Ogłaszając, że nie da podwyżek nauczycielom, bo oznaczałoby to wlewanie paliwa do dziurawego baku, Morawiecki zapowiada, że podejmie "całościową przebudowę systemu edukacji". To polityczna bezczelność, bo "uszczelnienie baku" deklaruje rząd, który strasznie go podziurawił, nie rozliczając się przy tym z deformy. OKO.press mówi, jak jest naprawdę
Inaugurując "edukacyjny okrągły stół", premier Mateusz Morawiecki określił jego główny temat:
"Odpowiedzialne państwo nie może dokładać do źle lub nie najlepiej funkcjonującego systemu edukacji i to nie jest przytyk do kogokolwiek" - kamera TVP Info (innych stacji nie było) pokazała, jak min. Anna Zalewska pociera czoło. - To efekt kilkudziesięciu lat zaniedbań. Same podwyżki nie spowodują, że nagle powstaną interaktywne lekcje, że korepetycje przestaną być potrzebne, na lekcjach pojawią się ciekawe eksperymenty".
"To jest pewna całościowa przebudowa systemu, która jest przed nami" - mówił premier rządu, który dokańcza właśnie drastyczną i całościową przebudowę systemu". I dalej:
Dodawanie do oświaty ogromnych pieniędzy nie ma większego sensu bez gruntownej poprawy efektywności systemu edukacji. Gigantyczne kwoty zadziałają jak dolewanie paliwa do dziurawego baku, najpierw trzeba byśmy zmienili model na lepszy, ruszyli do przodu
"I mam nadzieję, że o tym dziś porozmawiamy" - zaprosił do debaty premier.
Minister Zalewska nie została dopuszczona do głosu. Razem z Morawieckim i wicepremier Szydło wysłuchała kilkudziesięciu wystąpień w tym wielu oficjalnych, ogólnikowych i banalnych. Wyjątkiem była wypowiedź Marka Wójcika ze Związku Miast Polskich, który zażądał poważnej rozmowy o finansowaniu oświaty i partnerskiego traktowania samorządów, które muszą coraz więcej dokładać do edukacji (wcześniej mówił o tym OKO.press). Było też kilka głosów zatroskanych NGO'sów. Trudno powiedzieć, jaki był sens zapraszania Janusza Korwin-Mikkego, jako przedstawiciela rodziców, jakby nie było innych matek i ojców. Polityk stwierdził, że trzeba sprywatyzować szkoły, żeby nauczyciele zaczęli dobrze pracować, bojąc się, że inaczej "wylecą na zbity pysk".
Argument dziurawego baku polskiej edukacji jest zarazem bałamutny, niebezpieczny i cyniczny/bezczelny.
Zasadniczy argument Morawieckiego zawiera niebezpieczny rys technokratycznej demagogii. Kiedy jakaś grupa zawodowa żąda podwyżek lub innych wydatków, rząd może zawsze odpowiedzieć argumentem, że system nie jest dostatecznie sprawny, by warto było je ponosić. Podobnie premier mówił o niedoinwestowanej służbie zdrowia w expose z grudnia 2017 roku: "w myśl ewangelicznej maksymy nie wlewa się nowego wina do starych bukłaków - nie możemy pozwolić żeby nowe pieniądze zostały źle wydane, żeby system był nieefektywny".
Tymczasem nawet w systemie niedoskonałym ogromne znaczenie odgrywa motywacja pracowniczek i pracowników. I odwrotnie, nawet najdoskonalszy system, w którym pracują ludzie sfrustrowani i niedopłaceni nie będzie dobrze działał.
W przypadku edukacji dochodzi czynnik negatywnej selekcji do zawodu i braku chętnych, zwłaszcza wobec wyjątkowo niskich zarobków nauczycieli-stażystów, których liczba spadła już do ledwie 4,4 proc. wszystkich. Mikołaj Herbst alarmował, że "negatywna selekcja do zawodu nauczycielskiego nie jest tylko zaszłością historyczną, ale dotyczy także obecnych studentów". Jego analiza studentów urodzonych w latach 1986-1995 pokazuje, że prawdopodobieństwo decyzji o zdobyciu uprawnień nauczycielskich wynosi:
Odkładanie podwyżek do czasu przeprowadzenia "całościowej przebudowy systemu" - nie wiadomo jakiej, nie wiadomo, kiedy i jak - grozi tym, że nastąpi masowy odpływ nauczycieli, zwłaszcza młodych. Już w tej chwili w Warszawie brakuje 1600 nauczycieli.
Metafora premiera jest też wyjątkowo cyniczna (a nawet bezczelna) z innego powodu.
Morawiecki wypowiada się tak, jakby nie znał programu własnej partii, który - z żelazną trzeba przyznać konsekwencją, wbrew ogromnej większości ekspertów i rosnącym niezadowoleniu nauczycieli - zrealizowała już min. Anna Zalewska (obecnie na wylocie do PE w Brukseli).
Przypomnijmy że program PiS zapowiadał reformę edukacji właśnie jako gruntowną przebudowę systemu. Jej istotą miało być - cały czas cytujemy program PiS -
odejście od "zgubnej taktyki powielania rozwiązań z Europy Zachodniej i USA".
"Syndrom niewolniczej imitacji wyrządził polskiej oświacie – na wszystkich jej poziomach – wiele złego". PiS postanowił sięgnąć po "wspaniałą tradycję polskiego szkolnictwa", co pod wieloma względami oznaczało powrót do PRL. Partia zapowiadała:
Argumentowała, że "rodzice nie mają zaufania do szkoły w jej obecnym kształcie i boją się, że ich dzieci, gdy zbyt wcześnie się w niej znajdą, poddane zostaną wpływom antywychowawczym; uważają oni także, iż zbyt wczesne przejęcie dziecka przez szkołę, nawet najlepszą, nie jest dobre dla jego rozwoju".
PiS uległ tu histerii nadopiekuńczości wpływowej fundacji Elbanowskich prowadzących kampanię "Ratuj Maluchy" ("Wiele z tych małych rączek nie ma jeszcze wykształconego tzw. chwytu pisarskiego, a oczekuje się od nich kaligrafowania").
Deforma minister Zalewskiej zrealizowała te zapowiedzi.
"Oczywiste jest i to, że wprowadzenie gimnazjów okazało się błędem. Koncepcja gimnazjów nie była przemyślana. Nie przewidziano ani poważnych problemów wychowawczych, ani kłopotów w programach nauczania" - argumentowała.
I faktycznie, 7,5 tys. gimnazjów, z tego blisko połowa samodzielnych, została zlikwidowana.
"Licea trzyletnie straciły swoją funkcję ogólnokształcącą i doprowadziły do fragmentaryzacji nauczania". I licea zostały wydłużone do czterech lat (technika do pięciu), a nauka w nich pozbawiona elementów profilowania czy interdyscyplinarności. Tak jak w podstawówce, wrócił podział na szczegółowe przedmioty, tak jak uczył się Jarosław Kaczyński (nawiasem mówiąc kiepski i źle przystosowany uczeń).
Zasadniczą ideą PiS było
"przywrócenie czytelnego scenariusza – zwanego spiralnym – powtarzania i rozszerzania materiału, od szkoły podstawowej, aż po liceum".
Czyli tak jak było w PRL. Dziecko i nastolatek dwa razy uczą się tego samego, obciążają pamięć coraz większą liczbą szczegółów.
Zapowiedź kolejnej głębokiej reformy edukacji OKO.press określiło już tę jako hucpę, jakiej jeszcze nie było (podając przy okazji definicję Leo Rostena, że hucpa to „cecha osoby, która zabiwszy własnych rodziców, liczy na łaskawość sądu, bo jest sierotą”).
Bo w reakcji na strajk nauczycieli PiS wprowadził ten przekaz dnia już wcześniej: „Czas dojrzał do tego, żeby powiedzieć: jest potrzebna głęboka reforma całego systemu oświaty” – oznajmił Mateusz Morawiecki 15 kwietnia.
„Oczekiwania ze strony związków nauczycielskich są takie – dajcie nam więcej pieniędzy, a wszystko ma zostać tak, jak jest dotychczas. A my mówimy – obecnego modelu edukacji nie da się dłużej utrzymać” – przekonywał Jacek Sasin, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów.
„Jesteśmy gotowi, żeby przeprowadzić bardzo poważną debatę na temat gruntownej reformy oświaty” – zaznaczył szef KPRM Michał Dworczyk.
Organizowanie okrągłego stołu, by wreszcie gruntownie naprawić edukację to propozycja potrójnie szokująca:
OKO.press opublikowało dziesiątki analiz tego, jak deforma zaszkodziła edukacji. Bez satysfakcji możemy stwierdzić, że nasze teksty-przestrogi okazały się prorocze:
Dobrym podsumowaniem reformy było wystąpienie w czerwcu 2017 ówczesnej aktywistki ruchu rodziców Doroty Łobody, przewodniczącej komitetu referendalnego w sprawie reformy min. Zalewskiej (ostatecznie marszałek Sejmu nie dopuścił do jej wystąpienia w Sejmie i tekst odczytał szef ZNP).
W dużym skrócie krytycy (w tym OKO.press) zwracają uwagę, że:
Retoryka Morawieckiego odwołuje się do rozpowszechnionej w Polsce krytyki edukacji "w czambuł", często łączonego z idealizowanymi wspomnieniami "dawnych szkół". Ton nadają jej m.in. profesorowie uniwersytetów, którzy narzekają na poziom absolwentów porównując go niekiedy z czasami PRL, gdy studiowanie było dostępne wąskiej elicie.
Tymczasem w latach 1989-2015 w polskiej edukacji nastąpiło wiele zmian, w większości na lepsze:
To nie znaczy, że edukacja, którą PiS zaczął "deformować" nie miała - i nie ma nadal - zasadniczych braków. Wymienimy tylko 20 z nich:
Rzecz jednak w tym, że żadnej z tych słabości deforma Zalewskiej nie leczyła, a niektóre powiększyła, przy okazji dodając nowe.
Edukacja
Władza
Mateusz Morawiecki
Beata Szydło
Anna Zalewska
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Rząd Mateusza Morawieckiego
okrągły stół edukacyjny
podwyżki dla nauczycieli
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze