilność naszej gospodarki, systemu finansowego, sfery społecznej, szefowie firm i cały rosyjski biznes będą działać w sposób skoordynowany i skuteczny" - stwierdza.
Na sam koniec uderza w podniosły ton:
"Ostatecznie, jak zawsze w historii, los Rosji leży w niezawodnych rękach naszego wielonarodowego narodu. A to oznacza, że podjęte decyzje zostaną zrealizowane, wyznaczone cele zostaną osiągnięte, bezpieczeństwo naszej Ojczyzny będzie niezawodnie zagwarantowane. Wierzę w wasze wsparcie, w tę niezwyciężoną siłę, jaką daje nam miłość do Ojczyzny".
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze