0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto: RONALDO SCHEMIDT / AFPFoto: RONALDO SCHEMI...

Mija tydzień od ataku Hamasu na Izrael i wprowadzenia przez Izrael stanu wojny. W sobotę 7 października rano bojownicy islamskiej organizacji dokonali ataków terrorystycznych na ludność cywilną Izraela. Skala ataku zaskoczyła w Izraelu wszystkich, a atak okazał się największą masakrą cywilnej ludności żydowskiej od Holocaustu.

Skala masakry i brutalności Hamasu była odkrywana dzień po dniu, gdy żołnierze izraelskiej armii odbijali zajęte miejscowości na południu Izraela, w okolicy granicy z Gazą.

Spróbujmy dziś podsumować to, co już wiemy i odtworzyć wydarzenia z 7 października.

Przeczytaj także:

Wschód słońca, 06:38

Trwały ostatnie chwile święta Sukkot. Po polsku zwane jest świętem namiotów i upamiętnia wędrówkę Izraelitów z Egiptu do ziemi Izraela pod przewodnictwem Mojżesza. Jest radosne, często łączy się z celebracją na świeżym powietrzu. Trwa siedem dni, jest ruchome (w kalendarzu żydowskim rok ma 353-355 dni), zaczyna się 15. dnia żydowskiego miesiąca tiszri, co w tym roku wypadło 29 września. Koniec to więc 6 października, ale de facto końcem święta jest wschód słońca następnego dnia, czyli 7 października.

Tego dnia nad Gazą i południowym Izraelem słońce wzeszło o 06:38 rano. Mniej więcej w tym samym momencie z Gazy ruszyli palestyńscy bojownicy z Hamasu, a dziś wiemy, że ich cel był prosty: mordować, porywać i siać terror wśród Izraelczyków w miejscowościach bliskich strefie Gazy.

Szok dla Izraela

Spróbujmy wyjaśnić, dlaczego taki atak był dla Izraela szokiem, a ludzie mieszkający w tamtej okolicy mieli prawa się go nie spodziewać, szczególnie wobec braku jakichkolwiek ostrzeżeń.

Strefa Gazy to skrawek ziemi wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego o powierzchni 365 km2 (dla porównania powierzchnia Warszawy to 517 km2), na którym mieszka nieco ponad 2 mln ludzi. Cała lądowa granica jest ogrodzona murem, który dotychczas skutecznie oddzielał obie populacje. Ruch między Gazą a Izraelem jest rzadki i ściśle kontrolowany przez Izrael.

Od 2007 roku, odkąd Hamas siłą przejął pełną władzę w strefie Gazy, Izrael wprowadził pełną blokadę Strefy. Gdy w ostatnich piętnastu latach napięcie między Hamasem i Izraelem rosło, dochodziło do wymiany ognia, która z kolei skutkowała nieproporcjonalnie większymi stratami po stronie palestyńskiej. Ale nigdy nie dochodziło do złamania bariery i ataku lądowego.

Z lądu, powietrza i wody

Wróćmy teraz do poranka 7 października 2023. Po 06:30 z terenu Gazy ruszyli uzbrojeni bojownicy Hamasu, sforsowali barierę nie tylko ziemią, ale także powietrzem, przy pomocy paralotni i od strony morza, łodziami. W tym samym momencie rozpoczęły się ataki rakietowe z terenu Gazy na teren Izraela.

Jeden z pierwszych obrazów, jaki dotarł do nas z południowego Izraela, to dziesiątki, a być może setki młodych ludzi uciekających w popłochu po pustyni przed niewidocznym na filmie zagrożeniem. Od piątku 6 października w okolicy kibucu Re’im odbywał się festiwal muzyki transowej Supernova, powiązany z celebracją Święta Namiotów dla młodych ludzi. Była to pierwsza edycja tej imprezy w Izraelu.

Impreza trwała całą noc, a odbywała się zaledwie mniej więcej pięć kilometrów od muru oddzielającego od Gazy. Pierwsze, co usłyszeli uczestnicy festiwalu, to dźwięk rakiet. Szybko okazało się, że nie jest to zwykły atak, do jakich przywykli mieszkańcy tych terenów.

Terroryści polowali na ludzi

„Przez pięć minut nie było ani sekundy bez rakiet” – powiedziała brytyjskiemu dziennikowi „The Independent” uczestniczka festiwalu, Peleg Oren. Minuty później na miejscu pojawili się bojownicy i rozpoczęła się trwająca godziny masakra i polowanie na niewinnych imprezowiczów, którzy uciekali w panice. Ucieczka była utrudniona – duża część uczestników przyjechała na miejsce autobusami, nie każdy miał własny samochód. A nawet samochód i odpowiednio szybka ewakuacja nie gwarantowała ucieczki.

View post on Twitter

Inna ocalona, Shani Ohana, opowiedziała CNN, że chociaż szybko udało się jej i jej znajomym uciec z miejsca festiwalu samochodem, to terroryści polowali na uciekinierów na drogach. Festiwalowicze w pierwszej chwili myśleli, że trafili na blokadę drogi przez izraelską armię, ale z błędu wyprowadziły ich strzały wymierzone w ich samochód. Dziewczynie udało się zbiec w pole, ukryć się w zaroślach i przeczekać dziewięć godzin, aż mogła bezpiecznie wyjść z kryjówki.

Gdy Izrael odzyskał kontrolę nad tym terenem, rozpoczęło się liczenie ofiar. Dotychczas jedyna liczba, jaka padła w kontekście festiwalu to 260 ofiar, ale z pewnością jest ich więcej.

View post on Twitter

Napastnicy mordowali wszystkich bez względu na ich narodowość i religię. Jedną z ofiar jest Awad Darwashe, muzułmanin i sanitariusz, który pracował przy festiwalu. Zginął, próbując pomagać rannym. Terroryści porwali do Gazy karetkę, w której pracował. Darwashe pochodził z północy Izraela, z okolic Nazaretu, gdzie większość mieszkańców to izraelscy Arabowie.

Porwania do Gazy

Hamas nie tylko mordował z zimną krwią, ale także porywał ludzi do Strefy Gazy. Szczególnie często komentowano i udostępniano zdjęcia dotyczące dwóch młodych kobiet. Pierwsza z nich to posiadająca również niemieckie obywatelstwo 22-latka Shani Louk. Na jednym ze zdjęć w mediach społecznościowych widać, jak leży twarzą w dół w samej bieliźnie, a nad nią siedzą mężczyźni. Na udostępnianym również filmie krzyczą Allahu akbar, jeden z nich spluwa na nią.

Nie jest jasne, czy była w tym momencie przytomna. Komentujący sugerowali, że była już w tym momencie martwa. Ale na dostępnych zdjęciach nie widać żadnych dotkliwych ran. 10 października Ricarda Louk, przebywająca w Niemczech matka Shani, przekazała mediom, że według informacji, które otrzymała, jej córka znajduje się w Gazie i jest leczona w jednym z tamtejszych szpitali. Nikt inny nie potwierdził niestety dotychczas ani miejsca ewentualnego pobytu kobiety, ani nawet tego, czy rzeczywiście wciąż żyje.

Druga z kobiet to 25-letnia Noa Argamani. W jej przypadku szeroko udostępniano film momentu, w którym zostaje porwana razem ze swoim chłopakiem, 30-letnim Avinathanem Orem. Jej rodzinie udało się początkowo ustalić jej lokalizację w Gazie dzięki aplikacji Find My iPhone. Później w sieci ukazał się krótki film, jak siedzi na kanapie i pije wodę. Niestety, tak jak w przypadku większości porwanych, nie ma do dziś prawie żadnych informacji o ich losie.

Wiele z porwanych to właśnie młode kobiety, dlatego bardzo szybko zaczęły krążyć plotki, że terroryści swoje ofiary gwałcili. Dotychczas nie udało się jednak takich plotek potwierdzić.

Nie wiadomo też, czy atak na festiwal był planowany razem z całą akcją, czy terroryści podjęli go spontanicznie, gdy zauważyli imprezę.

„Washington Post”: przynajmniej 106 porwanych

Los izraelskich zakładników w Gazie jest w większości nieznany. Hamas twierdzi, że kilku z nich zginęło w izraelskich nalotach, ale takie oświadczenie jest częścią wojny informacyjnej i należy je przyjmować z dużą dozą sceptycyzmu. Niestety nie można jednocześnie wykluczyć, że tak się stało.

Hamas groził też, że zamierza zakładników mordować, jeśli od izraelskich bomb ginąć będą cywile w Gazie. I chociaż tak dzieje się codziennie, Hamas na razie nie informował o egzekucjach.

„Washington Post” 12 października opublikował swoje ustalenia na podstawie dostępnych materiałów, według których co najmniej 64 osoby są porwane i przetrzymywane w Gazie. Łącznie dziennikarzom dziennika udało się potwierdzić porwania 106 osób.

Nie udało się potwierdzić miejsca przebywania 26 osób, a w przypadku 16 osób istnieją tylko dowody na porwanie, ale dostępne materiały dotyczą tylko terenu Izraela i momentów porwania. Większość porwanych to cywile – według oceny „Washington Post” to przynajmniej 63 osoby, 14 uznano za żołnierzy, 29 – za osoby niemożliwe do zidentyfikowania jako cywile lub żołnierze.

Jedną z opisanych porwanych jest Doron Asher Katz i jej dwie córki: pięcioletnia Raz i dwuletnia Aviv. Doron wraz z córkami odwiedzała tego dnia jej matkę w kibucu Nir Oz, około trzech kilometrów od muru z Gazą.

Masakry w kibucach. Kfar Aza

Równocześnie z atakiem na festiwal terroryści zaatakowali miejscowości znajdujące się najbliżej Gazy i prowadzili tam walki z Izraelczykami. W tym czasie dokonywali masakr na ludności cywilnej. Łącznie zaatakowali kilkanaście miejscowości niedaleko granicy, a także bazy wojskowe, jak choćby przejście graniczne Eretz na północy Strefy Gazy.

Jedną z zaatakowanych miejscowości jest kibuc Kfar Aza, zaledwie trzy kilometry od granicy z Gazą. Do 7 października mieszkało tam niecałe 800 osób. Armia izraelska odzyskała pełną kontrolę nad kibucem dopiero 11 października.

W sobotę 7 października rano około 70 terrorystów zaatakowało miejscowość, której zachodnia granica znajduje się niecały kilometr od muru Gazy. Odpór terrorystom starała się dać spontanicznie zawiązana gwardia obywatelska złożona z mieszkańców-wolontariuszy po treningu wojskowym. Wszyscy zostali zabici. Wówczas terroryści wkroczyli do miejscowości i rozpoczęli masakrę mieszkańców dom po domu. Większość ofiar najpewniej zginęła w pierwszych godzinach po ataku.

View post on Twitter

Pogłoska o dzieciach pozbawianych głowy

To stąd – z Kfar Aza – pochodzi pogłoska o dekapitowaniu dzieci. 10 października pierwsi dziennikarze pod okiem izraelskiej armii zostali wpuszczeni do tego niewielkiego kibucu. Dziennikarka izraelskiej stacji anglojęzycznej I24NEWS w swojej relacji powiedziała, że jeden z żołnierzy widział ciała dzieci pozbawionych głów. Sama jednak nie widziała takich ciał.

W środę rzeczniczka kancelarii premiera Netanjahu przekazała, że w Kfar Aza znaleziono ciała dzieci pozbawione głów. W czwartek, gdy premier wystąpił na konferencji z sekretarzem stanu USA Anthonym Blinkenem, powiedział, że znaleziono ciała ludzi bez głów, jednak nie wspomniał, że były to dzieci.

Po konferencji opublikowano zdjęcia spalonych ciał dzieci, żadne z nich nie przedstawiały jednak ciał bez głów. Tego samego dnia dziennik „Jerusalem Post” napisał, że „na podstawie zweryfikowanych zdjęć” może potwierdzić pogłoski o „pozbawionych głów dzieciach”. Nie pisze jednak, że zdjęcia zweryfikowali dziennikarze, powołuje się na zdjęcia, które pokazano sekretarzowi stanu USA i trzy zdjęcia, które biuro premiera Izraela umieściło na Twitterze. Te również nie przedstawiają dowodów na ucinanie głów dzieciom. Pokazują jednak dwa doszczętnie spalone ciała małych dzieci.

Dziennikarze CNN: nie znaleźliśmy dowodów

Również w czwartek armia izraelska na pytanie amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN o dekapitację dzieci, nie potwierdziła tych pogłosek.

„Miały miejsce przypadki dekapitacji i innych zbrodni ze strony Hamasu podobnych do tych, które popełniało Państwo Islamskie. Jednakże nie możemy potwierdzić czy ich ofiary były mężczyznami, kobietami, cywilami, dorosłymi czy dziećmi” – odpowiedzieli przedstawiciele wojska.

Sami dziennikarze CNN podali, że po przejrzeniu setek godzin nagrań dostępnych online nie znaleźli dotychczas dowodów na dekapitację dzieci.

Nie można na dziś wykluczyć, że takie przypadki miały miejsce. Ale dotychczas nie otrzymaliśmy wiarygodnego potwierdzenia. Pozbawianie dzieci głów to rodzaj zbrodni, od której nie ma już nic gorszego. Stąd pogłoski te budzą ogromne emocje. Jednak bez względu na to, czy takie przypadki miały miejsce, czy nie, mamy wystarczająco wiele dowodów, żeby stwierdzić, że Hamas dokonał 7 października wielu przerażających i okrutnych zbrodni. Również mordów na dzieciach.

Skupmy się więc na tym, co wiemy.

20 godzin w ciszy

Terroryści palili budynki, wrzucali do nich granaty. Wchodzili do mieszkań i mordowali całe rodziny. Masakra nie była jednak zorganizowana na tyle, by sprawdzić dokładnie wszystkie domy i wymordować wszystkich. Wielu ludziom domowe schrony uratowały życie. Avidor Schwartzman z żoną i roczną córką przeczekali w takim schronie w Kfar Aza 20 godzin w ciszy, co uratowało im życie.

Pełna liczba ofiar wciąż nie jest znana. Mówi się natomiast o 40 znalezionych ciałach dzieci. Nieoficjalnie mówi się też, że liczba ofiar będzie większa niż już udokumentowane 108 zamordowanych osób w kibucu Be’eri. Dziennikarz „HaAretz” Anshel Pfeffer mówi o największej masakrze ludności żydowskiej na tych ziemiach, odkąd zaczęli się tu osiedlać 150 lat temu.

Be'eri

Schemat wydarzeń w Be’eri był bliźniaczo podobny do tego, co stało się w Kfar Aza. Kilkudziesięciu napastników zaatakowało rankiem 7 października miejscowość i metodycznie mordowało ludność cywilną w ich własnych domach. Ludzie zamykali się w małych schronach domowych, a terroryści wrzucali do tych domów ładunki wybuchowe lub zapalone koła zapasowe samochodów. Reuters potwierdził autentyczność dwóch krótkich filmów z Be’eri – na pierwszym widzimy grupę osób prowadzonych przez terrorystów po ulicy. Jest wśród nich młody chłopiec i starsza kobieta. Na drugim widać te same osoby, martwe, leżące na ziemi.

Gdy na miejsce przybyli izraelscy żołnierze, grupa 20 napastników zamknęła się w jednym z budynków z 18 zakładnikami. Nie chcieli negocjować, na próby kontaktu odpowiadali ogniem. Szturm izraelskich żołnierzy zabił prawie wszystkich, udało się uratować cztery osoby.

View post on Twitter

Nir Or

W kibucu Nir Oz pierwszym dziennikarzem, który zobaczył stan miejscowości po masakrze, był korespondent wojenny Itai Anghel. Przed 7 października mieszkało tu około 400 osób. W swojej relacji Anghel opisuje ślady walki, pozostałości po kulach na zamkach od drzwi, ślady krwi na ścianach wewnątrz budynków. Mówi też o zastrzelonych psach, których ciała pozostały na ulicach. Pośród licznych ofiar masakry w tej miejscowości są Tamar i Jonathan Kadem oraz ich trzy córki.

View post on Twitter

Sderot

Największa zaatakowana miejscowość to Sderot, gdzie mieszka około 30 tys. osób, a najbliższy punkt miasta znajduje się niecały kilometr od granicy ze Strefą Gazy. W przeciwieństwie do stosunkowo niewielkich kibuców tutaj nie udało się zająć całej miejscowości, a terroryści nie mogli przeprowadzić masowej masakry ludności. Zajęli za to tutejszy posterunek policji, który odbito dopiero dwa dni później. W walkach zginęło około 30 osób po stronie izraelskiej.

View post on Twitter

W okolicy Sderot napastnicy ostrzelali też losowe samochody na autostradzie, mordując ludzi. Grupa terrorystów w pierwszych godzinach ataku Hamasu krążyła też po mieście i zamordowała grupę starszych osób na przystanku autobusowym.

Tysiące rakiet

Na początku wspominaliśmy, że atak rozpoczął się od zmasowanego ostrzału rakietowego. Hamas twierdzi, że w pierwszej fazie ataku wystrzelił na tereny Izraela 5 tys. rakiet, izraelska armia podaje dwa razy niższą liczbę – 2,5 tys. Dla porównania w 2014 roku, przez 49 dni wojny Hamas wystrzelił 4,5 tys. rakiet. Wiele z nich spadło na znajdujący się 12 kilometrów na północ od Strefy Gazy Aszkelon – choć większość z nich przechwycił izraelski system antyrakietowy Żelazna Kopuła, część spadła na miasto, niszcząc domy.

Obecnie Hamas wystrzeliwuje dziennie mniejszą liczbę rakiet, szykując się na dłuższy konflikt i oszczędzając swoje zasoby.

Porażka izraelskich służb

W krótkim opisie poszczególnych masakr zwrócić może uwagę, że na reakcję izraelskiej armii potrzeba było wiele godzin. W „New York Times” Ronen Bergman i Patrick Kingsley opisują, ile błędów popełniono w ostatnich miesiącach i latach w polityce bezpieczeństwa wobec Gazy. Wyróżniają cztery podstawowe:

  • Porażka w monitorowaniu i przechwyceniu komunikacji na kluczowych kanałach używanych przez późniejszych napastników.
  • Poleganie w zbyt dużym stopniu na systemie inwigilacji i monitorowania na granicy, który okazał się łatwy do zniszczenia.
  • Zgrupowanie dowództwa w jednej bazie, która została zaatakowana w pierwszej kolejności.
  • Zaufanie do informacji z przechwyconych rozmów dowódców Hamasu, że nie planują żadnego ataku.

Nadmierne zaufanie w obecny system bezpieczeństwa doprowadziło do zgubnego poczucia bezpieczeństwa w stosunku do Gazy. A to z kolei spowodowało też, że zamiast w okolicy Gazy, duża część wojska stacjonowała na Zachodnim Brzegu. Część zasobów wojskowych była wykorzystywana do tego, by chronić tam żydowskich osadników, którzy zachowywali się wobec ludności arabskiej prowokacyjnie.

Pokłosie

Najnowsze liczby ofiar po stronie izraelskiej mówią o ponad 1,3 tys. ofiar śmiertelnych i 3,4 tys. rannych. Liczba ofiar jest ogromna, a skala wydarzenia nieporównywalna z żadnym innym atakiem terrorystycznym na terenie Izraela w historii Izraela po 1948 roku. Podczas wojny o niepodległość 75 lat temu zginęło 2,4 tys. cywilów, podczas drugiej intifady (palestyńskiego powstania w latach 2000-2005) około 700 osób.

Skala tragedii, wściekłości i szok w Izraelu sprawia, że wiele osób, również po stronie władzy, nawołuje do ludobójstwa w Gazie. Izraelska armia twierdzi, że uderza jedynie w cele związane z Hamasem i sugestywnie ostrzega ludność cywilną przed nalotami.

Skala ofiar cywilnych, zniszczenie siane w Gazie, odcięcie dostępu do prądu i wody oraz trudne do spełnienia ultimatum (ewakuacja ponad miliona osób w ciągu 24 godzin) sugerują jednak coś innego. Oficjalna liczba ofiar już teraz zbliża się w Gazie do dwóch tysięcy. Rzeczywiste liczby są z pewnością większe, a jeśli izraelska armia będzie atakowała Gazę z podobną intensywnością jak w ostatnich dniach, liczba ofiar może wzrosnąć wielokrotnie.

Apele ocalonych

Chaim Katzman był jedną z ponad tysiąca ofiar ataku Hamasu 7 października. 12 października został pochowany, a jego brat udzielił wywiadu amerykańskiej telewizji.

„Najważniejsze, co chcę powiedzieć, i co byłoby ważne również dla mojego brata: nie chciałbym, aby jego śmierć została użyta, by zabijać innych niewinnych ludzi”. Przekonywał, że obecnie obrana droga przez izraelski rząd nie przyniesie bezpieczeństwa, a jedynie więcej zniszczenia.

Również 12 października młoda kobieta, która przeżyła masakrę w kibucu Be’eri, mówiła niezależnej dziennikarce Orly Barlev:

„Słuchajcie uważnie: jak mam wstawać rano ze świadomością, że 4,5 km od Be’eri, w Gazie są ludzie, dla których ta wojna się nie skończyła? Do tych, którzy mówią o zemście – wstydźcie się!”.

Niestety nic nie wskazuje dziś na to, aby ich apele zostały wysłuchane.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze