Obóz władzy po przegranym głosowaniu wrzucił "nowy" projekt ustawy o głosowaniu korespondencyjnym i użył legislacyjnego łomu, żeby błyskawicznie przepchnąć ją przez Sejm. Krótko po godz. 22:00 klamka zapadła: w maju na prezydenta mamy głosować pocztą. Gowin pomógł Kaczyńskiemu
Po przegranym głosowaniu wczesnym popołudniem 6 kwietnia 2020, marszałek Elżbieta Witek zarządziła przerwę do 18:30. Spekulowano, co zamierza zrobić PiS. W grę wchodziło między innymi domaganie się reasumpcji głosowania. Jeden z posłów PiS się spóźnił (twierdził, że zagłosował "za"), drugi się pomylił.
Po godzinie 17:00 na stronie Sejmu pojawił się "nowy" projekt w sprawie głosowania korespondencyjnego złożony przez posłów Prawa i Sprawiedliwości. Różni się nieznacznie od druku 314 i 314-A, który wyrzucono z porządku obrad, ale traktuje się go jako nową ustawę.
Podstawową i szokującą zmianą jest dopisany art. 19, który przewiduje, że z powodu epidemii marszałek Sejmu może przesunąć datę wyborów. Jeśli tylko zmieści się ona w konstytucyjnych terminach.
Zgodnie z art. 128 konstytucji wybory Prezydenta Rzeczypospolitej zarządza Marszałek Sejmu na dzień przypadający nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta Rzeczypospolitej. Andrzej Duda kończy kadencję 6 sierpnia, zatem wybory najpóźniej mogą odbyć się w niedzielę 24 maja.
Michał Szczerba, poseł KO, przywołał podczas debaty sejmowej opinię Biura Analiz Sejmowych z 2010 roku. Z tej opinii wynika, że taką korektę zarządzenia można przeprowadzić jedynie w stanie nadzwyczajnym. W obecnym stanie prawnym takie zarządzenie marszałka Sejmu miałoby być ponownym rozpisaniem wyborów.
Przesunięcie wyborów o tydzień lub dwa nie sprawi oczywiście, że głosowanie będzie mniej niebezpieczne ze względów epidemiologicznych. Może jednak pomóc PiS-owi w ich organizacji. Ustawa wejdzie w życie najwcześniej 5 maja. Dopiero wtedy Jacek Sasin, minister aktywów państwowych będzie mógł zacząć wydawać rozporządzenia.
Kilkanaście minut po godz. 19:00 głosowano nad włączeniem projektu ustawy do harmonogramu. Za było 230 posłów klubu PiS. Od głosu wstrzymały się Iwona Machałek i Magdalena Sroka, przeciwko zagłosowali Wojciech Maksymowicz oraz Michał Wypij. Wszyscy należą do Porozumienia. W kolejnym głosowaniach również konsekwentnie nie popierali ustawy. Jarosław Gowin nie brał udziału w głosowaniach.
Identycznie było przy ostatecznym głosowaniu nad ustawą po godz. 22:00. Tak szybkiego tempa procedowania Sejm jeszcze nie widział. Jarosław Gowin nie głosował. W ten sposób pomógł Jarosławowi Kaczyńskiemu w przepchnięciu wyborów.
Posłem sprawozdawcą "nowej ustawy" był poseł PiS Krzysztof Sobolewski, który jest jednocześnie pełnomocnikiem sztabu wyborczego Andrzeja Dudy.
Dodano kilka punktów zastrzegających, że głosowanie jest "osobiste" oraz że nie wymaga wcześniejszego składania wniosków o skorzystanie z głosowania korespondencyjnego. Takich zapisów rzeczywiście nie było w poprzednim projekcie sformułowanych wprost, ale wynikały z innych przepisów.
W artykule 3. doprecyzowano, że poczta odpowiada za dostarczanie pakietów wyborczych tylko na terenie kraju (to również wynikało z innych przepisów). W art. 5. opisano nieco szerzej sposób oddawania głosu
Znalazło się w ustawie jednak kilka nowych rozwiązań. Art. 16. stwierdza, że Poczta Polska na czas dostarczania pakietów wyborczych zwolniona jest z realizacji innych usług pocztowych.
W nowym projekcie dokonała się też procedura wyrugowania samorządów z organizacji wyborów. Art. 15.1. ustala, że wójt, burmistrz lub prezydent przekazuje poczcie spis wyborców najpóźniej w dniu wejścia w życie ustawy.
Ale... gdyby jakiemuś samorządowcowi przyszło do głowy zbojkotowanie wyborów, to poczta będzie dostarczała pakiety wyborcze pod adresy, które wojewoda na szybko wyciągnie z rejestru PESEL albo jakiegokolwiek rejestru, jaki tylko znajdzie.
W ustawie pojawił się również zapis o karze nawet do 3 lat pozbawienia wolności dla każdego, kto niszczy, uszkadza, ukrywa, przerabia, podrabia lub kradnie kartę do głosowania. To przestępstwo skonstruowane na zasadzie analogii do art. 497a kodeksu wyborczego, który mówi m.in. o wynoszeniu kart wyborczych z lokalu. Tam zagrożenie jest grzywną, ograniczeniem wolności lub pozbawieniem wolności do lat 2.
W imieniu klubu PiS podczas debaty głos zabierał Robert Schreiber. Mówił, że wokół ustawy narosło wiele fake newsów i nieporozumień. Co ciekawe, zaznaczył, że Prawo i Sprawiedliwość ma pełną świadomość, że parcie do wyborów 10 maja nie podoba się zdecydowanej większości społeczeństwa: „Ustawa jest trudna, niepopularna. Ale jesteśmy w czasie niezwykłym, w czasie kryzysu. Nie można teraz prowadzić polityki ciepłej wody w kranie. Trzeba podejmować niepopularne decyzje, kierując się racją stanu”.
Jak wskazał podczas debaty poseł Lewicy Krzysztof Śmiszek, przepis ten jest niebezpieczny. Poczta Polska będzie bowiem dostarczała pakiety nie osobiście, ale do skrzynek pocztowych wyborców. I do tego mogąc kierować się nieaktualnymi adresami.
Jest więcej niż prawdopodobne, że część pakietów wyborczych zalegać będzie w skrzynkach, do których nikt nie zagląda lub trafi pod zły adres.
Niezmienne w projekcie pozostały za to upoważnienia ministra aktywów państwowych Jacka Sasina do ustalenia w formie rozporządzeń szczegółowych rozwiązań szeregu rzeczy, co do których są wątpliwości. Czyli przede wszystkim w jaki sposób ostatecznie pakiety będą doręczane wyborcom, zwłaszcza tym, którzy przebywać będą na kwarantannach.
Składy komisji wyborczych są takie same jak w autopoprawce złożonej przez PiS 3 kwietnia. Z wejściem w życie ustawy likwiduje się wszystkie komisje obwodowe, a w ich miejsce powołuje gminne komisje obwodowe, które są dużo mniejsze.
Zgodnie z art. 182 kodeksu wyborczego w skład obwodowej komisji wyborczej powoływano:
1) 7 osób w obwodach głosowania do 1000 mieszkańców; 2) 9 osób w obwodach głosowania od 1001 do 2000 mieszkańców; 3) 11 osób w obwodach głosowania od 2001 do 3000 mieszkańców; 4) 13 osób w obwodach głosowania powyżej 3000 mieszkańców.
Według nowej ustawy w gminnej obwodowej komisji wyborczej powołuje się:
1) w gminach do 50000 mieszkańców – nie mniej niż 3 i nie więcej niż 9 osób; 2) w gminach powyżej 50000 mieszkańców – 9 osób oraz po 9 osób na każde kolejne 50000 mieszkańców, nie więcej jednak niż 45 osób.
Co to oznacza w praktyce? Dotychczas w Krakowie funkcjonowało kilkaset komisji obwodowych, do których potrzebowano ponad 4000 członków. Zgłosiło się niewiele ponad czterysta osób.
Obecne przepisy ustanawiają w Krakowie jedną gminną obwodową komisję wyborczą, w której nie będzie mogło pracować więcej niż 45 osób. Tę liczbę w myśl nowej ustawy odłowi się w losowaniu.
Przykład Krakowa podczas sejmowej debaty wykorzystał Władysław Kosiniak-Kamysz, sugerując, że komisje są celowo tak małe, by uniemożliwić im sprawną i rzetelną pracę. Łukasz Schreiber stwierdził, że to nie żaden problem, bo zgodnie z art. 10 punkt 11 nowego projektu komisarz wyborczy w szczególnych przypadkach może zdecydować o powiększeniu komisji.
Powstaje jednak pytanie, po co w takim razie je kilkunastokrotnie zmniejszano. Pakiety wyborcze składają się z kilku części, trzeba je rozpakowywać i segregować. Karty do głosowania wyciągane z urny liczy się zdecydowanie szybciej.
Epidemia koronawirusa trwa, a Jarosław Kaczyński próbuje za wszelką cenę doprowadzić do majowych wyborów prezydenckich. Słusznie zakładając, że szanse Andrzeja Dudy na wygraną są największe teraz, a przyszłość to wielka polityczna niewiadoma.
Polityczny spektakl wokół wyborów ciągnie się od 28 marca. To wtedy w trakcie nocnych głosowań PiS dorzucił do projektu tzw. tarczy antykryzysowej zmiany w kodeksie wyborczym. Umożliwiały one głosowanie korespondencyjne osobom po 60. roku życia i w kwarantannie. 31 marca PiS tarczę przegłosował — wraz z ze swoimi nocnymi zmianami. Po czym wrzucił projekt obowiązkowego głosowania korespondencyjnego dla wszystkich obywatelek i obywateli.
I właśnie wtedy Porozumienie Jarosława Gowina ogłosiło, że projektu nie poprze. Stanowisko koalicjanta PiS było takie: albo projekt poprą wszystkie siły polityczne, albo głosujemy przeciwko.
Jedni politycy i komentatorzy spekulowali, że Gowin zwietrzył dla szansę, by przy okazji kluczowego dla PiS projektu ugrać coś dla siebie i swojego ugrupowania. Inni - że PiS poszedł za daleko i Gowin nie chce firmować zmian, które sytuują Polskę bliżej Białorusi niż Węgier (m.in. ze względu na możliwość fałszowania wyborów). Jeszcze inni, że Gowin ucieka z tonącego w czasie kryzysu gospodarczego kryzysu okrętu dowodzonego przez Kaczyńskiego. Trzeba przy tym pamiętać, że jedną z głównych autorek „tarczy antykryzysowej” jest Jadwiga Emilewicz z Porozumienia.
W obozie władzy rozpoczęły się targi. A opozycja stanęła przed pytaniem, co robić. Zastanawiano się, jakie są intencje Gowina. Czy jego sprzeciw idzie tak daleko, że może wyjść z rządu. Czy opozycja byłaby gotowa z Gowinem współrządzić, gdyby rząd PiS upadł i pojawiła się możliwość stworzenia rządu technicznego?
Głosowanie, które miało odsłonić karty Gowina, pierwotnie zaplanowano na piątek 3 kwietnia. Ale się nie odbyło.
Jarosław Gowin przedstawił projekt zmiany Konstytucji: zaproponował, by przedłużyć kadencję Andrzeja Dudy o dwa lata i dzięki temu przesunąć wybory. Opozycja solidarnie powiedziała „nie” i konsekwentnie apelowała o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. Przez weekend dochodziły sprzeczne sygnały: a to, że Porozumienie dogadało się z PSL-em, a to, że jednak poprze PiS.
Ostatecznie w poniedziałek 6 kwietnia Jarosław Gowin podał się do dymisji z funkcji wicepremiera i ministra nauki. Jednocześnie ogłosił, że jego ugrupowanie zostaje w rządzie. A także, że on sam nie poprze głosowania korespondencyjnego, ale posłowie jego partii – tak. Porozumienie się podzieliło. Dzięki temu PiS ostatecznie miał większość.
Gowin jako jedyny poseł z całego parlamentu nie brał udziału w wieczornych głosowaniach ustawą. W tym czasie udzielał w Polsat News wywiadu, w którym powiedział między innymi: „to jest tragiczny moment w historii Polski, w historii całego świata”.
Posłanki Iwona Michałek i Magdalena Sroka z Porozumienia konsekwentnie wstrzymywały się w głosowaniach nad ustawą, a posłowie Wojciech Maksymowicz i Michał Wypij głosowali przeciwko.
„Podjąłem bardzo trudną decyzję osobistą, a moi przyjaciele z Porozumienia, posłowie Porozumienia, podjęli równie trudną, chociaż przeciwną – często na moją prośbę – decyzję o tym, żeby zagłosować za tą ustawą (ws. głosowania korespondencyjnego – red.), właśnie w imię tego, żeby nie doszło do rozpadu koalicji rządowej” – tłumaczył się Gowin.
Władza
Wybory
Jarosław Gowin
Jarosław Kaczyński
Sejm IX kadencji
koronawirus
wybory korespondencyjne
Wybory prezydenckie 2020
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze