0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto John MACDOUGALL / AFPFoto John MACDOUGALL...

Rząd i Straż Graniczna często podkreślają w swoich komunikatach, że granica polsko-białoruska jest znacznie bardziej szczelna, niż za czasów poprzedniej ekipy. Sprzeciwiają się też doniesieniom polityków PiS i prawicowych mediów, jakoby Polska miała przyjmować tysiące migrantów odsyłanych z Niemiec.

Czy przez granicę polsko-białoruską faktycznie przechodzi mniej osób niż w poprzednich latach? I co dzieje się z migrantami, którzy próbują dotrzeć do Niemiec?

O statystyki migrantów podróżujących szlakiem białoruskim, najczęstsze narodowości i procedury na naszej zachodniej granicy zapytałam niemieckie służby.

Przeczytaj także:

Czy granica jest szczelna?

Rząd PiS przekonywał, że po zbudowaniu w 2022 roku zapory, granica polsko-białoruska została uszczelniona i „nie prześliźnie się przez nią nawet mysz”. Przeczyły temu niemieckie statystyki, z których wynikało, że przez Polskę przejeżdża nawet kilka tysięcy migrantów miesięcznie – częściowo bezpośrednio po przekroczeniu granicy polsko-białoruskiej, częściowo wariantem tego szlaku przez państwa bałtyckie, a częściowo „nowym szlakiem bałkańskim”, przez Słowację, który stał się popularny w 2023 roku.

Znaczny wzrost liczby migrantów docierających do Niemiec w 2023 roku (wnioski o azyl złożyło wtedy ok. 352 tysiące osób, 70 proc. więcej niż rok wcześniej) był przyczyną przywrócenia przez Niemcy tymczasowych kontroli na granicach z Polską i Czechami. Ministra spraw wewnętrznych w rządzie Olafa Scholza, Nancy Faeser, kilkakrotnie podkreślała, że będą obowiązywać, dopóki liczba migrantów nie spadnie i dopóki „zewnętrzne granice Unii Europejskiej nie będą skutecznie chronione”.

Zdaniem obecnego rządu Polski wzmocnienie zapory i walka z przemytnikami sprawiły, że granica jest dziś dużo szczelniejsza, niż za czasów PiS. Nie zgadzają się z tym organizacje pomagające migrantom na Podlasiu, które często przytaczają setki próśb o pomoc, jakie dostają od osób po przejściu granicy.

W grudniu 2024 Grupa Granica podała, że od początku roku zgłosiło się do nich co najmniej 1070 uchodźców – niewiele mniej, niż w roku poprzednim, gdy o pomoc poprosiło ok. 1200 migrantów. Aktywiści często podkreślają, że zapora przyczyniła się do większego cierpienia osób na granicy, ale jej skuteczność w kontroli migracji jest pozorna.

Co mówią dane?

Z danych uzyskanych od Bundespolizei wynika, że w ubiegłym roku ilość osób docierających do Niemiec przez szlak białoruski faktycznie spadła. Trzeba zaznaczyć, że nie ma całkowitej pewności, że wszystkie z tych osób przekroczyły granicę polsko-białoruską – mogły też z Białorusi dostać się na Łotwę lub Litwę i stamtąd, przez Polskę, do Niemiec (niemieckie służby podkreśliły, że nie prowadzą tak szczegółowych statystyk).

Jednak liczba migrantów wjeżdżających do Niemiec z tzw. śladem białoruskim – czyli np. posiadających białoruską wizę – wyraźnie się w 2024 roku zmniejszyła.

W 2021 do Niemiec dotarło 11232 takich migrantów ze „śladem białoruskim”. Rok później – 8511, a w 2023 – 11881.

W 2021 ponad połowę osób docierających do Niemiec szlakiem białoruskim stanowiły osoby z Iraku, 12 proc. – z Syrii, po 4 proc. z Iranu i Jemenu i 2 proc. z Afganistanu. W 2022 roku największą grupą (prawie 30 proc.) byli Syryjczycy, a kolejnymi – Irakijczycy (15 proc.) Egipcjanie (15 proc.), Afgańczycy (15 proc.) i Jemeńczycy (8 proc.).

W 2023 roku najwięcej było Afgańczyków – 3719 osób (31 proc. wszystkich migrantów podróżujących tą drogą). Następni w statystykach byli Syryjczycy (3373 osoby) Hindusi (970 osób), Jemeńczycy (765 osób) i Irańczycy (627).

Zmiana w 2024 roku

W 2024 na granicy polsko-niemieckiej Bundespolizei zarejestrowała łącznie 4888 migrantów ze „śladem białoruskim”, którzy dostali lub próbowali dostać się do Niemiec przez Polskę (nie wszyscy zostali przez Niemcy wpuszczeni, o czym później).

Choć pokazuje to, że przez wschodnią granicę wciąż przedostaje się wiele osób, to osób docierających do Niemiec jest o ponad 140 proc. mniej, niż w poprzednim roku. Najwięcej migrantów pochodziło z Afganistanu (1651 osób), Syrii (910 osób), Somalii (604 osoby) Iranu (268 osób) i Indii (213 osób).

Dodatkowo niemieckie służby zarejestrowały też 11 260 cudzoziemców, którzy wjechali lub próbowali wjechać nielegalnie do Niemiec przez Polskę, ale nie posiadali „śladu białoruskiego”.

Prawie połowę stanowili Ukraińcy, ale pozostałe z pierwszej piątki najczęstszych narodowości pokrywają się z tymi, ze szlaku białoruskiego: 759 osób pochodziło z Syrii, 506 z Afganistanu, 174 z Somalii i 256 z Indii. Choć migranci nie mieli „śladu białoruskiego”, to nie można wykluczyć, że również podróżowali tym szlakiem, a niemieckim służbom po prostu nie udało się tego potwierdzić. Mogli jednak dostać się do Polski inną drogą – legalnie lub np. przez granicę słowacką.

Od początku kryzysu migracyjnego, służby Bundespolizei zarejestrowała na polsko-niemieckiej granicy łącznie ok. 36,5 tysięcy migrantów ze „śladem białoruskim”.

Ile osób Niemcy odsyłają do Polski?

Wiele emocji wywołuje w ostatnich tygodniach kwestia osób odsyłanych do Polski na podstawie rozporządzeń dublińskich i readmisji. W październiku ubiegłego roku w mediach pojawiły się doniesienia, że Niemcy miałyby planować odesłanie do Polski nawet 40 tysięcy migrantów – dziennikarzom portalu Interia.pl takie informacje miało podać źródło związane z Ministerstwem Spraw Zagranicznych.

Migranci mieliby być odsyłani zarówno na podstawie procedury dublińskiej, która obejmuje osoby, które złożyły w Polsce wnioski o ochronę i nie czekając na ich rozpatrzenie, wyjechały do Niemiec, gdzie ponownie poprosiły o azyl.

Zgodnie z przepisami dublińskimi, Niemcy mogą w takiej sytuacji odesłać cudzoziemców do kraju, który jest odpowiedzialny za ich procedurę azylową, czyli w tym przypadku, do Polski.

Druga procedura to readmisja – na podstawie porozumienia polsko-niemieckiego osoby przebywające nielegalnie w Niemczech, które wcześniej były w Polsce, mogą zostać tam odesłane. Readmisja dzieli się na pełną i uproszczoną – ten drugi rodzaj jest przeprowadzany niezwłocznie, gdy od nielegalnego przekroczenia granicy nie minęło 48 godzin.

Obecny rząd zaprzecza, jakoby Polska miała przyjmować tak duże liczby migrantów odsyłanych z Niemiec. Podkreślają też, że liczby osób odesłanych w ramach obu procedur były w ubiegłym roku niższe, niż w poprzednich latach.

Rzecznik MSWiA Jacek Dobrzyński w komunikacie na portalu X 19 lutego napisał, że w 2023 roku Niemcy odesłały do Polski 968 osób, a w 2024 roku jedynie 688 osób. Liczba migrantów odesłanych w ramach procedur dublińskich zmniejszyła się o 18 proc., a powrotów w ramach readmisji – o 37 proc.

„Powyższe spadki są m.in. efektem przeprowadzenia bardzo dokładnego sprawdzenia, czy wniosek władz niemieckich jest zasadny i czy Polska powinna zgodzić się na przyjęcie danego cudzoziemca. W roku 2025 Polska nie planuje zmiany stosowanej procedury. Powinno to prowadzić do dalszego spadku liczby cudzoziemców zawracanych do Polski”, napisał rzecznik.

Polska odrzuca większość wniosków strony niemieckiej

Jak to możliwe, że liczby odsyłanych osób są tak niskie, skoro Niemcy rejestrują tysiące nieregularnych wjazdów przez polską granicę i mogą wystąpić do Polski z wnioskiem o przyjęcie takich osób – nawet w ciągu 48 godzin, w ramach readmisji uproszczonej?

Poproszony o komentarz wiceminister MSWiA ds. migracji Maciej Duszczyk powiedział, że Niemcy chciały w ubiegłym roku odesłać do Polski znacznie więcej migrantów, również w ramach readmisji uproszczonej, ale Polska większość wniosków odrzuciła.

Na jakiej podstawie?

Jak twierdzi Duszczyk, Niemcy nie przedstawiły wystarczających dowodów na to, że te osoby faktycznie powinny być odesłane. „Nie mam pełnego zaufania do statystyk niemieckich i do tego, jak weryfikują, czy dana osoba faktycznie znajdowała się w Polsce. Zawsze musimy to skrupulatnie zweryfikować w oparciu o nasze bazy danych”, powiedział.

Co jednak z osobami, które miały w dokumentach „ślad białoruski” i zostały przez niemieckie służby zatrzymane blisko polskiej granicy? Zdaniem Duszczyka, nie są to wystarczające przesłanki, by odsyłać migrantów do Polski: „Nawet jeśli są zatrzymani w pobliżu granicy z Polską i mają białoruskie wizy, to mogli znaleźć się w Niemczech w inny sposób, np. szlakiem bałkańskim”, mówi.

„Ośrodek dubliński” przy granicy

Niedawne wypowiedzi niemieckich polityków wskazują, że Niemcy będą próbować odsyłać do Polski jak największą liczbę migrantów. W mieście Eisenhüttenstadt, tuż przy granicy z Polską, otwarto właśnie specjalny „ośrodek dubliński”, przeznaczony dla migrantów, którzy złożyli wcześniej wniosek o azyl w innych krajach. Celem utworzenia tego ośrodka jest przyspieszenie deportacji dublińskich, również tych wykonywanych do Polski.

„Jeśli ludzie przyjeżdżają do Niemiec, choć mają otwartą procedurę azylową w innym kraju, muszą być tam szybciej odsyłani”, oświadczyła 17 lutego szefowa niemieckiego MSW, Nancy Faeser.

Czy odsyłanie migrantów w ramach deportacji dublińskich będzie skuteczniejsze niż w ramach readmisji?

Na pewno Niemcom łatwiej będzie wykazać, że Polska powinna przyjąć z powrotem osoby, które złożyły u nas wnioski o ochronę, a w 2024 roku liczba takich osób wzrosła w porównaniu z rokiem poprzednim. O azyl ubiegało się m.in. 515 migrantów z Etiopii, 505 z Erytrei, 486 z Somalii, 416 z Syrii i 226 z Sudanu.

Łącznie Straż Graniczna przyjęła prawie 12 tysięcy wniosków (choć większość z nich składali obywatele Ukrainy, Białorusi i Rosji) i tylko do końca 2024 umorzono ok. 1/3 z nich, najczęściej dlatego, że migranci opuścili Polskę przed wydaniem decyzji. Stało się tak m.in. w przypadku 460 osób z Erytrei, 440 z Somalii i 390 z Syrii.

Co jakiś czas na prawicy wybucha histeria wokół „tysięcy migrantów odsyłanych przez Niemcy do Polski”. W czerwcu 2024 roku media obiegły doniesienia o pięcioosobowej rodzinie, którą niemieckie służby „podrzuciły” do przygranicznej miejscowości Osinowo Dolne, a następnie – o kilkunastoosobowej grupie, która miała zostać przywieziona na most łączący Frankfurt nad Odrą i Słubice.

Jednocześnie, w mediach społecznościowych rozpowszechniano informacje o „ponad 3,5 tysiącach migrantów, których Niemcy odesłali do Polski”.

Niemieckie służby faktycznie nie dopełniły wówczas procedur i zamiast zwrócić się do Polski z formalnym wnioskiem o readmisję, po prostu „zawróciły” migrantów, którzy próbowali przekroczyć nielegalnie granicę. Krążące wówczas pogłoski o „odsyłanych tysiącach” dotyczyły właśnie liczby osób, którym Niemcy odmówiły wjazdu po wprowadzeniu tymczasowych kontroli granicznych.

Bundespolizei podała mi, że spośród podanej wcześniej liczby 16 148 (łącznie migrantów ze „śladem białoruskim” i bez takiego „śladu”) 9387 dostało odmowę wjazdu. Połowa to obywatele Ukrainy, ale Niemcy zawrócili też 580 Afgańczyków, 470 Syryjczyków, 377 Gruzinów i 234 Hindusów.

Na pytanie o podstawę prawną takich zawróceń, rzeczniczka Bundespolizei Christina Maul podała rozporządzenie przywracające przez Niemcy kontroli granicznych od 16 października 2023 roku, które jest zgodne z artykułem 6 kodeksu granicznego Schengen:

„Rzeczpospolita Polska jest zasadniczo zobowiązana do przyjmowania z powrotem osób, którym odmówiono wjazdu do Niemiec w ramach tymczasowo przywróconej kontroli na granicach wewnętrznych, bez żadnych dodatkowych warunków lub formalności. Refoulement może być również przeprowadzony bez fizycznego przekazania w zgłoszonym miejscu przekazania”, napisała rzeczniczka.

Co Polska robi z zawróconymi migrantami?

Co dzieje się dalej z migrantami zawracanymi na granicy polsko-niemieckiej? Duszczyk zaznaczył, że wszystko zależy od konkretnego przypadku.

„Jeśli migranci mają w Polsce toczącą się procedurę azylową, to mogą ją kontynuować. W niektórych przypadkach uruchamia się procedurę deportacyjną. Gdy nie można ustalić tożsamości takiej osoby, sąd decyduje o umieszczenie jej w ośrodku strzeżonym, ale stosuje się też „środki wolnościowe”, czyli umieszczenie w ośrodkach otwartych. A wtedy migranci najczęściej próbują ponownie przedostać się do Niemiec. Kluczowe jest w tym kontekście zamknięcie szlaku przez granice polsko-białoruską. Wtedy takich sytuacji będzie zdecydowanie mniej niż w przeszłości" – tłumaczy minister Duszczyk

Rzecznik prasowy Straży Granicznej Andrzej Juźwiak potwierdził, że choć strona niemiecka czasem informuje polskie służby o zawróceniu migrantów na granicy, to formalnie nie ma takiego obowiązku. Zdarza się więc, że polska Straż Graniczna po prostu natrafia na migrantów podczas regularnych patroli przygranicznych. Osoby, wobec których stosuje się środki wolnościowe, są kierowane do ośrodka otwartego. Muszą oni jednak dostać się tam na własną rękę – Straż Graniczna nie zapewnia tu transportu.

Mieszkanka Słubic, która chce pozostać anonimowa, mówi mi, że osoby zawracane na tym odcinku granicy, najczęściej udają się pod miejscowy szpital i czekają tam do nocy, by ponownie próbować przekroczyć Odrę.

Czy migranci utkną w tranzytowym limbo?

Wiceminister Duszczyk w rozmowach ze mną podkreślał, że współpraca służb po obu stronach granicy jest dobra. We wpisie na X 4 marca zapowiedział też, że w najbliższym czasie odwiedzi województwo lubuskie, by przeprowadzić rozmowy z lokalnymi władzami, Strażą Graniczną, policją i przedsiębiorcami. „Na tej podstawie przygotujemy plan na rozmowy z nowym rządem Niemiec”, napisał.

Dwa dni wcześniej, również na portalu X, zapowiadał, że polski rząd nie zmieni „maksymalnie restrykcyjnej polityki w zakresie procedur dublińskich i readmisji”. „Nie ma zgody, jak za poprzedniego rządu, przyjmowania »jak leci«”, napisał.

27 lutego Donald Tusk spotkał się z przyszłym kanclerzem Niemiec, Friedrichem Merzem. Z ustaleń dziennikarzy Wirtualnej Polski wynika, że w rozmowach poruszono temat kontroli na granicach i zawracania migrantów.

Według nieoficjalnych źródeł, na które powołuje się WP.pl, polski rząd miał zapowiedzieć, że w przypadku eskalacji sytuacji na granicy, Polska nie będzie przyjmować migrantów z powrotem i również przywróci kontrole graniczne. Merz miał natomiast zadeklarować gotowość do współpracy i uzgadniania z Polską zmian w niemieckiej polityce migracyjnej.

Kolizja polskiej i niemieckiej polityki migracyjnej

Mimo zapewnień o współpracy zdecydowana postawa Polski może znaleźć się na kursie kolizyjnym z polityką migracyjną zapowiadaną przez Merza. Niemcy są zdeterminowane, by odsyłać azylantów do krajów pierwszego wjazdu i ograniczyć liczbę nowo przybywających, a przyszły kanclerz uważa obecne kontrole tymczasowe za niewystarczające.

Jeszcze w kampanii wyborczej CDU/CSU przegłosowało wraz z AfD projekt zakładający przywrócenie stałych kontroli na granicach i odsyłanie z kwitkiem wszystkich ubiegających się o azyl. Choć rezolucja nie była wiążąca, to już po wyborach Merz zapowiedział, że przeforsowanie takich zmian będzie jednym z pierwszych działań, jakie podejmie jego gabinet.

Eksperci prawni są zdania, że zamknięcie granic byłoby złamaniem unijnego prawa. Merz argumentuje jednak, że jest to możliwe w świetle Artykułu 72 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, który pozwala państwom członkowskim na odejście od unijnej legislacji w celu „ochrony bezpieczeństwa wewnętrznego”.

W komunikacie z grudnia 2024 roku Komisja Europejska podkreśliła możliwość jego zastosowania właśnie w sytuacji presji migracyjnej. Problem w tym, że – jak wynika z ustaleń WP.pl – w przypadku zaostrzenia sytuacji na granicy z Niemcami, na ten sam artykuł planuje powołać się Polska.

Procedury dublińskie się nie sprawdzają

Nacisk na readmisję migrantów i potencjalne zaostrzenie kontroli granicznych może doprowadzić do konfliktów Niemiec z sąsiadami i dalszych spięć wokół systemu dublińskiego. Coraz więcej krajów kwestionuje procedury dublińskie, argumentując, że migracja przez ich terytorium jest jedynie tranzytem do Niemiec, które swoją atrakcyjną polityką azylową stwarzają „pull factor”.

Jeśli Niemcy faktycznie zdecydują się zamknąć granice dla azylantów, to tysiące z nich utknie w tranzytowym limbo. To z kolei poskutkować może „efektem domina”, w którym kolejne kraje ościenne będą ograniczać prawo do azylu (oprócz Polski taką możliwość zapowiedziała kilka dni temu Austria) i chaosem na wewnętrznych granicach Schengen.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Małgorzata Tomczak
Małgorzata Tomczak

Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.

Komentarze