Szymon Hołownia chce wygrać i zaskarżyć wybory. Małgorzata Kidawa-Błońska kandyduje i jednocześnie nawołuje do bojkotu. Robert Biedroń i Władysław Kosiniak-Kamysz powtarzają: my się nie wycofamy. A może wszyscy się dogadają i wystawią jednego kandydata? "Wszystkie scenariusze są na stole"
Opozycja nie ma dziś jednej, spójnej odpowiedzi na pytanie: co mają zrobić obywatele w dniu, który PiS ogłosi dniem wyborów? Jest wielogłos, sprzeczne strategie.
Zanim jednak opozycję potępimy za to, że znów jest podzielona i niedecyzyjna, warto zauważyć, że znalazła się w fundamentalnie trudnej sytuacji. Bo nie ma tu łatwych odpowiedzi ani łatwych rozwiązań. Jedne decyzje grożą tym, że iluś obywateli zachoruje lub umrze. Inne - że skończy się nam demokracja.
Niepewność dopadła nie tylko obywateli, ale też polityków. A Jarosław Kaczyński ten stan niepewności dodatkowo „podgrzewa”. Ta sytuacja może generować pochopne decyzje i nieprzemyślane ruchy. Bo emocjonalna presja, by coś zrobić i to zrobić teraz, już, zaraz - jest wielka. Nic dziwnego, że jeden ze sztabowców mówi nam: „Najtrudniejsza strategiczna decyzja, przed jaką stałem w mojej karierze politycznej”.
Wycofać kandydatów? Ogłosić to teraz czy w ostatniej chwili? A może grać w tę grę do końca? Namawiać wyborców, by nie głosowali czy przeciwnie - by głosowali nadzwyczaj licznie?
„Co dzień zmieniamy strategię”, „nie ma ostatecznych decyzji”, „ta sytuacja jest dla wszystkich nowa”, „to jest wojna psychologiczna” - słyszymy w sztabach. „Kaczyński chce nas wykończyć psychicznie, idzie na totalny konflikt w sztabach opozycyjnych kandydatów” - mówi jeden ze sztabowców. A inny: „Kaczyński wie, że jako opozycja się nie dogadamy”. Oto krajobraz polityki w stanie szoku.
Wybory nie będą ani powszechne, ani tajne, pole do fałszerstwa jest ogromne, a przede wszystkim będą zagrażać życiu i zdrowiu. Choć opozycyjny wielogłos jest psychologicznie zrozumiały, politycznie będzie mieć fatalne skutki. No chyba że jest wyrafinowaną strategią i opozycja gra teraz melodię, której spodziewa się Kaczyński. A w maju zagra zupełnie inną - wspólnie.
Wyobraźmy sobie, że jest 9 maja (albo 16, albo 22 - w zależności od tego, którą datę władze PiS uznają za wygodną), w naszych skrzynkach pocztowych czekają pakiety do głosowania. Co z nimi zrobić? Zignorować? Wyrzucić? Wyjąć, postawić krzyżyk przy jednym nazwisku i odesłać?
Dopytywaliśmy o to w sztabach demokratycznych kandydatów. Co radzą swoim wyborcom? „Należy głosować w wolnych, tajnych, równych wyborach. A te, to farsa” - odpowiada Adam Szłapka, rzecznik sztabu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Choć sztab kandydatki KO nie mówi tego wprost, można wnioskować, że zachęca, by w wydarzeniu, jakie odbędzie się w maju, nie brać udziału.
Takie podejście to woda na młyn PiS - uważają w sztabach PSL i Lewicy. Pytamy, co zatem robić, przecież sami mówią, że te wybory będą groźne dla zdrowia i faworyzują Andrzeja Dudę. Ludowcy i Lewica odpowiadają zgodnie: zagłosować. „Rezygnacja z udziału w wyborach będzie skutkować 5-letnią kadencją Andrzeja Dudy” - stwierdza Miłosz Motyka, rzecznik ludowców. Tak samo szef sztabu Roberta Biedronia Tomasz Trela: „Nie przyłożymy ręki do tego, żeby Andrzej Duda spacerkiem przejął Pałac Prezydencki na drugą kadencję”.
Do głosowania nie namawia Szymon Hołownia. Ale na tym jego stanowisko się nie kończy: „Jeżeli dojdzie do wyborów w terminie forsowanym przez Jarosława Kaczyńskiego, wtedy – bez względu na wynik – złożymy protest wyborczy do Sądu Najwyższego. Wybory muszą być uczciwe i opierać się na prawdzie, a nie na pustej walce o stanowisko”. Dodatkowo Hołownia już teraz będzie składał skargi i pozwy i namawia do tego samego obywateli. Mają to być m.in. pozwy o zabezpieczenie dóbr osobistych. Twierdzi, że jego dobra osobiste jako kandydata są naruszane.
To strategia podnoszenia politycznych kosztów wyborów, wywierania presji na władzę, by ta cały czas tłumaczyła się z tego, co zamierza zrobić. Jest to próba zmiany sensu wydarzenia z 10/17/23 maja. Wyłączenia go z zestawu demokratycznych praktyk. Za tą strategią stoi nadzieja: jeśli do maja konsekwentnie będziemy powtarzać, że to, co odbędzie się w maju, to nie są wybory, nawet Kaczyński w końcu od nich odstąpi. W wywiadzie dla „Newsweeka” Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała: „To obywatele mogą wymóc na władzy przełożenie wyborów”.
A jeśli wybory jednak będą, to frekwencja będzie bardzo niska. Wówczas Andrzej Duda będzie prezydentem niechcianym przez znaczną część społeczeństwa. Nawet wyborcy PiS to zauważą i poczują się z tym nieswojo, odbije się to na poparciu dla partii Kaczyńskiego. Zacznie następować erozja władzy PiS.
Wady tej strategii? Wiele. Przede wszystkim jest niespójna. Małgorzata Kidawa-Błońska zadeklarowała, że weźmie udział w debacie prezydenckiej "Newsweeka", nie domaga się też skreślenia swojego nazwiska z karty wyborczej.
Bojkot w przypadku obywateli polega na rezygnacji z czynnego prawa wyborczego (prawa do głosowania), w przypadku kandydat/ki - z prawa biernego (prawa do kandydowania). Z obywatelskiego i moralnego punktu widzenia wszystko jest jak najbardziej w porządku: wybory to groźna dla zdrowia i życia farsa, nie należy jej wspierać. Jednak KO nie jest organizacją obywatelską, lecz koalicją partii.
W dodatku ta strategia miałaby sens, gdyby była strategią całej opozycji - miała masowe poparcie w różnych elektoratach. A na razie się na to nie zanosi.
Można przypuszczać, że niespójne zachowanie dodatkowo szkodzi niedawnej faworytce prezydenckiego wyścigu, Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, która traci poparcie w sondażach.
Nie ułatwiać przejęcia władzy. Premier Morawiecki już zaczyna wysyłać sygnały, że pod koniec kwietnia zasady zamknięcia będą stopniowo poluzowywane. PiS wybory przeprowadzi.
Nawet jeśli opozycyjni kandydaci się wycofają, w wyborach pluralizm będzie. PKW zarejestrowała w sumie już 10 kandydatów (oprócz dotychczasowej szóstki są to: Marek Jakubiak, Paweł Tanajno, Mirosław Piotrowski i Stanisław Żółtek).
Jest jeszcze inna kwestia: lewicowy elektorat jest jeszcze bardziej antypisowski niż elektorat KO. „Część elektoratu Lewicy i tak pójdzie zagłosować. Oni nie darują PiS-owi i Dudzie” - stwierdza Tomasz Trela. „Można się wycofać, ale to daje Andrzejowi Dudzie pięć lat spokoju, można też podnieść rękawicę i walczyć” - rozważa Miłosz Motyka z PSL.
Lewica liczy, że jej program najbardziej oddaje potrzeby i emocje Polek i Polaków w epidemii i kryzysie. Zaś PSL obserwuje wzrost popularności swojego kandydata i po ciuchu liczy na wejście do drugiej tury, a potem na zwycięstwo.
Słabe punkty? Przyznanie, że to, co odbędzie się w maju, to jednak będą wybory. Z moralno-obywatelskiego punktu widzenia - wątpliwe. Co więcej konsekwencją powinno być nawoływanie ludzi, by jak najliczniej wzięli udział w wyborach. Skoro Lewica i PSL wierzą, że można wygrać, to znaczy, że chcą tą wiarą podzielić się ze swoimi milionami wyborców. A potem tych wyborców zobaczyć przy urnach.
Takie stanowisko może mieć dwojakie konsekwencje: PSL i Lewica mogą mieć rację, że wyborcy nie wybaczają słabeuszom, którzy ustępują z pola walki. Ale czasem wyborcy nie wybaczają zachowań niehonorowych i wymierzają karę tym, którzy prezentują się jak polityczni kunktatorzy. Czy mandat Kosiniaka-Kamysza wybranego w majowych wyborach byłby silniejszy niż mandat Dudy - prezydenta z kwarantanny?
Synteza dwóch powyższych stanowisk. Hołownia zapowiada, że nawet jeśli wygra, złoży wniosek do Sądu Najwyższego o unieważnienie wyborów. „Nikogo nie zamierzam namawiać do głosowania w wyborach majowych” — mówi OKO.press, a jednocześnie w rozmowie z Moniką Olejnik w TVN24 stwierdził: „Mam w sobie taki gen, który każe mi walczyć do końca”. Czyli: wybory to farsa, ale w farsie też trzeba walczyć. A potem potwierdzić w sądzie, że farsa była farsą. I zawalczyć jeszcze raz.
To stanowisko zawiera wady i zalety dwóch poprzednich. Hołownia mówi o swojej wygranej, a ta wiązałaby się z tym, że miliony ludzi zaryzykują i zagłosują. Ale jednocześnie nie zapowiada, że będzie biernie czekał, aż Kaczyńskiemu się odwidzi i odwoła wybory, tylko już dziś chce włączyć ludzi w kampanię protestu przeciwko wyborom, m.in. w składanie pozwów.
Z jednej strony: dlaczego ludzie mieliby głosować na kogoś, kto z góry mówi, że nie przyjmie lauru pierwszeństwa, z drugiej: mogą uznać, że w obecnej sytuacji to najbardziej honorowe wyjście. I mogą chcieć uczestniczyć w czymś, co nada ich wyborowi dodatkowy sens. Pytanie, czy za cenę własnego zdrowia.
Żaden z kandydatów nie groził dotąd tak wyraźnie unieważnieniem wyborów.
Hołownia ma teraz swój czas. To drugi obok Kosiniaka-Kamysza kandydat, który zyskuje na popularności od czasu wybuchu epidemii. Przełom w kampanii, która dawała mu poparcie ok. 6 proc., nastąpił po nocnym przyjęciu zmian w kodeksie wyborczym. Hołownia wygłosił wtedy niezwykle emocjonalne wystąpienie.
„Nie mam na to innych słów dziś: złodziejstwo, oszustwo. Gdzie jest w tej sytuacji opozycja? Chcecie takiego bezjajectwa opozycji? Ja nie mogę na to patrzeć spokojnie i nie będę na to patrzył spokojnie! PiS kradnie nam dzisiaj państwo. Robi prywatne państwo jednej partii politycznej”. Hołownia mówił też wtedy, że nie zamierza się wycofywać: "Musimy wygrać te wybory. Musimy zabrać Polskę ludziom, którzy w ten sposób o niej myślą - jak o korycie! Bądźmy razem. Nie odpuścimy". W ciągu 24 godzin zobaczyło je w mediach społecznościowych ok. 4 milionów osób. Dziś ma już ono ponad 6 mln wyświetleń.
Poranne i wieczorne pogadanki Hołowni ogląda na Facebooku po kilkaset tysięcy osób.
O takiej możliwości pisaliśmy 5 kwietnia: „Co zostaje? Maksymalizować szanse w nierównym pojedynku. Czyli: nie dać się podzielić. Wystawić jednego kandydata. Tego, który ma największe szanse. Dziś jest to Władysław Kosiniak-Kamysz".
Podobny scenariusz rozważał publicysta Galopujący Major w "Krytyce Politycznej", on jednak typował na wspólnego kandydata Szymona Hołownię: „Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że czasy są wyjątkowe. I tak, jak w tych czasach powstaje efekt gromadzenia się wokół flagi rządowej, tak może powstać efekt gromadzenia się wokół wspólnej flagi opozycyjnej. Tylko musi to być flaga prodemokratyczna i proredystrybucyjna. Bo takiej oczekuje teraz elektorat. I musi ją dzierżyć ktoś, kto ma największe szanse”.
Dlaczego Hołownia? Bo zdaniem publicysty „Krytyki” nie narusza niczyich interesów, dobrze prowadzi kampanię w internecie (kluczową w tym momencie) i ma program ekonomiczny nieco bardziej na lewo od Kosiniaka.
Jakie są przeciw? Będąc kandydatem niepartyjnym Hołownia narusza interesy wszystkich. Trudno sobie wyobrazić, że partie rezygnują ze startu, a jeszcze trudniej zobaczyć partie nawołujące do głosowania na niepartyjnego kandydata. To byłoby przyznanie się do kompletnej porażki partyjnej polityki.
Ponieważ sytuacja jest wyjątkowa, sztaby nie wykluczają żadnego scenariusza, również tego z jednym kandydatem. Ale póki co wielkiej wiary w niego nie ma. "Wszyscy wystartują" - słyszymy. Między opozycyjnymi koalicjami nie ma dobrej komunikacji. Wszyscy wspominają o zignorowanych smsach i telefonach.
Jednak zdarzają się momenty współpracy, które skutkują (krótkotrwałymi) sukcesami. Przy pełnej mobilizacji opozycja zagłosowała przeciwko ustawie o wyborach korespondencyjnych i sprawiła, że pierwszy projekt PiS-u w tej sprawie upadł.
„W interesie opozycji jest, żeby kandydaci byli w ciągłym kontakcie i rozmawiali o wspólnych scenariuszach” - Adam Szłapka, Koalicja Obywatelska.
„Lewica od 19 stycznia ma swojego reprezentanta to Robert Biedroń. Od początku twardo prezentujemy naszą lewicową wizję i na ten moment nic się nie zmienia” - Tomasz Trela, Lewica.
„Technicznie to najlepszy pomysł, politycznie - najtrudniejszy. W tej chwili taki scenariusz nie jest realizowany” - Miłosz Motyka, PSL.
„Nie wycofujemy się z wyborów, bo trzeba grać do końca – nawet, jeśli przeciwnik znaczy karty. Powiem więcej: tym bardziej wtedy nie wolno się poddawać. Gdyby w 1989 roku opozycja obraziła się na komunistów i zdecydowałaby się nie uczestniczyć w ich ustawionej grze, zalegalizowałaby oszustwo. W efekcie 4 czerwca do żadnej zmiany by nie doszło. Dziś jest podobnie. Oszust rozdaje karty i tylko czeka na to, aż przeciwnik się wystraszy i odda pole walkowerem. Nie zamierzam do tego dopuścić” - Szymon Hołownia.
Opozycja
Wybory
Robert Biedroń
Szymon Hołownia
Małgorzata Kidawa-Błońska
Władysław Kosiniak - Kamysz
Wybory prezydenckie 2020
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze