0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Michal Walczak / Agencja GazetaMichal Walczak / Age...

Już od dwóch lat opisuję próby okrojenia Świętokrzyskiego Parku Narodowego (ŚPN) ze szczytowej partii góry Łysiec, by mogli przejąć ją Oblaci, zakonnicy z klasztoru na Świętym Krzyżu. Prze do tego resort środowiska, a żadnego problemu nie widzi w tym dyrektor Parku Jan Reklewski.

Z podziwem patrzę na działania Stowarzyszenia MOST, które w nierównej walce stara się ten proces zatrzymać.

Z tego wszystkiego wyłania się smutna refleksja: w Polsce rząd do spółki z Kościołem mogą czynić fikcję z najwyższej formy ochrony przyrody, jaką jest park narodowy.

Bo ani zakonnicy nie mają prawa do tego tej części parku, ani rząd nie może legalnie wyłączyć go z całości Świętokrzyskiego Parku Narodowego.

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Coraz bliżej okrojenia parku

Początkowo resort środowiska planował wyłączenie 5 ha, ale w projekcie rozporządzenia z jesieni 2020 roku ograniczono się do usunięcia z granic ŚPN 1,3 ha na Łyścu. To fragment dawnych zabudowań klasztornych - znajduje się tam teraz m.in. muzeum przyrodnicze - wraz z przylegającym terenem zielonym. Zaproponowano w zamian włączenie do parku narodowego ok. 63 ha izolowanej enklawy leśnej pod Grzegorzowicami.

13 marca 2021 projekt rozporządzenia w sprawie zmiany granic ŚPN został przesłany z Ministerstwa Klimatu i Środowiska do Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Lokalnego. Komisja pozytywnie zaopiniowała projekt.

Według informacji podanych przez Stowarzyszenie MOST, Ministerstwo Klimatu i Środowiska dopiero 15 kwietnia zamieściło na stronach Rządowego Centrum Legislacyjnego informację o tym, że do Komisji został przesłany projekt rozporządzenia.

"Tym samym Ministerstwo kroki te podjęło i prowadziło niejawnie, nie informując obywateli o swoich zamierzeniach" - napisała organizacja w liście otwartym. To z kolei uniemożliwiło np. przekazanie członkom komisji krytycznego głosu naukowców na temat rozporządzenia.

Kolejnym krokiem będzie przesłanie projektu rozporządzenia do rządowego centrum legislacji.

Potem, jak pisze Stowarzyszenie MOST, zostanie już tylko zgoda Rady Ministrów. A z nią pewnie nie będzie problemów.

Przeczytaj także:

Podobno "bez wartości przyrodniczych"

Jak resort uzasadnia wyłączenie szczytu Łyśca z parku narodowego? W dokumencie załączonym do projektu rozporządzenia czytamy, że wynika to z "z wieloletnich, antropogenicznych wpływów związanych z zurbanizowaniem tych działek (budynki i budowle, utwardzenie nawierzchni dróg, pielęgnowane trawniki oraz zadrzewienia itp.)".

Ministerstwo chce nas przekonać, że na te 1,3 ha ludzie mieli tak duży wpływ, że nie ma tam niczego istotnego do ochrony przyrodniczej. W taki właśnie sposób w 2019 roku argumentował dyrektor ŚPN Jan Reklewski, gdy na początku czerwca 2019 mówił kieleckiej „Wyborczej”, że planowane do wyłączenia grunty "nie przedstawiają istotnej przyrodniczej wartości", a "cenne gatunki tam nie występują".

Jednak Stowarzyszenie MOST powiedziało "sprawdzam" i przebadało pod kątem przyrodniczym te 1,3 ha na Łyścu. Wnioski były zgoła odmienne od twierdzeń dyrektora Parku.

A jednak z "wartościami przyrodniczymi"

"Pomimo silnej antropopresji inwentaryzowany teren charakteryzuje się relatywnie wysokim walorem przyrodniczym i dużym bogactwem gatunkowym, a stanowiąc swoistą, nieleśną enklawę, zwiększa różnorodność biologiczną Parku" - czytamy w raporcie.

Inwentaryzacja przyrodnicza wykazała m.in. kilka nowych dla Świętokrzyskiego Parku Narodowego gatunków grzybów, w tym gatunki zagrożone wymarciem. Stwierdzono obecność chronionych i zagrożonych gatunków porostów, w tym jednego uznanego za wymarły w województwie świętokrzyskim i jednego bliskiego wymarcia.

Znaleziono cztery gatunki chrząszczy z Polskiej Czerwonej Listy. A do tego 21 gatunków nowych dla krainy zoogeograficznej Góry Świętokrzyskie i/lub dla Świętokrzyskiego Parku Narodowego, jeden gatunek nowy dla fauny Polski. Sporo tego, jak na "brak istotnej wartości przyrodniczej", a nie wymieniłem tu wszystkich przyrodniczych odkryć badania przeprowadzonego przez Stowarzyszenie MOST.

Dlatego, jak zauważył w oficjalnym stanowisku Instytut Ochrony Przyrody PAN (IOP PAN), nie ma żadnych prawnych podstaw do tego, by odłączyć te 1,3 ha od ŚPN.

Prawo, a konkretnie art. 10 pkt 1a ustawy o ochronie przyrody, stawia sprawę jasno: "Likwidacja lub zmniejszenie obszaru parku narodowego następuje wyłącznie w razie bezpowrotnej utraty wartości przyrodniczych i kulturowych jego obszaru". A nic takiego nie zaszło.

Resort środowiska gotów nagiąć prawo

Zdaniem IOP PAN nie można też interpretować wspomnianego artykułu ustawy w taki sposób, że odjęcie 1,3 ha i dodanie 60 ha są traktowane łącznie, bo pierwsze działanie nie może być zrekompensowane drugim. Takie rozumienie tego przepisu, przekonuje Instytut, tworzy niebezpieczny precedens: "umożliwia bowiem dokonywanie zmian obszarów parków narodowych bez uzasadnienia przyrodniczego".

Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której resort środowiska po prostu nagina prawo środowiskowe dla własnych celów.

Poza IOP PAN, o powstrzymanie się od planów terytorialnego uszczuplenia parku zaapelował też Komitet Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN, który również wydał krytyczne stanowisko, w którym napisał: „stworzenie wewnątrz parku enklawy niepodlegającej rygorom ochronnym może stanowić dla niego duże zagrożenie, ponieważ może ona być przyczółkiem dla zawlekanych gatunków inwazyjnych, stanowić barierę dla przemieszczania się zwierząt albo [...] przyczynić się do degradacji przyrodniczej sąsiadujących terenów parku”.

Były też inne apele.

Ministerstwo nie chce jednak słuchać naukowców. Woli iść na rękę zakonnikom z klasztoru na Świętym Krzyżu, którzy o przejęcie tego terenu zabiegają przynajmniej od początku lat 90.

Bezpodstawne roszczenia

Trzeba to napisać wprost: Oblaci nie mają żadnych praw do tej części Łyśca. Żeby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do historii.

Do początku XIX w. był tu klasztor benedyktynów. W 1819 roku – dekretem arcybiskupa warszawskiego Franciszka Malczewskiego i za zgodą papieża Piusa VII – został skasowany. Teren i budynki przejął skarb Królestwa Polskiego. (tzw. Kongresówki) i klasztor przestał być własnością Kościoła.

Potem, od 1852 do 1865 roku, działał tu Instytut Księży Demerytów na Łysej Górze – rodzaj domu poprawczego dla księży. W 1865 roku, po powstaniu styczniowym, władze rosyjskie rozwiązały księży „poprawczak” i urządziły tu zwykłe więzienie. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości zachowano funkcję więzienną dawnego klasztoru. Podczas II wojny światowej Niemcy zrobili tu obóz dla jeńców radzieckich.

Po wojnie w zachodnim skrzydle klasztoru ulokowano schronisko PTTK. W 1961 pieczę nad nieruchomością przejął ŚPN, który przeprowadził tu remont i stworzył muzeum. I teraz rzecz najważniejsza:

w 2002 roku złożona z przedstawicieli Kościoła i MSWiA Komisja Majątkowa uznała roszczenia Kurii Sandomierskiej do klasztornego zachodniego skrzydła za bezpodstawne.

To jednak, jak widać, nie zadowoliło Oblatów, którzy nadal zabiegali o przejęcie części klasztoru. Sojuszników znaleźli w politykach Prawa i Sprawiedliwości oraz Solidarnej Polski. I, niestety, wygląda na to, że tym razem im się uda.

Prawie dwa lata temu, po publikacji mojego pierwszego tekstu na ten temat, zakonnicy wydali oświadczenie, w którym dali wyraz swojemu żalowi, jakobym rzekomo potraktował ich niesprawiedliwie. Zaznaczyli przy tym, że "zabiegi Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej o przywrócenie integralności obiektom klasztornym nie są i nie były tajemnicą".

No cóż, szkoda, że ma to się odbyć kosztem przyrody.

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze