Borys Budka ma pomysł na rządy po PiS: trzeba oszczędzać i ciąć finanse administracji publicznej. To pomysł mało oryginalny i szkodliwy dla państwa. A przy okazji zupełnie niepotrzebny, bo Budkę wyręcza w tym już PiS. W tej kwestii między głównymi partiami nie widać różnicy
Jaki pomysł na rządy po PiS ma szef PO? Co nowego Borys Budka wymyślił, aby przyciągnąć nowych wyborców? Są to między innymi cięcia w administracji i prywatyzacja usług publicznych.
W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” Budka powiedział, że należy podnieść kwotę wolną od podatku. To słuszny pomysł, bo obecnie kwota jest dramatycznie niska, o czym pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie. Tworzy to jednak dziurę w budżecie, bo oznacza mniejsze wpływy do budżetu.
Jak przewodniczący PO chciałby tę dziurę załatać? Zapowiedział, że jego partia zamierza „przenieść część usług publicznych do organizacji pozarządowych i sektora prywatnego, a więc ograniczenie administracji”. Ale przede wszystkim, zdaniem Budki:
Na pewno potrzebne będą cięcia w administracji państwowej, w której wydatki zostały w ostatnich latach bardzo rozdmuchane.
Z chęcią zobaczymy szczegółowe wyliczenia, które Budka zapowiedział. Póki ich nie ma, z przyjemnością zaprezentujemy własne. Przewodniczący Budka zwyczajnie nie ma racji, gdy mówi, że wydatki na administrację państwową zostały w ostatnich latach rozdmuchane. Dane na ten temat znajdują się w corocznych sprawozdaniach Ministerstwa Finansów o wykonaniu budżetu państwa. Interesują nas dwa działy budżetu państwa:
Ten pierwszy jest tutaj zupełnie oczywisty, drugi obejmuje np. urzędy naczelnych organów władzy państwowej, kontroli i ochrony prawa, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, Krajową Radę Sądownictwa. Warto więc pod uwagę wziąć oba.
Jak wygląda to „rozdmuchanie”? W czasie rządów PiS suma środków wydawanych z budżetu na administrację rzeczywiście wzrosła. Między 2015 a 2019 rokiem o nieco ponad trzy miliardy złotych. Problem w tym, że pierwsza kadencja PiS to też szybko rosnący budżet państwa. W tym samym czasie wydatki państwa wzrosły o 82 miliardy złotych.
Dobrą miarą będzie więc odsetek wydatków na administrację w całym budżecie. A ten od 2015 roku nie tylko nie wzrósł, ale wręcz nieznacznie spadł (z 4,6 proc. do 4,4 proc.) W latach 2017-2019 utrzymywał się na stałym poziomie 4,4 proc.
Na wykresie pokazujemy lata 2011-2019, czyli po jednej kadencji PO-PSL i PiS. Widać wyraźnie, że nominalnie wydatki nieco rosną, ale procentowo spadają. Gdyby wziąć pod uwagę sam dział budżetu „administracja publiczna” (wydatki na niego są dużo większe, przykładowo w 2019 roku to 15,4 mld wobec 2,9 mld w dziale 751), to żaden z wniosków się nie zmienia. Wydatki nominalnie rosną, procentowo spadają, a za rządów PiS utrzymują się na jednym poziomie.
Wniosek z tego ciągu liczb jest prosty: Borys Budka nie mówi prawdy o wydatkach na administrację publiczną w ostatnich latach.
Budka odwołuje się do starych zaklęć, których PO używała w latach swoich rządów: taniego państwa, przekonania, że urzędnicy są zbędni i wykonują niepotrzebną pracę. Jeśli chcemy mieć sprawne państwo, to jest to podejście szkodliwe.
A może przewodniczącemu PO chodziło o administrację rządową, a nie publiczną? Być może, ale nie siedzimy w głowie Borysa Budki i wiemy jedynie, co powiedział. Gdyby chodziło o rząd – rzeczywiście wydatki kancelarii premiera za rządów PiS wzrosły znacznie, tutaj wzrost był dużo szybszy niż wzrost gospodarczy i rosnący budżet państwa. W 2015 roku KPRM wydała 146,8 mln złotych, w 2019 - 335,2 mln. To ponad dwukrotnie więcej. I rzeczywiście można się tym wydatkom przyjrzeć i być może w części zredukować. Ale w skali zadań państwa te niecałe 200 mln złotych więcej to grosze. Publiczne wydatki na służbę zdrowia w ostatnich latach oscylują wokół 100 miliardów złotych rocznie. Obiecywanie cięć wydatków w rządzie jako rozwiązanie na problemy finansów publicznych to niewiele więcej niż tani populizm.
Tymczasem, gdyby PO przejęło rząd po PiS, to do administracji publicznej będzie trzeba raczej dołożyć i wiele naprawić, zamiast redukować. PiS w kryzysowym roku myśli o zwolnieniach. W jednej z antykryzysowych ustaw zagwarantował sobie możliwość zwalniania urzędników decyzją premiera.
„Z punktu widzenia interesu publicznego takie uderzenie w administrację publiczną jest kompletnie dysfunkcjonalne dla państwa jako całości” – mówił OKO.press socjolog dr Grzegorz Makowski, ekspert forum Idei Fundacji im. Stefana Batorego.
Rząd zamroził podwyżki dla pracowników budżetówki, później umożliwił również wycofanie się z przyznania nagród dla urzędników.
Ważne urzędy są w Polsce chronicznie niedofinansowane. Ale Borys Budka powinien być zadowolony, bo jego pomysł realizuje już PiS. W budżecie na 2021 rok partia Kaczyńskiego obniża budżety m.in. Państwowej Inspekcji Pracy (o 24 mln zł), Najwyższej Izbie Kontroli (o 13 mln zł), Rzecznikowi Praw Obywatelskich (o 9 mln zł). Tu pilnie potrzebne jest dodatkowe finansowanie, a nie szukanie oszczędności.
Jak na podejście Borysa Budki do administracji patrzy przedstawiciel pracowników?
„To bardzo zły pomysł. Kompletnie nieprzemyślany, wręcz szkodliwy. Niezbędne są interwencje dokładnie odwrotne” – komentuje dla OKO.press wiceszef Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Piotr Ostrowski – „Pracownicy administracji publicznej potrzebują solidnego wzmocnienia, pewności i finansowego wsparcia. Patrząc szerzej – podobnie rzecz się ma z usługami publicznymi. Państwo i jego instytucje muszą działać sprawnie.
To także „być albo nie być” dla sprawnej, innowacyjnej gospodarki oraz przyjaznego otoczenia dla prowadzenia biznesu. Już dzisiaj wielu przedsiębiorców narzeka na mitręgę biurokratyczną i wydłużanie czasu na podjęcie decyzji administracyjnej. Myślenie, że usprawnimy administrację poprzez zwolnienia i cięcia płac jest w tym sensie całkowicie oderwane od rzeczywistości. To prosta droga do kompletnej katastrofy. A przeświadczenie, że receptą jest ich prywatyzacja, to relikt z lat 90. XX wieku. Wiemy doskonale, jak kończy się outsourcing usług publicznych nie tylko z punktu widzenia pracowników, ale także jakości tych usług”.
W 2019 roku w administracji państwowej zatrudnionych było 176 tys. urzędników. Ich przeciętna pensja wynosiła 6 422 złote (warto pamiętać, że większość osób zarabia mniej od średniej. Zwykle jest to około 2/3, ale w przypadku urzędników państwowych nie mamy takich danych). To daje nam koszt wynagrodzeń w wysokości 13,6 mld złotych. To oczywiście spora kwota, ale ewentualne zwolnienia (lub „redukcje zatrudnienia") nie mogłyby objąć większości. A to dałoby niewielkie z punktu widzenia całego budżetu oszczędności. Czas załatwiania sprawy w urzędzie mógłby się natomiast jeszcze bardziej wydłużyć.
Ostrowski: „Tylko dobrze opłacani, pewni swojego zatrudnienia i rozwoju zawodowego urzędnicy państwowi i samorządowi, nauczyciele, pracownicy ochrony zdrowia są kluczowi dla sprawnego funkcjonowania państwa. Państwu powinno zależeć, aby w usługach publicznych pracowali najlepsi. Tych najlepszych trzeba jednak odpowiednio wynagradzać. Ostatnie co im potrzeba to cięcia, zwolnienia, niepewność i outsourcing.
Widać, że Platforma Obywatelska niczego się przez ostatnie lata nie nauczyła i wciąż tkwi w starych, szkodliwych schematach. Im więcej tego typu pomysłów, tym mniej bólu głowy Jarosława Kaczyńskiego jak wygrać kolejne wybory”.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze