0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.plFot. Patryk Ogorzałe...

Leonard Osiadło, OKO.press: Czy Zbigniew Ziobro jest niczym Faust, który „zła pragnąc, wiecznie dobro czyni”?

Adw. Karolina Gierdal, Stowarzyszenie Lambda Warszawa, tranzycja.pl: Myślę, że ani Zbigniew Ziobro, ani jakakolwiek inna osoba w kraju nie spodziewała się takiego rozstrzygnięcia.

Jako organizacje pozarządowe byliśmy zmobilizowani, żeby obronić dotychczasową procedurę uzgodnienia płci metrykalnej. Liczyliśmy, że Sąd Najwyższy w najlepszym scenariuszu odmówi podjęcia uchwały, a przynajmniej potwierdzi dotychczasową linię orzeczniczą.

Ale takiego zwrotu akcji nikt się nie spodziewał.

Przeczytaj także:

O co Zbigniew Ziobro pytał Sąd Najwyższy?

O bierną legitymację procesową w sprawach o ustalenie płci metrykalnej. Korzystając z uprawnień Prokuratora Generalnego, zapytał, czy osoba transpłciowa, która chce zmienić oznaczenie płci w dokumentach, powinna oprócz rodziców pozwać do sądu także współmałżonka i dzieci, jeśli je posiada.

Chodziło zapewne o to, żeby cała procedura stała się jeszcze trudniejsza, żeby trzeba było stanąć w sądzie naprzeciwko wszystkich bliskich osób, które nie zawsze są wspierające.

Sąd Najwyższy uznał, że aby odpowiedzieć na pytanie postawione przez Ziobrę, musi zrobić krok w tył i zastanowić się, czy sprawy o uzgodnienie płci są w ogóle rozpatrywane we właściwiej procedurze. I doszedł do wniosku, że nie. W związku z tym bezcelowe jest zastanawianie się, kto jeszcze powinien być pozywany, bo te sprawy w ogóle nie powinny być przedmiotem jakiegokolwiek pozwu.

Ale faktycznie podziękowania należą się Zbigniewowi Ziobrze. Gdyby nie jego pytanie, Sąd Najwyższy nie podjąłby tego historycznego rozstrzygnięcia.

Sala rozpraw, ale bez procesu

Czy ta uchwała faktycznie oznacza uproszczenie prawnej tranzycji w Polsce?

Decyzja Sądu Najwyższego to w pewien sposób powrót do stanu sprzed 1989 roku, kiedy zmiana oznaczenia płci w dokumentach była rozpatrywana w ramach procedury sprostowania aktu urodzenia.

Sąd Najwyższy wskazał więc prostszą drogę, która nie wymaga pozywania rodziców.

Do tej pory, aby zmienić oznaczenie płci w dokumentach, osoba transpłciowa musiała złożyć do sądu okręgowego tzw. pozew o ustalenie, oparty o art. 189 kpc. Ponieważ pozew zawsze musi być skierowany przeciwko komuś, w 1995 roku Sąd Najwyższy uznał, że w przypadku ustalenia prawa do zmiany oznaczenia płci w dokumentach, pozwanymi powinni być rodzice osoby transpłciowej.

Teraz Sąd Najwyższy zmienił zdanie i stwierdził, że te postępowania powinny toczyć się w trybie nieprocesowym, który nie wymaga pozwu i dwóch stron na sali rozpraw.

W postępowaniu nieprocesowym może występować tylko jeden uczestnik, wnioskodawca, który chce osiągnąć jakiś skutek prawny. W tym przypadku jest to sprostowanie aktu urodzenia.

Czy to znaczy, że osoby transpłciowe nie będą już musiały stawać przed sądem na sali rozpraw?

Nie do końca. W trybie nieprocesowym nadal mogą odbywać się rozprawy, podczas których sąd może przesłuchiwać wnioskodawcę czy przeprowadzać postępowanie dowodowe. Innym przykładem trybu nieprocesowego jest stwierdzenie nabycia spadku, które również toczy się w trybie nieprocesowym.

Ale tak samo jak wcześniej, sąd może zdecydować, że postępowanie nieprocesowe będzie toczyć się na posiedzeniu niejawnym, czyli sąd pochyli się nad sprawą w swoim gabinecie, bez zwoływania rozprawy.

Dowody na transpłciowość nadal potrzebne

Zmiana trybu na nieprocesowy nie oznacza więc, że od teraz sprawy o uzgodnienie płci będą załatwiane z automatu. Sąd będzie mógł oddalić taki wniosek?

Dotychczasowa procedura spraw o ustalenie opierała się na orzecznictwie Sądu Najwyższego, który wskazał, że przesłanką badaną w takim postępowaniu powinna być trwałość poczucia przynależności do danej płci. I myślę, że to się nie zmieni.

Choć będzie to tryb nieprocesowy, dalej trzeba będzie wykazać przed sądem, że osoba, która składa wniosek o sprostowanie aktu urodzenia, jest osobą transpłciową.

Jeśli tego nie wykaże, sąd będzie mógł taki wniosek oddalić.

W jaki sposób trzeba będzie udowadniać transpłciowość w trybie nieprocesowym?

I to jest jedno z pytań, na które nie znamy odpowiedzi. W dotychczasowej procedurze przyjęło się, że do pozwu, zgodnie z zaleceniami Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, dołącza się opinie co najmniej dwóch specjalistów. Najczęściej była to opinia psychologa oraz zaświadczenie od psychiatry lub seksuologa.

Długo walczyliśmy, aby przekonać sądy okręgowe, które orzekały w sprawach o ustalenie, że taka dokumentacja dołączona do pozwu jest w zupełności wystarczająca i nie ma potrzeby powoływania biegłego sądowego, aby wydawał kolejną opinię.

Czy sądy rejonowe będą przychylać się do tej argumentacji, czy jednak będą wymagały opinii biegłego? Czas pokaże.

Płynna zmiana czy prawne tornado?

A co ze sprawami, które już toczą się w sądach „starym trybem”, czyli w formule pozywania rodziców?

Art. 201 kodeksu postępowania cywilnego nakłada na sąd obowiązek badania, czy sprawa toczy się w odpowiednim trybie – procesowym lub nieprocesowym.

W przypadkach toczących się już przed sądami okręgowymi spraw w dotychczasowym trybie art. 189 kpc., sąd powinien uznać, że właściwy jest tryb nieprocesowy i przekazać sprawę do odpowiedniego sądu rejonowego.

Ale rozmawiamy raptem trzy dni po podjęciu uchwały przez Sąd Najwyższy, i już docierają do nas sygnały, że jedne sądy zamierzają odsyłać te toczące się już sprawy do trybu nieprocesowego w sądach rejonowych, ale inne uznały, że teraz obowiązują równolegle dwie procedury, które się nie wykluczają, i dalej będą prowadziły rozpoczęte już sprawy o ustalenie w trybie art. 189 kpc.

Zapowiada się chaos – co sąd, to obyczaj?

Naprawdę trudno przewidzieć, jak to będzie wyglądało w praktyce. Mamy do czynienia z pewnego rodzaju precedensem i tak naprawdę nie wiemy, jak zachowają się sądy.

Czy te okręgowe będą przekazywać sprawy do sądów rejonowych? Czy w postępowaniu nieprocesowym będą powoływani biegli? Jak umożliwić dostęp do procedury dla osób niepełnoletnich bez wspierających rodziców? Bo choć nie będą pozywani, to oni jako przedstawiciele ustawowi będą uprawnieni do złożenia wniosku w imieniu ich dziecka. Czy sądy rejonowe będą oznaczać te sprawy jako pilne, do czego zobowiązuje znowelizowany w październiku rozporządzenie ministra sprawiedliwości?

Więcej pytań niż odpowiedzi. Czy uruchamianie od zera całkiem nowej procedury faktycznie poprawi sytuację prawną osób trans?

Najlepszym rozwiązaniem byłoby oczywiście uchwalenie ustawy, która regulowałaby proces metrykalnej tranzycji w sposób jednolity w całym kraju.

Ale póki jej nie mamy, to decyzja Sądu Najwyższego jest naprawdę przełomowa.

Procedura sprostowania aktu stanu cywilnego ma po prostu więcej sensu pod kątem prawnym niż pozew o ustalenie. Nie wymaga tego kombinowania i sięgania lewą ręką przez prawe ucho, żeby uzasadnić, dlaczego akurat rodziców trzeba pozwać, żeby móc zmienić oznaczenie płci w dokumentach.

Jedyna praktyczna trudność jest taka, że to sądy okręgowe od ponad 30 lat orzekały w sprawach o ustalenie płci metrykalnej i zdążyły się już z nimi zapoznać. Dla sądów rejonowych to będzie nowość.

Oświaty kaganek w sądach

Sądy rejonowe będą musiały zatem wykształcić od zera nową praktykę orzeczniczą, czy będą jednak czerpać z dorobku sądów okręgowych?

W sądach rejonowych od 1989 roku nie widziano spraw o uzgodnienie płci. To oznacza, że sędziowie w rejonach najczęściej będą stykać się z taką sprawą po raz pierwszy. A z doświadczenia wiemy, że większość problemów z tymi sprawami wynikała najczęściej z niewiedzy sędziów.

W dotychczasowej procedurze spraw o ustalenie udało się prawnikom i całej społeczności osób trans wykształcić różne dobre praktyki na poziomie sądów okręgowych. Przekonywaliśmy, aby wydawały wyroki bez powoływania biegłego psychiatry czy na posiedzeniu niejawnym bez przeprowadzenia rozprawy.

Teraz cała ta praca, która już została wykonana w ostatnich latach sądach okręgowych, będzie musiała być powtórzona na poziomie sądów rejonowych.

To będzie tak naprawdę niesienie kaganka oświaty od sądu do sądu.

Tak, tym bardziej że teraz nie będzie już można przenieść sprawy do innego sądu.

Bo inną dobrą praktyką, którą udało się wypracować w poprzednim trybie, było uznawanie tzw. umów prorogacyjnych. Jeśli osoba transpłciowa miała wspierających rodziców, mogła z nimi podpisać umowę o przeniesieniu sprawy do innego sądu niż ten, który wynikał z właściwości miejsca zamieszkania.

Taka umowa pozwalała uniknąć oczekiwania latami na rozpatrzenie sprawy przez zapchane sądy w dużych miastach, czy uciec spod jurysdykcji sądu, o którym wiadomo, że zawsze powołuje biegłego, a w całym postępowaniu uczestniczy także prokurator.

Jednak w nowym trybie nie będzie można skorzystać z umowy prorogacyjnej. W trybie nieprocesowym występuje bowiem tylko wnioskodawca, nie ma drugiej strony postępowania, z którą taką umowę można byłoby zawrzeć.

Czy neosędziowie zagrażają historycznej zmianie?

Zacząłem od Fausta, więc skończę jako adwokat diabła. Pojawia się argument, że przełomowa uchwała podjęta przez Sąd Najwyższy jest nieważna, bo w składzie orzekającym zasiadali tzw. neosędziowie.

To faktycznie realny problem, bo do tej pory ustawodawca nie podjął żadnej wiążącej decyzji odnośnie usuwania skutków łamania praworządności w Polsce.

W dodatku istnieje jeszcze jedna trudność – uchwały Sądu Najwyższego nie wiążą bezpośrednio sądów powszechnych (czyli rejonowych, okręgowych i apelacyjnych), tylko inne składy Sądu Najwyższego.

Czy nie okaże się więc, że z dużej chmury mały deszcz i w praktyce żadnego przełomu w prawnej tranzycji nie będzie?

Oddziaływanie uchwał Sądu Najwyższego na porządek prawny opiera się raczej na autorytecie Sądu Najwyższego niż na bezpośrednim związaniu sądów powszechnych jego uchwałami.

Stąd, nawet gdyby jakiś sędzia uznał, że ma wątpliwości co do prawidłowości podjęcia tej uchwały ze względu na obecność tzw. neosędziów w składzie orzekającym, to i tak może się do niej zastosować, uznając, tak jak Sąd Najwyższy, że tryb nieprocesowy i procedura sprostowania aktu stanu cywilnego bardziej odpowiada temu, na czym polega prawna tranzycja, niż pozywanie własnych rodziców.

;
Na zdjęciu Leonard Osiadło
Leonard Osiadło

Dziennikarz OKO.press. Absolwent politologii na UAM oraz prawa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Publikował m.in. w “Gazecie Wyborczej”.

Komentarze