Liczby zawróceń przez Niemcy są w ostatnich miesiącach niższe niż rok wcześniej. Zdecydowana większość to Ukraińcy, a liczba demonizowanych przez prawicę „migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu” zdecydowanie spadła. Oto analiza faktów i politycznych i prawnych zawirowań
7 lipca Polska przywróciła tymczasowe wyrywkowe kontrole na wszystkich 52 przejściach na granicy z Niemcami i na 13 z Litwą. Choć wprowadzono je na okres 30 dni (do 5 sierpnia), to wiceszef MSWiA Czesław Mroczek już zapowiedział ich przedłużenie.
Powodem jest wzrost liczby migrantów na granicy z Litwą (migranci coraz częściej wybierają „bałtycki” wariant szlaku białoruskiego) i zmiana polityki Niemiec, które zawracają dziś do Polski niemal wszystkich migrantów, próbujących nielegalnie przekroczyć granicę. Choć proceder ten trwa od października 2023 roku, to niedawno został dodatkowo zaostrzony: kontroli po niemieckiej granicy jest więcej, a od 7 maja (to data oficjalna, bo w praktyce miało to miejsce już od kilku miesięcy) zawracane są także osoby próbujące złożyć w Niemczech wniosek azyl.
„Od mniej więcej miesiąca praktyka działania na granicy polsko-niemieckiej uległa wyraźnej korekcie. Strona niemiecka, inaczej niż to było przez ostatnich 10 lat, odmawia wpuszczania na swój teren migrantów, którzy zmierzają do Niemiec z różnych kierunków, aby ubiegać się tam o azyl lub innego rodzaju status. Ta zmiana spowodowała napięcia” – mówił Donald Tusk na konferencji prasowej we wtorek 1 lipca.
Podkreślił też, że Polska zainwestowała dużo w zabezpieczenia na granicy polsko-białoruskiej. „Niestety w sytuacji, w której granica łotewsko-białoruska i litewsko-białoruska nie jest tak szczelna, jak ta polska, to to trochę traci na znaczeniu, bo ten strumień nielegalnej migracji, organizowany przez Rosję i Białoruś, idzie przez Białoruś, Łotwę, Litwę”, mówił.
W wywiadzie dla TVN24 2 lipca skrytykował natomiast niezgodność niemieckiej polityki z prawem UE: „Nie będziemy akceptować sytuacji, w której Niemcy jednostronnie decydują o odsyłaniu migrantów do Polski, ignorując procedury unijne”.
Prawicowi politycy, aktywiści i dziennikarze już od kilkunastu miesięcy rozpowszechniali nieprawdziwe informacje o „nielegalnym przerzucaniu do Polski tysięcy migrantów” na niemieckiej granicy. „Państwo Tuska abdykowało, jeżeli chodzi o sytuację, jaka ma miejsce na granicy z Niemcami”, mówił szef klubu PiS, Mariusz Błaszczak, a były premier Mateusz Morawiecki alarmował, że „niemieckie służby przerzucają nielegalnych migrantów do naszego kraju, a rząd milczy i nie reaguje”.
Krzysztof Bosak z Konfederacji przekonywał, że „Niemcy stracili wszelkie hamulce, przywożą całe auta migrantów, a polska Straż Graniczna ma związane ręce”.
Na granicy polsko-niemieckiej pojawiły się bojówkarskie „patrole obywatelskie”, organizowane przez Ruch Obrony Granic Roberta Bąkiewicza, które bezprawnie zatrzymywały pojazdy i legitymowały kierowców, urządzając „polowanie” na migrantów.
Choć rząd uzasadnia przywrócenie kontroli zmianą polityki Niemiec, to jednocześnie sam przyznaje, że skala problemu jest niewielka. Wiceszef MSWiA ds. migracji, Maciej Duszczyk, w wywiadzie dla Radia Zet 4 lipca dementował alarmistyczne doniesienia, wskazując na niewielką skalę problemu: „Nie ma mowy o masowej migracji na granicy z Niemcami – to jednostkowe przypadki, które są pod kontrolą Straży Granicznej”, mówił.
Na konferencji MSWiA 5 lipca mówił natomiast, że Polska „prowadzi rozmowy z Niemcami, aby wypracować wspólne rozwiązania, które nie będą naruszać zasad Schengen i jednocześnie zapewnią bezpieczeństwo”.
MSWiA i Straż Graniczna podkreślają w swoich komunikatach, że Niemcy nie łamią procedur i każdorazowo informują polskich pograniczników o zawracanych migrantach.
W tym tekście przytaczamy najnowsze dane o sytuacji na wszystkich granicach i opisujemy, na czym dokładnie polegają i na ile legalne są stosowane dziś przez niemieckie służby procedury.
Zacznijmy od granicy wschodniej. Zgodnie z danymi podawanymi przez rząd, skala migracji na granicy polsko-białoruskiej spada. Od stycznia do czerwca 2025 roku prób przekroczenia granicy było ok. 14 tysięcy (niemal o 30 proc. mniej niż w pierwszym półroczu 2024 roku).
Według Straży Granicznej, 95 proc. tych prób zostało udaremnionych, a MSWiA i wiceminister Duszczyk piszą o „98-procentowej szczelności zapory” (nie podają jednak szczegółowych liczb i metodologii, więc jest to nieweryfikowalne).
W 2025 roku migranci na wschodniej granicy pochodzili głównie z Etiopii, Erytrei, Somalii, Afganistanu, Iraku i Pakistanu.
Zdaniem rządu, liczby zaczęły spadać już w drugiej połowie 2024 roku, dzięki wprowadzeniu „strefy buforowej” i modernizacji zapory. Jednak choć w drugim półroczu 2024 roku ruch migracyjny faktycznie był mniejszy, niż w pierwszym, to trudno mówić o poprawie – w całym roku 2024 prób przekroczenia było 30 tysięcy, a rok wcześniej – niecałe 26 tysięcy.
Uszczelnianie polskiej granicy przyniosło natomiast inny efekt – coraz więcej migrantów zaczęło przekraczać granicę z Łotwą i Litwą. Przekierowanie ruchu na „wariant bałtycki” to zjawisko analogiczne do tych, które od lat zachodzą na szlakach bałkańskich i śródziemnomorskich: po zaostrzeniu polityk granicznych w jednych państwach, migranci wybierają pobliskie łatwiejsze trasy.
W ostatnich miesiącach przemytnicy coraz częściej oferowali migrantom na Białorusi podróże przez Łotwę i Litwę, informując, że „Polska jest zamknięta”. W pierwszym półroczu 2025 roku podlaski oddział Straży Granicznej zatrzymał 251 osób bezpośrednio na granicy polsko-litewskiej – to więcej, niż w całym 2024 roku, gdy takich osób było 175.
Wszyscy migranci zostali przekazani litewskim służbom w ramach procedury readmisji. Te liczby to osoby zatrzymane „na gorąco” (czyli podczas przekraczania granicy lub na drogach dojazdowych do niej). Wszystkich osób, które podróżowały wcześniej przez Litwę, ale zostały zatrzymane w innych częściach Polski, było w pierwszym półroczu 2025 roku 412 (w całym 2024 roku były to 432 osoby).
Choć w 2025 roku wzrost jest zauważalny, to już porównanie z poprzednimi latami pokazuje, że nie mamy do czynienia z wyjątkowym zjawiskiem. W 2023 roku SG zatrzymała 720 migrantów przekraczających granicę polsko-litewską, a rok wcześniej – 721.
Litewska straż graniczna (VSAT) twierdzi, że cudzoziemcy nie przekraczają granicy bezpośrednio z Białorusi, tylko dostają się najpierw na Łotwę i że skala takiej „wtórnej migracji” wzrosła w tym roku 2,5-krotnie.
Wciąż mówimy jednak o niewielkich liczbach – od początku stycznia na granicy zatrzymano 352 osoby podróżujące wcześniej przez Łotwę (z czego 157 zatrzymały służby litewskie, a 195 – polskie, więc te same osoby są też uwzględnione w polskich statystykach).
Migranci pochodzili najczęściej z Afganistanu i Somalii. Z przesłuchań przeprowadzonych przez VSAT wynikało, że Somalijczycy najczęściej rozpoczynali podróż w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, skąd na wizach dostawali się do Rosji, a następnie na Białoruś. Celem podróży większości migrantów są Niemcy.
W pierwszym półroczu 2025 roku łotewskie służby odnotowały 5914 prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusią – ponad dwa razy więcej niż w analogicznym okresie w 2024. Większość migrantów pochodziła z Somalii, Afganistanu, Syrii i Erytrei.
Trzeba pamiętać, że dane są dalekie od idealnych – różnice w poszczególnych latach wynikają nie tylko z faktycznej skali migracji, ale też z intensywności i skuteczności samych kontroli granicznych. Te z kolei nasilają się pod wpływem obostrzeń wprowadzanych w państwach ościennych.
Gdy kolejne kraje uszczelniają granice, ich sąsiedzi robią to samo, by zahamować tranzyt i zapobiec „utknięciu” migrantów na swoim terytorium. Wzmożone kontrole siłą rzeczy przekładają się na wyższą wykrywalność.
I odwrotnie – gdy przez ostatnią dekadę Niemcy prowadziły politykę względnie „otwartych granic”, kraje tranzytowe często unikały zatrzymywania i rejestrowania migrantów, by uniknąć odpowiedzialności za ich procedury azylowe.
Politykę „milczącego przyzwolenia na tranzyt” otwarcie stosowały nie tylko kraje bałkańskie czy Włochy, ale, jak wynikało z licznych świadectw migrantów, również Polska.
Jednak w obliczu zaostrzenia niemieckiej polityki granicznej, na wewnętrznych granicach UE rozkręca się „efekt domina”. Tusk zaznaczył, że będzie zachęcać Litwę i Łotwę do „bardziej intensywnej współpracy w celu utrudnienia lub całkowitego powstrzymania działań Putina i Łukaszenki”.
Tuż po zapowiedzi przywrócenia kontroli, minister spraw zagranicznych Litwy Władysław Kondratowicz poinformował o wysłaniu na Łotwę funkcjonariuszy litewskiej policji, do której wkrótce dołączyć ma również straż graniczna.
Przyjrzyjmy się teraz rzekomym „rekordowym” liczbom na granicy polsko-niemieckiej.
W swoich komunikatach MSWiA oraz wiceminister Duszczyk od wielu miesięcy zaznaczają, że w kwestii odsyłania migrantów z Niemiec, polska polityka jest dziś wyjątkowo restrykcyjna i asertywna. Podkreślają przy tym niższe niż za PiS statystyki osób odsyłanych przez Niemcy w ramach procedur dublińskich i readmisji.
Od 1 stycznia do 22 czerwca 2025 roku Polska przyjęła 89 osób w ramach readmisji (łącznie zwykłej i uproszczonej) oraz 225 osób na mocy procedur dublińskich. Cudzoziemcy pochodzili głównie z Afganistanu (58 osób), Syrii (42 osoby) i Tadżykistanu (30 osób).
To faktycznie mniej niż w poprzednich latach: w roku 2024 na mocy readmisji przekazano 357 osób, a w ramach procedur dublińskich – 331, a rok wcześniej – odpowiednio 564 i 404. W kolejnych miesiącach liczby osób odesłanych w tych procedurach będą dalej maleć, bo Polska praktycznie nie przyjmuje już wniosków azylowych od migrantów przybywających z Białorusi (co stanowiło podstawę do odsyłania ich potem w ramach procedur dublińskich).
W marcu wiceminister Duszczyk tłumaczył w komentarzu dla OKO.press, że Polska odrzuca też większość niemieckich wniosków o readmisję migrantów:
„Nie mam pełnego zaufania do statystyk niemieckich i do tego, jak weryfikują, czy dana osoba faktycznie znajdowała się w Polsce”. (…) „Nawet jeśli są zatrzymani w pobliżu granicy z Polską i mają białoruskie wizy, to mogli znaleźć się w Niemczech w inny sposób, np. szlakiem bałkańskim”, mówił.
Chwaląc się „asertywnością” wobec zachodnich sąsiadów, polski rząd nie wspominał jednak miesiącami o innych instrumentach stosowanych przez Niemcy – zawróceniach i odsyłaniach migrantów na granicy. Statystyki tych procedur publikowały natomiast niemieckie służby i media, a następnie przytaczała je polska prawica, co przez wiele miesięcy owocowało narastaniem przekonania, że „rząd Tuska ukrywa prawdę o sytuacji na granicy”.
Przez wiele lat niemal wszyscy migranci docierający do Niemiec byli tam wpuszczani. W 2021 roku zawróceń na granicy było jedynie 20, a rok później – 54. Po przywróceniu w październiku 2023 kontroli na granicach liczba ta wzrosła do 1705.
W 2024 roku prób przekroczenia granicy było 16 148, a zawróceń – 9369. Niemal połowa dotyczyła obywateli Ukrainy, 580 – Afgańczyków, 470 – Syryjczyków, 377 – Gruzinów a 234 – Hindusów.
Od stycznia do maja 2025 roku na zawróceń było 2808 (wg. danych otrzymanych od niemieckiej policji federalnej 10 lipca).
Statystyki zawróceń w poszczególnych miesiącach:
Styczeń – 515
Luty – 466
Marzec – 489
Kwiecień – 595
Maj – 743
Bundespolizei nie podała nam danych za czerwiec, ale w różnych niemieckich źródłach pojawiały się następujące informacje:
– od 8 maja do 1 lipca na granicy polsko-niemieckiej zawrócono ok. 1300 osób.
– od 1 maja do 15 czerwca zawrócono 1087 osób.
Choć widać, że w maju liczba zawróceń wzrosła i trend ten utrzymał się w czerwcu, to nie ma mowy o „masowości” zjawiska, a nawet w „rekordowym” maju statystyki są niższe, niż w 2024 roku (wtedy zawróceń było średnio 780 miesięcznie).
Tak jak w poprzednim roku, zdecydowana większość (49 proc.) zawróceń dotyczyła obywateli Ukrainy.
Najczęstsze kraje pochodzenia zawróconych osób
Ukraina – 1368
Afganistan – 170
Gruzja – 128
Kolumbia – 110
Etiopia – 86
Na powyższe statystyki trzeba brać dwie poprawki. Po pierwsze, Bundespolizei stale je aktualizuje, więc publikowane w różnych okresach liczby nieznacznie się różnią. Po drugie, tak jak na granicy polsko-białoruskiej, statystyki nie pokazują liczby zawracanych osób, a „próby przekroczenia granicy” oraz „zawrócenia” – w rzeczywistości osób jest mniej, bo wielu migrantów jest zawracanych wielokrotnie i najczęściej próbują przekroczyć granicę do skutku.
Sama Straż Graniczna dementuje pogłoski o „przerzucaniu” i „masowym zwożeniu” migrantów na granicę, podkreślając, że niemiecka policja każdorazowo informuje ich o przekazywaniu migrantów.
Wyjątkiem miała być sytuacja z czerwca 2024 roku, gdy niemieckie służby przewiozły przez granicę pięcioosobową rodzinę z Afganistanu i odjechały, pozostawiając ją w miejscowości Osinowo Dolne i nie informując o tym polskich pograniczników. Straż Graniczna napisała wtedy, że incydent naruszał prawo i zasady współpracy służb, a premier Tusk miał rozmawiać o tej sytuacji z ówczesnym kanclerzem Olafem Scholzem.
Z komunikatów Straży Granicznej wynika, że był to odosobniony incydent i więcej takich sytuacji nie miało miejsca. Jednak w marcu rzecznik prasowy SG Andrzej Juźwiak w komentarzu dla OKO.press powiedział, że „choć strona niemiecka czasem informuje polskie służby o zawróceniu migrantów na granicy, to formalnie nie ma takiego obowiązku. Zdarza się więc, że polska Straż Graniczna po prostu natrafia na migrantów podczas regularnych patroli przygranicznych”.
W mojej korespondencji z Bundespolizei zarówno w marcu, jak i w lipcu rzeczniczki prasowe dwukrotnie zaznaczały, że przy zawróceniach „dąży się do fizycznego przekazania na podstawie współpracy między organami granicznymi”, ale „zasadniczo wystarczy ogłosić odmowę wjazdu, aby można ją było następnie przeprowadzić w uzgodnionym miejscu, bez fizycznego przekazania”.
Poproszony o komentarz ppor. Konrad Szwed z zespołu prasowego SG (rzecznik jest na urlopie) powiedział 10 lipca, że od czasu incydentu w Osinowie Dolnym, niemiecka policja informuje SG o wszystkich zawróceniach.
Jest to jednak sprzeczne z komunikatem Straży Granicznej i MSWiA z 3 lipca, w którym służby i ministerstwo podały, że niemiecka policja podwiozła w nocy na przejście w Gubinie Afgańczyka. Radiowóz miał odjechać, nie czekając na odebranie mężczyzny przez Straż Graniczną.
Rzecznik MSWiA nazwał sprawę „niedopuszczalną i nieakceptowalną”, pisząc, że „między innymi takie zdarzenie uzasadnia wprowadzenie kontroli granicznych po stronie polskiej”. Komendant Główny SG nazwał takie działania służb „niedopuszczalnymi i niezgodnymi z wcześniejszymi ustaleniami”. Natomiast ppor. Konrad Szwed z zespołu prasowego SG powiedział, w Gubinie nie doszło do większych nieprawidłowości – niemiecka policja poinformowała polskie służby o przekazaniu Afgańczyka, ale po prostu przybyła na miejsce zbyt szybko i nie poczekała na jego fizyczne odebranie przez SG.
Dodatkowe zamieszanie wprowadza fakt, że Niemcy stosują właściwie dwie procedury graniczne: „zurückweisungen” (zawracanie migrantów bezpośrednio na granicy) oraz „zurückschiebungen” (odsyłanie migrantów ze strefy przygranicznej, czyli do 30 km w głąb kraju).
Statystyki tych dwóch procedur są czasem podawane razem, a czasem oddzielnie. Przykładowo, w informacji prasowej z Bundestagu z 1 lipca 2025 roku dowiemy się, że w okresie od stycznia 2024 do kwietnia 2025 Niemcy dokonały na granicy z Polską 11398 „zurückweisungen” (zawróceń) i 406 zurückschiebungen (odesłań). W korespondencji z Bundespolizei rzeczniczka prasowa zaznaczyła, że podaje mi łączne statystyki dla obu procedur. Natomiast część polskich mediów przytaczających te dane tłumaczyła natomiast zurückschiebungen jako „deportacje”.
Kamil Frymark z Ośrodka Studiów Wschodnich, którego poprosiłam o wyjaśnienie różnic między tymi procedurami, tłumaczy, że „zurückweisungen” dotyczą osób zatrzymanych bezpośrednio na granicy (zarówno na przejściach granicznych, jak i na „zielonych” odcinkach), a „zurückschiebungen” to odesłania z pasa granicznego, do 30 km od polskiej granicy.
„Zawrócenie” nie wymaga informowania strony polskiej. Natomiast dokonując „odesłania” z pasa granicznego, policja federalna powinna powiadomić polską Straż Graniczną i umówić się na przekazanie takiej osoby.
„W ostatnich tygodniach zaciera się granica między tymi dwiema procedurami, bo niemiecka policja federalna coraz częściej stosuje je zamiennie” – mówi Frymark. – „Jeśli złapano kogoś 5 km od polskiej granicy, to powinno się dokonać »odesłania«, które wymaga powiadomienia polskich pograniczników i umówienia się z nimi na przekazanie takiej osoby. Natomiast niemieckie służb coraz częściej upraszczają ten proces, stosując właśnie »zawrócenie« – czyli po prostu przewożą taką osobę do najbliższego punktu, gdzie możliwe jest fizyczne przekazanie i tam zostawiają. Czasami powiadamia się przy tym polską straż graniczną, a czasami nie. Zostawienie tej osoby na samej granicy w praktyce oznacza, że wraca ona na polską stronę i wkrótce próbuje szczęścia w innym miejscu.”
Jak mówi Frymark, procedury zawracania i odsyłania na granicy mogą obejmować także… Polaków.
„Nie mamy danych statystycznych o narodowości »odsyłanych« osób, ale z relacji mediów i świadectw pograniczników wynika, że w tej grupie są również obywatele Polski – np. osoby ścigane po jednej lub drugiej stronie listem gończym, albo zalegające z nieopłaconymi mandatami. W trakcie kontroli wpadają i są automatycznie zawracane lub odsyłane” – mówi.
Czy doszło do znaczącej zmiany, która uzasadniałaby wprowadzenie kontroli?
Podsumujmy: jak pokazywaliśmy wcześniej, Polska przyjmuje w ramach readmisji i procedur dublińskich mniej migrantów, niż w poprzednich latach.
Niemcy dokonują zawróceń na granicy od października 2023 roku, a liczby w ostatnich miesiącach były niższe niż rok wcześniej. Zdecydowaną większość zawracanych osób, tak w poprzednim, jak i w tym roku stanowią Ukraińcy, a liczba demonizowanych przez prawicę „migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu”, (czyli tych, którzy podróżowali wcześniej przez Białoruś), zdecydowanie w tym roku spadła.
Sama Straż Graniczna twierdzi, że niemiecka policja przestrzega procedur (choć w kwestii incydentu w Gubinie nie ma co do tego zgody nawet między Komendą Główną SG a jej zespołem prasowym). Alarmistyczne doniesienia zarówno o „zawróceniach tysięcy migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu”, jak i „zwożeniu ich przez Niemcy bez konsultacji z Polską” są zdecydowanie dezinformacją.
Warto jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie.
Po pierwsze, z praktycznego punktu widzenia, nie ma większej różnicy, czy Niemcy odsyłają migrantów w ramach readmisji, procedur dublińskich, „zawrócenia na granicy”, czy „odesłania ze strefy przygranicznej”.
W każdym z tych przypadków sytuacja migrantów po polskiej stronie jest podobna: Straż Graniczna odnotowuje ich przekazanie, ale (z wyjątkiem osób, które mają wykonywalny nakaz deportacji, np. niektórych Gruzinów) nie umieszcza ich w żadnych ośrodkach ani nie stosuje wobec nich żadnych procedur.
Przykładowo, Afgańczycy, Syryjczycy i Etiopczycy dostają najczęściej polecenie udania się do otwartego ośrodka dla cudzoziemców (np. w Białej Podlaskiej), ale muszą dostać się tam na własną rękę. W większości przypadków niezależnie od procedury, w ramach której zostali do Polski odesłani, migranci próbują przy najbliższej okazji przekroczyć ponownie granicę z Niemcami.
Po drugie, pojawiające się w odpowiedzi na narrację prawicy argumenty, że „Niemcy odsyłają migrantów zgodnie z prawem” nie są do końca prawdziwe. Zawrócenia są faktycznie zgodne z przepisami niemieckimi, ale te stoją aktualnie w sprzeczności z prawem unijnym i międzynarodowym.
7 maja rząd Friedricha Merza de facto zawiesił prawo do ubiegania się o azyl na wszystkich lądowych granicach Niemiec. To realizacja wyborczej obietnicy Merza, który radykalne ograniczenie migracji i likwidację powszechnego prawa do azylu zapowiadał już w styczniu 2025 roku.
Jeszcze w marcu Bundespolizei, pytane o procedury na granicach, informowała, że wszyscy cudzoziemcy wyrażający chęć ubiegania się o azyl na granicach mają taką możliwość. W korespondencji z lipca podała natomiast, że wszystkie takie osoby są zawracane.
W samym maju zawróceń było 41. Poniżej przedstawiamy statystyki narodowości zawróconych:
Erytrea – 10
Afganistan – 8
Somalia – 8
Etiopia – 3
Pakistan – 3
Maroko – 2
Syria – 2
Jemen – 2
Sudan – 1
Gwinea – 1
Kamerun – 1
Statystyki zawróceń z poprzednich miesięcy oraz z 2024 roku sugerują jednak, że niemieckie służby już od wielu miesięcy uniemożliwiały migrantom składanie wniosków o azyl.
W 2024 roku, wśród prawie 10 tys. zawróceń na polsko-niemieckiej granicy, 580 dotyczyło Afgańczyków, a 470 – Syryjczyków. Od stycznia do maja służby graniczne Niemiec przeprowadziły 170 zawróceń Afgańczyków i 86 – Etiopczyków.
Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że osoby z tych krajów – z wysokim odsetkiem uznawalności wniosków azylowych, podróżujące przez Białoruś i kierujące się do Niemiec – raczej nie zrezygnowały dobrowolnie z prawa do ubiegania się o ochronę.
W wywiadzie, który przeprowadziłam w marcu z Kamilem Frymarkiem dla „Polityki.pl”, mówił on, że choć oficjalnie każdy ma prawo do ubiegania się o ochronę na niemieckich granicach, to „w praktyce policja federalna już od dłuższego czasu zniechęca do tego migrantów. Możliwe, że w praktyce pewna forma odrzucania wniosków o azyl już się częściowo odbywa, a ewentualne prawo uchwalone przez nową koalicję nada temu procederowi inną nazwę i de facto zadekretuje obecny stan”.
Na pytanie o podstawę prawną obecnego niewpuszczania azylantów na granicach rzeczniczka policji federalnej powołała się na niemiecką ustawę azylową (tzw. AsylG) a konkretnie – na doktrynę „bezpiecznego państwa trzeciego”:
„Organ graniczny może odmówić wjazdu osobie ubiegającej się o ochronę, która próbowała wjechać do kraju bez zezwolenia z bezpiecznego kraju trzeciego lub odesłać osobę ubiegającą się o ochronę do bezpiecznego kraju trzeciego. W Niemczech wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej są obecnie uważane za bezpieczne kraje trzecie” – napisała rzeczniczka.
Ustawa AsylG wraz z przywoływaną doktryną została uchwalona 1993 roku. Ówczesna fala nieregularnej migracji i rosnące wraz z nią poparcie dla skrajnej prawicy skłoniła wówczas główne niemieckie partie do wypracowania tzw. kompromisu migracyjnego. „Kompromis” był de facto zniesieniem prawa do azylu – zakładał, że skoro Niemcy sąsiadują tylko z bezpiecznymi państwami, to wszyscy przybywający do Niemiec drogą lądową mogli ubiegać się w którymś z tych krajów o azyl.
Doktryna „bezpiecznych krajów trzecich” obowiązywała w Niemczech do 2015 roku, gdy, podczas wielkiego kryzysu migracyjnego, szef MSW w rządzie Angeli Merkel, Thomas Maizière wydał policji federalnej ustną instrukcję jej zawieszenia. Zarządzenie „cudzoziemcy z krajów trzecich, bez dokumentów uprawniających ich do pobytu w Niemczech i wyrażający chęć ubiegania się o azyl muszą zostać wpuszczeni” obowiązywało, przynajmniej w teorii, do 7 maja 2025 roku, gdy zostało odwołane przez obecnego szefa MSW, Alexandra Dobrindta.
Oznacza to, że Niemcy wracają do prawa azylowego z lat 90., które stoi w sprzeczności z unijnym prawem azylowym – m.in. przepisami dublińskimi, które nakazują przyjmowanie wniosków o azyl od wszystkich i późniejsze przekazywanie ich „pierwszym krajom wjazdu” w formalnych procedurach.
„Mamy dziś do czynienia z pewnego rodzaju żonglowaniem argumentami prawnymi” – mówi Kamil Frymark. „Merz podkreśla prymat prawa krajowego, wynikającego z Konstytucji, nad unijnym, argumentując, że wszystkie osoby docierające do Niemiec drogą lądową miały obowiązek ubiegać się wcześniej o azyl w innym państwie, czyli bezpośrednio odwołując się do prawa azylowego zaostrzonego w 1993 roku. Jednocześnie, wstrzymując prawo do ubiegania się o ochronę, rząd powołał się na unijną dyrektywę o „wyższej konieczności” – argumentując m.in., że samorządy są przeciążone kosztami migracji azylowej. Jednak ten argument można łatwo obalić, bo obecnie w Niemczech liczba wniosków azylowych znacząco spadła. W tym półroczu było ich 61 tysięcy – o 50 proc. mniej niż w tym samym okresie w zeszłym roku”.
Decyzję o wstrzymaniu prawa do ubiegania się o azyl podważają już niemieckie sądy. 2 czerwca zapadł wyrok w sprawie trzech Somalijczyków, którzy po przekroczeniu granicy polsko-niemieckiej zostali odesłani bez możliwości ubiegania się o azyl. Migranci zaskarżyli tę decyzję, a sąd w Berlinie orzekł, że ich niewpuszczenie przez Niemcy było bezprawne.
„Ten wyrok wpłynie na całą politykę graniczną Niemiec” – ocenia Frymark. Choć niemieckie MSW przekonuje dziś, że „dotyczył tylko tych konkretnych osób” i „nie jest wyznacznikiem legalności samej procedury”, to kolejne sądy na pewno będą go w jakiejś mierze uwzględniać i wskazywać, że odmowa przyjęcia wniosków azylowych jest bezprawna.
Z pewnością możemy spodziewać się kolejnych skarg – dziś wiemy o co najmniej trzech innych osobach, które zaskarżyły brak możliwości ubiegania się o azyl. Jednocześnie toczy się postępowanie w sprawie zgodności tej procedury z innymi aktami prawnymi.
"Przypuszczam, że niemieckie sądy uznają ją za nielegalną i Niemcy odwołają się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Jest wielce prawdopodobne, że ostatecznie państwo niemieckie tę batalię przegra” – mówi Kamil Frymark.
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Komentarze