0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Jaki pomysł na rządy po PiS ma szef PO? Co nowego Borys Budka wymyślił, aby przyciągnąć nowych wyborców? Są to między innymi cięcia w administracji i prywatyzacja usług publicznych.

W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” Budka powiedział, że należy podnieść kwotę wolną od podatku. To słuszny pomysł, bo obecnie kwota jest dramatycznie niska, o czym pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie. Tworzy to jednak dziurę w budżecie, bo oznacza mniejsze wpływy do budżetu.

Jak przewodniczący PO chciałby tę dziurę załatać? Zapowiedział, że jego partia zamierza „przenieść część usług publicznych do organizacji pozarządowych i sektora prywatnego, a więc ograniczenie administracji”. Ale przede wszystkim, zdaniem Budki:

Na pewno potrzebne będą cięcia w administracji państwowej, w której wydatki zostały w ostatnich latach bardzo rozdmuchane.
Odsetek wydatków na administrację w stosunku do całego budżetu jest nawet mniejszy niż za czasów rządów PO-PSL.
Wywiad dla "Dziennika Gazety Prawnej",18 grudnia 2020

Gdzie to rozdmuchanie?

Z chęcią zobaczymy szczegółowe wyliczenia, które Budka zapowiedział. Póki ich nie ma, z przyjemnością zaprezentujemy własne. Przewodniczący Budka zwyczajnie nie ma racji, gdy mówi, że wydatki na administrację państwową zostały w ostatnich latach rozdmuchane. Dane na ten temat znajdują się w corocznych sprawozdaniach Ministerstwa Finansów o wykonaniu budżetu państwa. Interesują nas dwa działy budżetu państwa:

  • Administracja publiczna (nr 750);
  • Urzędy naczelnych organów władzy państwowej, kontroli i ochrony prawa oraz sądownictwa (nr 751).

Ten pierwszy jest tutaj zupełnie oczywisty, drugi obejmuje np. urzędy naczelnych organów władzy państwowej, kontroli i ochrony prawa, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, Krajową Radę Sądownictwa. Warto więc pod uwagę wziąć oba.

Jak wygląda to „rozdmuchanie”? W czasie rządów PiS suma środków wydawanych z budżetu na administrację rzeczywiście wzrosła. Między 2015 a 2019 rokiem o nieco ponad trzy miliardy złotych. Problem w tym, że pierwsza kadencja PiS to też szybko rosnący budżet państwa. W tym samym czasie wydatki państwa wzrosły o 82 miliardy złotych.

Dobrą miarą będzie więc odsetek wydatków na administrację w całym budżecie. A ten od 2015 roku nie tylko nie wzrósł, ale wręcz nieznacznie spadł (z 4,6 proc. do 4,4 proc.) W latach 2017-2019 utrzymywał się na stałym poziomie 4,4 proc.

Na wykresie pokazujemy lata 2011-2019, czyli po jednej kadencji PO-PSL i PiS. Widać wyraźnie, że nominalnie wydatki nieco rosną, ale procentowo spadają. Gdyby wziąć pod uwagę sam dział budżetu „administracja publiczna” (wydatki na niego są dużo większe, przykładowo w 2019 roku to 15,4 mld wobec 2,9 mld w dziale 751), to żaden z wniosków się nie zmienia. Wydatki nominalnie rosną, procentowo spadają, a za rządów PiS utrzymują się na jednym poziomie.

Wniosek z tego ciągu liczb jest prosty: Borys Budka nie mówi prawdy o wydatkach na administrację publiczną w ostatnich latach.

Wydatki na rząd - kropla w morzu

Budka odwołuje się do starych zaklęć, których PO używała w latach swoich rządów: taniego państwa, przekonania, że urzędnicy są zbędni i wykonują niepotrzebną pracę. Jeśli chcemy mieć sprawne państwo, to jest to podejście szkodliwe.

A może przewodniczącemu PO chodziło o administrację rządową, a nie publiczną? Być może, ale nie siedzimy w głowie Borysa Budki i wiemy jedynie, co powiedział. Gdyby chodziło o rząd – rzeczywiście wydatki kancelarii premiera za rządów PiS wzrosły znacznie, tutaj wzrost był dużo szybszy niż wzrost gospodarczy i rosnący budżet państwa. W 2015 roku KPRM wydała 146,8 mln złotych, w 2019 - 335,2 mln. To ponad dwukrotnie więcej. I rzeczywiście można się tym wydatkom przyjrzeć i być może w części zredukować. Ale w skali zadań państwa te niecałe 200 mln złotych więcej to grosze. Publiczne wydatki na służbę zdrowia w ostatnich latach oscylują wokół 100 miliardów złotych rocznie. Obiecywanie cięć wydatków w rządzie jako rozwiązanie na problemy finansów publicznych to niewiele więcej niż tani populizm.

Przeczytaj także:

PiS też tnie środki

Tymczasem, gdyby PO przejęło rząd po PiS, to do administracji publicznej będzie trzeba raczej dołożyć i wiele naprawić, zamiast redukować. PiS w kryzysowym roku myśli o zwolnieniach. W jednej z antykryzysowych ustaw zagwarantował sobie możliwość zwalniania urzędników decyzją premiera.

„Z punktu widzenia interesu publicznego takie uderzenie w administrację publiczną jest kompletnie dysfunkcjonalne dla państwa jako całości” – mówił OKO.press socjolog dr Grzegorz Makowski, ekspert forum Idei Fundacji im. Stefana Batorego.

Rząd zamroził podwyżki dla pracowników budżetówki, później umożliwił również wycofanie się z przyznania nagród dla urzędników.

Ważne urzędy są w Polsce chronicznie niedofinansowane. Ale Borys Budka powinien być zadowolony, bo jego pomysł realizuje już PiS. W budżecie na 2021 rok partia Kaczyńskiego obniża budżety m.in. Państwowej Inspekcji Pracy (o 24 mln zł), Najwyższej Izbie Kontroli (o 13 mln zł), Rzecznikowi Praw Obywatelskich (o 9 mln zł). Tu pilnie potrzebne jest dodatkowe finansowanie, a nie szukanie oszczędności.

OPZZ: Szkodliwy pomysł

Jak na podejście Borysa Budki do administracji patrzy przedstawiciel pracowników?

„To bardzo zły pomysł. Kompletnie nieprzemyślany, wręcz szkodliwy. Niezbędne są interwencje dokładnie odwrotne” – komentuje dla OKO.press wiceszef Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Piotr Ostrowski – „Pracownicy administracji publicznej potrzebują solidnego wzmocnienia, pewności i finansowego wsparcia. Patrząc szerzej – podobnie rzecz się ma z usługami publicznymi. Państwo i jego instytucje muszą działać sprawnie.

To także „być albo nie być” dla sprawnej, innowacyjnej gospodarki oraz przyjaznego otoczenia dla prowadzenia biznesu. Już dzisiaj wielu przedsiębiorców narzeka na mitręgę biurokratyczną i wydłużanie czasu na podjęcie decyzji administracyjnej. Myślenie, że usprawnimy administrację poprzez zwolnienia i cięcia płac jest w tym sensie całkowicie oderwane od rzeczywistości. To prosta droga do kompletnej katastrofy. A przeświadczenie, że receptą jest ich prywatyzacja, to relikt z lat 90. XX wieku. Wiemy doskonale, jak kończy się outsourcing usług publicznych nie tylko z punktu widzenia pracowników, ale także jakości tych usług”.

W 2019 roku w administracji państwowej zatrudnionych było 176 tys. urzędników. Ich przeciętna pensja wynosiła 6 422 złote (warto pamiętać, że większość osób zarabia mniej od średniej. Zwykle jest to około 2/3, ale w przypadku urzędników państwowych nie mamy takich danych). To daje nam koszt wynagrodzeń w wysokości 13,6 mld złotych. To oczywiście spora kwota, ale ewentualne zwolnienia (lub „redukcje zatrudnienia") nie mogłyby objąć większości. A to dałoby niewielkie z punktu widzenia całego budżetu oszczędności. Czas załatwiania sprawy w urzędzie mógłby się natomiast jeszcze bardziej wydłużyć.

Ostrowski: „Tylko dobrze opłacani, pewni swojego zatrudnienia i rozwoju zawodowego urzędnicy państwowi i samorządowi, nauczyciele, pracownicy ochrony zdrowia są kluczowi dla sprawnego funkcjonowania państwa. Państwu powinno zależeć, aby w usługach publicznych pracowali najlepsi. Tych najlepszych trzeba jednak odpowiednio wynagradzać. Ostatnie co im potrzeba to cięcia, zwolnienia, niepewność i outsourcing.

Widać, że Platforma Obywatelska niczego się przez ostatnie lata nie nauczyła i wciąż tkwi w starych, szkodliwych schematach. Im więcej tego typu pomysłów, tym mniej bólu głowy Jarosława Kaczyńskiego jak wygrać kolejne wybory”.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze